Boją się przychodzić na Radę Powiatu, bo boją się swojej (?) władzy
(DRAWSKO POMORSKIE.) Sesja Rady Powiatu w Drawsku Pomorskim była zapowiadana w „pijarze” szeptanym jako, jak na ten powiat, sesja niezwykła. A to znów za sprawą Jana Barczaka, co to tyle wie, że nieraz coś z tej swojej wiedzy i odpowie. A odpowiada z mównic samorządowych w ramach Trybun Obywatelskich na sesjach – miejskich i powiatowych. Mało miast w Polsce ma takiego Barczaka, a Drawsko właśnie ma, ale raczej chciałoby nie mieć. No, bo nie po to tyle lat o wolność walczyliśmy.
BARCZAK JUŻ ZASŁUŻONY, ALE JESZCZE BEZ MEDALU
Piszę, że jak na ten powiat sesja niezwykła, gdyż Drawsko i powiat są zawiadywane przez wreszcie tylko niszową partię SLD, co nawet jak na nasz kraj, wedle Drzewieckiego - „dziki”, jest raczej kuriozalne, ale powiat drawski właśnie jeszcze tak ma. SLD jest tu kojarzony najbardziej z nowymi polbrukami i supermarketami, i z emigracją za chlebem.
Były radny powiatowy, Jan Barczak, już zasłużył sobie na medal, ale do tej pory nikt mu jednak go nie wręczył. Chyba dopiero następna, a wyczekiwana ekipa polityczna. Winien być to medal za zasługi! Za jakie?
Reporter Tygodnika od Jana Barczaka jakiś czas temu usłyszał następującą opowieść: - Pojechałem sobie do Domu Pomocy Społecznej w Darskowie. Popatrzę sobie, pomyślę, jak tam jest. Wchodzę do pałacu jak hrabia jakiś. I od razu na stołówkę. A tam przy stołach ludzie coś spożywają. Patrzę na talerze, a na nich coś leży, ale nie bardzo widzę, co to jest. Pytam – co to jest? Nie ma odpowiedzi. Pytam jeszcze raz. Co to jest? Cisza. Czekam. Słyszę; to obiad - mówi ktoś. Okazuje się, to coś na tym talerzu, to dla nich obiad. Nie zdzierżyłem. Nie wytrzymałem. Jeśli to ma być obiad dla tych ludzi, to tu trzeba komisji rewizyjnej. I była. Zrewidowaliśmy do spodu. -
Po tym w sprawie obiadu wyczynie Jana Barczaka z Darskowa poleciał dyrektor i kadrowa, a potem jeszcze parę innych osób. Ciekawostką jest to, że o tym, co odkrył Jan Barczak, od lat wiedziało wielu, w tym też i tak zwanych nobliwych notabli. Bodajże i któremuś z nich też się dostało. Też poleciał. Ależ ten Barczak.
WAŃKA WSTAŃKA
Niech pan dobrze popilotuje Jana Barczaka, on znów zaczyna bardzo ważny problem – słyszałem wokół. Stosunki między pracownikami szpitala powiatowego, stosunki między nimi a dyrektorem Przemysławem Leyko... Tak dalej być nie może.
Telefon z redakcji, bym był na tej sesji. Ma być ważna. Zaglądam do internetu. Czytelników artykułu sygnowanego KAR kilkuset. Potem do półtora tysiąca. To nawet w przypadku Tygodnika bardzo dużo. Komentarzy ponad pół setki. Potem do stu pięćdzisięciu. Dyrektor Przemysław Leyko był karany, a zaprzeczył temu startując w konkursie na dyrektora. To wiadomość od Barczaka z mównicy. Okazało się, nie bardzo tak. Będzie sprawdzanie. Generalne uwagi - złe stosunki między ludźmi, coś w rodzaju kumoterstwa, ktoś uprzywilejowany, a ktoś nie. Pieniądze idące z ministerstwa, które mogłyby pójść na podwyżki pensji, idą na remonty. Inne uwagi – szpital w oka mgnieniu zaczyna jednak przypominać szpital. Pojawia się potrzebne wyposażenie, remonty idą jak po sznurku, sale eleganckie, lśnią nowoczesnością taką, której w drawskim szpitalu jeszcze nikt i nigdy nie oglądał.
Później ktoś, kogo trudno zaliczyć do stronników Przemysława Leyko, powie: - Nie odmawiam mu tego, że ma zmysł do roboty, do remontów, umie to zrobić. Już poza salą narad mówi, że Leyko stosownych pozwoleń nie otrzyma, bo wykonane remonty nie wedle przepisów – straż pożarna.
RAPORT KOMISJI REWIZYJNEJ NA NASTĘPNĄ SESJĘ
Dyrektor Przemysław Leyko zasiada w środku sali obrad rady powiatu. W lewej dłoni mikrofon, w prawej mysz komputera. Przedtem szef komisji rewizyjnej, która pracowała w szpitalu, mówi, że nie ma raportu. Bo tyle się wydarzyło, że nie sposób, by już taki raport był. Będzie na następną sesję, w połowie marca, dokładnie siedemnastego. Dyrektor rozpoczyna wspomagany komputerem wykład na temat nie tego, czego dokonał w szpitalu, ile bardziej o tym, czego ten szpital wymagał i on to spełnia do dzisiaj z pomocą głównie swych pracowników. Niektórych wskazuje. Padają nawet imiona, ale wypowiadane tak, jakby to byli jacyś nowi bohaterowie jakichś zupełnie nowych czasów. Sala reaguje albo bezdechowym podziwem, albo szmerem zrozumienia. Hokus pokus: zdjęcie – na nim zrujnowane pomieszczenie, drugie zdjęcie – niewiarygodna zmiana. I znów to samo – wydawało się, że to jakiś blef, ale zorientowani twierdzą: tak, on tego dokonał, nie można mu tego odmówić. - On w tym jest dobry, naprawdę, tylko taki straszny wobec ludzi. Zastrasza, wszyscy się go boją, zwalnia, nie jest za grzeczny. No, i karany. No i nie przyznał się, a nawet więcej – skłamał. Napisał, nie był karany, a był. - Dyrektor wyjaśniał: o wszystkim poinformowałem.
Prezentacja jest długa, ale u jej zwieńczenia właściwie to nie ma pytań. Jest tylko spór z jednym z przewodniczących, który zapytał, skąd doktor bierze środki na remonty, skoro nie zawsze od rady powiatu. Dyrektor mówi: wy mi powiedzcie, ile razy mam pisać, żeby pieniądze dostać. Piszę raz, a wy, że nie dostanę. To ja wtedy już nie piszę, tylko robię swoimi sposobami. Może nawet okna będę produkować - żartuje, ale sam zachowuje kamienną twarz. - Bo co, za piątym razem dostanę? To mi powiedzcie, za piątym, to od razu napiszę pięć razy. - Brzmi to nawet nieźle. Jeden z dyrektorów powie: Ja też tak robię!
Prezydium rady, skonfundowane, starannie robiło dobrą minę do niespodziewanej gry. Sala była za dyrektorem, ale spośród tych, którzy na zabój są przeciwko niemu, nie było nikogo. Jan Barczak siedział jak trusia, bo szpital – ruina, to też i za jego kadencji. Reporter usilnie poszukiwał kogokolwiek, kto byłby na sali z ludzi, wedle wieści, pokrzywdzonych przez dyrektora, ale nie było nikogo. Dosłownie. To było najbardziej zaskakujące. Strach? Szpitalni się boją? Później okaże się, że tak. Do Drawska Pomorskiego demokracja dopiero dociera. Tu ciągle jeszcze postkomuna. Człowiek pracy, a któż to taki? Tu jedno zdanie o ludziach w szpitalu, o fatalnych tam stosunkach, mogłoby nawet i zburzyć perrorę o wszelkich remontach dokonanych dotychczas przez dyrektora. Dlaczego ludzie ze szpitala bali się przyjść na piątkową sesję? Chyba dlatego, że w Drawsku Pomorskim ciągle rządzi jeszcze SLD. Tego rodzaju polityczne roztasowania nie sprzyjają jakimkolwiek ludzkim otwarciom, a szpital ma w swej historii wydarzenia wręcz karygodne z poprzednich lat. Być może po nowych wyborach w Drawsku Pomorskim zwykli ludzie pracy będą zdolni do pootwierania buź po dziesiątkach lat z wodą w ustach. To przecież jest uleczalne nawet i bez szpitala.
OKLASKI
Koniec prezentacji – oklaski. Niezbyt burzliwe. Głęboka ulga. Czytelne. No, tego to się nie spodziewano chyba. Po, właściwie to braku pytań do dyrektora, można sądzić, że Rada Powiatu jakby się umówiła. - Nie ma pytań do dyrektora, nie ma problemu. - Ale problem pozostał i będzie musiał być rozwiązany. Głosy komplementujące dyrektora. To głosy ludzi, których w ostatnim czasie sięgnęła choroba. Komplementują pracę szpitala, serdecznie. Ale to radni, którzy w wyniku choroby trafili do szpitala. Miejscowi notable. To nie jest miarodajna opinia. I głos ze Złocieńca byłego burmistrza i naczelnika miasta Henryka Czarnoty. - Nikt do tej pory nie zrobił dla tego szpitala tyle, co ten dyrektor. A przez ostatnie, do trzech lat, było ich aż siedmiu. Skoro on tyle potrafi, tyle zrobił, to spójrzmy na tego człowieka i w tej perspektywie. Zważmy jego postępowanie, ale z największą dozą obiektywizmu. -
Andrzejowi Krauze, wicestaroście ze Złocieńca, szpital został wetknięty na siłę przez starostę Stanisława Cybulę. Cybula to cwany lisek, wiedział, co robi - jeden z radnych na ten temat, anonimowo oczywiście. Dzisiaj Cybula jest czysty, za szpital odpowiada Krauze, a Przemysław Leyko skłamał – ciągnie wypowiedź. Gdyby powiedział prawdę, nie on wygrałby konkurs, a ta druga osoba - to z kolei anonimowo radny spoza Drawska Pomorskiego.
DZIĘKUJĘ, PANIE DYREKTORZE
Wicestarosta Andrzej Krauze dobrze wybiera moment w dramacie na obronę swego w jakimś sensie podwładnego. - Tyle zrobił - to się przewija. Nie da się ukryć, tyle zrobił. - A Krauze na dodatek umie mówić. Z wyczuciem dobiera timbre głosu, instynktownie reguluje moc, dobrze obeznany z mikrofonami. Wypowiedź jest zgrabnie skonstruowana, podana; widać, w odróżnieniu od innych, przygotowana. Tu znów coś w rodzaju oklasków, ale ledwie, ledwie. Perrora Andrzeja Krauze zwieńczona słowami – dziękuję, panie dyrektorze. - Sala podziela podziękowania, ale ktoś pyta: dziękuję, to co to znaczy, że w ogóle już dziękujemy? - Nie, nie, to znaczy, to znaczy, co znaczy, dziękujemy panie dyrektorze. Za pracę. -
PRZED SZPITALEM
W poniedziałek i we wtorek nie udało się nam skontaktować ani z Janem Barczakiem, ani z wiecestarostą Andrzejem Krauze. Byliśmy zaś w szpitalu po pierwsze wieści - a co tam panie w szpitalu tuż po sesji. Już przy wejściu widać, że trwa nieustający remont, ale taki - dobry, bo rodzaj widocznego osprzętu instalowanego przedni. Winda – cacko. Za to parking pod oknami beznadzieja. Mury lecznicy pod psem. Jak to było możliwe, by budynek doprowadzić do takiego stanu, trudno szukać winnych? W ciągu dwóch lat było tu siedmiu dyrektorów. Nie dali rady. Podobno dobrze radzą sobie gdzieś indziej, na przykład w Goleniowe, nad Drawą popadali. To wiadomość od wicestarosty, Andrzeja Krauze.
Nie udało się nam skontaktować z Janem Barczakiem, pozostało więc miejsce najważniejsze – szpital. A w nim związki zawodowe. A w związkach pierwsza pani wskazana przez kilka pielęgniarek, Jadwiga Micewska.
JADWIGA MICEWSKA
Szefowa jednego ze związków zawodowych pielęgniarek pokazuje pisemko, które właśnie otrzymała: - W związku z upływem – z dniem 31.03.2010 roku – okresu Pani oddelegowania do pracy w poradniach specjalistycznych na stanowisku sekretarka medyczna, proszę o dostarczenie informacji na temat posiadanych przez Panią kwalifikacji niezbędnych do pracy w systemie zmianowym w laboratorium Szpitala. -
TYGODNIK. Otrzymała pani to pisemko dzisiaj i usłyszała pani od dyrektora, że mimo dwudziestu siedmiu lat pracy, nie ma pani kwalifikacji?
JADWIGA MICEWSKA. Te zarzuty usłyszałam już w październiku. (...) Wszystko rozbija się o to, że my, jako laborantki i osoby pracujące w pracowni, między innymi - serologii, musimy mieć co trzy lata aktualizowane kursy serologiczne. Siłą rzeczy te kursy się dezaktualizują. Po trzech latach trzeba odbyć ponowne szkolenie. Jest sytuacja tego rodzaju, że pan dyrektor uniemożliwia odbycie tego kursu, a tym samym przywrócenie mnie do mojej dotychczasowej pracy.
TYGODNIK. Co z panią dalej będzie?
JADWIGA MICEWSKA: Nie wiem. Muszę odpisać panu dyrektorowi na to pismo.
TYGODNIK. Sądzi pani, że jest to związane z pani działalnością związkową?
JADWIGA MICEWSKA. Jestem przewodniczącą Międzyzakładowej Organizacji Pracowników Ochrony Zdrowia Powiatu Drawskiego z siedzibą przy Szpitalu imienia Matki Teresy z Kalkuty.
TYGODNIK. Łączy pani to pisemko z tą działalnością?
JADWIGA MICEWSKA. Jak najbardziej. To nie tylko jest, że tak powiem, jakaś szykana w stosunku do mojej osoby. Ja już wiele złego tutaj przeszłam. Dostałam między innymi naganę za to, że naruszam zasady współżycia społecznego.
TYGODNIK. Nim przyszedłem do pani, poczytałem sobie o was w prasie, w inernecie... Dżungla spraw do rozwikłania, któż temu poradzi? Wychodzi na to, że atmosfera międzyludzka w lecznicy jest fatalna.
JADWIGA MICEWSKA. To delikatnie powiedziane. Takie praktyki są stosowane w stosunku nie tylko do mojej osoby.
TYGODNIK. No to trzeba pójść do tej władzy drawskiej, jaka by ona nie była i mówić o swoich sprawach. Byłem na ostatniej sesji rady powiatu i odniosłem wrażenie, że oni o tym wszystkim w ogóle nie wiedzą. O tym, co się tutaj dzieje.
JADWIGA MICEWSKA. Bzdura. Oni doskonale wiedzą. Ja byłam na sesji w październiku i dokładnie powiedziałam, co się dzieje u nas w laboratorium. Tu sytuacja jest bardzo skomplikowana. Zaszłości sięgają wielu lat wstecz. Były ciągłe reorganizacje, restrukturyzacje, zwolnienia grupowe. W laboratorium pracowało aż trzydzieści osób. W tej chwili jest dziewięć.
TYGODNIK. Słuchałem wystąpienia dyrektora na sesji Rady Powiatu. Rzeczowo informował o nie tylko swoich dokonaniach w szpitalu, ale podkreślał, że z załogą. Wiele słów było o remontach, dobrze się tego słuchało. Był taki moment, na zakończenie prezentacji multimedialnej, że radni dyrektorowi bili nawet brawo. Przyznaję, nie brzmiało dobrze.
JADWIGA MICEWSKA. No, wie pan. Bez komentarza.
TYGODNIK. Rozumiem, że radni winni włożyć więcej wysiłku w poznanie sytuacji w szpitalu. W końcu ich diety to więcej niż tysiąc złotych miesięcznie. Za prace społeczno-użyteczne człowiek ma dwieście osiemdziesiąt jeden złotych.
JADWIGA MICEWSKA. Oczywiście, że tak. Mury, to nie wszystko. Ktoś musi w nich pracować. Ja nie mówię, że ten szpital jest zły. Szpital jest dobry. Tylko sposób, w jaki realizuje się ideę dobroci, to... brak mi po prostu słów.
TYGODNIK. Proszę pani, zarzuca się dyrektorowi Przemysławowi Leyko wady charakterologiczne?
JADWIGA MICEWSKA. Na ten temat niech się wypowiedzą inni. Podobne metody pan dyrektor Przemysław Leyko stosował w Szczecinku. W szpitalu. Tam został odwołany. Ludzie nie zmieniają charakteru.
TYGODNIK. Komisja rewizyjna rady powiatu ma jeszcze przez miesiąc badać, co w tym szpitalu dzieje się na co dzień. Odniosłem wrażenie, że to nie to ciało winno jakby nawet interweniować w tej sprawie.
JADWIGA MICEWSKA. Związki Zawodowe prosiły, aby starostwo zainteresowało się tym, co się tutaj dzieje. Ta komisja na nasz wniosek tutaj przyszła. Starosta obiecał, że ona zajmie się zarzutami, jakie kierowaliśmy pod adresem dyrektora. Kontrola ponoć została przeprowadzona. Nie wiem, dlaczego jej wyniki do tej pory nie zostały przedstawione.
TYGODNIK. Wynik tych prac ma być pokazany dopiero osiemnastego marca, ze względu na piętrzące się komplikacje w lecznicy.
JADWIGA MICEWSKA. Tu się pracuje źle. To jest też opinia załogi. Osoby, które próbują powiedzieć głośno o tym, że dzieje się źle, są w różnoraki sposób karane. To nie tylko moja osoba. To samo stało się z przewodniczącą drugiego związku. Była instrumentariuszką na bloku operacyjnym i w związku z tym, że ośmieliła się głośno sprzeciwić temu, żeby do zabiegów nie stawały jako „brudne” instrumentariuszki (określenie ze slangu zawodowego – przyp. mój) i salowe, została odsunięta do pracy na intensywną terapię. To pani Stanisława Petrowicz. Ja zostałam przesunięta z laboratorium do pracy rejestratorki medycznej.
TYGODNIK. Jaki jest wedle pani cel działalności dyrektora szpitala?
JADWIGA MICEWSKA. Sprawić, by ludzie bali się mówić głośno o tym, co jest nieprawidłowe. My nie mówimy nic złego. My tylko domagamy się praw dla pracowników. (...)
TYGODNIK. Jest i opinia, że dyrektor przygotowuje szpital pod prywatyzację.
JADWIGA MICEWSKA. Myślę, że tak, ale to jest moje prywatne zdanie. Nie mi rozsądzać ten problem. Faktem jest, że są prowadzone na szeroką skalę remonty. A ja już się zastanawiam, co mnie spotka za ten wywiad. My nie kwestionujemy tego, że w szpitalu są nowe ściany, ale ściany, to nie wszystko. Szpital, to przede wszystkim ludzie. A tym ludziom pracuje się źle. Pracuje się źle! (...)
* * *
Ze wstępnych materiałów zebranych w tej sprawie wynika, że nie tak ważne jest to, czy dyrektor Przemysław Leyko napisał, że był karany, czy też nie, ale to, czy aby powód zwolnienia z pracy w Szczecinku nie będzie w końcu identyczny z tym, co w końcu może zdarzyć się i w Drawsku Pomorskim. Jest czas, by temu zapobiec. Nawet prośbami do dyrektora. Naganą. Na razie – jednak wszystkie sznurki nadal trzyma dyrektor Przemysław Leyko. Te powiatowe też jak najbardziej. Takie odnoszę wrażenie. Gdy Komisja Rewizyjna przedstawi plon pracy w szpitalu, dobrze byłoby, by był też przyjęty przez załogę szpitala. Ot, idzie tylko o prawdę. Nie po to wyborcy wybierali Radę Powiatu, by ta tak poważne problemy zwyczajnie, nawet jakby z łobuzerska, zaklaskiwała. A ludzi zaklaskać się nie da. Z drugiej strony – każdy ma takich klakierów, jakich sobie sam wygłosował.
Komisja Zdrowia i Bezpieczeństwa Rady Powiatu zgłosiła wniosek, z wezwaniem do zbadania zgodności z prawdą pisemnego oświadczenia o niekaralności, składanego czternastego czerwca 2007 roku w konkursie ofert na stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego przez pana Przemysława Leyko, w kontekście ujawnionego faktu skazania go w 2003 roku za przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego.
Tadeusz Nosel
Do \"gapowicza\". Jak się nie znasz to nie pisz głupot.
Wyjaśniam. Ani w 2007 roku, ani obecnie dyrektor szpitala nie ma obowiązku składania oświadczenia o niekaralności.Dyrektor szpitala może być skazany i dalej być dyrektorem. O jego \"uczciwości\" powinien wypowiedzieć się kto inny na pewno nie ty.
~gapowicz
2010.03.11 18.33.10
Do \"Drawszczanki\". Wyjaśniam. Okazało się, że w dniu konkursu na dyrektora w 2007 roku jeszcze nie obowiązywał prawny przepis składania oświadczeń o niekaralności. Dlatego nikt nie miał obowiązku pytać Pana Leyko o jego przeszłość, jak też mógł on być wybranym pomimo wyroku. Tak się jednak stało, że Pan Leyko chcąc pokazać się z najlepszej strony, że jest uczciwym człowiekiem, to sam z własnej woli powiedział o swoim wyroku osobom jego wybierającym. Tak podobno zabrzmiało oficjalne stanowisko w tej sprawie. Czy to jest wszystko prawdziwe? tego sie juz nie dowiemy.
~do Pana readktora
2010.03.10 21.48.57
Czytam tak te komentarze i nie mogę uwierzyć i zrozumieć to, że pani Marylka, tak wspaniała pielęgniarka została przeniesiona do pracy w sterylizatorni. Jeśli tylko za to, że za dużo wiedziała i mówiła o tym wprost to proszę zająć się tą sprawę i pomóc pani Maryli bo to jest zwykły mobbing. Jako częsty pacjent oddziału chirurgii drawskiego szpitala doskonale pamiętam czasy kiedy ja leżałem tam i pracowała tam pani Maryla. Jako pielęgniarka otaczała mnie i innych pacjentów wspaniałą i fachową opieką. Potrafiła współczuć w chorobie i pocieszyć. Była zawsze dla nas miła- jakby bez nerw. Kiedy w grudniu przywiozłem do szpitala swoją mamę , izbie przyjęć miała dyżur pani Maryla. Przyjęła nas na oddział wenętrzny bardzo miło, pocieszjąc moją mamę, że będzie wszystko w porządku.Pani Marylo niech pani wraca do nas pacjentów. Apeluję w tym miejscu do pana redaktora i czytelników - pomóżmy wszyscy pani Maryli.
~drawszczanka
2010.03.10 21.34.58
NIE ROZUMIEM JEDNEJ RZECZY , OŚWIEĆCIE MNIE !!!Jakim prawem ,nawet jeśli wyrok uległ kasacji człowiek ,który miał wyrok za mobbing został ponownie dyrektorem ? Mobbing jest przecież świadomym znęcaniem się nad drugim człowiekiem.Taki człowiek,może sobie żyć ,pracować ale zarządzać ludźmi powinien nieć zakaz do końca życia.A swoją drogą:lekarz pomagający ludziom a zarazem gad , który potrafi dręczyć.Choroba to czy wyrachowanie....
~\"średni personel\"
2010.03.10 21.17.10
\"Pigułka\"-celnie strzelasz.Odezwij się jeszcze bo fajnie piszesz:krótko i na temat.Gdyby tacy ludzie jak Ty chcieliby się zaangażować trochę więcej,to dyrektor może by zrozumiał.że z nami też musi się liczyć...
~uważny czytelnik
2010.03.09 07.23.30
Panie Redaktorze Naczelny,Pana artykół zawiera parę nieprawdziwych informacji:Poprzedni Dyrektor nie został usunięty dycyplinarnie ,tylko zwolniony w trybie trzy miesięcznym Został zwolniony bo nie poszedł na proponowany układ przykrycia zaistniałej kradzieży powiązanej z członkiem Rady Powitu.Gdyby było prawdą okradanie i głodzenie mieszkańców to dostałby dyscyplinarkę,a tak się nie stało( dziwne prawda)Odbył się proces sądowy i jakoś Pan Dyrektor nie dostał żadnego wyroku.(drugi dziwny przypadek)Proszę sprawdzić powiązania obecnej Pani Dyrektor a Starosty Drawskiego wyjdą bardzo ciekawe rzeczy.Sprawdziłbym co teraz rzeczywiście dzieje się w DPS Darskowo,dowiedziałby się Pan ciekawych rzeczy.Mam nadzieje że jest Pan rzetelnym dziennikarzem i potrafi psać prawdę,