(ŁOBEZ) Doskonałym przykładem nie tylko podcinania skrzydeł przedsiębiorczości, ale wręcz jej niszczenia jest Łobez, choć rzecz dotyczy całego powiatu. Teoretycznie, zgodnie z prawem, gminy ani instytucje nie mogą zarabiać ani działać konkurencyjnie wobec firm prywatnych, nie mogą też szkodzić firmom prywatnym. Ale czy tak jest? Rzeczywistość ostatnich lat pokazuje co innego.
Gastronomia
Żadna firma prowadząca działalność gastronomiczną, łącznie z wynajmem sal na wesela i inne uroczystości, nigdy nie otrzyma od gminy w prezencie, bez konieczności oddawania 300 tys. zł na remont kuchni i sali. Pieniądze, które może przeznaczyć na remont, pochodzić muszą albo z zysku, albo z kredytu. A co robi władza Łobza? Daje 287 tys. zł lekką ręką na remont kuchni i sali oraz montaż klimatyzacji w Łobeskim Domu Kultury na wynajem sali na wesela i inne uroczystości. Wynajem oczywiście płatny. Już w tym momencie Kowalski prowadzący gastronomię dostał przysłowiowego kopa. Ale to nie wszystko. W Łobeskim Domu Kultury zatrudnieni są ludzie, którym płaci się z pieniędzy publicznych. Czyli - Kowalski musi zarobić na swoją gastronomię, oddać podatki gminie, a gmina z tych podatków remontuje mu konkurencję i zatrudnia ludzi w tej konkurencji. Nie trudno zgadnąć, w którym lokalu ceny będą niższe i gdzie będzie więcej chętnych? I pytanie - kto produkuje PKB i z czego żyją urzędy i instytucje?
Gmina wykonuje usługi po kosztach
W Łobzie są punkty ksero. Kopie dokumentów można również zrobić w urzędzie. U prywaciarzy jednostronna kopia kosztuje 20 gr - z zyskiem. W magistracie - 50 gr - bez zysku, bo gmina nie może zarabiać.
Sprzątanie
Jedną z łobeskich szkół sprzątała firma zatrudniająca siedem osób. Gdy skończył się czas określony umową, do przetargu nie przystąpiła, bowiem pieniądze przeznaczone na ten cel, były mniejsze niż koszty wykonania zadania (w tym m.in. pensje). Przetarg wygrała firma dotowana przez państwo, bo zatrudniająca osoby niepełnosprawne. Ale i ona zrezygnowała. Teraz prace wykonuje CIS - nie musi ponosić wysokich kosztów utrzymania pracownika ani podatków, na wykaszanie konkurencji otrzymuje pieniądze publiczne, na bazie publicznych pieniędzy może zarabiać dając dumpingowe ceny. Prace wykonuje CIS, bo nikt inny nie jest w stanie za tę cenę pracować, ale w normalnym trybie - ogłoszony byłby nowy przetarg z wyższą stawką.
- Nie jestem w stanie wykonywać tej pracy za takie pieniądze, przy opłaceniu wszystkich składek i wypłat. To jest niemożliwe, CIS jest firmą, która chyba dostaje jakieś dotacje, bo inaczej nie daliby rady. Wcześniej zatrudniałam siedem osób, teraz zatrudniam dwie. Po wyjściu ze szkoły musiałam zmniejszyć zatrudnienie - powiedziała właścicielka jednej z firm.
Jednak CIS nie jest firmą, gminy płacą roczne składki, dodatkowo stowarzyszenie pozyskuje pieniądze zewnętrzne, a ludzie utrzymywani są z pieniędzy PUP. Żadna firma nie jest w stanie wytrzymać takiej konkurencji. Ale teraz zwolnionych 5 osób może w CIS-ie wykonywać to samo za połowę pieniędzy i bez składek emerytalnych. Gmina (szkoła) może się cieszyć, że ma taniej.
Gdyby przetargi obejmowały kwoty realne dla firm prywatnych, które muszą płacić podatki i składki, wówczas w firmie wzrosłoby zatrudnienie i to jest realna walka z bezrobociem. W ramach oszczędności na sprzątaniu tylko w tym wypadku mamy pięć osób bezrobotnych.
Remonty i zbieractwo
Co roku pozyskiwane są pieniądze na remont mieszkań socjalnych z „Gminnego programu aktywizacji społeczno-zawodowej na rzecz budownictwa socjalnego”. W 2010 roku PUP w Łobzie napisał projekt dla gmin. Pozyskano 90 tys. zł dla Reska i Węgorzyna. Za 67.500 zł kupiono materiały budowlane niezbędne do remontów, a 22.500 zł trafiło do Klubu Integracji Społecznej realizowanego przez stowarzyszenie Centrum Integracji Społecznej w Łobzie z przeznaczeniem na szkolenie.
Szkolenia można zorganizować dosłownie na wszystko - w tym dla zbieraczy runa leśnego. I podobnie jak wcześniej - zatrudnieni z pieniędzy publicznych ludzie w PUP napisali projekt i pozyskali pieniądze. Powstało 10 punktów, w tym cztery osoby zostały zatrudnione z PUP w ramach stażów, staże oczywiście z pieniędzy publicznych. Projekt był realizowany w partnerstwie z Gminami oraz CIS w Łobzie. Podział obowiązków był następujący: PUP koordynował działania, organizował spotkania, występował o zgodę na skup ślimaka winniczka, finansował zatrudnienie subsydiowane - wszystko z pieniędzy publicznych, gminy również z pieniędzy publicznych przekazały pomieszczenia na punkty skupu, wyremontowały je i wyposażyły w wagi. Centrum Integracji Społecznej zatrudniło koordynatora projektu, współpracował z PUP przy organizacji szkoleń dla zbieraczy (co nie było trudne zważywszy, że część osób z PUP pracuje w stowarzyszeniu CIS), zabezpieczyło zbyt na runo leśne. Czyli koszty ponosi PUP i gminy, a CIS zbiera śmietankę, zatrudniając koordynatora, który weźmie za to kasę. Jego praca polega na szkoleniu z zakresu zbierania ślimaka albo grzybów i zabezpiecza na to zbyt, co nie jest żadną skomplikowaną sprawą, bo przy zerowych kosztach, można pozwolić sobie na atrakcyjne ceny, wyrugowując każdego innego potencjalnego chętnego, który chciałby zająć się tym na własną rękę z koniecznością ponoszenia nakładów własnych.
Chętnych brak do trawników?
W 2008 i 2009 r. CIS wygrało również w Łobzie ofertę na strzyżenie trawników, grabienie trawników (usuwanie opadłych liści, usuwanie śmieci), przycinanie żywopłotów i krzewów, pielęgnację klombów z kwiatami (pielenie), zamiatanie i usuwanie nieczystości z przyległych do terenów zielonych alei, przejść i chodników, itp., nadanie trawnikom, krzewom, kwiatom estetycznego wizerunku. CIS wygrać musiało, bowiem oferta była tak skonstruowana, że żadna firma nie byłaby w stanie podołać zadaniu, bo w ofercie był wymóg reintegracji zawodowej. Trudno też byłoby pod względem finansowym, bo cena za usługę spadła z 60-70 tys. zł do 42 tys. zł.
Nisze, a nie konkurencje
Teoretycznie CIS miało wchodzić na rynek tam, gdzie są nisze, niechciana praca, a nie konkurować z istniejącymi firmami. Jak to się ma wobec wykonywania remontów budowlanych, zajmowania się zielenią, sprzątaniem i ostatnio słychać coś o gastronomii - a wszystko po cenach dumpingowych?
CIS najtańszy?
Ogromnym argumentem przy wyborze oferty CIS jest ten, że CIS jest najtańsze, ale czy tak jest w rzeczywistości, czy to tylko mydlenie oczu głupcom i naiwnym? Przy policzeniu kosztów społecznych, jakie ponosimy wszyscy, rezultat, w tym brak możliwości wzrostu firm, daje obraz katastroficzny dla powiatu.
1 września 2005 CIS „Od Nowa” rozpoczął funkcjonowanie. W pierwszej edycji wzięło udział 44 uczestników, w kolejnej, w 2007 roku - 61 uczestników, w II edycji 80 uczestników, w IV edycji 55 uczestników. Łącznie - 140 przez 5 lat - dane ze strony CIS Od Nowa w Łobzie.
Pytanie - ile powstało firm i prosperuje w wyniku reintegracji CIS? Ilu uczestników CIS-u podjęło pracę i pracuje na stałe? Ilu z nich wyszkolonych z naszych podatków wyjechalo zagranicę i pracuje na zysk obcego kapitału? I ilu z nich nadal figuruje w PUP jako osoby bezrobotne i korzysta z publicznej pomocy? A może zatrudnienie, którym chwali się CIS, to zatrudnienie w ramach stażów, prac interwencyjnych, robót publicznych - czyli nadal ze środków publicznych i niewiele w firmach prywatnych na kilka miesięcy? Czy ktoś to kontroluje?
Dla kogo zyski?
W łobeskim CIS-ie w 2010 roku było zatrudnionych 18 pracowników wg umów cywilnoprawnych, zatrudnienie ustało dla 16 osób, przeciętne zatrudnienie - 33 osoby, w pełnym wymiarze - 20 osób, w niepełnym - 5 osób, zatrudnieni na podstawie umowy cywilnoprawnej - 8 osób.
Razem w CIS-ach w całym województwie zatrudnionych było 58 osób, przeciętne zatrudnienie wynosiło 72 osoby.
Aby zreintegrować 131 osób uruchomiono środki w wysokości 2.649 tys. zł i powołano cały sztab ludzi, którzy mieliby im w tym pomóc. W Centrum Integracji Społecznej „Od Nowa” w Łobzie w zajęciach wzięło udział 131 uczestników, ale ukończyło 36 osób, 22 osoby uczestniczyły w szkoleniach, praktyki i staże zawodowe zorganizowano dla 49 osób, ukończyło 44 osoby. Pomoc w przekazywaniu ofert pracy otrzymało 36 osób, zajęcia z zakresu prowadzenia własnej działalności rozpoczęły 4 osoby, ukończyły 3.
Diagnoza za 120 tysięcy
W 2010 roku CIS postanowiło przeprowadzić diagnozę sytuacji organizacji pozarządowych województwa zachodniopomorskiego, bynajmniej nie samodzielnie. Ogłosiło przetarg i opracowanie na temat tego, jakie organizacje pozarządowe istnieją w województwie, kontakty do nich wraz z diagnozą sytuacji. W zadanie wchodziła konieczność wydrukowania 2 tys. egzemplarzy z badań wraz z opracowaniem i zarządzeniem stroną internetową diagnozy. Diagnoza kosztowała - bagatela - 123.220 zł brutto. Zadania takie przypadkowo wykonuje członek PSL i przypadkowo przyjeżdża niedługo po tym minister pracy do Łobza, również z PSL, przypadkowo chwali CIS.
Firma wykonująca zadanie to CRSG Sp. z o.o - Andrzej Zbigniew Durka - za Wikipedią: polityk i samorządowiec, były wicemarszałek województwa i wicewojewoda zachodniopomorski.
Należy do Polskiego Stronnictwa Ludowego, był przewodniczącym regionalnych struktur tej partii i kandydatem PSL do parlamentu. W wyborach samorządowych w 2006 z ramienia tego ugrupowania uzyskał mandat radnego sejmiku zachodniopomorskiego III kadencji.
Kontrolujący na wojażach
Gdy w starostwie łobeskim powołano płatnego członka zarządu Michała Karłowskiego - obecnie wiceprezesa Zarządu Wojewódzkiego PSL, otrzymał zadanie zgodne z tym, które ma jego partia w kraju - kontrolę nad sferą socjalną, czyli PCPR i PUP w Łobzie. Zapewne w celu kontroli działań osób, które miał kontrolować, głośno zapowiadano w prasie świnoujskiej, że 22 maja 2012 r. o godz. 10.30 w sali Urzędu Miasta odbędzie się spotkanie w sprawie możliwości utworzenia i prowadzenia Centrum Integracji Społecznej w Świnoujściu. Tematykę związaną z CIS prezentować mieli: Jarosław Namaczyński - Dyrektor PUP w Łobzie, Katarzyna Błaszczyk - Dyrektor PCPR w Łobzie oraz Michał Karłowski - członek Zarządu Starostwa Powiatowego w Łobzie.
W województwie powstał Zespół Koordynujący ds. Planu działań na rzecz rozwoju, promocji i upowszechnienia ekonomii społecznej w regionie. W jego skład wchodzą z naszego powiatu: Katarzyna Błaszczyk - Dyrektor PCPR w Łobzie, Michał Karłowski - Członek Zarządu Powiatu Łobeskiego, Jarosław Namaczyński - Dyrektor PUP w Łobzie. W skład zespołu roboczego: Agnieszka Kardasz Stowarzyszenie „Współistnienie” CIS Łobez - Koordynator projektu, Łukasz Wójcicki Centrum Integracji Społecznej w Łobzie- Kierownik.
Wcześniej, bo w 2011 roku, spotkanie odbyło się w siedzibie GOPS w Sławoborzu. Powiat Łobeski reprezentowali: Michał Karłowski członek Zarządu Powiatu, Katarzyna Błaszczyk dyrektor PCPR w Łobzie, Jarosław Namaczyński Dyrektor PUP w Łobzie.
Efekty milionowych działań
CIS w Łobzie działa już 9 lat. Przy takim zaangażowaniu środków i ludzi efekty powinny być widoczne na każdym niemal kroku.
Do niedawna dyrektor PUP Jarosław Namaczyński przelewał pieniądze dyrektorowi CIS Jarosławowi Namaczyńskiemu, aby ten przeszkolił za grube pieniądze bezrobotnego, a gdy już J. Namaczyński go przeszkolił za publiczne pieniądze, to J. Namczyński znalazł mu zatrudnienie w formie robót publicznych, stażu albo prac interwencyjnych również za publiczne pieniądze i miał wyniki. W taki cyrk to chyba tylko minister pracy może uwierzyć, gdy obejrzy piękne foldery. Nie mówi się, że CIS zabiera pracę firmom prywatnym, bo może dać ceny dumpingowe i daje, nie tworząc rynku pracy, a niszcząc go. Człowiek szkolony przez teoretyków niczego dobrego nie nauczy się. Gdyby rzeczywiście chodziło o praktyczne szkolenie zawodu, o egzekwowanie od ludzi sumienności, naukę samej pracy i dyscypliny, wówczas szukanoby rozwiązań mających na celu szkolenia w istniejących zakładach pracy. Nie sztuką jest przy cenach dumpingowych zniszczyć miejsca pracy i w zamian zatrudnić w ten sposób pozyskanych bezrobotnych z pieniędzy publicznych do wykonywania tego samego zadania, sztuką jest wpłynąć na rozwój.
Szkolenia tak, ale nie w CIS
Praca za kilkaset zł dziennie w CIS bez składek emerytalnych, to zwykłe uwłaczanie godności człowieka i niewolnictwo, a nie przywracanie do społeczeństwa. Jak ma czuć się człowiek, który tę samą pracę wykonuje za kilkaset zł, skoro wie, że pracownik firmy wykonałby ją za przynajmniej dwa razy większą kwotę i miał składki emerytalne? W firmach z roku na rok spada zatrudnienie, właśnie ze względu na koszty utrzymania pracowników, zgodnie z wymaganiami ustawowymi. Podczas szkolenia w firmie, gdzie brakuje ludzi i pieniędzy na ich zatrudnienie, pracownik poddawany jest takim samym regułom jak wszyscy i uczy się praktycznego zawodu. Nie jest potrzebny mu psycholog do podnoszenia wartości, bo ją otrzymuje wraz z zatrudnieniem.
Nic nie da szkolenie z zakresu znajomości komputera i obsługi internetu, gdy całą grupę szkoli jedna osoba. To jedynie podstawy, nic więcej, za mało, aby znaleźć pracę ze znajomością obsługi komputera, tym bardziej, gdy wymagana jest umiejętność szybkiego pisania i wyszukiwania informacji np. O wiele korzystniej dla takiej osoby byłoby, gdyby była szkolona w firmie, instytucji przy przepisywaniu tekstów i wyszukiwaniu informacji. Wówczas rzeczywiście mogłaby powiedzieć o umiejętnościach. Umiejętności budowlanych można nauczyć się jedynie na budowie, remontowych - wykonując remonty, drogowych - przy drogach i melioracyjnych - przy melioracji. W zamian stosowane są niezwykle drogie kursy dla grup, czasami indywidualne, po których ktoś ma zostać fachowcem, a praktyka pokazuje, jak wiele jest później niespodzianek.
Gdyby pieniądze z Funduszu Pracy w wysokości 620 tys. zł (tyle ile w 2010 roku) zostały przekazane zamiast do CIS-u do przedsiębiorstw prywatnych i każdy przedsiębiorca otrzymał 600 zł brutto miesięcznie za szkolenie a pracownik 1317 brutto za pracę (najniższa krajowa w 2010), wówczas w ciągu roku zostałoby zatrudnionych na pełen etat z pełnymi składkami 26 pracowników, gdyby jednak pracodawcy, którzy mieliby przeszkolić pracowników w danym zawodzie, zostali wspomożeni płacą minimalną dla pracowników, a dla siebie nie otrzymywali wynagrodzeń za szkolenie, wówczas prace na rok znalazłoby 39 ludzi; idąc dalej, znaczną pomocą dla wielu przedsiębiorców byłaby pomoc w wysokości połowy wynagrodzenia za pracę, co dałoby 78 osób.
W powiecie jest niezmiernie dużo pracy do wykonania, CIS je zrobi, ale za pieniądze, choć sam żyje z pieniędzy pozyskanych. Dostaje pieniądze od gminy i dla gminy wykonuje odpłatnie prace. Wszyscy narzekają na stan dróg, na które ciągle brakuje pieniędzy, a zasadniczym problemem dróg i powodem, dla których ulegają zniszczeniu w długofalowym użytkowaniu jest fatalny stan rowów. Brak odwodnienia i należytego utrzymania sprawia, że woda nie spływa prawidłowo z drogi, zamarza w okresie zimowym w mikroporach oraz pęknięciach, rozszerza nawierzchnię, a na wiosnę pod wpływem ocieplenia woda odmarza, asfalt kurczy się, to wszystko powoduje pęknięcia. Problem w tym, że na takie prace, jak na razie, nie ma pieniędzy. W ostatnich latach i w tym roku również wykonuje się prace polegające na poszerzeniu poboczy, co również jest istotne. Tutaj przydałyby się ręce do pracy, podobnie jak przy wzgórzu Rolanda w Łobzie i wielu innych miejscach. Prywatne firmy, mając wsparcie w ramach szkoleń i reintegracji zawodowej mogłyby obniżać ceny i stać się bardziej konkurencyjne na rynku. Firmy i instytucje mogłyby również wykonać więcej prac na rzecz powiatu i jego rozwoju, zwiększając tym samym zatrudnienie przy mniejszych kosztach społecznych. W tym celu jednak musiałoby zmienić się prawo - bez wymogu dla przedsiębiorców i dyrektorów instytucji posiadania uprawnień do szkolenia.
Instytucje przeciw rozwojowi własnego rynku
Magistraty rzadko korzystają z lokalnych firm, aby u nich kupować materiały biurowe, podobnie szkoły - nie widząc zależności, że podatki zostają tam, gdzie wydaje się pieniądze. Tym samym korzystając z usług i ofert firm spoza własnej gminy uszczuplają swój własny budżet, ale to akurat nie interesuje ani urzędów ani szkół. Urzędy podniosą podatki, a szkoły niszczące własny rynek i tak dostaną subwencje od tych, na których rozwój nie chcą wpływać. To zwyczajny brak świadomości tego, jak wygląda rzeczywistość.
Przy takich działaniach powiat łobeski nie ma i nie będzie miał szans na rozwój i żadna ekonomia społeczna tu nie pomoże, skoro w taki sposób zjada się własny ogon. MM
...a poza tym uważam, że szubrawców należy wieszać a nie wybierać !
~
2013.10.06 07.02.17
Tak trzymaj Kazimierzu: "Wieru-no prawieru". (Wierzę ale sprawdzę)...dopóki toczy się gra to nie ma żadnego zaufania wśród graczy-każdy może blefować i oszukiwać.
Czyżby powiał wiatr odnowy, "darowano resztę kar, znów się można było śmiać..." -jak w piosence Autobiografia.
~
2013.10.04 07.51.31
"Wszyscy jesteśmy dla siebie mistrzami, największymi - nasi wrogowie, od nich możemy nauczyć się najwięcej. Trudno w to uwierzyć, ale żaden przyjaciel nie powie tyle prawdy o nas co nasz przeciwnik i żaden przyjaciel nie nauczy takiej cierpliwości. Można rzec, że to swoisty przyjaciel, słowo „wróg” przestaje mieć rację bytu." I tak zaczynam mieć satysfakcję, że dotarło i nauka nie poszła w las. Edukacja to bardzo długi proces. Powodzenia. PS.A swoja drogą czasami takie cierniste drzewo jak ty wydaje tak wspaniałe owoce. Ale nie nadymaj i uśmiechnij się :-)
~
2013.10.04 07.38.39
http://www.24kurier.pl/Komentarze/Gdzie-ci-zacy-
~
2013.10.04 07.30.24
:-) Dać spokój ?!
~Jarun
2013.09.24 06.52.18
Po przeczytaniu artykułu wielce szanownej pani Magdaleny, nasuwa się wniosek. CIS swoją działalnością wykasza konkurencję. W ten sposób można rozwalić resztki prywatnych zakładów pracy. Pieniądze pochodzą nie z zysku (produkcji, gospodarności, dobrego towaru czy handlu) a z podatków. Wprowadzając taki system (cisowski) padną wszystkie zakłady pracy, za wyjątkiem urzędów. Według mnie jest to nieuczciwa gra na tzw. dopingu. Nie jest wielką sztuką dostawać za friko pieniądze i je potem wydawać. To potrafi każdy głupi. Każda nietrafna decyzja w prywatnej firmie przynosi straty i bardzo często plajtę. Tutaj nic takiego nie grozi -najwyżej poprosi się o większa dotację...a prywaciarz musiałby zaciągnąć nowy kredyt. Jak działają dotacje czyli wpompowanie pieniędzy ? Przykład daje NRD gdzie po zjednoczeniu RFN wpompowało (uwaga!) ponad tysiąc miliardów marek do "enerdówka". I co ? Bez większego rezultatu...ale za to "westy" odczuły skutki przyłączenia wschodnich landów. Podatek nie bierze się z nieba. Do powiatu Łobez można wpompować miliardy, rujnując przy okazji pół Polski, a skutek taki będzie, że dopóki będzie napływała forsa gmina czy miasto będzie się "rozwijać". Powstaną drogie i nieopłacalne fabryki do których trzeba będzie ciągle dopłacać. Z czego ? Ano z podatków. Rozumiesz gołąbeczko. W Zachodniopomorskim nie powstał żaden większy zakład pracy, a przedsiębiorstwa dławi się coraz większymi podatkami. A od takich "dobroczyńców" jak CIS -strzeż nas panie boże.
~Jarun
2013.09.24 06.23.48
Oburzona -kochanie...no właśnie pani Magdalena napisała bardzo rozsądnie z punktu widzenia ekonomii. Ekonomia rządzi się swoimi prawami. Zatrudnieni przez CIS pracują. Zgoda. Ale co to jest CIS ? Przedsiębiorstwo, zakład pracy ? Jeżeli tak, to niech działa na takich samych warunkach jak inne zakłady pracy.
~Jarun
2013.09.24 06.17.56
Kogo pozdrawiasz...:-))) mnie też :-))). Dziękuję.
Po pierwsze artykuł nie jest atakiem na CIS, ale próbą zobrazowania systemu, który niekorzystnie, wręcz katastrofalnie wpływa na nasz region. Artykuł nie jest tylko o CIS-ie. Po drugie - nieprawdą jest, że pracy, którą wykonują osoby z CIS nie wziąłby nikt, bowiem do pewnego czasu z powodzeniem była wykonywana przez firmy prywatne. Po trzecie nie sztuką jest wyrugować z rynku pracy firmy prywatne, płacące podatki i wpływające na PKB, aby wejść w ich miejsce z pieniędzmi pochodzącymi z podatków z firm prywatnych (wracającymi do samorządów w formie dotacji)- czyli z pieniędzmi z gminy, PUP i innych źródeł. Sztuką jest stworzyć nowe miejsca pracy. Nie biorę za to pieniędzy - za wskazanie mechanizmu, który byłby lepszy. Ten jest niekorzystny. Propozycje wskazali sami przedsiębiorcy i je tu po części przedstawiłam. Jako że temat jest szeroki, napiszę osobny artykuł. Pozdrawiam.
~oburzona
2013.09.23 19.43.41
do Jaruna - kochanie trzeba czytać ze zrozumieniem tekstu: ludzie zatrudniani w ramach CIS nie pracują w urzędach, tylko na ulicy, przy utrzymaniu zieleni, sprzątaniu, drobnych remontach : czesto nie jeden z was krytykujacych CIS nie wziąłby tej roboty za najniższe wynagrodzenie, a więc nie pultaj się, że musisz robić na urzędników, bo CIS nie zatrudnia urzedników ! zdrówka !
~
2013.09.23 16.08.44
Już przyzwyczailiśmy się do tego, że Umiłowani Przywódcy toczą między sobą wojny na górze. Przyczyny tych konfliktów bywają rozmaite, ale przeważnie chodzi o to, która grupa Umiłowanych Przywódców bardziej przychyli nam nieba. Nam - czyli obywatelom. Przychylenie nieba oznacza coś w rodzaju raju na ziemi. Wspominał o tym Bertold Brecht, zauważając wszelako, że „Toć raj na ziemi stworzyć każdy chce - ale czy forsę ma? Niestety nie.” Umiłowani Przywódcy, reprezentujący ten rodzaj mądrości, który nazywamy sprytem, oczywiście wiedzą, że bez forsy raju na ziemi stworzyć się nie da, a w związku z tym, podstawowym problemem politycznym staje się odpowiedź na pytanie: skąd wziąć szmalec? Odpowiedź jest jedna - od Bogu ducha winnych obywateli, bo przecież raj na ziemi ma być stworzony dla nich. Co do tego zgodni są Umiłowani Przywódcy, zarówno ci z lewicy, co to serca mają po lewej stronie, jak i ci z prawicy, którzy wrażliwe społecznie serca mają, jak się należy, po stronie prawej.
Ale zgoda panuje tylko na tym etapie, bo kiedy przychodzi to wymyślenia pretekstu, pod jakim Umiłowani Przywódcy zorganizują rabunek obywateli, zaraz rozpoczyna się wojna na górze. Toczy się ona już od ponad 100 lat, ale bez względu na to, czy przejściowo wygrywa ta, czy inna grupa Umiłowanych Przywódców, proces wyzuwania obywateli z władzy nad bogactwem, jakie wytwarzają swoja pracą, trwa nieprzerwanie. Jego ilustracją jest choćby nieustanne przesuwanie się w głąb roku tak zwanego „dnia wolności podatkowej”, a więc momentu, kiedy obywatel zarobił na zapłacenie państwu podatków i odtąd pracuje na siebie. Przed 100 laty, w najbardziej fiskalnym podówczas państwie świata, czyli Monarchii Austro-Węgierskiej, dzień wolności podatkowej dla wiejskiego kowala w Galicji przypadał na przełom stycznia i lutego. Obecnie w naszym nieszczęśliwym kraju dzień wolności podatkowej przypada gdzieś w połowie lipca - jeśli oczywiście brać pod uwagę tylko podatki, bez tak zwanych „składek na ubezpieczenie społeczne”, które w gruncie rzeczy są też rodzajem podatku, bo wprawdzie teoretycznie ubezpieczony ma z tytułu ich opłacania jakieś roszczenia wobec państwa, ale zarówno ich wysokość, jak i termin wymagalności nie są ściśle określone. Gdyby państwo było wobec swoich obywateli przynajmniej prawdomówne, bo o uczciwości trzeba definitywnie zapomnieć, to na pytanie obywatela, co będzie za te swoje „składki” miał, odpowiedziałoby: „kiedyś coś ci damy”. „Kiedyś” - bo państwo zawsze może zmienić wiek emerytalny - i właśnie rząd premiera Tuska to przeforsował - oraz „coś”, bo zasady wypłacania emerytur też mogą być zmienione, a skoro mogą, to na pewno będą.
I oto właśnie trwa wojna na górze, w której Umiłowani Przywódcy spierają się o to, co zrobić z Otwartymi Funduszami Emerytalnymi. Zostały one utworzone w ramach jednej z czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka, chociaż ich fundamenty położyła poprzednia ekipa SLD-PSL. Oczywiście chodziło o to, by obywatelom przychylić nieba, ale tak naprawdę - by pod pretekstem przychylenia nieba, dodatkowo ich, jak to się mówi, wydymać.
Mogłem się o tym przekonać uczestnicząc w 1997 roku w programie publicystycznym, poświęconym wspomnianej „reformie”. Zapytałem panią posłankę AWS Ewę Tomaszewską, czyja własnością będą pieniądze na tzw. II filarze, czyli właśnie w OFE. Kiedy pani Tomaszewska powiedziała, że własnością ubezpieczonego, wówczas wyraziłem przekonanie, ze jeśli chciałby on, dajmy na to, odbyć podróż dookoła świata, to kiedy zgłosi się do OFE i poprosi o wypłacenie mu tych pieniędzy, oni wypłacą mu je bez mrugnięcia okiem. Ta to pani Ewa, że nie. Ja na to: jak to, właścicielowi, na jego żądanie, nie wypłacą? Na co pani Ewa: „bo każdy by tak chciał!”
Więc dzisiaj, kiedy pan minister Rostowski, gwoli ułatwienia sobie kreatywnej księgowości, dzięki której ukrywa i przed UE i przed opinią publiczną faktyczny poziom zadłużenia państwa, zamierza za zgodą Umiłowanych Przywódców przekazać pieniądze z OFE ZUS-owi, wcale mnie to nie dziwi, bo nawet niezawisły Sąd Najwyższy w czerwcu 2008 roku orzekł, że pieniądze w OFE nie są prywatną własnością ubezpieczonych, tylko mają charakter „publicznoprawny”, co w przełożeniu na język ludzki oznacza, że ubezpieczeni nie mogą nimi swobodnie dysponować bez zgody Umiłowanych Przywódców. Wydymanie zaś polegało na tym, że Umiłowani Przywódcy część pieniędzy odebranych przemocą obywatelom pod pretekstem „składki” przeznaczyli dla OFE. Firmy zarządzające OFE „inwestowały” te pieniądze w obligacje Skarbu Państwa i za te proste czynności pobierały „prowizję” w wysokości najpierw 8,5 procenta, a potem skromnie - 3,5 procenta. Za co? A za nic - bo przecież gdyby obywatelowi wcześniej tych pieniędzy pod pretekstem przychylenia nieba nie odebrano, to każdy z nich sam mógłby sobie je „zainwestować” w obligacje Skarbu Państwa bez niczyjej łaski. Zatem firmy zarządzające OFE dostały od Umiłowanych Przywódców prezent w postaci owych „prowizji”. Czy firmy zarządzające OFE jakoś się Umiłowanym przywódcom zrewanżowały? Wykluczyć tego nie można choćby ze względu na skwapliwość z jaką dzisiaj wielu z nich pragnie likwidacji OFE, chociaż przed laty równie skwapliwie głosowało za ich ustanowieniem. Dopatruję się w tej dzisiejszej skwapliwości intencji zatarcia śladów. Inni Umiłowani Przywódcy kładą nacisk nie tyle na natychmiastowe przejęcie pieniędzy z OFE przez ZUS, co na zapewnienie obywatelom „możliwości wyboru” między OFE i ZUS-em. Jest to taki sam wybór, jak w kołchozowej stołówce, a której też można jeść, albo nie jeść. Bo o tym, żeby obywatel mógł zrezygnować z ubezpieczenia społecznego żaden Umiłowany Przywódca nawet nie pomyśli. Za cóż by wtedy przychylał nam nieba?
Stanisław Michalkiewicz
~
2013.09.23 15.57.27
Według Friedmana wolny rynek, bez wszelkich ograniczeń legislacyjnych, swobodny przepływ kapitału i najniższe podatki to najlepszy sposób na szybki rozwój gospodarki. Friedman przyjmuje bardzo ważne założenie z punktu Ekonomicznej Analizy Prawa – homo economicusem, tak samo jak pracownicy prywatni, są pracownicy rządowi, którzy zawsze przedkładać będą własne interesy nad interesy innych, a nazywanie ich „public servant” (sługa narodu) nic tutaj nie jest w stanie zmienić. Podkreśla przy tym ogromną ekspansję początkowo niewielkich programów państwowych. Przy czym ocena tych programów nie podlega żadnym racjonalnym kryteriom, brak jest dolnej granicy efektywności, po przekroczeniu której dany podmiot powinien ponieść konsekwencje- niepowodzenie w sektorze prywatnym determinuje zaniechanie wydatków, natomiast w państwowym często jest odwrotnie, a jedynym sposobem wytłumaczenia porażki jest zbyt mała pula wydatków na dany program. Skutkiem rozrostu rządu jest ogromny deficyt budżetowy, którego finansowanie odbywa się za pomocą instrumentów polityki pieniężnej, mającej zdecydowanie ekspansywny charakter. Planowane wpływy nie mogą z roku na rok wzrosnąć procentowo więcej niż dochód narodowy. Każdy kraj odniesie korzyści, jeżeli będzie się specjalizował w produkcji i eksporcie tych towarów, które może wytworzyć przy stosunkowo niskim koszcie. I na odwrót, każdy kraj odniesie korzyści, jeżeli będzie importował te towary, które produkuje po stosunkowo wysokim koszcie.
Krzywa Laffera. Zgodnie z nią, istnieje optymalna stawka podatkowa, przy której wpływy z tytułu podatków do budżetu będą optymalne. Każda stawka powyżej będzie determinowała mniejsze wpływy do budżetu.