Boją się przychodzić na Radę Powiatu, bo boją się swojej (?) władzy
(DRAWSKO POMORSKIE.) Sesja Rady Powiatu w Drawsku Pomorskim była zapowiadana w „pijarze” szeptanym jako, jak na ten powiat, sesja niezwykła. A to znów za sprawą Jana Barczaka, co to tyle wie, że nieraz coś z tej swojej wiedzy i odpowie. A odpowiada z mównic samorządowych w ramach Trybun Obywatelskich na sesjach – miejskich i powiatowych. Mało miast w Polsce ma takiego Barczaka, a Drawsko właśnie ma, ale raczej chciałoby nie mieć. No, bo nie po to tyle lat o wolność walczyliśmy.
BARCZAK JUŻ ZASŁUŻONY, ALE JESZCZE BEZ MEDALU
Piszę, że jak na ten powiat sesja niezwykła, gdyż Drawsko i powiat są zawiadywane przez wreszcie tylko niszową partię SLD, co nawet jak na nasz kraj, wedle Drzewieckiego - „dziki”, jest raczej kuriozalne, ale powiat drawski właśnie jeszcze tak ma. SLD jest tu kojarzony najbardziej z nowymi polbrukami i supermarketami, i z emigracją za chlebem.
Były radny powiatowy, Jan Barczak, już zasłużył sobie na medal, ale do tej pory nikt mu jednak go nie wręczył. Chyba dopiero następna, a wyczekiwana ekipa polityczna. Winien być to medal za zasługi! Za jakie?
Reporter Tygodnika od Jana Barczaka jakiś czas temu usłyszał następującą opowieść: - Pojechałem sobie do Domu Pomocy Społecznej w Darskowie. Popatrzę sobie, pomyślę, jak tam jest. Wchodzę do pałacu jak hrabia jakiś. I od razu na stołówkę. A tam przy stołach ludzie coś spożywają. Patrzę na talerze, a na nich coś leży, ale nie bardzo widzę, co to jest. Pytam – co to jest? Nie ma odpowiedzi. Pytam jeszcze raz. Co to jest? Cisza. Czekam. Słyszę; to obiad - mówi ktoś. Okazuje się, to coś na tym talerzu, to dla nich obiad. Nie zdzierżyłem. Nie wytrzymałem. Jeśli to ma być obiad dla tych ludzi, to tu trzeba komisji rewizyjnej. I była. Zrewidowaliśmy do spodu. -
Po tym w sprawie obiadu wyczynie Jana Barczaka z Darskowa poleciał dyrektor i kadrowa, a potem jeszcze parę innych osób. Ciekawostką jest to, że o tym, co odkrył Jan Barczak, od lat wiedziało wielu, w tym też i tak zwanych nobliwych notabli. Bodajże i któremuś z nich też się dostało. Też poleciał. Ależ ten Barczak.
WAŃKA WSTAŃKA
Niech pan dobrze popilotuje Jana Barczaka, on znów zaczyna bardzo ważny problem – słyszałem wokół. Stosunki między pracownikami szpitala powiatowego, stosunki między nimi a dyrektorem Przemysławem Leyko... Tak dalej być nie może.
Telefon z redakcji, bym był na tej sesji. Ma być ważna. Zaglądam do internetu. Czytelników artykułu sygnowanego KAR kilkuset. Potem do półtora tysiąca. To nawet w przypadku Tygodnika bardzo dużo. Komentarzy ponad pół setki. Potem do stu pięćdzisięciu. Dyrektor Przemysław Leyko był karany, a zaprzeczył temu startując w konkursie na dyrektora. To wiadomość od Barczaka z mównicy. Okazało się, nie bardzo tak. Będzie sprawdzanie. Generalne uwagi - złe stosunki między ludźmi, coś w rodzaju kumoterstwa, ktoś uprzywilejowany, a ktoś nie. Pieniądze idące z ministerstwa, które mogłyby pójść na podwyżki pensji, idą na remonty. Inne uwagi – szpital w oka mgnieniu zaczyna jednak przypominać szpital. Pojawia się potrzebne wyposażenie, remonty idą jak po sznurku, sale eleganckie, lśnią nowoczesnością taką, której w drawskim szpitalu jeszcze nikt i nigdy nie oglądał.
Później ktoś, kogo trudno zaliczyć do stronników Przemysława Leyko, powie: - Nie odmawiam mu tego, że ma zmysł do roboty, do remontów, umie to zrobić. Już poza salą narad mówi, że Leyko stosownych pozwoleń nie otrzyma, bo wykonane remonty nie wedle przepisów – straż pożarna.
RAPORT KOMISJI REWIZYJNEJ NA NASTĘPNĄ SESJĘ
Dyrektor Przemysław Leyko zasiada w środku sali obrad rady powiatu. W lewej dłoni mikrofon, w prawej mysz komputera. Przedtem szef komisji rewizyjnej, która pracowała w szpitalu, mówi, że nie ma raportu. Bo tyle się wydarzyło, że nie sposób, by już taki raport był. Będzie na następną sesję, w połowie marca, dokładnie siedemnastego. Dyrektor rozpoczyna wspomagany komputerem wykład na temat nie tego, czego dokonał w szpitalu, ile bardziej o tym, czego ten szpital wymagał i on to spełnia do dzisiaj z pomocą głównie swych pracowników. Niektórych wskazuje. Padają nawet imiona, ale wypowiadane tak, jakby to byli jacyś nowi bohaterowie jakichś zupełnie nowych czasów. Sala reaguje albo bezdechowym podziwem, albo szmerem zrozumienia. Hokus pokus: zdjęcie – na nim zrujnowane pomieszczenie, drugie zdjęcie – niewiarygodna zmiana. I znów to samo – wydawało się, że to jakiś blef, ale zorientowani twierdzą: tak, on tego dokonał, nie można mu tego odmówić. - On w tym jest dobry, naprawdę, tylko taki straszny wobec ludzi. Zastrasza, wszyscy się go boją, zwalnia, nie jest za grzeczny. No, i karany. No i nie przyznał się, a nawet więcej – skłamał. Napisał, nie był karany, a był. - Dyrektor wyjaśniał: o wszystkim poinformowałem.
Prezentacja jest długa, ale u jej zwieńczenia właściwie to nie ma pytań. Jest tylko spór z jednym z przewodniczących, który zapytał, skąd doktor bierze środki na remonty, skoro nie zawsze od rady powiatu. Dyrektor mówi: wy mi powiedzcie, ile razy mam pisać, żeby pieniądze dostać. Piszę raz, a wy, że nie dostanę. To ja wtedy już nie piszę, tylko robię swoimi sposobami. Może nawet okna będę produkować - żartuje, ale sam zachowuje kamienną twarz. - Bo co, za piątym razem dostanę? To mi powiedzcie, za piątym, to od razu napiszę pięć razy. - Brzmi to nawet nieźle. Jeden z dyrektorów powie: Ja też tak robię!
Prezydium rady, skonfundowane, starannie robiło dobrą minę do niespodziewanej gry. Sala była za dyrektorem, ale spośród tych, którzy na zabój są przeciwko niemu, nie było nikogo. Jan Barczak siedział jak trusia, bo szpital – ruina, to też i za jego kadencji. Reporter usilnie poszukiwał kogokolwiek, kto byłby na sali z ludzi, wedle wieści, pokrzywdzonych przez dyrektora, ale nie było nikogo. Dosłownie. To było najbardziej zaskakujące. Strach? Szpitalni się boją? Później okaże się, że tak. Do Drawska Pomorskiego demokracja dopiero dociera. Tu ciągle jeszcze postkomuna. Człowiek pracy, a któż to taki? Tu jedno zdanie o ludziach w szpitalu, o fatalnych tam stosunkach, mogłoby nawet i zburzyć perrorę o wszelkich remontach dokonanych dotychczas przez dyrektora. Dlaczego ludzie ze szpitala bali się przyjść na piątkową sesję? Chyba dlatego, że w Drawsku Pomorskim ciągle rządzi jeszcze SLD. Tego rodzaju polityczne roztasowania nie sprzyjają jakimkolwiek ludzkim otwarciom, a szpital ma w swej historii wydarzenia wręcz karygodne z poprzednich lat. Być może po nowych wyborach w Drawsku Pomorskim zwykli ludzie pracy będą zdolni do pootwierania buź po dziesiątkach lat z wodą w ustach. To przecież jest uleczalne nawet i bez szpitala.
OKLASKI
Koniec prezentacji – oklaski. Niezbyt burzliwe. Głęboka ulga. Czytelne. No, tego to się nie spodziewano chyba. Po, właściwie to braku pytań do dyrektora, można sądzić, że Rada Powiatu jakby się umówiła. - Nie ma pytań do dyrektora, nie ma problemu. - Ale problem pozostał i będzie musiał być rozwiązany. Głosy komplementujące dyrektora. To głosy ludzi, których w ostatnim czasie sięgnęła choroba. Komplementują pracę szpitala, serdecznie. Ale to radni, którzy w wyniku choroby trafili do szpitala. Miejscowi notable. To nie jest miarodajna opinia. I głos ze Złocieńca byłego burmistrza i naczelnika miasta Henryka Czarnoty. - Nikt do tej pory nie zrobił dla tego szpitala tyle, co ten dyrektor. A przez ostatnie, do trzech lat, było ich aż siedmiu. Skoro on tyle potrafi, tyle zrobił, to spójrzmy na tego człowieka i w tej perspektywie. Zważmy jego postępowanie, ale z największą dozą obiektywizmu. -
Andrzejowi Krauze, wicestaroście ze Złocieńca, szpital został wetknięty na siłę przez starostę Stanisława Cybulę. Cybula to cwany lisek, wiedział, co robi - jeden z radnych na ten temat, anonimowo oczywiście. Dzisiaj Cybula jest czysty, za szpital odpowiada Krauze, a Przemysław Leyko skłamał – ciągnie wypowiedź. Gdyby powiedział prawdę, nie on wygrałby konkurs, a ta druga osoba - to z kolei anonimowo radny spoza Drawska Pomorskiego.
DZIĘKUJĘ, PANIE DYREKTORZE
Wicestarosta Andrzej Krauze dobrze wybiera moment w dramacie na obronę swego w jakimś sensie podwładnego. - Tyle zrobił - to się przewija. Nie da się ukryć, tyle zrobił. - A Krauze na dodatek umie mówić. Z wyczuciem dobiera timbre głosu, instynktownie reguluje moc, dobrze obeznany z mikrofonami. Wypowiedź jest zgrabnie skonstruowana, podana; widać, w odróżnieniu od innych, przygotowana. Tu znów coś w rodzaju oklasków, ale ledwie, ledwie. Perrora Andrzeja Krauze zwieńczona słowami – dziękuję, panie dyrektorze. - Sala podziela podziękowania, ale ktoś pyta: dziękuję, to co to znaczy, że w ogóle już dziękujemy? - Nie, nie, to znaczy, to znaczy, co znaczy, dziękujemy panie dyrektorze. Za pracę. -
PRZED SZPITALEM
W poniedziałek i we wtorek nie udało się nam skontaktować ani z Janem Barczakiem, ani z wiecestarostą Andrzejem Krauze. Byliśmy zaś w szpitalu po pierwsze wieści - a co tam panie w szpitalu tuż po sesji. Już przy wejściu widać, że trwa nieustający remont, ale taki - dobry, bo rodzaj widocznego osprzętu instalowanego przedni. Winda – cacko. Za to parking pod oknami beznadzieja. Mury lecznicy pod psem. Jak to było możliwe, by budynek doprowadzić do takiego stanu, trudno szukać winnych? W ciągu dwóch lat było tu siedmiu dyrektorów. Nie dali rady. Podobno dobrze radzą sobie gdzieś indziej, na przykład w Goleniowe, nad Drawą popadali. To wiadomość od wicestarosty, Andrzeja Krauze.
Nie udało się nam skontaktować z Janem Barczakiem, pozostało więc miejsce najważniejsze – szpital. A w nim związki zawodowe. A w związkach pierwsza pani wskazana przez kilka pielęgniarek, Jadwiga Micewska.
JADWIGA MICEWSKA
Szefowa jednego ze związków zawodowych pielęgniarek pokazuje pisemko, które właśnie otrzymała: - W związku z upływem – z dniem 31.03.2010 roku – okresu Pani oddelegowania do pracy w poradniach specjalistycznych na stanowisku sekretarka medyczna, proszę o dostarczenie informacji na temat posiadanych przez Panią kwalifikacji niezbędnych do pracy w systemie zmianowym w laboratorium Szpitala. -
TYGODNIK. Otrzymała pani to pisemko dzisiaj i usłyszała pani od dyrektora, że mimo dwudziestu siedmiu lat pracy, nie ma pani kwalifikacji?
JADWIGA MICEWSKA. Te zarzuty usłyszałam już w październiku. (...) Wszystko rozbija się o to, że my, jako laborantki i osoby pracujące w pracowni, między innymi - serologii, musimy mieć co trzy lata aktualizowane kursy serologiczne. Siłą rzeczy te kursy się dezaktualizują. Po trzech latach trzeba odbyć ponowne szkolenie. Jest sytuacja tego rodzaju, że pan dyrektor uniemożliwia odbycie tego kursu, a tym samym przywrócenie mnie do mojej dotychczasowej pracy.
TYGODNIK. Co z panią dalej będzie?
JADWIGA MICEWSKA: Nie wiem. Muszę odpisać panu dyrektorowi na to pismo.
TYGODNIK. Sądzi pani, że jest to związane z pani działalnością związkową?
JADWIGA MICEWSKA. Jestem przewodniczącą Międzyzakładowej Organizacji Pracowników Ochrony Zdrowia Powiatu Drawskiego z siedzibą przy Szpitalu imienia Matki Teresy z Kalkuty.
TYGODNIK. Łączy pani to pisemko z tą działalnością?
JADWIGA MICEWSKA. Jak najbardziej. To nie tylko jest, że tak powiem, jakaś szykana w stosunku do mojej osoby. Ja już wiele złego tutaj przeszłam. Dostałam między innymi naganę za to, że naruszam zasady współżycia społecznego.
TYGODNIK. Nim przyszedłem do pani, poczytałem sobie o was w prasie, w inernecie... Dżungla spraw do rozwikłania, któż temu poradzi? Wychodzi na to, że atmosfera międzyludzka w lecznicy jest fatalna.
JADWIGA MICEWSKA. To delikatnie powiedziane. Takie praktyki są stosowane w stosunku nie tylko do mojej osoby.
TYGODNIK. No to trzeba pójść do tej władzy drawskiej, jaka by ona nie była i mówić o swoich sprawach. Byłem na ostatniej sesji rady powiatu i odniosłem wrażenie, że oni o tym wszystkim w ogóle nie wiedzą. O tym, co się tutaj dzieje.
JADWIGA MICEWSKA. Bzdura. Oni doskonale wiedzą. Ja byłam na sesji w październiku i dokładnie powiedziałam, co się dzieje u nas w laboratorium. Tu sytuacja jest bardzo skomplikowana. Zaszłości sięgają wielu lat wstecz. Były ciągłe reorganizacje, restrukturyzacje, zwolnienia grupowe. W laboratorium pracowało aż trzydzieści osób. W tej chwili jest dziewięć.
TYGODNIK. Słuchałem wystąpienia dyrektora na sesji Rady Powiatu. Rzeczowo informował o nie tylko swoich dokonaniach w szpitalu, ale podkreślał, że z załogą. Wiele słów było o remontach, dobrze się tego słuchało. Był taki moment, na zakończenie prezentacji multimedialnej, że radni dyrektorowi bili nawet brawo. Przyznaję, nie brzmiało dobrze.
JADWIGA MICEWSKA. No, wie pan. Bez komentarza.
TYGODNIK. Rozumiem, że radni winni włożyć więcej wysiłku w poznanie sytuacji w szpitalu. W końcu ich diety to więcej niż tysiąc złotych miesięcznie. Za prace społeczno-użyteczne człowiek ma dwieście osiemdziesiąt jeden złotych.
JADWIGA MICEWSKA. Oczywiście, że tak. Mury, to nie wszystko. Ktoś musi w nich pracować. Ja nie mówię, że ten szpital jest zły. Szpital jest dobry. Tylko sposób, w jaki realizuje się ideę dobroci, to... brak mi po prostu słów.
TYGODNIK. Proszę pani, zarzuca się dyrektorowi Przemysławowi Leyko wady charakterologiczne?
JADWIGA MICEWSKA. Na ten temat niech się wypowiedzą inni. Podobne metody pan dyrektor Przemysław Leyko stosował w Szczecinku. W szpitalu. Tam został odwołany. Ludzie nie zmieniają charakteru.
TYGODNIK. Komisja rewizyjna rady powiatu ma jeszcze przez miesiąc badać, co w tym szpitalu dzieje się na co dzień. Odniosłem wrażenie, że to nie to ciało winno jakby nawet interweniować w tej sprawie.
JADWIGA MICEWSKA. Związki Zawodowe prosiły, aby starostwo zainteresowało się tym, co się tutaj dzieje. Ta komisja na nasz wniosek tutaj przyszła. Starosta obiecał, że ona zajmie się zarzutami, jakie kierowaliśmy pod adresem dyrektora. Kontrola ponoć została przeprowadzona. Nie wiem, dlaczego jej wyniki do tej pory nie zostały przedstawione.
TYGODNIK. Wynik tych prac ma być pokazany dopiero osiemnastego marca, ze względu na piętrzące się komplikacje w lecznicy.
JADWIGA MICEWSKA. Tu się pracuje źle. To jest też opinia załogi. Osoby, które próbują powiedzieć głośno o tym, że dzieje się źle, są w różnoraki sposób karane. To nie tylko moja osoba. To samo stało się z przewodniczącą drugiego związku. Była instrumentariuszką na bloku operacyjnym i w związku z tym, że ośmieliła się głośno sprzeciwić temu, żeby do zabiegów nie stawały jako „brudne” instrumentariuszki (określenie ze slangu zawodowego – przyp. mój) i salowe, została odsunięta do pracy na intensywną terapię. To pani Stanisława Petrowicz. Ja zostałam przesunięta z laboratorium do pracy rejestratorki medycznej.
TYGODNIK. Jaki jest wedle pani cel działalności dyrektora szpitala?
JADWIGA MICEWSKA. Sprawić, by ludzie bali się mówić głośno o tym, co jest nieprawidłowe. My nie mówimy nic złego. My tylko domagamy się praw dla pracowników. (...)
TYGODNIK. Jest i opinia, że dyrektor przygotowuje szpital pod prywatyzację.
JADWIGA MICEWSKA. Myślę, że tak, ale to jest moje prywatne zdanie. Nie mi rozsądzać ten problem. Faktem jest, że są prowadzone na szeroką skalę remonty. A ja już się zastanawiam, co mnie spotka za ten wywiad. My nie kwestionujemy tego, że w szpitalu są nowe ściany, ale ściany, to nie wszystko. Szpital, to przede wszystkim ludzie. A tym ludziom pracuje się źle. Pracuje się źle! (...)
* * *
Ze wstępnych materiałów zebranych w tej sprawie wynika, że nie tak ważne jest to, czy dyrektor Przemysław Leyko napisał, że był karany, czy też nie, ale to, czy aby powód zwolnienia z pracy w Szczecinku nie będzie w końcu identyczny z tym, co w końcu może zdarzyć się i w Drawsku Pomorskim. Jest czas, by temu zapobiec. Nawet prośbami do dyrektora. Naganą. Na razie – jednak wszystkie sznurki nadal trzyma dyrektor Przemysław Leyko. Te powiatowe też jak najbardziej. Takie odnoszę wrażenie. Gdy Komisja Rewizyjna przedstawi plon pracy w szpitalu, dobrze byłoby, by był też przyjęty przez załogę szpitala. Ot, idzie tylko o prawdę. Nie po to wyborcy wybierali Radę Powiatu, by ta tak poważne problemy zwyczajnie, nawet jakby z łobuzerska, zaklaskiwała. A ludzi zaklaskać się nie da. Z drugiej strony – każdy ma takich klakierów, jakich sobie sam wygłosował.
Komisja Zdrowia i Bezpieczeństwa Rady Powiatu zgłosiła wniosek, z wezwaniem do zbadania zgodności z prawdą pisemnego oświadczenia o niekaralności, składanego czternastego czerwca 2007 roku w konkursie ofert na stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego przez pana Przemysława Leyko, w kontekście ujawnionego faktu skazania go w 2003 roku za przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego.
Tadeusz Nosel
Huraaaa!!! Koleżanka Jadwiga M. wygrała sprawę przed Sądem Pracy z dyrektorem P. Leyko. Serdecznie Gratulujemy Ci Jadziu wygranej!!! Nareście sprawiedliwość zwyciężyła!!!
~pielegniarka
2010.08.03 20.05.19
Boguśka chyba nie płaci żadnego podatku a faktycznie sprzedaje te materiały ortopedyczne, niech ją sprawdzi urząd skarbowy w tym zakresie to będziemy wtedy wiedzieć czy odprowadza podatek do US od dochodów osiąganych ze sprzedaży tych rzeczy...
~pacjentka do pani Bogusi
2010.08.03 11.14.04
A czy Pani Bogusia-oddziałowa z chirurgii odprowadza do urzędu skarbowego podatek z tytułu sprzedaży materiałów i sprzętu ortopedycznego???
~dyżurna
2010.08.01 17.41.08
Janka nie czekaj tylko składaj zawiadomienie do prokuratury o popełnionym przestępstwie z art. 157§1 k.k. Przecież Ci dwaj faceci uszkodzili Ci nogę i wykluczyli Cię z pracy oraz z życia codziennego na co najmniej kilkanaście miesięcy!!!
~ciekawa
2010.08.01 17.38.59
a kto to jest ten koleś ze Szczecinka co złamał Jance nogę?
~
2010.07.26 13.25.14
no chyba że odszkdoowanie zapłaci Sławek Arletki i ten koleś ze Szczecinka
~dyżurna
2010.07.26 13.24.30
A dlaczego pan dyrektor nie ubezpiecza organizowanych przez siebie imprez? Na spływie było około 90 osób, Janka doznała urazu, kto jej teraz wypłaci odszkodowanie???
~
2010.07.25 09.27.30
a Mariola zemdlała hehehehe pewnie się kogoś albo czegoś przestraszyła hehehehe
~uczestniczka spływu
2010.07.25 09.24.10
Ludzie co się dzieje na tych szpitalnych imprach... Na kuligu Danka doznała urazu kręgosłupa, na spływie Janka złamała nogę albo jej złamali jak kto woli... Morał z tego taki iż na imprezach szpitalnych piją, łamią i podpieprzają...
~A P E L
2010.05.20 13.06.14
Dziewczyny nie palcie na terenie szpitala ,bo jakaś menda podkabluje i nawet po tygodniu , tuż przed trzecią ..........możesz dostać telefon ,że jesteś zawieszona za ciężkie wykroczenie przeciwko przepisom POŻ.
~koleżanki ze szpitala
2010.05.18 18.20.31
M A R Y L A T R Z Y M A J S I Ę !!!!!!!!
~dyżurna
2010.05.18 15.55.12
Pan Dyrektor nie miał żadnych podstaw prawnych do zawieszenia Maryli. Pomówiona może być każda z nas i to jeszcze po tygodniu czasu od rzekomego zdarzenia. Maryla była dla dyrektora niewygodna bo wydawała mu zalecenia jako SIP-wiec dlatego od dawna ją szykanował i mobbingował ale myślę, że prokuratura rozpozna w zachowaniu dyrektora przesłanki mobbingu i dyrektor odpowie za swoje czyny. Marylko-trzymaj się!!! Jesteśmy z Tobą!!!
~pielęgniarka
2010.05.17 19.57.03
I znowu w naszym szpitalu zadyma .Dyrektor długo nie wytrzymał udawania ,że jest prawym człowiekiem...Zawiesić społecznego inspektora pracy na podstawie pomówień ,no ,no odważny jest ten nasz dyrektor.....albo może \"zbyt\" porywczy...ciekawa jestem jak się z tego wywinie.Koleżanki ze Szczecinka powiedziały ,że znając go to będzie szedł w zaparte, aż sprawa znajdzie się w sądzie.Maryla, trzymam kciuki za sprawiedliwość .Nie może tak być, że wystarczy donos i można polecieć z pracy albo być zawieszonym -my nie mieszkamy za wschodnią granicą.....
~do vyz
2010.03.30 06.25.19
Pewnie masz rację...że zmiana dyrektora w polityce szpitala niewiele zmieni.Ale każdy następny ,któremu dadzą wolną rękę (jak obecnemu}, też coś wymyśli.Zresztą śledząc konflikt myślę ,że pielęgniarki walczą nie o zmianę dyrektora ,tylko o godność i ludzkie traktowanie, no i udział w podwyżkach : bo jak jednym się daje a drugim nie to jest trochę krzywdzące .Myślę ,że dużym błędem się stało ,że vicestarosta K. zajął się szpitalem.Gdyby to był człowiek, który nie pozwoliłby dyr na takie zagrania w stosunku do pielęgniarek ,to też byłoby inaczej...ale on tak rządził za komuny.........A teraz :czy pielęgniarki boją się prywatyzacji ?Chyba już nie..i tak są już pojedyncze dyżury na niektórych oddziałach,kasa jest mierna.Co może być jeszcze gorzej...zwolnienia?Jak widać w naszym szpitalu wystarczy nie dać się deptać i też można być zwolnionym...
~vyz do tych co powyżej
2010.03.29 22.19.09
Informuję na wstępie, że nie ma nikt obowiązku czytania tego co ja piszę. Zwracam się głównie do tych, którym nie podoba się to co piszę. Nie miałem zamiaru urazić kogokolwiek. Nie mam w tym żadnego interesu. Tak samo jestem jak Wy wszyscy niezadowolony z tego co się dzieje. Zdaję sobie jednak sprawę, że przyczyny tego zła sięgają szczytów naszej obecnej władzy i tu na dole trudno będzie nam coś zmienić. Zła jest polityka zdrowotna i socjalna tego kraju. Dlatego lokalni zarządcy mogą czuć się bezkarni, dlatego zarządcami mogą być przestępcy, dlatego kodeks pracy staje się zamierającym spisem zasad relacji pomiędzy pracownikiem a pracodawcą z epoki komuny. Dzisiaj mało kogo chcą już zatrudniać na umowie o pracę. Nawet ekspedientki w sklepie zatrudniane są na umowach cywilno-prawnych, ażeby ominąć kodeks pracy. Wątpię w to, że jeśli odejdzie obecny dyrektor, czy z własnej woli, czy będzie odwołany, to nagle zapanuje szczęście. Wątpię w to, że jego następca zacznie działać jak Janosik, będzie na przykład zabierał lekarzom i dawał pielęgniarkom. Jestem prawie pewien, że będzie realizował odgórną politykę tego kraju, podobnie jak obecny dyrektor, z tą tylko różnicą, że może okazać się full kultura. I będzie bardzo grzecznie uspokajał i wiele obiecywał, niczym jeden z burmistrzów. Może nie będzie chamski, arogancki, może będzie subtelny, uśmiechnięty, całujący rączki itd, itp. Na początek na pewno rzuci jakiś ochłap 100 albo 200 zł do pensji, gwoli wkupnego. Potem przyjdzie szybko codzienność i realizacja odgórnej polityki państwa. Ten nowy też będzie musiał wiedzieć, podobnie jak ten obecny, ile kto zarabia w kraju i tego się będzie musiał trzymać. Inną sprawą jest incydent złośliwego obniżenia wynagrodzeń kilku osobom przez obecnego dyrektora w ramach rozwiniętego z nimi konfliktu. W toczonej wojnie z niewielką grupą pracowników użył między innymi takiego rodzaju broni , jak cięcie finansowe. Pewnie był to cios poniżej pasa, ale Jest to już odrębny temat. Dzielę się z wami swoim spostrzeżeniem, że zaczynamy mieć w naszym kraju coraz bardziej widoczny kapitalizm ten bez twarzy, a jestem pewien, że nie o taki nam chodziło. Życzę wam sukcesów w waszej walce, bo jest ona niewątpliwie słuszna, ale niestety stwierdzam z przykrością, że jestem pesymistą. Ryba bowiem śmierdzi od głowy.
P.S. I życzę wam abym się mylił.
~pielęgniara
2010.03.28 18.24.58
Właśnie dostałam symulację emerytury z ZUS-u.Pracuję ponad 25 lat-934 zł.Chyba się upiję ze szczęścia-muszę korzystać póki jeszcze mam za co...
~do vyz
2010.03.28 18.17.30
...właśnie...vyz chyba jesteś lekarzem...was chroni ustawa o zawodzie lekarza, więc co by się nie stało ze szpitalem i tak wyjdziecie na swoje.I tak naprawdę te wszystkie targi w ministerstwie nas ,średni personel, mało co obchodzą.Historia już nie raz pokazała, ile tam możemy wskórać...jedyne co nam pozostało to walczyć tu na miejscu o godność i ludzkie traktowanie ..chociaż tyle...A to , że dyrektor posunął się do tego ,że obniżył w laboratorium czterem osobom pobory o ok. 300zł (teraz zarabiają tyle co salowe )i ma to uratować szpital ,to uważam za skandal,fajnie kopie się słabszego...Jeden dyżur lekarza ,powtarzam JEDEN,to ok 800 zł.
~Ładnie piszesz vyz ,ale po co????
2010.03.28 11.01.39
Tymi mądrościami nie nakarmimy naszych rodzin ...nie utrzymamy naszych dzieci na uczelniach.Wyluzuj vyz ...zacznij pisać książki- może je ktoś kupi i może nawet przeczyta.
~vyz do czytelnika x
2010.03.25 22.06.30
Mam wrażenie, że jesteś w błędzie pisząc, że szpital to nie fabryka gwoździ ( dla tych na górze ). Ja nie prezentowałem w swoim komentarzu moich przekonań i nie oceniałem aktualnej polityki państwa, czy jest słuszna czy nie. Ja tylko opisywałem obecna sytuację w naszej krajowej służbie zdrowia, wynikającą z jej urynkowienia. Gdybyś mnie zapytał, czy mi się to podoba to odpowiedziałbym zdecydowanie, że nie. I podobnie jak Ty powiedziałbym, że przecież szpital to nie fabryka gwoździ. Niestety nie jest to prawdą dla tych co na górze. Reformiści odrzucili kryteria potrzeb społecznych, humanitarnych, zdrowotnych a częstokroć nawet etycznych. Pozostawili tylko kryteria ekonomiczne. Szpital musi zarabiać tak samo jak fabryka gwoździ. Ten ze szpitali, który nie utrzyma się na rynku, zbankrutuje i pod młotek..Paranoja tego jest taka, że płatnikiem usług medycznych jest NFZ, ale nie odpowiada on terytorialnie za organizację tych usług, w tym na przykład za ich brak, pomimo, że za nie płaci.. Za to odpowiadają samorządy i lokalna władza. Za to de facto ani samorządy, ani lokalna administracja państwowa nie posiadają statutowych środków finansowych na zadania związane z usługami medycznymi. Nie mniej jako organy odpowiedzialne za ochronę zdrowia swoich owieczek muszą się miotać nie tak rzadko ażeby jakoś wspomagać podmioty, którym grozi bankructwo. Stąd niejednokrotnie czynią różnego rodzaju przedsięwzięcia nawet na granicy prawa. Najczęściej stosowanym manewrem są poręczenia kredytów dla upadających szpitali, których szpitale potem nigdy nie spłacają i musi spłacać samorząd. Inny manewr czasami to przerzucanie środków z innych planowanych zadań np. w powiecie, z remontów dróg albo innych celów operacyjnych. A co piszesz o starzejących się pielęgniarkach i o permanentnym niedowartościowaniu ich zawodu to prawda obiektywna. Niestety kogo to dzisiaj wzrusza? Są inne jeszcze paranoje. Dla przykładu: Najwięksi specjaliści np. z dziedziny kardiologii opracowują, opierając się na wzorcach zachodnich wytyczne dotyczące np. postępowania z pacjentami w jakichś tam sytuacjach chorobowych. Są w tych wytycznych zasady postępowania z pacjentem zgodnie ze współczesną wiedzą. Takich wytycznych jest opublikowanych od groma. Rzecz w tym, że nikt ich nie przestrzega bo nie musi. Dlaczego nie musi? A no dlatego, że w naszym systemie prawnym musi im nadać rangę rozporządzenia Pan Minister. W ministerstwie leżą stosy tych wytycznych nie zaakceptowanych.. dlaczego ? No bo realizacja takich wytycznych pociąga za sobą wydatki ze środków publicznych, a te należałoby wyciągnąć dodatkowo od Ministerstwa Finansów. Znam osobiście przypadek referowania w ministerstwie programu wynikającego z wytycznych. Autorzy programu w uzasadnieniu podali, że realizacja programu zaowocuje tym, że uratuje się od śmierci sporo obywateli. Na co padło pytanie a ilu tak statystycznie będzie można uratować? Odpowiedź – możemy policzyć. No to policzcie. Po kilku minutach policzono i wyszło, że około pół tysiąca. Zaskoczenie autorów było ogromne, gdy decydent się zdenerwował i powiedział zdziwiony: Tylko tyle? Nie zawracajcie mi głowy. Z tego wniosek, że trzeba poczekać aż będzie więcej zgonów. Autorzy programu zadawali sobie pytanie: ile musi jeszcze umrzeć ludzi, …ażeby wystarczyło do akceptacji programu? Taki jest niestety nasz rodzący się kapitalizm bez ludzkiej twarzy.