Kontrowersje dotyczące działalności dyrektora Radia Plus ks. Sylwestra Macieja Marculi narosły tak duże w społeczeństwie, że poprosiłam o rozmowę na ten temat byłego już redaktora tej rozgłośni Roberta Erchardta.
- Przypominam sobie naszą pierwszą rozmowę na temat nowego dyrektora Radia Plus. Pamiętam twój niekłamany entuzjazm, a nawet zachwyt nad wizjami rozwoju radia, jakie przed wami roztaczał ks. Marcula. Ty sam, w tamtym czasie, widziałeś Radio Plus prężne, docierające do każdego zakątka naszej gminy, powiatu, a nawet regionu. Powiedz jak to było na początku.
- Pewnie, byliśmy szczęśliwi, kiedy przyszedł nowy dyrektor, bo była szansa na rozwój, generalnie rzecz ujmując. My żeśmy dość mocno w rutynę wpadli, praktycznie to przez rok w dwie osoby prowadziliśmy to radio tj. Iwonka Borkowska i ja. Dyrektor radia ks. Marek Rokosz otrzymał funkcję proboszcza w parafii Wicimice i nie mógł dużo czasu poświęcać radiu. To nie było dobre dla nas i nie było dobre dla radia. Mało ważne było nasze dobro, bo ważne było radio i nasi słuchacze. Dlatego nowy dyrektor, to nowa nadzieja na zmiany.
Zresztą ks. Marek Rokosz nigdy i przed nikim nie krył, że jest mu trudno i ciężko pogodzić pracę dla parafii i pracę w radiu. Dużo wolnej ręki wtedy dostaliśmy, ale przez rok staraliśmy się ciągnąć tę pracę samodzielnie. Dlatego do radia wszedł taki trochę marazm i zmęczenie materiału, tzn. nas. Bo przecież ta praca nas non stop eksploatowała. Praktycznie przez 365 dni trzeba było być gotowym. Gdy nowy dyrektor przyszedł, miał nowe pomysły od samego początku. Co nam się podobało i co na mnie zrobiło kolosalne wrażenie, że słuchał – wydawało się, że mamy dobrą komunikację, że będzie chciał skorzystać z naszych doświadczeń z 15-letniego bycia i pracy w radiu. Wierzyliśmy, że uda się coś nowego stworzyć dla osób, które słuchają tego radia. W końcu to radio nie jest dla nas, tylko dla wszystkich mieszkańców Gryfic i ościennych miejscowości, wiosek, wioseczek, oraz miast, do których to radio dociera. To radio jest – przepraszam – było słuchane.
Praca z nowym dyrektorem rozpoczęła się od tego, że trzeba było uporządkować kwestię anteny propagandowej, czyli pojawiły się nowe elementy związane z lokalnością. Dobrym pomysłem – tego nigdy nie negowaliśmy – w końcu jest to radio katolickie i siłą rzeczy ma jakieś przesłanie związane z Kościołem, słowem i tych elementów związanych z wiarą. Szczerze powiem, że od czasu ks. Roberta Gołębiowskiego (założyciel i pierwszy dyr. radia – przyp red.) zbyt dużo ich nie było. Była tylko transmisja niedzielnej Mszy św. i ewentualnie jakieś programy rocznicowe związane z wiarą. I to było wszystko. No a tutaj pierwszy miesiąc pracy - to był październik 2010 r. - miesiąc różańca, który był odmawiany codziennie w radiu. Mnóstwo osób przewinęło się wtedy przez radio, pojawiały się różne grupy społeczne, nauczyciele, emeryci, osoby związane z Civitas Christiana, ludzie przychodzili i wspólnie odmawialiśmy na antenie różaniec. Pojawiały się nowe audycje, cześć audycji powróciła, była taka możliwość. Wspomnę chociażby moje i Krzyśka Wilczyńskiego – mówię tu „O nutkach wspomnień”. Były też i nowe w postaci czysto muzycznych, które prowadził Michał Ostrowski, ale czy nadal jest, to przepraszam, ale już się nie orientuję. Była to nowa osoba w radiu, zresztą było ich trochę więcej. W pewnym momencie dało się ich zainteresować radiem, przy czym miło było patrzeć na ich energię, jaką mieli. To było tak, jak byśmy widzieli siebie przed 15-toma laty. To była kwestia uporządkowania anteny, programu, ewentualnie wprowadzania nowych elementów. To była taka wizja początkowa. Ona się dość szybko zaczęła zmieniać.
Do radia w leasing wzięta została Skoda, co było dobre, bo przez 15 lat pracy z Iwoną staraliśmy się być wszędzie, ale jak większość redakcji, korzystaliśmy z pomocy posiadaczy aut. Ktoś zawsze jechał na jakąś imprezę, a jak nie, to korzystaliśmy z busów, autobusów itd. Pomysł ks. Sylwestra był dla nas absolutnie nowością i pewnego rodzaju radością, bo rodził nadzieję na rozwój.
- Ilu z tych zapaleńców zostało w radiu po upływie roku?
- Dużo się pewnie zmieniło. Mnie już w radiu parę miesięcy nie ma. Mogę tylko powiedzieć o tym, kiedy byłem w radiu.
- Zacznijmy od pamiętnego zalania stacji. Co zostało zniszczone faktycznie, a nie o tym, o czym się mówiło, że zostało zniszczone.
- To była dość trudna sytuacja. Nikt z nas się nie spodziewał takiej sytuacji. Ja trochę lat już mam, a nie pamiętam, żeby w tak krótkim czasie spadło tyle deszczu. Siłą rzeczy m.in. ta woda dostała się do radia. To był pierwszy raz w historii radia, choć nie pierwszy raz walczyliśmy z wodą, ale inną wodą (pęknięta rura). Akurat wtedy dyżur miała Iwona, zadzwoniła do mnie do domu i mówi, że radio zalewa. W tempie expresowym znalazłem się w radiu, już było po tej większej fali, ale było już kilkoro młodych ludzi, którzy przyszli z pomocą. Zniszczeniu uległy podłogi, żal, bo były położone nowe panele w trzech pomieszczeniach. Do samego studia też się woda wdarła, to wszystko było na takich dużych płytach pilśniowych i w zasadzie nadawało się do zerwania. Straty to podłogi no i malowanie ścian, które wcześniej też były pomalowane. Sprzęt został uratowany. Zaraz po przyjściu do radia pierwsze to co zrobiłem, to wyłączenie prądu. To była podstawa, radio co prawda przestało działać, ale żadnych strat w sprzęcie nie było. Jak mówię wyłączyłem korki i sprzęt postawiliśmy dużo wyżej niż był, to samo z konsoletami, z monitorami, nawet część kabli podciągnęliśmy do góry. I nawet gdyby ta woda się wdarła wyżej, to nie było takiej możliwości, żeby coś stracić. Wszystkie podłogi – niestety – musiały zostać zerwane.
- Czy społeczeństwo Gryfic jakoś wspomogło radio?
- Pierwsze co zrobiliśmy, to – nie wiem – dwa tygodnie może trzy tygodnie później prowadziliśmy z Iwoną zbiórkę do puszek. To była niedziela, ks. Sylwester na każdej mszy św. głosił kazanie, a my z Iwoną i małymi dzieciakami, plus kilka innych osób zbieraliśmy pieniądze do puszek na radio.
- Ile zebraliście?
- Około czterech tysięcy złotych. Pieniądze zostały przekazane ks. Sylwestrowi.
- I zostały zainwestowane w remont radia tzn. podłogę?
- Tego nie wiem. Mówiono, że te pieniądze zostaną zainwestowane w remont radia. Ale nie wiem, bo chwile po tym zrezygnowałem z pracy w radiu. Generalnie taki był plan. Ale z tego co wiem, to jakieś super remonty w radiu nie były prowadzone (remontu podłóg nie było). Poza tym my nie zajmowaliśmy się rozliczaniem czegokolwiek.
- Tak naprawdę to dlaczego odszedłeś z radia?
- Fajne pytanie.
- Co się stało, że zrezygnowałeś z pracy, którą przecież kochałeś i to nie jest górnolotne słowo, w odniesieniu do ciebie i Iwony, która też z radia odeszła.
- Atmosfera w radiu zaczęła mocno „siadać”. Na początku były wizje, dziesiątki pomysłów i później okazało się, że były tylko i wyłącznie pomysłami, które nie przerodziły się w żadne konkrety.
No może jeden z pomysłów ks. Sylwestra przerodził się w czyn; było to tak zwane szkolenie korespondentów radio-prasowych. To był jeden z pomysłów, bodajże pierwszych pomysłów, księdza. Chodziło o pozyskanie osób z poszczególnych gmin, które niejako by odciążały nas z pracy w terenie, a my moglibyśmy skupić się wyłącznie na pracy w studio. Atmosfera w radiu zaczynała być zła. Ksiądz Sylwester od początku nie krył, że jest człowiekiem bardzo wymagającym, ale z drugiej strony być wymagającym, to nie znaczy, by nas traktować jak nowicjuszy w radio, czyli ludzi na początku życiowej drogi. Wiadomo – on jest pracodawcą, my mamy realizować projekt. Atmosfera mocno spadła, bo oczekiwania były coraz większe, coraz mniej się zauważało ludzi, którzy w tym radio są. Nie zauważał możliwości, które są, przy czym nie było bardzo trudno zrozumieć pewne rzeczy, związane chociażby z sytuacją, że po tylu latach – mówię za siebie, nie mogę mówić za Iwonę – gdzie zawodowymi dziennikarzami nigdy nie byliśmy, ale w radiu pracowaliśmy 15 lat i swoją wiedzę na temat zawodu na pewno mamy. Przez ponad rok czasu byłem też korespondentem radia VOX, jeszcze jak działało w warszawskiej rozgłośni. Przygotowywałem materiały i miałem wejścia także na żywo. Z drugiej strony studia, które skończyłem, pedagogika z politologią, miałem także zajęcia związane z dziennikarstwem. Także nie było tak do końca, że jestem „zielony”w tym fachu, a specjalistą jest jedynie ks. Sylwester. I w pewnym momencie zacząłem mieć wrażenie, że zaczyna się nas traktować jak nowicjuszy, osoby, które niewiele wiedzą na temat radia. Było dziwne to, że ksiądz potrafił doprowadzić swoim postępowaniem do sytuacji, które zupełnie w pewnych momentach nie były zrozumiałe dla nikogo, a czasem nawet nie do przyjęcia. Były tarcia i różne iskrzenia. Po tylu latach pracy, kiedy coś wykonuję i mam przekonanie, że robię to dobrze, to nie może mnie ktoś przekonywać, że wszystko to jest be. Byłem i jestem otwarty na wszelkiego rodzaju nowinki. Ale w radiu tych nowych rzeczy też za bardzo nie było, bo nic nie szło w tym kierunku, w którym sądziłem, że pójdzie. Ja sądziłem, i myślę, że podobnie myślała Iwona. Zgadzam się, że my mamy inną wizję, niż dyrektor radia, ale mimo to nasza rola polegała na tym, żeby dyrektora wspierać w jego pomysłach. I do pewnego momentu tak było, że coś wspólnie robiliśmy, ale dość szybko to się skończyło. I niestety przestaliśmy czuć, że jesteśmy potrzebni i w pewnym momencie pomyślałem, że bardziej przeszkadzam ks. Sylwestrowi, niż pomagam. Siłą rzeczy doszło do spięcia i tak się skończyła moja 15 letnia przygoda z radiem. Ale tylko w Gryficach. W tej chwili mogę już powiedzieć, że jestem dziennikarzem Polskiego Radia w Szczecinie.
W Radio Plus było mnóstwo zajęć, a każdy człowiek ma jakąś barierę, którą ciężko przeskoczyć. Siłą rzeczy w całej wielości tych rzeczy są momenty, w których coś umyka uwadze i mi też sporo takich momentów umknęło, gdzie starałem się, ale czasami jest to wszystko ponad siły człowieka. Wydawało się, że w radio jest kilka, kilkanaście osób, to pomimo wszystko w miarę równomiernie rozłożone, ale okazało się, że każdy z nas miał takie ilości, że nie miał możliwości zrobienia. A na końcu były – delikatnie powiem – jakieś wyrzuty, nie powiem że pretensje, bo nie o to tutaj chodzi, ale jakieś wyrzuty były i okazja do tego, żeby atmosfera nie była taka, jak powinna być. Decyzja o odejściu była dla mnie bardzo trudna, dla Iwony sądzę, że podobnie, ale musiałem odejść. Dziś wiem, że moja decyzja była słuszną decyzją. Wiem, że Iwona myśli podobnie. Dodam, że z Iwoną rozumieliśmy się bez słów i szkoda, że nasza wspólna praca tak się skończyła. Choć sądzę, że nie zakończyła. Ale w obecnej sytuacji innego wyjścia nie mieliśmy.
- Czy widzisz jakąś przyszłość dla radia w Gryficach?
- Trudne pytanie. I trzeba było je zadać księdzu. Ja w tej chwili radia nie słucham, ale zauważam również, że w sklepach, gdzie naszego radia słuchano, dzisiaj słuchane są inne stacje radiowe. To czegoś dowodzi. Kiedy dowiedziałem się, że Iwona odeszła z radia, to sądzę, że też nie wytrzymała tej presji. Są tam młode osoby, ale czy entuzjaści radia? Tego nie wiem. Jak wytrzymają psychicznie, to i może coś tam z radiem dobrego będzie się działo. Póki co radio traci słuchaczy i tyle w tej kwestii. Ale jak mówię, tak sądzę ja – Robert. Jeśli jednak będą kochali swoją pracę, to może wytrzymają to tempo i odbudują słuchalność. Praca w radiu to pewnego rodzaju miłość i bez tego nie da się pracować. Przypadkowi ludzie na pewno długo w radiu nie będą pracowali.
Był czas, że nasze radio było słuchane przez 40 tysięcy słuchaczy codziennie, przez mieszkańców powiatu i okolic, a dziś? No nie wiem. W Gryficach najlepiej obrazują to te sklepy, o których mówiłem, to jest źródło miarodajne.
- Do naszej redakcji dotarły informacje ze Szczecina, że gryfickie Radio Plus nie musi się martwić o wykupienie koncesji na następne lata, bo wykupi je Kuria. Co ty na to?
- Właścicielem koncesji jest Archidiecezja Szczecińsko-Kamieńska, a nie samo Radio Plus w Gryficach. Co do koncesji, to wiadomo, że co parę lat trzeba ją wykupować, takie są zasady w Polsce. W tym roku, w listopadzie bodajże, jest ten czas, kiedy trzeba ją wykupić. Co do koncesji, to trzeba wziąć na logikę, jeżeli już ktoś ma to radio i ma tę koncesję przez 15 lat, to problemem nie może być kwestia jej przedłużenia. Przy czym jest radio, jest sprzęt i jakieś tam nakłady pieniędzy, to siłą rzeczy nie wierzę w to, że Archidiecezja jej nie wykupi.
- Dziękuje za rozmowę na temat radyjka.
Rozmawiała Maria Jakubowska
Ps. Podłogi w Radiu Plus nie zostały wyremontowane, ściany nie wymalowane. Zostały zakupione kafelki do remontowanego apartamentu ks. Marculi, o czym sam ksiądz Marcula poinformował na spotkaniu z okazji 15-lecia radia, zapraszając jednocześnie do zwiedzania jego apartamentu na plebanii. Nikt z zaproszenia nie skorzystał.
Wierni parafii p.w. WNMP w Gryficach na remont radia przekazali do puszek około 4 tysięce złotych. Co stało się z tymi pieniędzmi?
Informujemy, że do radia każdy może wejść i sprawdzić jak wyglądają w nim podłogi. MJ
Żadnych datków-nie uczcie się żebractwa "bo dadzą" Unia Europejska Uczy właśnie żebractwa tzw.pozyskanie funduszy. Pytam komu i za co? Mnie ojciec uczył: pieniądze się zarabia pracą, więc niech może młodzież LO jak dziady kalwaryjskie biegać i żebrać, sprzedadzą złom, makulaturę, swoje rękodzieło. PS. Ogólnopolska żebranina Owsiaka "wielka orkiestra dziadów" przynosi więcej szkód niż pożytku!!
~Nikt
2011.10.27 07.34.18
Jestem ciekawy czy na ulicach pojawi się młodzież z LO Chrobry i będą zbierać do puszek datki na remont pomieszczeń, kupno nowego sprzętu. .... itp ? Jeżeli tak, to mam nadzieję, że dołączy do nich młodzież z innych szkół. Doceniam takie spontaniczne akcje :)
~Agent Olin
2011.10.27 05.06.39
Grubasa znam. Wredny typ, który lubi mijać się z prawdą. Księdzu w żywe oczy kłamał, że nie startuje w wyborach a prawda była zupełnie inna.