Jest ISO - nie ma uzasadnienia, ani odpowiedzi na pytania
(ZŁOCIENIEC) Do zabawnych wydarzeń doszło u początku obrad tutejszej rady miejskiej w czwartek dwudziestego szóstego września. W pierwszym rzędzie dla publiczności zasiadł szczupły mężczyzna przyodziany w garnitur na każdą okazję, o twarzy chyba zbyt długo wystawianej na promienie słoneczne, gdyż niezwykle czerwonej. Nie dowiadywałem się, czy jest tuż po przybyciu z Egiptu, a może i z Karaibów? Ten wątek jeszcze się w tej relacji pojawi.
Nie tylko doktor, ale i prezes
Wiadomym wszystkim zebranym było, że ten mężczyzna to zapowiadany dr Zbigniew Zychowicz, prezes Instytutu Rozwoju Regionalnego ze Szczecina, którego obecność u nas była podyktowana koniecznością wręczenia władzom miasta pewnego rodzaju certyfikatu. Pośród przybyłych nieśmiało kiełkowała nadzieja, że gość z instytucji w nazwie mającej Rozwój Regionalny, najpierw poinformuje, kiedy wreszcie ruszy u nas podstrefa ekonomiczna, tak szumnie niegdyś i przez niego zapowiadana. Okazało się, szło o coś zupełnie innego. Do tego stopnia innego, że burmistrz Waldemar Włodarczyk, po wysłuchaniu mowy doktora Zbigniewa Zychowicza, po przyjęciu od niego insygniów owego certyfikatu i po wręczeniu czegoś doktorowi ze Szczecina – czegoś, nie wiadomo czego, bo w opakowaniu, powiedział mniej więcej, że teraz echa tego wydarzenia odbiją się nawet w najdalszych zakamarkach w powiecie, o ile nie na świecie. Dodał, że liczy tu przede wszystkim na prasę, ale wiadomym przecież jest, że prasa, ta wyczekująca na sukcesy tutejszych picbuli, na obradach naszego samorządu nie bywa. Materiały, owszem, zamieszcza, ale te jakby podane na tacy. Zaś prasa obywatelska ma w swym zainteresowaniu tutejszy samorząd, a do tego bez z nim jakichkolwiek relacji finansowych. Ot, taki ewenement na skalę nawet chyba większą niż krajowa.
Ja cię certyfikuję
Wręczając certyfikat Ojcu Miasta Złocieniec, Waldemarowi Włodarczykowi, doktor ze Szczecina robiąc się jeszcze bardziej czerwony, nie mógł się nachwalić, co nie tylko jego firma odkryła w Złocieńcu w miejscowym Urzędzie Miejskim. A odkryła, że to Urząd znakomity, doskonale pracujący. I że za to wszystko ten właśnie certyfikat. Burmistrz Waldemar Włodarczyk nie brał wszystkiego na siebie, pod siebie. Wskazał na sekretarza Urzędu Leszka Modrzakowskiego. - Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie codzienna znakomita praca właśnie sekretarza – to ton perrory Ojca Miasta. I znów nastąpiło wręczanie, ale ze strony złocienieckiej w torebce, do której doktor nie zaglądał.
I rada też znakomita, bo się w terminach spotyka
Nie koniec na tym. Okazało się, że i nasza rada nie jest gorsza od Urzędu, a i w porównaniu do innych rad, gdyż na przykład ma stałe terminu obrad. Zaraz potem, gdy Mirosław Kacianowski bardzo ciekawie podniósł jeden z wątków gospodarki odpadami, przewodnicząca owej rady nie dozwalała na pełną wypowiedź. Usłyszała więc: - Pani przewodnicząca, pani się gdzieś spieszy? To proszę, niech pani sobie idzie! -
Doktor Zbigniew Zychowicz nie wiedzieć czemu, nie chciał tego powiedzieć wprost, ale jakby klucząc informował, że nasz Urząd Miejski, kto wie, może jest nawet jednym z najlepszych w województwie. Było to podane tak, że nie sposób mniemać, iż jest inaczej.
Radości z tych obwieszczeń pośród publiczności nie było. Za to za stołem prezydialnym wiele. Najbardziej triumfującą minę miała Urszula Ptak, zaś burmistrz W. Włodarczyk w swoim stylu zachęcał prasę, której oprócz Tygodnika na wydarzeniu nie było, by wydarzeniu nadała odpowiednią wymowę informacyjną. Informuje więc o tym Tygodnik, no, bo kto więcej?
Umykający doktor - prezes
W chwili, gdy wydawało się najbardziej naturalnym, że doktor ze Szczecina Zbigniew Zychowicz, a do tego prezes, wreszcie wszystkim objaśni, o co w gruncie rzeczy chodzi z tym certyfikatem, okazało się to niemożliwe, gdyż mocno i nieco niezdrowo opalony szczecinianin musi spieszyć z identycznymi powiadomieniami do Człopy. Nikt z radnych nie poczuł się w obowiązku, by poprosić doktora o kolejną wizytę celem opowiedzenia, o co tu chodzi, i po to, by w spokoju porozmawiać o codziennej pracy tutejszego Urzędu. Odniosłem wrażenie, że doktor umykał do Człopy, a nie zdążał tam z racji służbowych obowiązków.
Reporter w pogoni za umykającym doktorem - prezesem
Reporter Tygodnika nie dał za wygraną i podążył za umykającym do Człopy, a coraz bardziej opalonym doktorem. Błysnęła mu nawet myśl, że w pakuneczku od burmistrza i sekretarza, opalony człowiek od Rozwoju Regionalnego ma indiański pióropusz, a może i tomahawk (ten indiański wątek proszę brać jako poboczny, albo w ogóle go nie brać). Doktor uprzejmie wyhamował i posłuchał reportera: - Proszę pana – pospieszałem ze słowami. - My tu w mieście mamy inne opinie na temat pracy Urzędu. Chcielibyśmy się dowiedzieć od pana, o co w tym wszystkim chodzi. Poprosić o dostęp do dokumentacji odzwierciedlającej to wszystko, o czym pan mówił. Porozmawiać z panem na ten temat, a pan pierzcha do Człopy. Może chociaż numer telefonu? - Okazało się, nic z tego. Doktora wzywała Człopa. Skutecznie. Reporter Tygodnika otrzymał tylko ogólny numer firmy i działu, w którym może otrzymać stosowne wyjaśnienia.
Bez pytań, za to z certyfikatem
Pierwsze z pytań, które powinno paść do doktora, gdyby była taka możliwość, dotyczyłoby tego, czy społeczności złocienieckiej jest rzeczywiście potrzebny tak liczebnie rozbudowany Urząd Miejski, na Starym Rynku mieszczący się już w trzech budynkach, w sytuacji permanentnego braku mieszkań w gminie. Urząd w stosunku do dawnego urzędu, a więc z czasów, gdy Złocieniec to było pełnowymiarowe miasto, zatrudnia około cztery razy więcej ludzi. I – jakie szanse ma w tego rodzaju układzie zwykły obywatel, który na to wszystko płaci z własnej kieszeni? Czy jest możliwe, by tego rodzaju zdaje się nadmiernie rozbuchane urzędy pracowały na pół etatu, a jedna trzecia urzędników na umowach śmieciowych? Czy tuskowy epidemiczny rozrost administracji przez pączkowanie obowiązuje też w Złocieńcu? Niestety, po pozostawieniu informacji, że u nas pod tym względem jest dobrze, a nawet jeszcze lepiej, przybysz udał się do Człopy, by tam, tak mi się wydaje, obwieścić dokładnie to samo, co w Złocieńcu. Ale w powietrzu już się czuje – kończy się zwolna to pałacowe urzędowanie i to w skali całego kraju. Czyżby po takich zadymach miały pozostać tylko certyfikaty, skoro u nas nawet strefy ekonomicznej nikt nie potrafił zorganizować?
W osobnym materiale podajemy oficjalną wersję wydarzenia ze spotkania w Złocieńcu z coraz bardziej opalonym doktorem prezesem ze Szczecina. Gościa przecież też ktoś zatrudnił. I tak trzyma. Dokładnie, jak wyżej. A może ta opalenizna, to taki jeden wstyd wielki, taki nie do ukrycia?
Tadeusz Nosel
ISO jest psu na budę. Do niczego nie potrzebne. Natyrał się przy tym sekretarz gminy plus może dwie trzy osoby, spisał z pięćset stron maszynopisu i leży to na półce nikomu nie potrzebne. Za otrzymanie certyfikatu trzeba płacić. Nadaje go organizacja pozarządowa. Do tego, za utrzymanie tego certyfikatu trzeba płacić co rok. Szacuję, że jest to kwota około dziesięciu tysięcy złotych corocznie.
Całe to ISO czyli certyfikat sprawnego działania urzędu dla petenta nie ma znaczenia.
Zamiast wyrzucać pieniądze w błoto, można było dodać po parę groszy urzędnikom.
Dla nas jest ważne, żeby urzędnik nas fachowo obsłużył, był uprzejmy i w razie potrzeby pomógł lub coś podpowiedział. I to jest całe ISO. Do tego kosztowny certyfikat nie jest potrzebny. Wystarczy zwykłe, normalne, sprawne zarządzanie.
~`
2013.10.16 20.03.10
Mimo pijackich ekscesów Zychowicz zostanie w SdPl
Senator Zbigniew Zychowicz, który pijany zjawił się na lotnisku Okęcie, nie został wyrzucony z SdPl. Sąd partyjny zakazał mu tylko przez rok pełnienia funkcji partyjnych Pijanego senatora nie wpuszczono 18 lutego na pokład samolotu do Szczecina. Zychowicz przyznał się, że wypił kilka lampek wina Myślę że to nie opalenizna hahahaha