(ZŁOCIENIEC) Uliczka Stanisława Staszica w Złocieńcu jest nostalgicznie malownicza, ale tylko z mostu na Drawie pod parkiem Żubra. Poniemieckie dachówki zupełnie inaczej odbijają słońce od pokryć naszych, późniejszych. Urbanistyczny nieład, by nie rzecz ostrzej, sprawia, że budowlany misz masz aż doprasza się, by patrzeć na owo dziwo dłużej, pstrykać zdjęcia. Jakbyś się do tego nie złożył, i tak wyjdzie dobry obraz. Z mgiełeczką tęsknoty, i jak to z nią bywa zawsze, nie wiadomo za czym.
Gehenna na oczach notablików, na oczach radnych
Ulica Stanisława Staszica od frontu, od życia, to nie żadne tam malarstwo. A bywa, że i gehenna ludzi. Całych rodzin. Numer dwadzieścia sześć. Po schodkach w zabytkowe drzwi, niemiłosiernie czasem i niechlujstwem gospodarza zniszczone, a dalej – dalej to już tylko kląć. I to nie tak, grzecznościowo, a sążniście, poddawszy się nawet najgorszym instynktom. Oż … k.... .
Jedno z mieszkań od lat tu od ZGM-u podnajmuje Bogusława Gniffke. To ona powtórnie do tego królestwa ZGM-u zaprosiła reportera Tygodnika. Wtedy – zarwał się sufit. Kawały gruzu nawet solidnie podniszczyły sanki. Któreś z tutejszych dzieciaków jeszcze długo po wydarzeniu bało się wyjść na nieszczęsny korytarz z opadającym sufitem. Wydawać by się teraz mogło, już po wszystkim, ale nie. Nie po wszystkim, a właściwie - to nic się od tamtego czasu nie zmieniło.
Bogusława Gniffke: - Ja z tym wszystkim, jak pan sam wie, walczę od trzech lat. Wtedy, jak to pospadało, przyszli, coś tam pokleili, i na tym koniec. Po tym ich klejeniu z sufitu zaczęła lać się woda. Mieliśmy wrażenie, że znów lada moment sufit runie na podłogę. Nie tylko dzieci, ale i dorośli bali się wychodzić pod te opady, tym razem tylko wody. Ale licho przecież nie śpi. Byłam u prezesa ZGM-u, u tego nowego, Marcina Czerniawskiego. Opowiadałam. Gdyby był dawny prezes, Andrzej Brzemiński, podejrzewam, że wszystko załatwiłby dawno. Byłam także u burmistrza. Jakieś dwa miesiące temu. No i ktoś tam przyszedł, pomajstrował tak, jak to teraz wygląda, i się oddalił. Aha, powiedział jeszcze, że to dach cieknie i na tym starania z ramienia gospodarza tej firmy na korytarzu dobiegły końca. I, że nie mają pieniędzy. –
III RP i jej służki
Dziura w suficie na kilka metrów kwadratowych. Łata styropianu przywieszona na jakiejś niteczce. Całość korytarza też ruina. Dziury w zmurszałych ścianach, osuwający się tynk, o malowaniu nikt tu od przedwojnia nawet nie słyszał. Ludzie, nim wyjdą na korytarz, pierwej przez uchylone drzwi sprawdzają, czy aby coś nie poleciało na podłogę, potem wpatrują się w sufit – czy aby coś akurat teraz nie poleci, a dopiero po takiej wizji optycznej z bojaźnią przemykają do zabytkowych drzwi, pięknych stolarsko, a zniechlujonych pod obecnym gospodarzem do granic możliwości. No i pytanie – czy aby nie jest tak, że niszczone deszczem wnętrze budynku, czego opadający sufit dowodem, już nie sprawiło, że cały budynek jest kompletnie niezdatny do zamieszkiwania? To trzeba sprawdzić przede wszystkim. A co/kto ma szanse z tego zetgieemowskiego bajzlu ocaleć? Muszą – ludzie, no i te jeszcze przedwojenne drzwi, cudeńka.
Charakterystyczne, że Bogumiła nie poprosiła o pomoc swoich radnych. Nawet o nich nie wspomniała. Ba, chyba nawet nie wie, że oni od tego właśnie są. Od kontroli gminnej spółki, ZGM-u, w której gmina jest stuprocentowym udziałowcem. Bądźmy przekonani, że po tej publikacji radni w trymiga pospieszą do Bogumiły, a potem do ZGM-u. Radny miesięcznie od nas otrzymuje diety około 1000 złotych. Za nic?
W obowiązkach jest, w realu – to bzdura!!!
Oto okazuje się, że ZGM w swoich obowiązkach ma: (1) wykonywanie robót budowlanych murarskich – sufit (2) tynkowanie – korytarz (3) malowanie – korytarz, renowacja drzwi. Jednak, na ulicy Stanisława Staszica 26 przez kilkadziesiąt lat nie wykonał niczego, skutek taki, że nie tylko sufity się zawalają, ale i chyba cały budynek. Wystarczy na ową budowlę popatrzeć od strony podwórka – wieje grozą, możliwością katastrofy budowlanej. Niech się ocala, kto tylko może.
A jak to spółkowicze sobie
wypłacają?
W ZGM jest zatrudnionych 12 pracowników biurowych. Średnia pensja tych zapracowanych w ZGM to 3 634 zł. ZGM w Złocieńcu zatrudnia jednego pracownika fizycznego, nie podaje jednak, po co. Ów zarabia 2600 złotych. ZGM nie podaje, ile zarabia prezes spółki. Nie informuje, ile zarabia księgowa, ukrywa – ile bierze zarząd spółki, tylko pisze tak: przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosiło w roku 2012 – pracownicy biurowi + zarząd i główna księgowa 3720 złotych. Cwaniutko? Cwaniutko! A sufit na Stanisława Staszica 26 codziennie spada na podłogę i nikt nawet nie bada, czy cały budynek nadaje się do zamieszkiwania, czy też nie. Ot, spółka.
Oto nasze krasnoludki
A komuż to Bogumiła Gniffke od trzech lat zawdzięcza tyle ekscesów budowlanych? Podajemy w szczegółach. (1) Zgromadzenie wspólników – Waldemar Włodarczyk, burmistrz. (2) Rada nadzorcza: przewodniczący Henryk Czarnota. Zastępca przewodniczącego – Mirosław Piłatowski. Sekretarz - Andrzej Paliński. (3) Zarząd: prezes zarządu – Marcin Czerniawski. Prokurent – Mieczysława Jeremicz.
Prezes zarządu ZGM-u Marcin Czerniawski w firmie w roku 2011 zarobił 96649 złotych. Otrzymał także nagrodę za roczną pracę. Wysokości nagrody nie podano.
W radzie nadzorczej ZGM-u jest prezes Zakładu Ciepłownictwa, Andrzej Paliński. Za rok 2011 z mieszkaniówki otrzymał 8265 złotych. W tym samym roku w swojej firmie zarobił 100 890 złotych. Przewodniczącym rady nadzorczej ZGM-u jest radny powiatowy ze Złocieńca, Henryk Czarnota. Jako przewodniczącemu rady ZGM za rok 2011 wypłacił 11 865 złotych. Dieta radnego to 18 744 złote. Emerytura 50 498 złotych. Emerytura żony 1700 złotych.
Bogumiło
Z powyższych danych wynika, że nasze miasto nie ma szczęścia do odpowiednich ludzi akuratnych do zarządzania gminnym majątkiem, nie mówiąc już o tym, że jakiś sufit trzy lata wali się ludziom na głowę. No, bo nie tym złotówkołowcom. To nie ta klientela, której sprawy ważne byłyby na głowie. Sprawy ludzi. Oni na tych głowach mają zupełnie coś innego. Co? Pokazałem.
Tadeusz Nosel