(FELIETON) Co jakiś czas publikujemy nekrologi Sybiraków, którzy mieszkają wśród nas. To odchodzące najstarsze pokolenie, które przywiezione do Łobza po wojnie i zasiedliło tę obcą sobie ziemię, rodziło dzieci, doczekało wnuków i prawnuków.
Bardzo wielu tu z nas od Sybiraków. Może więcej, niż gdziekolwiek w województwie, chociaż w każdym miejscu jest ich sporo. Niedawno zmarła Władysława Nowicka z Karnic, dzisiaj żegnamy Stanisławę Słyś z Łobza. Nie zdążyłem z nią porozmawiać, zbierając materiały do książki o Sybirakach osiedlonych w powiecie łobeskim, bo taką książkę przygotowujemy. Zanim powstanie, odejdzie jeszcze wielu z Was i z wieloma nie porozmawiam, a chciałbym. Każda informacja coś wnosi i uzupełnia, buduje obraz ich bardzo trudnego życia, a jest ich tak wielu i byli tak mocno wrzuceni w dramat rozgrywającej się historii, że w jakiś sposób uosabiają spory fragment polskiego losu.
Zanurzeni w codzienności nie myślimy o tym, co po nas zostanie. Co z naszego życia, życia pokolenia, będzie odczytywane i przekazywane, tworząc historię dla następnych pokoleń. Chociaż coraz częściej słyszę głosy o zainteresowaniu ludzi w średnim wieku sprawami, które tu poruszam. Przy tej okazji więc apeluję do nich, do dzieci Sybiraków, by pomogli nam udokumentować ich życie i zbiorową historię odchodzącego pokolenia. By nie wyrzucali dokumentów po zmarłych, by kontaktowali się z redakcją i przekazywali je lub umożliwili nam zrobienie odbitek.
Stanisława Słyś, córka Jakuba Cipki i Ludwiki (z domu Kozłowska) urodziła się w 1922 roku w Otwocku (wówczas woj. warszawskie). Zamieszkała z rodzicami w Pródnie, w pow. wołkowyskim, w woj. białostockim. Ojciec był rolnikiem i gospodarował na 11 hektarach. 10.02.1940 przyszli Sowieci i wywieźli całą rodzinę do jakiegoś łagru w Archangielsku, a gdy już było można, przenieśli się w rejon Uzbekistanu. Do Łobza przyjechała już sama, w 1946 r. Rodzice i siostra zmarli na zesłaniu. Uratował się brat, który wstąpił do Armii Andersa i został na Zachodzie. Janina Lenkiewicz, która też przyjechała stamtąd w tym samym roku, wspomina ją jako bardzo dobrą kobietę i koleżankę. To jeden, jakże krótki życiorys, mieszczący w sobie ogrom ludzkich doświadczeń, którymi można by często obdzielić setki ludzi.
Musiała sama sobie radzić na tej zupełnie obcej sobie ziemi, ale wróciła do Polski. I poradziła. Myślę sobie, że my sami nie zdajemy sobie sprawy z heroizmu tych wszystkich, którzy przeżyli zesłania i bardzo chcieli do Polski wrócić. Także heroizmu w latach powojennych. Spróbuję o tym kiedyś napisać szerzej.
Przeprowadzam rozmowy z Sybirakami w miarę regularnie. Nagrywam, kopiuję dokumenty, wpadłem na pomysł, by nagrywać z nimi rozmowy na żywo, filmując ich wypowiedzi. Być może kiedyś powstanie tu takie żywe archiwum pamięci, gdzie będzie można zgromadzić te wszystkie rzeczy, a nawet posłuchać i obejrzeć te filmy. Odwiedziłem rodzinę de domo Lipskich w Strzmielach, trzy siostry: Zofię Łęcką, Franciszkę Sowińską i Jadwigę Dawlud. Czwarta - Stanisława Iskra mieszka w Świdwinie, a piąta w Grodnie. Szósta, mieszkająca w Mesznie Regina Olchawa już zmarła. Przeprowadziłem rozmowy z panem Eugeniuszem Furmanem z Dalna, Kazimierą Sołowiej z Łabunia Wielkiego, zajrzałem do pana Lecha Jabłońskiego w Starogródku i wnuczki państwa Kamińskich w Dobieszewie. Po wielu takich rozmowach te opowieści wydają się podobne, ale za każdym razem okazują się inne i zaskakujące, jak ta pani Zygfrydy Święcickiej-Pupkowskiej w Resku, gdzie usłyszałem niesamowitą opowieść rodzinną państwa Święcickich. I równie niesamowitą opowieść pani Janiny Holak z Węgorzyna, która była wywieziona aż pod granicę japońską, w rejon Chabarowska, gdzie rąbała drzewo w tajdze.
Dokumenty i wspomnienia o rodzinie Skrętkowiczów przekazała nam pani Janina Piętka z Zagórzyc, wywieziona na Sybir z rodzicami. Brat ojca, Wiktor Skrętkowicz zginął w Katyniu. Dużo tu rodzin Katyńskich i aż dziw, że do tej pory nie stowarzyszyli się w kultywowaniu pamięci o zabitych, a i żadnych obchodów rocznicowych też nie ma komu podjąć.
Wspomnienia przekazali nam pani Wanda Zasada z domu Ćwiek i Tadeusz Korzeniewski o rodzinie, Stanisław Żurawski i wielu innych.
Po artykule o rodzinie Blinów pani Jadwiga Blin Krzywańska wypożyczyła mi książkę „Spod Monte Cassino na Sybir” i dowiedziałem się o czymś, o czym nie miałem pojęcia - że wielu z tych żołnierzy września 1939 roku, którzy dostali się do niewoli sowieckiej, później wyszło na Zachód z Armią Andersa, walczyło pod Monte Cassino. Po wojnie wrócili do swoich rodzin, już w granicach ZSRR i w 1951 r. wszyscy oni, w liczbie 888 (na jednej liście) zostali z powrotem wywiezieni na Sybir. Wracali do Polski w latach 1955 - 1957. Do Łobza przyjechały przynajmniej cztery takie rodziny. To wciąż odkrywanie, jak mało wiemy o własnej historii.
Wspomnienia o ojcu, Tadeuszu Łapuciu, przekazała nam córka Danuta Serowiecka, ze znamiennymi słowami: „Gdy byłam dzieckiem, nie bardzo interesowały mnie opowieści Taty o zesłaniu. Czasami miałam dość opowieści o głodzie, mrozie, buranie, wiecznej walce o jedzenie. (...) Dzisiaj żałuję, że tak mało wiem o historii zesłania mojej babci Zofii Łapuć wraz z dziećmi. Chciałabym zapytać o wiele rzeczy, ale jest już za późno”.
By nie było za późno, bo jeszcze wielu żyje, apeluję o pomoc w dokumentowaniu losów Polaków zesłanych na Sybir.
Kazimierz Rynkiewicz
...niż rodzimy z naprawdę autentyczną historią. Jedyna wątpliwa satysfakcja: czas mija i za kilkadziesiąt lat...wnukowie powiedzą : "odwal się- babciu co nas to obchodzi". I całe szczęście, że ja nie bedę żył !
~Jarun
2013.10.08 11.09.20
Smutne refleksje po tym artykule. Moje zbiory nie interesują prawie nikogo....co innego niemieckie. Wychowywani na serialach i czy "Lubiczowa" -pije. Dobrobyt i w dupach się poprzewracało. Ważniejszy jest los wymaiginowanej Krysi niz rodziny
Ktoś tu powinien wrócić na ziemię do rzeczywistości. Sybiracy to nie żołnierzyki z Iraku czy Afganistanu hurtem maszerujące po misji do psychiatry. Kogo to interesowało co przeszli? Kilka lat temu rozmawiałem z takim sybirakiem. Interesowały go wspomnienia mojej rodziny z pobytu tam. Też niewiele wiem. Zakończenie rozmowy owego człowieka było zaskakujące. Powiedział: "Do dziś nie mogę o tym mówić co przeszedłem". Może tylko tyle i aż tyle. Więc jak się chce pisać wspomnienia to się powinno trochę zastanowić, choć pomysł chwalebny.