(LINOWNO GM. DRAWSKO POM.) W samo południe, 13 września br., odbyło się na cmentarzu w Linownie w gminie Drawsko Pomorskie odsłonięcie pomnika jeńców rosyjskich, którzy zmarli tu z wycieńczenia
w latach 1941-1943 podczas przymusowych robót.
W uroczystości wziął udział radca ambasady Federacji Rosyjskiej, przedstawiciele Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego i instytucji przeprowadzających ekshumację oraz mieszkańcy wsi. Uczestniczyła też w niej 5-osobowa rodzina rosyjskiego jeńca pochowanego na tym cmentarzu. Wśród zebranych był pułkownik w stanie spoczynku dr Zbigniew Mieczkowski, który odkrył tajemnicę tutejszego cmentarza sprzed 70. lat i doprowadził do identyfikacji 9. spośród dziesięciu tu pogrzebanych jeńców rosyjskich. Opisał te fakty i towarzyszące im okoliczności w trzech obszernych artykułach w „Echach znad Drawy” i swojej książce poświęconej historii Linowna. Dotychczas bezimienne mogiły otrzymały na tablicy pamiątkowej imiona i nazwiska ofiar.
Na tym miałem zakończyć relację z tej uroczystości. Ale wydarzyło się coś niebywałego, co z dziennikarskiego obowiązku, muszę opisać. Tym zdarzeniem jest fakt, że na uroczystość nie zaproszono głównego bohatera dziejącej się tu historii – pana Zbigniewa Mieczkowskiego, a pilnujący mikrofonu na cmentarzu burmistrz Drawska Pomorskiego Zbigniew Ptak, na prośbę Jerzego Lauersdorfa, przewodniczącego Rady Powiatu, iż w imieniu starostwa powiatowego głos zabierze radny Mieczkowski - odmówił udzielenia mu głosu. Rzecz całą w głośnikach usłyszeli wszyscy uczestnicy uroczystości.
Także w oficjalnej relacji z tej uroczystości, zamieszczonej na stronie drawskiego urzędu miejskiego, nie wspomniano choćby jednym słowem o jego wykonanej pracy w tej sprawie, a także nie „uchwycono” go na żadnym zdjęciu. Przyzwoitość wymaga, a prawda się domaga, by pokazać, kto rzeczywiście w tej sprawie napracował się, a kto przypisał sobie zasługi.
Na podstawie udostępnionych mi dokumentów przedstawiam kalendarium poczynań pana Zbigniewa Mieczkowskiego, który tej sprawie poświęcił dwa lata intensywnych poszukiwań, przejechał tysiące kilometrów i stracił niemało prywatnych pieniędzy.
Skoro nie dano mu głosu, niech chociaż teraz przemówią fakty.
1. W trakcie Święta Zmarłych 1 listopada 2010 roku do Zbigniewa Mieczkowskiego podchodzą najstarsi mieszkańcy Linowna i proszą, by jako wojskowy zajął się identyfikacją grobów w kwaterze żołnierskiej, która podupadła, odkąd przed laty zlikwidowano wiejską szkołę.
2. Prowadzona przez pułkownika kwerenda dokumentów i studiowanie obszernej literatury historycznej dowodzą, iż wszystkie potencjalne ofiary walk żołnierzy z polskiej 4 Dywizji Piechoty, wyzwalających te tereny w marcu 1945 r., znajdują się na cmentarzach wojennych w Drawsku Pomorskim i Wałczu.
3. Pan Mieczkowski w dniu 17.12.2010 r. zwraca się on do burmistrza Z. Ptaka, w formie interpelacji radnego powiatowego, o pomoc jego służb w identyfikacji grobów. Dnia 14.01.2011 r. otrzymuje odpowiedź: „Ustalenie danych pochowanych w Linownie jest niemożliwe ze względu na brak jakiejkolwiek pisemnej dokumentacji”.
4. Determinacja w odkryciu tajemnicy sprzed 70. lat i wykluczanie kolejnych hipotez kieruje autora w lipcu 2011 r. do Hannoweru, gdzie mieszka córka dziedziców majątku z Linowna – Ruth Wendorff. Od niej dostaje kolejne adresy byłych niemieckich mieszkańców Linowna - Ottonów i Strehlowów.
5. W dniu 20.07.2011 r., po kontakcie z grupą poszukiwawczą „Pomorze 1945”, pisze do pani Marioli Cieśli dyrektor Wydziału Spraw Społecznych Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie wniosek o ekshumację.
6. Dyrektor ww. Wydziału 29.07.2011r. kieruje do burmistrza Z. Ptaka pismo „… otrzymałam informację od Pana dr. Zbigniewa Mieczkowskiego mieszkającego…” i prosi o informację na temat cmentarza w Linownie.
7. Ta sama dyrektor 18.08.2011r. kieruje kolejne pismo do Kierownika Biura Informacji i Poszukiwań PCK w Warszawie: „Uprzejmie informuję, że otrzymałam informacje od Pana dr. Zbigniewa Mieczkowskiego mieszkającego we wsi Linowno…” oraz „Uprzejmie wyjaśniam, że Urząd Miejski w Drawsku Pomorskim nie dysponuje żadnymi danymi dotyczącymi powyższych grobów wojennych”.
8. W obawie przed utknięciem sprawy w PCK pan Mieczkowski nawiązuje kontakt z Dietrichem Strehlowem z Sassnitz na Rugi, synem przedwojennego karczmarza z Linowna i spotykają się na tutejszym cmentarzu. Od niego dowiaduje się o okolicznościach śmierci i pochówku jeńców rosyjskich. Potwierdza te fakty, organizując drugą wyprawę z tłumaczem i informatykiem do Niemiec, do Joachima Strehlowa, starszego brata Dietrycha.
9. Po wyjaśnieniu tajemnicy, jednak bez identyfikacji nazwisk, pan Mieczkowski informuje o tym fakcie Urząd Wojewódzki, który przerywa poszukiwania przez PCK i wydaje 8.11.2011r. decyzję Nr PS-6.5231.422011.2.UM Wojewody o przeprowadzeniu ekshumacji w Linownie. Oficjalnym pismem informuje o tym Zbigniewa Mieczkowskiego, wskazując, iż do przeprowadzenia ekshumacji upoważniony został dr n. med. Andrzej Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej PUM w Szczecinie.
10. W tym samym czasie odwiedza konserwatora zabytków w Koszalinie, by przyspieszyć wydanie zaleceń konserwatorskich dla cmentarza w Linownie, tj. dokumentu, który jest niezbędny do rozpoczęcia jakichkolwiek prac. W zaleceniach ZN.K.5183.34.2011 konserwator w kwestii inicjatywy tego dokumentu napisała: „Koło Miłośników Linowna wraz z miejscową OSP wystąpiło z inicjatywą uporządkowania cmentarza…”. Nie trzeba dodawać, kto występował w imieniu „Koła Miłośników Linowna”.
11. Po tym fakcie Mieczkowski prowadzi intensywne przygotowania do pierwszej ekshumacji. Zostaje ona przeprowadzona już 2.12.2011 r. Żona pana Mieczkowskiego żywi międzynarodową ekipę, a on sam pomaga w ekshumacji i zatrudnia ludzi wykonujących prace fizyczne. Spośród odkopanych 5. szczątków zostaje zidentyfikowanych czterech jeńców rosyjskich.
12. Znając wyniki pierwszej ekshumacji i po otrzymaniu wzruszającego listu od rodziny jednego ze zidentyfikowanych jeńców, zwraca się 23.01.2012r. do burmistrza Z. Ptaka z wnioskiem, do którego załącznik stanowi kilkunastostronicowy „Społeczny projekt rewitalizacji cmentarza w Linownie”. Na początku wniosku mieszkańcy Linowna „uprzejmie proszą” swojego burmistrza, a na jego zakończenie piszą: „Jako prawnego Zarządcę naszego cmentarza uprzejmie prosimy o pomoc i pośrednictwo w ewentualnych uzgodnieniach z innymi instytucjami”. Jak wynika z relacji p. Mieczkowskiego, burmistrz w trakcie rozmowy na gorąco ocenił projekt jako interesujący i oznajmił, że nie będzie żadnego problemu z jedyną prośbą materialną o 150 mkw. polbruku. Jednak już trzy dni później, 26.01.2012 r., autor wniosku i tej tytanicznej pracy otrzymał wymijającą odpowiedź na wszystkie 6. jego punktów, a w sprawie polbruku odpowiedź brzmiała: „jeśli chodzi o dostarczenie 150 mkw. wielokolorowego polbruku i objęcie nadzoru nad pracami, informuję, iż w budżecie na 2012 r. nie zostały zaplanowane środki na to zadanie”. Mieszkańcy sami chcieli uporządkować teren po ekshumacji przed przyjazdem rodzin na cmentarz.
13. Dnia 11 lutego 2012 r. odbyła się druga, kończąca problem, ekshumacja. Poprzedziła ją prośba ekipy przeprowadzającej ekshumację, przekazana burmistrzowi przez Mieczkowskiego, o koparkę. Jak relacjonuje - choć to było w urzędzie, burmistrz odpowiedział: - Co pan mnie zaczepia na korytarzu jak na dworcu. Odwrócił się i poszedł do swojego gabinetu. Dopiero na 3 dni przed ekshumacją, Rosjanie w niej uczestniczący, uzyskali wizę do Polski i poprosili Mieczkowskiego o zaaranżowanie spotkania z burmistrzem. Odpowiedź telefoniczna brzmiała: „Niech się zwrócą do mnie drogą oficjalną”. Do spotkania z przybyszami z Moskwy nie doszło. Pan Mieczkowski wynajął koparkę, jego żona donosiła na cmentarz gorącą kawę i ciasto, a na odjezdne poczęstowała obiadem.
14. Zważywszy na fakt, iż wszystkie prośby i wnioski kierowane do burmistrza Z. Ptaka kończyły się na niczym, pan Mieczkowski, bezpośrednio po zakończeniu drugiej ekshumacji, udał się do dyrektor Marioli Cieśli z Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie. Dziś wspomina jej niebywałą życzliwość dla tej sprawy i pomoc. To ona ukierunkowała go, by napisał wniosek do wojewody o uznanie kwatery jeńców rosyjskich na cmentarzu w Linownie za miejsce pamięci. Obiecała pilotować tę sprawę, aż do podjęcia uchwały, zlecenia gminie prac na cmentarzu według jego projektu i pokrycie kosztów zagospodarowania kwatery wojennej.
15. Dnia 2 marca 2012 r. p. Mieczkowski przesyła wniosek i projekt wojewodzie, załączając rysunki, zdjęcia i kartoteki obozowe jeńców, którzy zmarli w Linownie.
16. W celu uzupełnienia dokumentacji o cmentarzu w Linownie, w maju 2012 r., udaje się do Dolnej Saksonii w Niemczech, do rodziny Otto, właścicieli drugiego majątku w Linownie. Zebrane dokumenty i informacje znajdą się w suplemencie do jego książki o Linownie.
17. Pan Zbigniew Mieczkowski i pani Mariola Cieśla nie otrzymali zaproszeń na uroczystość otwarcia i upamiętnienia kwatery jenieckiej na cmentarzu w Linownie. Głównemu bohaterowi tego zdarzenia odmówiono zabrania głosu.
Pan Mieczkowski pokazał mi swoje wystąpienie, jakie miał wygłosić na cmentarzu. Oto one.
„Bywają w historii miejscowości chwile wzniosłe. Taka chwila dziś jest na tym cmentarzu, gdzie na grobach możemy po 70. latach umieścić tabliczki z imionami tu pochowanych. torię pomiędzy narodami i państwami często zniekształcał czynnik ideologiczny. Historia naszej wsi jest pozbawiona tej złej cechy. Jest taką, jaką była. Cmentarz nasz powinien ć swoistym wiejskim muzeum pod gołym niebem. Leżą tu bowiem zwykli i niezwykli, dawni mieszkańcy Woltersdorfu i pierwsi powojenni osadnicy ówczesnego Kiełpina, którzy nigdy nie walczyli i nie rywalizowali między sobą. Spoczywają tu prochy wyznawców 6 religii. Wszystkim odwiedzającym nasz cmentarz polecam ekumeniczne przesłanie: „Kto czci prochy swych przodków i ich płacze straty, niech wszystkie pomniki na tym cmentarzu łzą skropi i osypie kwiaty”.
W kwestii dzisiejszej uroczystości chciałbym, jako uzupełnienie do dzisiejszych wystąpień, odczytać list, jaki otrzymałem od rodziny pochowanego tu Andreja Lwowa. „W imieniu całej rodziny dziękujemy, za to, że odnaleźliście mogiłę naszego ojca, dziadka i pradziadka. Historia naszej rodziny podobna jest do historii milionów rodzin z tamtych lat. Nasz dziadek Andrej Akimowicz LWOW poszedł na wojnę w 1941 roku. Zostawił w domu młodą żonę z trójką dzieci. Najstarsza Zoja miała 4 lata, a najmłodszy 4 miesiące. Walczył pod Stalingradem. Stamtąd przyszło powiadomienie - „ZAGINĄŁ BEZ WIEŚCI”. W domu na żołnierza czekano długo. Czekano nawet wtedy, gdy z wojny powrócił jego towarzysz, z którym wojował. Opowiadał on, że szukał naszego dziadka wśród żywych i umarłych. Dopiero teraz, po prawie 70 latach poznaliśmy, że jeszcze w 1943 roku był w niewoli. Córka Andreja Lwowa – Zoja Andrejewna wspomina ten dzień, kiedy ojciec szedł na wojnę. Był bardzo wesoły. Biegał i bawił się z nią. W pewnym momencie sposępniał i powiedział -„PORA SIĘ ŻEGNAĆ”. Na naiwne dziecięce pytanie - „KIEDY WRÓCISZ” - odpowiedział - „NIEBAWEM”. Teraz dopiero poznaliśmy dalsze jego losy. Nisko kłaniamy się polskiemu pułkownikowi Zbigniewowi Mieczkowskiemu i wszystkim tym, którzy przyczynili się do jego odnalezienia. Jego córka Zoja podjęła decyzję, by nie niepokoić ojca i pozostawić go tam, gdzie go pogrzebano. Prosi jedynie o garstkę ziemi z jego mogiły. Mając 75 lat, sama nie może przyjechać do Polski. My, młodsze pokolenie, obowiązkowo pojedziemy na mogiłę naszego dziadka i pradziadka. Jeszcze raz z całej duszy wielkie dziękuję.
Z poważaniem rodzina żołnierza Lwowa.
Listu rodziny Lwowa nie odczytano na uroczystości, bo burmistrz Ptak dyrygował tam mikrofonem i manipulował historią. Dziękował na tym cmentarzu wszystkim, tylko nie Mieczkowskiemu. Nie zapomniał nawet o podziękowaniach dla licznie tu przybyłej swojej Straży Miejskiej. Być może miała ona być użyta, gdyby Mieczkowski za bardzo nalegał na wystąpienie. Skrzywdzono zacnego człowieka. Media obecne na uroczystości rzuciły się na oficjeli, którzy nie wiedzieli nawet, co zrobił i który to jest Mieczkowski. Następca pani Cieśli nawet nie pofatygował się przywitać z Mieczkowskim. Media, gdy ochłonęły i od mieszkańców dowiedziały się, co tu naprawdę się stało, ruszyły pod dom Mieczkowskiego, by „dograć” z nim swoje relacje.
Najgorsze jednak stało się później. Zdezorientowana rodzina rosyjskiego żołnierza, uwolniona z przyjęcia u burmistrza Ptaka, udała się do Mieczkowskiego. Przeprosinom i podziękowaniom nie było końca. Dwukrotnie wspólnie udali się na cmentarz, gdzie poznali prawdę, którą dokumentowały wręczone im artykuły i zdjęcia o cmentarzu i książka o Linownie. Mieczkowscy zostali zaproszeni do Moskwy na spotkanie z wszystkimi rodzinami tu pochowanych ich bliskich.
Gdzie szukać przyczyn tak żenującego zachowania burmistrza Zbigniewa Ptaka? Może jakimś wyjaśnieniem będzie to, że zanim został burmistrzem, był m.in. sekretarzem Komitetu PZPR w Drawsku Pomorskim. Po takiej „szkole” to nawet trudno od niego wymagać, by rozumiał, co to jest prawda i szacunek dla czyjejś pracy. Po prostu wstyd.
Kazimierz Rynkiewicz
Ps. W uroczystości w Linownie wzięli udział goście: Konstantin Kabakov z ambasady Federacji Rosyjskiej w Polsce, Anton Torgaszew z Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, Jerzy Serdyński z Urzędu Marszałkowskiego Woj. Zachodniopomorskiego, Lech Jakóbowski z Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie, dr Andrzej Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, Piotr Brzeziński, prezes Stowarzyszenia Pomorze 1945 oraz rodzina pochowanego tu jeńca.
A może ktoś oprócz mnie pamięta jak wielce szanowny wtedy pan major bedac politrukiem w jw 1965 oleszno zrywał z szyji krzyzyki i cofal przepuski zolnierza na 3 miesace za ich posiadanie ja to pamietam i gardze nim! taka to prawda o panu plk. dr mieczkowskim
~
2012.10.03 17.54.47
Do ~/.
A ile dzieci będzie uczyło się w tej szkole?
~Rafał
2012.10.03 17.00.33
Nie traktujmy tego śmiertelnie poważnie. Osobiście odebrałem ten znaczek bardziej w formie żartu, a niejako porównanie.
Niemniej jednak, to właśnie umizgiwanie się do niemieckiej historii wprowadza takie skojarzenia.
Pod czyim kierownictwem te placówki funkcjonowały w latach 1926 - 1945? Jakie orły na nich wisiały? Co - Auschwitz już za daleko?
~cannibal corpse
2012.09.30 17.47.05
Porównanie Burmistrza Złocieńca do A.H. to pokazuje poziom tej "gazety" takie publikacje to już nie jest daleko idący populizm, to jest ( tu niecenzuralne słowo).
WSTYD WSTYD WSTYD panowie "redaktorzy" ! WSTYD i HAŃBA !
~
2012.09.27 15.48.50
Zu sich kommen!
~
2012.09.27 15.46.49
Ja! Ich verstehe! Falkenburg ist unsere Altstadt.
~mieszkaniec
2012.09.27 08.20.51
A tak na marginesie budynek poczty w Złocieńcu istnieje od 1902 r.
~mieszkaniec
2012.09.27 06.51.19
Do Pana RAFAŁA
"Trzasnął pan dwa bardzo celne artykułu w dzisiejszym wydaniu tpd (26.09.12) dotyczące obchodów 200-lecia budynku poczty. Nie będę się rozwodził, ale chyba znajdzie się w Złocieńcu jeszcze parę dwustuletnich budynków na następne lata."
Chciałbym wyjaśnić, że w Złocieńcu NIE OBCHODZIMY 200 lat budynku poczty. Nie wiem skąd Panowie to wzięli, jeżeli nie macie takiej wiedzy to zawsze można zapytać. Obchodzimy JUBILEUSZ FUNKCJONOWANIA placówki pocztowej w Złocieńcu czy dawnym Falkenburgu a nie budynku Poczty. W dniu 19 września 200 lat Poczty obchodziło miasto Białogard a w listopadzie 2011 roku 225 lat Poczty obchodziły miejscowości Połczyn Zdrój, Świdwin i Sianów, dlaczego wtedy Pan Rynkiewicz czy Nosel nie zrobili z tego wielkiej sensacji ??? Cóż czymś trzeba zapełnić wydanie gazety powiatowej, chociaż bardziej nazwałbym ją złocieniecką, jak nie ma o czym pisać to Pan Tadeusz zawsze wypełni strony zdjęciami dziur w ulicach itp.
~/
2012.09.27 05.33.06
Radni podejmują decyzje o zamknięciu szkół wiejskich.(SP w Drawsku stała się molochem) Kolejne dodatkowe 120 000,00 przeznaczą w tym roku na dofinansowanie, ,DRAWY"" super
~do Kazimierza
2012.09.26 19.35.14
Pan Eugeniusz Poniatowski (ś.p) to zacny pedagog i wychowawca młodzieży, skromny a zarazem wielki człowiek, wysoce zasłużony Drawsku.
Bardzo trafny wybór! ale dlaczego "wybrano" go zarządzeniem Burmistrza a nie przez Radę Miejską. (?)
~Rafał
2012.09.26 19.02.25
Ale którego Poniatowskiego? Grześka?
Osobiście uważam, że jeżeli samorządy coś zbudowały z własnych pieniędzy i na swojej ziemi, to powinno się honorować ludzi stąd, którzy dołożyli starań do rozwoju naszego powiatu i gmin - i ich imieniem nazywać budynki i obiekty. Jak choćby plac Kuczerawego. Królów, książęta i bohaterów narodowych zostawmy na budowle państwowe. A to centrum jest z pieniędzy gminy, powiatu i unijnych. Tylko nie sięgajmy do pruskich burmistrzów i junkrów.
Oczywiście z Grześkiem żartowałem, bo go akurat znam. Zasadność decyzji burmistrza ocenimy, jak dowiemy się o którego z Poniatowskich chodzi. Zapewne nie o xsięcia Józefa, bo jego żywiołem była wojna, a nie kultura.
Dwa zdania na tematy bieżące - bo nie bardzo jest gdzie się do tego odnieść. Panie Kazimierzu, jak pan wiarę zsunął trochę niżej (do serca), a rozum wrócił na swoje miejsce (czyli do głowy), to trzasnął pan dwa bardzo celne artykułu w dzisiejszym wydaniu tpd (26.09.12) dotyczące obchodów 200-lecia budynku poczty. Poruszają sedno sprawy z dużą dozą dobrego humoru. Nie będę się rozwodził, ale chyba znajdzie się w Złocieńcu jeszcze parę dwustuletnich budynków na następne lata.
Ten znaczek jak dla mnie już wygrał. Ujęcie historii w trzech postaciach ma jednoznaczne konotacje.
Kto go zaprojektował?
Panie radny Zbigniewie. Domyślam się, że przewodzenie komisji rewizyjnej jest niewdzięczne - jak wszędzie, ale doktorat zobowiązuje. Nie można poprzestawać na pozostawaniu szeregowym radnym. Jakaś przeciwwaga dla części zarządu musi być. ;-)
~...
2012.09.26 12.20.45
imienia Pana Poniatowskiego
~Kazimierz
2012.09.26 10.02.53
A jakie to imię?
~...
2012.09.26 09.42.26
Z innej beczki.Jest zarządzenie Pana Burmistrza z dnia 14-09-2012 roku w sprawie nadania imienia drawskiemu Centrum Kultury. Kto zadecydował o takim właśnie imieniu?
~Rafał
2012.09.25 18.50.48
Panie Pułkowniku, walił pan otwartą dłonią prawej ręki w stół z zielonym suknem głośno mówiąc ". .. jeżeli ktoś myśli inaczej, to nie ma dla niego miejsca między nami". Wszyscy bali się oddychać, bo czasy były groźne. Jeżeli zmienił się pan na lepsze to dobrze.
Pan Burmistrz był ponoć nawet lektorem PZPR. Podkreślam ponoć. To nie byle co! Wskazywał drogi socjalizmu. Chociaż jak sami lektorzy mawiali "Czy widziałeś kiedyś znak, który by szedł po drodze którą wskazywał?"
Konkluzja - Ptak powinien "zmiąć to w sobie" i zaprosić Mieczkowskiego. Primo: bo to zrobił Mieczkowski. Secundo: poniósłby mniejsze straty wizerunkowe, bo już dzisiaj sprawa byłaby tylko w kronikach, a tak to jest wałkowana.
~Mieczkowski
2012.09.25 07.14.42
Czytając powyższe komentarze pragnę dodać. Nie jestem autorem tego artykułu-udostępniłem teczkę z wszystkimi dokumentami dotyczącymi tej sprawy. Natomiast gratuluję p. Rynkiewiczowi tekstu, który potwierdza, że jest jedynym niezależnym dziennikarzem na naszym terenie. "Bad girl" nie zrozumiał tego tekstu. Jego sedno tkwi w tym, że na pogrzebie jeńców, który odbywał się po 70-latach od pochówku nie pozwolono odczytać listu córki tu spoczywającego. Proponuję powtórną jego lekturę. Zarzut mi uczyniony w słowach "...nikt poważnie nie bierze jego bezinteresowności" jest świadectwem wyjątkowego. ..Jeśli w trakcie wyjaśniania tajemnicy sprzed 70-ciu lat przejechałem prywatnym samochodem ponad 4 tys. kilometrów to gdzie jest tu jest interes. Kierowałem się wyłącznie danym mieszkańcom Linowna słowem, że wyjaśnię te sprawę. Determinację w działaniu czerpałem z pokonywania kolejnych przeszkód i rzucanych mi pod nogi kłód. Nie wiem czy po tym co tu się stało starczy mi sił do podjęcia się kolejnego zadania. Robiąc analizę 17-lat służby na poligonie mogę wymienić setki ludzi, którym pomogłem i od nich doświadczam ogromnego wsparcia w tym co robię. Nie mam poczucia, że kogoś skrzywdziłem. Spotykam spośród setek moich byłych podwładnych trzy osoby, które ze względu na nieróbstwo, nieuctwo i przywiązanie do alkoholu nie zrobiły kariery. W Linownie mieszka 5-ciu byłych moich podwładnych. Wszystkim kiedyś pomogłem zanim jeszcze podjąłem decyzję, że tu zamieszkam. Dzisiaj choć już niczego nie muszę zwróciłem się do Ministra obrony Narodowej i Sejmu w obronie dziesiątek miejsc pracy ludzi z którymi kiedyś pracowałem i robię to bezinteresownie. Trzeba dużozłej woli by napisać "mój mąż też tego jegomościa spotkał".
~
2012.09.24 20.29.02
Nie znam ani jednego, ani drugiego pana... ale opisana historia mocno mnie zniesmaczyła.Uważam, że w tej danej sytuacji, w obecności tak zacnych historycznie gości,należało się po prostu ZACHOWAĆ. Wielki MINUS dla burmistrza Ptaka....a rozliczanie jakim kiedyś był człowiekiem Mieczkowski to chyba nie jest tematem tego artykułu. Sedno sprawy jest takie, że pan X wykonał jakąś pracę za friko a pan Y dał mu za to kopa - a należało po prostu powiedzieć : dziękuję .
~do bad girl
2012.09.23 18.34.49
"przyganiał kocioł garnkowi" - dlaczego dowalasz jednemu? skoro ten drugi był "ważniejszy" - chyba nie znasz roli byłego sekretarza d/s propagandy.
~linowo girl, bad girl
2012.09.23 18.25.10
Autorem jest pan doktor a podpisał się pan Rynkiewicz, to nie przyzwoite i stronnicze. Ile nienawiści jest w Panu doktorze znają byli podwładni. nikt poważnie nie bierze jego bezinteresowności,, wystarczy posłuchać na zebraniach jak ubliża ludziom, którzy głosowali na burmistrza Ptaka. Ptak słusznie robi trzymając go z dala. Jeszcze by ponownie uświadamiał politycznie, że sojusz z armią czerwoną uratował nasz świat, a kto myśli inaczej won! Przez tego zacnego obywatela "służbowo" cierpiało sporo osób. Wychowawcę, oficera politycznego... Dziś już wiemy kim byli polityczni za PRL, brrr. .. Mój mąż też tego jegomościa spotkał.
~Rafał
2012.09.22 20.57.34
Teraz pan sypnął artykułami, panie redaktorze.
Za góry przepraszam za zbyt długi wpis, ale nie wszystko da się opowiedzieć w esemesie.
Pan pułkownik był oficerem politycznym szczecineckiej dywizji i to pełniącym bardzo poważną funkcję. Był pierwszym po zastępcy ds. politycznych. Dla oficerów, chorążych i podoficerów którzy próbowali być w jakimś stopniu krytyczni wobec PRL-u był bezkompromisowy. Uważał, że nie ma dla nich miejsca w szeregach Wojska Polskiego.
Młodzież nie rozumie dzisiaj, czym byli oficerowie polityczni. Długo trzeba byłoby tłumaczyć. Powiem tylko, że mogłeś być sprawnym, zdyscyplinowanym, kreatywnym, inteligentnym – i co tam jeszcze – żołnierzem, ale jak podpadłeś politycznym to kariera była dla Ciebie zamknięta.
Pan pułkownik został radnym startując z komitetu burmistrza Złocieńca.
Pan burmistrz Ptak, w ostatnich wyborach wygrał przekonywująco, ale nie bezwzględnie. Zdobył 69,67 % głosów, a pan Czerwiński 30,33 %. A wydawało się, że dla burmistrza będzie to przynajmniej 90% głosów. Więc Napoleon wyciągnął wnioski i nie dopuszcza do pokazywania jakichkolwiek konkurentów. A pan Mieczkowski kiedyś był konkurentem. Tak robią to i inni burmistrzowie. Zwróćcie baczną uwagę – kto przy wójtach czy burmistrzach jest dopuszczany do mikrofonu? Fakt, że przypadek opisany w powyższym artykule wykracza poza granice normy, żeby nie powiedzieć dosadniej. Tak nie powinno się robić.
Burmistrz za pierwszym razem został wybrany z komitetu SLD, po czym szybko porzucił tę grupę. Identycznie jak burmistrz Złocieńca. I jak ojciec burmistrza Kalisza. I jak wójt Wierzchowa.
Poniżej przykład, iż opozycję trzeba dusić w zarodku. Luźno związany z powyższym tematem.
„Periander, władca Koryntu, nie mogąc sobie poradzić z przeciwnikami politycznymi, postanowił zasięgnąć porady u Trazybula, dyktatora Miletu, i posłał do niego swego posła. Kiedy poseł przekazał Tazybulowi prośbę Periandera ten wyprowadził go za miasto i wszedł z nim w rosnący łan zboża. Idąc przez to pole, pytał ciągle od początku herolda, po co przybył z Koryntu, i przy tym wyrywał raz po raz każdy, jaki zobaczył, wyrastający ponad inne kłos. Wyrywał i odrzucał go, aż w ten sposób zniszczył najpiękniejszą i najbujniejszą część łanu. Tak doszedł do końca pola, a potem odprawił posłańca, nie udzieliwszy mu ani słowa rady. Kiedy wysłannik wrócił do Koryntu, Periander był ciekaw dowiedzieć się rady Trazybula. Ale ten oświadczył, że Trazybul żadnej mu rady nie udzielił. Dziwił się też Perianderowi, że posłał go do takiego męża, który był oczywistym szaleńcem niszczącym własne dobra – i opowiedział, co na jego oczach Trazybul zrobił. Periander jednak, który zrozumiał jednak jego czyn i pojął, że Trazybul radził mu wymordować wszystkich wybitnych obywateli, traktował odtąd swoich współziomków z bezgraniczną brutalnością. Kto pozostał jeszcze po morderstwach i prześladowaniach Kypselosa (jego poprzednika), tego Periander teraz wykończył”.
A pisał tak Herodot 2500 lat temu.
Teraz jest demokracja i wyborcy mogą nie dopuścić do wyrwania „wyrastających ponad inne kłosów”.