7 września Sejm podjął uchwałę o przedwczesnym zakończeniu swojej kadencji, a to oznacza, że czekają nas wybory parlamentarne. Ich datę wyznaczono na 21 października br.
Przedwyborczy krajobraz zmienia się dość mocno. Wydaje się, że wszystkie działania polityczne podlegają wielkiemu ciśnieniu sondaży; ci wejdą, inni nie przekroczą progu wyborczego. Rozpadł się LiS, czyli Liga i Samoobrona. Samoobrona chce iść sama do wyborów i nie wiadomo, czy to samodzielność, czy samobójstwo. LPR zawiązuje koalicję z UPR-em i Prawicą Rzeczpospolitej Marka Jurka. Oj, przydałby się naszej debacie parlamentarnej głos Janusza Korwina-Mikke i kilku innych polityków, którzy w wyniku ordynacji proporcjonalnej do Sejmu nie mają szans wchodzić.
Aleksander Kwaśniewski miał być lokomotywą Lewicy i Demokratów, ale już na wstępie „strzelił sobie w kolano” wywiadem dla niemieckiej gazety, w którym wezwał Niemców, w przypadku wygranej PiS, do twardszej polityki wobec Polski (Niemcy powinny przemyśleć swoją powściągliwość). Kwaśniewski przeprosił, ale chyba tylko ze względów estetycznych, bo najpierw tłumaczył, że nie było autoryzacji tekstu, a jak redaktor niemieckiego pisma potwierdził, że była, pozostało mu już tylko robienie niewinnej miny, do złej gry. Burza z powodu tej wypowiedzi jest pozorna dla każdego znającego życiorys Kwaśniewskiego - taki przecież był zawsze; od dyrektyw z Moskwy, przez Brukselę, po Berlin.
Nawet nie przypuszczałem, że ta kadencja będzie podobna do poprzednich i te wybory - po raz kolejny - także będą podobne do tych co były. Podobieństwo polega na tym, że znowu będziemy kopać studnie, szukając wody, gdy się pali. Żadnego przygotowania organizacyjnego, rozlazłe struktury partyjne w terenie, puste, zakurzone biura poselskie, zniechęceni wyborcy.
Szefowie partii i posłowie ze Szczecina i Koszalina znowu wyruszą w teren łapać „zająców” na kandydatów, by ci nabili trochę głosów na listę, na której zajmują czołowe miejsca, głosów potrzebnych im do zdobycia mandatów.
Zawsze ubolewałem nad słabością prowincji, która nie umie znaleźć na to poniewieranie żadnego politycznego i organizacyjnego sposobu. Ale widocznie nie dopracowaliśmy się własnych polityków, którzy by o regionie myśleli i chcieli go reprezentować. Tłumaczyłem to wielu ludziom w różnych miejscach, że trzeba tu budować, tu organizować, zebrać się w kupę i wybrać kogoś spośród nas do Sejmu. To wymaga oczywiście ciężkiej i długotrwałej pracy w regionie, ale mało kto to rozumie. Mamy wielu dobrych polityków na miarę gminy, rzadziej już powiatu, ale już mało któremu chce się myśleć w szerszych kategoriach rozwoju regionu czy kraju. A przecież gmina i powiat są jego częścią.
Dlatego jak zwykle na posłów wystartuje wielu takich kandydatów, którzy rzadko zaglądają na gminne lub powiatowe sesje, którzy nie znają ludzi, instytucji i problemów w regionie. Ba, myślą nawet, że można zostać posłem za poparciem swojej wioski lub miasteczka, bo ich myślenie kończy się na opłotkach gminy lub powiatu.
Do tej pory nie stworzyliśmy żadnej poważnej instytucji o wymiarze regionalnym, która by integrowała mieszkańców tej części Pomorza i była intelektualną i polityczną przeciwwagą dla Szczecina, prowadząc wielowymiarowe działania na rzecz regionu. Wyciągając to gminne, opłotkowe myślenie na trochę wyższy poziom.
Iluż to ludzi, którzy byli radnymi, burmistrzami, pełnili jakieś funkcje, po odejściu ze stanowisk lub przegranej kadencji znika z życia publicznego, marnując swój potencjał i doświadczenie. Pojawią się znowu przy okazji następnych wyborów, jakby praca na rzecz naszej społeczności sprowadzała się tylko do stanowisk i etatów w urzędach. To wielka strata, bo przecież życie toczy się także, a może przede wszystkim, poza urzędami. U nas, niestety, wciąż one stanowią o możliwości realizacji jakichś celów, ale już na zachodzie jest inaczej - tam często burmistrz pełni funkcję społecznie i nikt specjalnie nie pcha się na to stanowisko. My też do tego dojdziemy, tylko trzeba ten kierunek dostrzec. Dlatego pośród zgiełku polityki i wyborów trzeba widzieć dłuższą perspektywę, by nie zniechęcić się zupełnie do polityki.
Politycy przychodzą i odchodzą, a instytucje trwają. Dlatego trzeba je tworzyć; szkoły, stowarzyszenia, firmy, kluby, gazety, teatry, rzemiosło, izby muzealne i to wszystko, poprzez co realizujemy swojego ducha. Żaden polityk nie przyjedzie ze Szczecina lub Koszalina i nam tego nie zrobi.
Wybory przemkną przez nasz region jak rydwan, opadnie kurz i za chwilę znowu zostaniemy sami. Chyba, że powstaną okręgi jednomandatowe, ale i do nich - jako społęczność lokalna - trzeba być przygotowanym, czyli mieć lokalnych reprezentantów na miarę ojczyzny, a nie tylko płotu.
Minęło 17 lat. Z doświadczeń wyborczych, a było ich już sporo, trzeba wyciągać wnioski.