Na wydzieranej przez obcych ziemi gra w piłkarzyki
(FELIETON) Z uwagą nasłuchuję z mediów wszelkich doniesień na temat życia na wioskach. Rolnictwa, wykupywania polskiej ziemi na nielegalnych zasadach, przygotowań do sprzedaży lasów, a przede wszystkim tego, co pod nimi.
W oficjalnych mediach, tak się złożyło, w tej tematyce pracują dwie moje koleżanki z podyplomowych studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim. Z tym większą uwagą baczę na to, co w tych mediach dziewczyny w ogóle mogą. W porównaniu z innymi, niezależnymi rozgłośniami, to prawie nic. O tym, by na takie tematy wypowiadali się najbardziej zainteresowani, to nawet mowy nie ma. Karą dla tych pań za tego rodzaju pracę jest, że muszą wstawać bardzo rano, gdyż ich audycja jest emitowana w PR 1 od kilku minut po piątej. A jedna z tych pań reporterką radiową została po naukach w pracowni radiowej Programu III PR u redaktora Wiktora Legowicza, pracownię z reportażu zaliczała u legendarnego Krzysztofa Kąkolewskiego. Nie piszę, że wszystko to na nic, a tylko tyle, że poważne audycje na ten temat, i to wielogodzinne, są akurat w wolnym Radiu Maryja przygotowywane bez wynagrodzenia przez niebywale wspaniałego redaktora. Zaprosi go ktoś do nas?
Jest radio wolne, to znaczy poza szambem
U niego do studia są zapraszani goście, bywa, że w liczbie nieraz i kilkunastu. Linia telefoniczna jest otwarta na cały świat (dosłownie). Rozmowy są emitowane bezpośrednio. Ilość połączeń zawrotna. Tak się dzieje w kraju, który tylko z powodów propagandowych zwie się wolnym, niepodległym. A tak naprawdę, to wychodząc z jednego systemu i myśląc, że zdążamy ku wolności, dobrnęliśmy nie do wolności, a do kolejnego systemu, w którym podobnie jak za bolszewii o wolnych oficjalnych mediach nie ma mowy. Trudno mi tu dociekać, dlaczego owe panie w Polskim Radiu 1 symulują pracę na rzecz wsi. Mam poważne obawy, że nie tylko dla pieniędzy, sprężyna musi być jeszcze głębiej.
U nas jeszcze lepiej
W naszej gminie na miejscu byłoby oczekiwanie, by wskazywana tu tematyka była codziennie obecna w działalności świetlic wiejskich. By w tym kierunku była stymulowana ze Złocienieckiego Ośrodka Kultury. Jej jakże wyczekiwanym zwieńczeniem byłoby na przykład, by z owych świetlic poszło wsparcie dla rolników rozpaczliwie stających w obronie polskiej ziemi. W obronie polskich lasów. W końcu – w obronie polskiej kultury. Jak do tej pory, to nic z tego!
A co w tych świetlicach na wioskach dzieje się dotychczas? Dodajmy, że na wioskach pod potrzeby Unii Europejskiej w likwidacji. Jak wiejskie środowiska kulturalne ze swymi sołtysami reagują na jakże wymagający zew czasu?
Poczytajmy: „Sołtysi z sołectw: Cieszyno, Darskowo, Kosobudy, Lubieszewo, Rzęśnica, Stawno i Warniłęg ocenili w stopniu bardzo dobrym prowadzoną działalność w świetlicach wiejskich za 2013 rok, nie widząc potrzeby zmian w tym kierunku.”
Oczywiście jest to bzdura piramidalna, gdyż to nie do sołtysów należy ocena tej działalności, nie wspominając już o żadnych kwalifikacjach tych osób w tym kierunku. Nawet przez dziesiątki lat nie popróbowali, by działalność świetlic wiejskich ukierunkować na tory kulturalne, a nie rozrywkowo – maniane.
Oto kolejne zdanie sołtysów na ten temat: - Jednocześnie zgłosili potrzebę prowadzenia dodatkowych zajęć w zakresie nauki tańca, śpiewu i gry na wybranych instrumentach muzycznych. –
Przypatrzmy się, jakie są zgłaszane przez sołtysów potrzeby z tych świetlic: (1) Bobrowo – zakup lodówki i stołu do gry w bilard. (2) Darskowo – zakup odkurzacza, stołu do tenisa, modernizacja centralnego ogrzewania, remont toalety i dachu na budynku świetlicy. (3) Darskowo – zakup odkurzacza, stołu do tenisa, modernizacja centralnego ogrzewania, remont toalety i dachu na budynku świetlicy. (4) Kosobudy – zakup stołów, krzeseł, nagłośnienia i remont kapitalny całego budynku świetlicy. (5) Lubieszewo – zakup krzeseł, termosów elektrycznych do gotowania wody i remont budynku świetlicy. (6) Rzęśnica – zakup komputera z biurkiem, malowanie pomieszczeń świetlicy i wymiana wykładzin. (7) Stawno – zakup komputera, ekranu do rzutnika, aparatu fotograficznego, gry „piłkarzyki”, wymiana podłogi w pomieszczeniu kuchennym, remont toalety męskiej, dachu na kotłowni, wymiana wsporników podtrzymujących tylną ścianę budynku świetlicy. (8) Stare Worowo – zakup krzeseł do komputera, telewizora, stołu do tenisa, doposażenia kuchni (zastawa stołowa), budowa chodnika do świetlicy. (9) Warniłęg – zakup telewizora, nagłośnienia, stołu do bilarda, remont dachu i budynku świetlicy.
Strach – przed czym?
Z przedstawionych działań w tych świetlicach nasuwa się jeden wniosek: nie ma w nich nawet śladu działań na rzecz wiosek, w których świetlice istnieją w większości w fatalnym stanie technicznym. Lektura tych doniesień podsuwa tylko to: kompletny brak kompetentnych działaczy kulturalnych. Co się takiego na tych wioskach stało, że nie ma tam pieniędzy na remonty dachów i im podobne?
Dobrze byłoby działalność kulturalną w świetlicach jak najszybciej rozpocząć od choćby tylko próby odpowiedzi na to pytanie. Przeprofilowanie pracy w wiejskich świetlicach w kierunku ratowania naszych wiosek przez samych mieszkańców, winno być zadaniem kadry Złocienieckiego Ośrodka Kultury. Można przecież ot choćby tak: zaprosić do tych świetlic ludzi, którzy codziennie na skalę ogólnopolską uczciwie zajmują się tematyką wiejską. Niech się przygotują do odpowiedzi na pytanie, czy wioski w gminie Złocieniec są jeszcze do uratowania, i – co się z nimi tak naprawdę stało? Da się na przykładzie Stawna?
Zdaję sobie sprawę, że proponowanie tego rodzaju kierunku myślenia o „kulturze na wsi” jest ponad możliwości ZOK-u, gdyż byłaby to praca na wskroś na gruncie kultury właśnie. A już najwyższy czas, by ją choćby tylko zaczynać, wszczynać. Gdy obecni dewastatorzy naszego kraju, w tym gmin i powiatów odejdą od żłobów, będzie łatwiej rozpoczynać pracę nad przywracaniem wszelkich mechanizmów tego, co jest kulturą właśnie. Dotychczasowa działalność, to jeszcze kontynuacja poprzednich bezrefleksyjnie przyjętych wzorów. A właśnie kończy się czas, kiedy siłą narzucane dotychczasowe rozwiązania są obowiązujące.
Likwidowane miasto z ZOK-u nazwano „miastem tańca”
Kiedy Złocieniec był jednym z najtragiczniej likwidowanych miast w Polsce, z ZOK-u mieliśmy narzucane, że to „miasto tańca”. Teraz jest już Perełką Pojezierza Drawskiego. W powiecie na drugim miejscu w województwie pod względem zachorowalności na raka!!!
Gdy wydzierają nam ziemię, lasy i łupki, okazuje się, że do działalności kulturalnej na wioskach złocienieckich najbardziej jest potrzebna gra w „piłkarzyki”. Skąd jednak w gminie wziąć ludzi do autentycznej pracy w kulturze, w tym i na wioskach? Wielu z nich, mieszkańców wiosek, nie wiedząc co robi, co się z nimi dzieje, gra w owe przysłowiowe piłkarzyki. To też efekt pracy Złocienieckiego Ośrodka Kultury. Okoliczne wioski bardzo dużo mu zawdzięczają. Polska ziemia w obcych rękach też!
A nad tym wszystkim czuwają nie tylko „wioskowe” redaktorki z Polskiego Radia 1, ale i najprawdziwsze służby. Gdy nieliczni, jak za zaborów, bohatersko bronią ziemi kraju, w tym samym czasie – jak pisze internauta: „Po naszych ulicach jeździ już: Policja, Służba celna, Straż Miejska, WSW, Inspekcja Transportu i pewnie jeszcze CBŚ, CBA i kontrwywiad. Do tego jeszcze monitoring” ~ @polac.
I właśnie: a ziemia znika, zaś na wioskach przy pomocy ZOK-u w tym czasie grają w „piłkarzyki” za unijne dotacje. A reszta im kibicuje; już bez ziemi, czyli bez gruntu pod nogami.
Tadeusz Nosel