(POWIAT ŁOBESKI) W strajku w Szczecinie uczestniczą rolnicy z terenu naszego powiatu. O co walczą? Czy tylko o swój interes, czy o przyszłość kraju? I dlaczego w tym strajku są osamotnieni?
Strajk rolników w Szczecinie odbywa się wielotorowo; po pierwsze rolnicy walczą o to, aby ziemia agencyjna nie trafiała poprzez tzw. słupy w ręce obcego kapitału, który jedynie transferuje z Polski pieniądze, niczego tu nie wnosząc. Polakom zostawia się ochłapy, o które mają walczyć między sobą. Drugim powodem jest konieczność zakładania działalności gospodarczej, aby móc sprzedawać własne produkty. Rolnicy chcą, aby było tak, jak mają zachodni rolnicy – możliwość sprzedawania swoich produktów bez konieczności zakładania działalności gospodarczej. Kolejny powód protestu to zmiany w KRUS-ie.
Jednym ze strajkujących jest młody rolnik Jakub Saczyński z Sielska (gm. Węgorzyno).
Rynek ziemią i wiatraki
W 2016 roku zostanie otwarty rynek ziemi i obcokrajowcy będą mogli wykupywać już oficjalnie ziemię w Polsce. Teraz to robią nieoficjalnie, pod płaszczykiem polskich sprzedawczyków, dzięki którym zachodni rolnicy, mający znacznie wyższe dotacje unijne i lepiej prosperujące gospodarstwa, mogą podbijać ceny do absurdalnych np. 60 tys. zł za hektar ziemi IV klasy, na co polskiego rolnika zwyczajnie nie stać. Jeden z postulatów rolników to przedłużenie tego okresu, gdyby w ogóle doszło do negocjacji, rozmów.
- Proponowany jest rok 2020, 2024, abyśmy my, rolnicy, byli przygotowani na otwarcie rynku, abyśmy byli nasyceni ziemią my - polscy rolnicy. Na przeszkodzie są tzw. słupy - osoby, które proponują w przetargach horrendalne ceny. Mało który polski rolnik, który ma w miarę rozwinięte gospodarstwo, który chce dokupić ziemię, jest w stanie przebić ceny, jakie proponują „słupy” dla zachodnich kapitalistów. Agencja daje swoją cenę wywoławczą, a „słupy” podbijają je tak wysoko, że mało którego rolnika na to teraz stać. Często te podstawione osoby dostają pożyczkę od obcokrajowca albo darowiznę. Odprowadzają do tego podatek, mają pieniądze na koncie. Zazwyczaj są to spółki niemieckie, duńskie i holenderskie. Francuzów i Anglików jest bardzo mało. Nie mamy dokładnych danych, ile ziemi jest w rękach obcego kapitału, ale w naszym powiecie łobeskim będzie to prawdopodobnie około 50 procent. To jest bardzo dużo. Na przykład pas od Łobza do Reska, między Regą a drogą Rekowo - Siedlice, cały ten obszar kontrolują w większości Duńczycy. Czasami znane już „słupy” wykorzystują kolejne osoby, które działają na rzecz obcego kapitału. To bardzo dobrze widać na polach, na które wjeżdżają ciągniki niemieckie podczas zasiewów czy żniw – powiedział J. Saczyński.
Miała być zmiana ustawy, która uniemożliwiłaby podstawionym osobom kupowanie ziemię dla obcokrajowców. Nowa ustawa jednak niczego nie zmieniła, nadal proceder trwa w najlepsze. I tu nie chodzi o kupno niewielkich areałów, ale wykupywanie gruntów na szeroką skalę.
- Na przetargach nieograniczonych każdy może sobie kupić ziemię bez problemu. Walczymy o znaczne ograniczenie ilości takich przetargów nieograniczonych. Nie mówimy o gruntach, które Agencja Nieruchomości Rolnych dzieli i sprzedaje jako działki pod miastem. W przetargach nieograniczonych wystawiane są dość duże ilości ziemi, które wiadomo, że nie będą szły pod działki budowlane. Paranoiczne są również zmiany uwarunkowania, gdzie zmienia się pod zabudowę pod wiatraki. Wtedy cena wywoławcza wzrasta dwukrotnie. Przykładowo, gdy średnio cena wywoławcza wynosi 20 tys. zł za hektar, to w przypadku takich gruntów jest już 35 tys. zł. W dużej mierze jest to tak robione, by ludzie nie dowiedzieli się, jakie są plany wobec tych działek. Po prostu wcześniej robi się uwarunkowanie pod wiatraki i sprzedaje się ziemię z tym uwarunkowaniem. Tym samym gleby V i VI klasy wystawia się po 37 tys. zł za hektar. Pod Gryficami np. wystawionych jest w przetargu 86 ha takich gruntów. A tak naprawdę z gruntów V i VI klasy nie da się dużo wyciągnąć, taka gleba wymaga ogromnych nakładów finansowych, aby się zwróciło, chyba że ktoś stawia wiatraki. Teraz pytanie - czy to jest robione pod kogoś, bo ktoś wie, że będzie takie uwarunkowanie i na to się szykuje, czy to jest robione dla każdego? Chcą nas zalać wiatrakami. Ja nie mam nic przeciwko zielonej energii, ale unia nakazuje nam mieć 20 procent energii odnawialnej, to czemu Niemcy sami mają elektrownie atomowe? Jesteśmy za tym, aby nie sprzedawać tej ziemi, ale dzierżawić, by państwo miało cały czas kontrolę nad tym, bo nawet jeśli dziś ziemie nie kupują tylko „słupy”, ale Polak, to w kryzysowej sytuacji za 10 lat również może sprzedać ziemię. Jest dużo osób mieszkających w miastach, które kupują ziemię jako inwestycję na przyszłość. Oni nie są przywiązani do ziemi. W sytuacji dzierżaw, byłaby rozmowa na temat dzierżaw dla obcokrajowców, a nie sprzedaży ziemi. W takim wypadku chodziłoby o znaczne zmniejszenie ilości gruntów do sprzedaży – dodał J. Saczyński.
Ziemia dla obcokrajowców, a dla polskiego rolnika - ochłapy
Rolnicy walczą również o ziemie z wyłączeń. W dużej mierze z wyłączeń ze sprzedaży ziemi dla dużych dzierżawców. Ci dzierżawcy 15-20 lat temu podpisywali umowy na długie okresy. Teraz agencja sama im proponuje wyłączenia jedynie 30 proc. gruntów, które przeznaczą na sprzedaż dla rolników. Jeśli taka osoba podpisze, to ma możliwość wykupienia za cenę wywoławczą 70 proc. gruntów, jakie dotychczas dzierżawiła. Trzeba tu wspomnieć, że kapitał jest mieszany, gdzie pakiet większościowy jest rzekomo polski. Rolnikom polskim pozostaje możliwość kupna 30 procent gruntów, o ile wygrają przetarg i przebiją cenę tzw. słupów.
- Rzucone są nam ochłapy, abyśmy się o to za przeproszeniem pozagryzali, jak psy w kojcu, a duże przedsiębiorstwa wykupują ziemię za cenę wywoławczą – dodał młody rolnik.
Polska wystawiona na sprzedaż
Nowa ustawa nie satysfakcjonuje rolników. Niby weszły w życie przetargi ofertowe, ale nie sprawdziły się w ogóle. Tego typu forma przetargu polega na zbieraniu punktów np. za to, że posiada się małe gospodarstwo, jest się młodym gospodarzem, posiada się działkę bliżej, niż inni oferenci, cena nie gra takiej roli, jak liczba zdobytych punktów, jak w zwykłym przetargu. Agencja wprowadziła ten typ przetargu z własnymi poprawkami – cena nadal gra największa rolę. Tym samym polski rolnik nadal jest na pozycji przegranej. I jeśli ktoś wpisze najwyższą cenę to i tak wygrywa, bo zawsze jest możliwość zdobycia jakichkolwiek punktów. Tym samym ceny gruntów wciąż podbijane są przez tzw. słupy, ceny sprzedaży gruntów dochodzą już do 60 tys. zł za hektar na terenie naszego powiatu. Podbijanie cen przez obcokrajowców sprawia, że sukcesywnie ziemia drożeje. Droższe są od tego roku również kredyty dla rolników, droższe nawozy, środki ochrony roślin i … tańsze zboże. W rolnictwie robi się dokładnie to samo, co zrobiono z przemysłem w naszym kraju.
- Sprzedajemy kraj. Ponownie były zapędy, by sprzedać lasy państwowe, mienie wojskowe sprzedajemy, ziemię sprzedajemy. Tak naprawdę jest już niewiele do sprzedaży. My walczymy jednak o to, aby Agencja odkupiła ziemię, którą sprzedała, ma takie prawo, gdy wynikną jakieś nieprawidłowości z prowadzenia gospodarstwa na działce, np. dana osoba w większości nie robi czynności sama, to Agencja może wnioskować o odkupienie ziemi za cenę taką, za jaką ją sprzedała. Jeśli „słupy” kupują ziemię, a zaraz potem na grunty wjeżdżają Duńczycy swoimi maszynami, to w tym momencie zgodnie z umową Agencja powinna wystąpić o odkupienie gruntów. Agencja jednak po sprzedaży gruntów nie interesuje się tym. Chodzi nam o to, aby jak najwięcej ludzi przejrzało na oczy i zaczęło coś z tym robić, bo nas jest tam naprawdę niewielu, z naszego terenu też jest niewiele osób, a znam wiele młodych ludzi, którzy chcieliby cokolwiek zrobić, jednak nie przyjadą na protest, by walczyć. Chcą nas sprzedać, polska wieś tak naprawdę wystawiona jest na aukcję, jak wszystko w Polsce. Zaczęło się od zakładów, została tylko ziemia i lasy – powiedział J. Saczyński.
Zweryfikować KRUS
Jednym z głównych postulatów rolników jest reforma KRUS-u, tak, aby wyeliminować takich ludzi, którzy nie są rolnikami, ale posiadają hektar ziemi i są na KRUS-ie. Rolnicy chcą wyeliminować ten proceder poprzez kontrole albo zwiększenie limitu hektarów np. do minimum 5 ha.
Z rolnikami nikt nie chce rozmawiać
Mimo iż rolnicy protestują nie tylko o ziemię, bo niekoniecznie chcą ją kupić, wystarczy dzierżawa, a protestują o to, aby ziemia nie była rozsprzedawana obcemu kapitałowi, który wyprowadza z Polski pieniądze, teraz przed otwarciem rynku, to nikt i tak nie chce z nimi rozmawiać. Najwyraźniej nikt ani w rządzie, ani w Agencji, ani w gminach, ani wśród mieszkańców nie rozumie, że wpływ do budżetu to nie tylko sprzedaż i podatki, ale i to, co rolnik nabywa, aby ziemię uprawiać:nawozy, środki ochrony roślin, maszyny itd. i to, co rolnik sprzedaje. A jak jest z obcym kapitałem? Na pola kupione przez np. Duńczyków, dzięki większym dopłatom do gruntów i maszyn, wjeżdżają duńskie maszyny, wykorzystywane są duńskie nawozy i duńskie środki ochrony roślin, bowiem podobnie jak Niemcy dbają o kapitał własnych krajów. Robią zakupy jedynie w swoich krajach, aby zwiększać budżet własnych państw. Na polach kupionych przez obcy kapitał nie ma niczego kupionego w Polsce. Ale Polacy cieszą się z pieniędzy ze sprzedaży i dzierżawy. Do Polski wwożone są za to produkty nafaszerowane chemią, które można kupić w duńskich marketach, z których podatek dochodowy trafia do Danii, ale Polacy cieszą się z tańszych produktów i z podatków od nieruchomości, nie patrząc na to, że upadają tym samym nasze sklepy i nasze rolnictwo i zmniejsza się nasze PKB. Na polskie ziemie trafiają duńskie i niemieckie wiatraki, wyprodukowane przez duńskie i niemieckie firmy, wożone duńskim i niemieckim transportem, ale Polacy cieszą się z niewielkich podatków od nieruchomości, jakie wpłyną z tego tytułu. I gdy rolnicy przeciw temu protestują i domagają się rozmów, minister Kalemba jedzie do Poznania na targi, prezes Agencji Nieruchomości Rolnych z Warszawy nie przyjeżdża już do Szczecina, tylko jedzie do Koszalina, bo tam rolnicy nie protestują.
Rolników rozumieją młodzi ludzie, nawet ci mieszkający w Szczecinie, bo zdają sobie sprawę z tego, co dzieje się w Polsce. Młodzi wracają z zachodu i stają przed faktem, że wciąż nie ma dla nich miejsca w ojczyźnie, nie ma dla nich pracy i rozumieją, że sprzedawany jest nasz kraj za grosze, bo przy dochodach zachodnich rolników ziemia w Polsce jest śmiesznie niska. Rozumieją, że zwykłe szuje, społeczne szumowiny, które za pieniądze działają na niekorzyść kraju, które działają na niekorzyść młodych Polaków, tzw. słupy, nie powinny mieć prawa bytu. Szkoda, że rozumieją to tylko ci, dla których zabrakło w naszym kraju miejsca.
Dzięki takim działaniom młodzi rolnicy, którzy chcieliby powiększyć swoje gospodarstwo do około 200 ha, aby mieć w ogóle możliwość prosperowania, wciąż są wygryzani przez obcy kapitał, który posiada tu tysiące hektarów i śmieje się z głupich „Polaczków”, których można kupić za parę groszy. I nikt nie widzi w tym niczego złego. Wszyscy cieszą się, bo są podatki, bo dostają „błyskotki”, nie ma jedynie PKB. Ale wszak gminy zawsze mogą sięgnąć po kapitał w obcych bankach, albo wypuścić obligacje komunalne.
Do 2016 roku już niedaleko, wtedy ma zostać odblokowana sprzedaż ziemi, cena ziemi diametralnie wzrośnie, choć całkiem możliwe, że wtedy już nie będzie czego sprzedawać. MM
Malorolny - pięknie wyluskałeś sprawę. Nic dodać. Wystarczy się rozejrzeć w gminie po polach i widać uprawę miejscowego kmiota. Miejscowemu rolnikowi wcale nie chodzi o kupno ziemi bo jemu się należy a jeżeli już to za grosz. A co później z nią zrobi - wiadomo. ...
~HCM
2014.04.02 19.15.15
Moim zdaniem rolnicy mają za duże wymagania, innym przedsiębiorcą nikt nie pomaga a rolnikom to ziemia, to interwencyjny skup żywca, nie muszą prowadzić pełnej księgowości itp.. A po drugie czemu nie jadą blokować Warszawy tylko my musimy odczuwać ich wyuzdane pretensje.
~MM
2014.03.14 07.47.49
Problem nie polega na tym, że obcokrajowcy kupują ziemię, ale na tym w jaki sposób. Ziemia dla obcokrajowców ma być uwolniona za dwa lata. Obecny system wykupywania ziemi przez obcokrajowców udaremnia kupno polskim rolnikom, którzy również uprawialiby tę ziemię i nie rosłyby na nich samosiejki. To chyba proste.
~malorolny
2014.03.13 14.37.08
a co obcokrajowiec to ziemie wywiezie na taczkach, lepiej niech wykupuja, to bedzie unas milo popatrzec na uprawne pola a nie na samosiejki.
~Kazimierz
2014.03.03 17.50.49
polecam w jutrzejszym wydaniu Tygodnika Łobeskiego o raporcie NIK w sprawie wykupu ziemi
~rolnik
2014.03.03 09.50.01
Wpisujcie słupy! Niech wszyscy wiedzą kto to taki!