O zimie w mieście, o ssącej prasie rodem z Drawska Pomorskiego
(FELIETON) Przyznam się, że będąc reporterem nie potrafię zżymać się na łamach prasy na to, że pada śnieg, że jest nie tylko lód, ale i wszędzie ślisko. Może dlatego, że zawsze w takich sytuacjach stawiam się w roli tych, którzy z zimą, jak to się mówi i pisze – walczą. Skądinąd wiem, że zima wygra zawsze, nie tylko w naszych warunkach, w tym i geopolitycznych. – Sorry, mamy taki klimat – mówi w tych godzinach „ministra” Bieńkowska o przyczynach paraliżu na kolei. Niegdyś, podczas żniw, zawsze wyskakiwał temat braku sznurka do snopowiązałek, kombajnów. Nie było zaś analiz ekonomicznych na temat, czy aby rzeczywiście opłaca się nam to wszystko z pól zbierać, skoro za granicą wiecznie głodna Moskwa? Gdy ta organizowała Igrzyska, to w naszych sklepach nie było już absolutnie niczego. Nie tylko farb, ale i pędzli do malowania. Teraz Olimpiada w Soczi. A u nas półki zapełnione. To się nazywa zmiana?
Wraz z rozwojem cywilizacji
Dzisiaj w podobnej roli na naszym terytorium występują supermarkety, z tym, że tu technika wyzysku biednego kraju jest już na poziomie o wiele wyższym od moskiewskiego złodziejstwa. Dziennikarstwo krajowe, tak zwany „ściek”, owych tematów nie podnosi. Jeśli już, to incydentalnie. Za PeeReL, po wygraniu ciekawego konkursu na reportera sportowego w radiu i telewizji, przechodziłem dosłownie katusze, gdy po noszonym na ramieniu magnetofonie reporterskim Uherze, od razu po sprzęcie rozpoznawano we mnie dziennikarza. Nim zdołałem wytłumaczyć, że ja, to tylko reporter sportowy, policzki ze wstydu paliły dokuczliwie. Wtedy, dla ludzi rozsądnych, bycie dziennikarzem, to był wstyd wielki, ale tak zwana publika uważała, że to zawód wyjątkowy, wspaniały i znakomicie płatny. Dzisiaj mamy sytuację podobną. Bycie dziennikarzem to obciach, wstyd dla całej rodziny, dzielnicy. Powód wiadomy, nie ma co się tu na ten temat dłużej rozwodzić. Dość wspomnieć, że główny nurt oficjalnego dziennikarstwa jest zwany też i „ściekiem”. Niedawno, wspaniały reporter sportowy Bohdan Tomaszewski, w radiu nazwany dziennikarzem zaoponował, prosząc by zwać go reporterem, nie dziennikarzem. – Pan wie, co to dzisiaj dziennikarstwo – tłumaczył dziennikarzowi radiowemu.
Do tego tematu jeszcze powrócę, z przykładami z naszego drawskiego podwórka. Teraz obsłużmy jednak pewnym wybiegiem zimę.
Zima w Złocieńcu w internecie
W internecie na tem temat takie oto wpisy:
(1) Ja nie liczę na to, że panowie od odśnieżania będą myśleli, ale jak trafię gościa, który odśnieżał na ulicy Bolesława Prusa TO SOBIE KOLEGO POROZMAWIAMY. CIEKAWE, CO MÓWISZ, JAK JEDZIESZ SWOIM SAMOCHODEM I JAKIŚ BARAN ŹLE ODŚNIEŻY DROGĘ?
Mam jeszcze taki temat do kierowców. WBIJCIE SOBIE DO GŁÓW, ŻE ŚWIATŁA PRZECIWMGIELNE NALEŻY WŁĄCZYĆ, GDY JEST MGŁA, I ŻE JADĄCY POD GÓRĘ, GDY JEST NIEODŚNIEŻONE, MUSI CISNĄĆ NA PEDAŁ GAZU, BO NIE PODJEDZIE. A TY, JAK JEDZIESZ Z GÓRKI, TO MÓGŁBYŚ ZWOLNIĆ.
(2) No i już na pewno burmistrz myśli nad kupnem małych piaskareczek, które będą ciągali strażnicy posypując chodniki.... A tak na poważnie, to służby odpowiedzialne za odśnieżanie miasta, chodzi o ZUK, mają się dobrze i nie narzekają na brak pieniędzy. Jeszcze tak niedawno słyszałam, jak dwóch pracowników tegoż zakładu narzekało na słabe dochody z powodu braku śniegu w mieście. A jak wczoraj sypnęło tym upragnionym zjawiskiem przyrody, to trzeba było długo czekać, aby zaczęli to, co powinni, i być może ruszyli ten problem właśnie strażnicy miejscy, do których dzwoniłam po tym, jak ledwo podjechałam na rynek od strony ul. Rybackiej... . Potem widziałam jeżdżącą ledwo zipiącą piaskarkę i jeden ciągnik, a chodniki? Chodniki się same odśnieżą...ot taka refleksja...
(3) Czasami człowiek musi, inaczej się udusi. To powiem. Szłam sobie dzisiaj, nie, źle powiedziane, szłam ślizgiem, bo świeży śnieg napadał, zima przyszła długo wyczekiwana, pięknem swoim przykrywając pieskie prezenty, żeby oczu nie drażniły...Ale, do rzeczy. Służby drogowe jak zwykle spóźnione, na chodnikach ślisko. Buty mam tego rodzaju, że można ich używać zamiast łyżew, a przede mną dreptało pomalutku dwóch miejskich strażników. I tak mi przyszło do głowy, że gdyby mieli przy sobie woreczki z piaskiem, i ten piasek by tak pomalutku na ten chodnik posypywali, to o ileż większy pożytek byłby z tego ich spacerku...I człowiek nie musiałby się obawiać, że ze spadzistego chodnika prosto pod samochód się ześlizgnie...Taka refleksja.
Zbrojni w złocieniecką chochlę budżetową
Od dawna proponuję, by biednym ludziom w gminie za odśnieżanie chodników zapłacić 100 złotych za dobę pracy i będzie po kłopocie. Na razie w ZUK-u pieniądze idą na pensje, a mogłyby przecież na coś sensowniejszego. Chodniki w mieście zimą są pod zdechłym azorkiem, ale ... Ale, kto by dał zarobić biednym ludziom w gminie, do której budżetu inni, nie tylko picbule, przepychają się ze słynną złocieniecką chochlą. By w mieście chodniki były odśnieżone, wystarczyłoby piętnastu ludzi po 100 złotych na dobę. A ileż byłoby radości w rodzinach tych odśnieżaczy? Tylko, że w gminie, w której Zajączek Falkenburgczyk symbolizuje „złocieniecki jełopizmu kulturowy”, a chochla gospodarkę finansową, komu zależy na tym, by chodniki były odśnieżone, a w kilku rodzinach wiele radości? Tak na moje rozeznanie, to idzie przede wszystkim o to, by w ZUK-u było na pensidła, na te najbardziej wypasione.
Syn zasłużonego na umowę zlecenie
Pokazał się też wpis internetowy z informacją, że w straży miejskiej został zatrudniony syn zasłużonego pracownika Urzędu Miejskiego, Janusza Raczyca. Sprawdzaliśmy informację w samej centrali straży. Owszem, syn urzędnika był zatrudniony w straży miejskiej, ale tylko na umowę zlecenie. Powód – choroba jednego ze strażników. Już w złocienieckiej straży miejskiej go nie ma. Informacja z poniedziałku, dwudziesty stycznia. Wydaje się, że syn tak zasłużonego pracownika i ambitnego, nie będzie szukał przystani życiowej w jakiejś tam straży miejskiej, a do tego w takiej, jakie w kraju są likwidowane. Nie ma pewności, że kolejni urzędnicy i urzędniczki, nie będą podsyłać swych wiecznie bezrobotnych latorośli do straży miejskiej na monitory w ramach umów zleceń. Sprawę poddamy reporterskiej wiwisekcji.
Do tej pory szeryf tej formacji burmistrzowskiej nie reaguje na wpisy w internecie na temat jej pracy. Nie sądzimy jeszcze, że powód istnienia w biednym mieście wieloosobowej straży miejskiej wynika z powodu podanego przez jednego z forumowiczów. To wymaga dogłębnego sprawdzenia, ale do tego jest potrzebna właśnie ... straż miejska.
Hallo, tu „ściek” powiatowy
Skończę szybki materiał reporterski kwiatkami z drawskiego podwórka dziennikarskiego. Wesprę się na zawsze znakomitym radnym powiatowym, doktorze Zbigniewie Mieczkowskim. Oto jak jeden z powiatowych redaktorów tłumaczy się z sążnistych pieniędzy otrzymywanych ze starostwa za prasowe usługi: „Trzeba pogratulować mądrości tej władzy, która korzysta z usług lokalnych gazet, a nie ogólnopolskich, ponieważ koszt zamieszczania ogłoszeń w ogólnopolskich jest przynajmniej kilkanaście razy wyższy. Ponadto, pieniądze wpływające do lokalnych redakcji napędzają lokalną koniunkturę handlu i usług”. To cytat dosłowny. Proszę przy okazji zauważyć, że owego właściciela gazety w ogóle nie interesuje, że w takim razie nikt ogłoszeń opłacanych przez starostwo nie czyta. A pieniądze płyną. W tym starostwie wicestarostą jest Andrzej Brzemiński, który przegrawszy wybory na radnego powiatowego, w formie pocieszenia dostał od PO zydel... powiatowego wicestarosty. Uprzednio zlikwidowano czterdzieści dziewięć województw, w to miejsce powołując trzysta powiatów. Widać nie tylko za odśnieżanie kasa musi płynąć w określonych kierunkach, ale i za „picbulenie” najprawdziwsze – powiatowe.
Święte krowy nie takie przecież święte. A jakie?
Owe powiatowo – drawskie katastrofy informacyjne, doktor Zbigniew Mieczkowski dobarwia jeszcze tak: „Gdy przez moment powiat przestał płacić pewnej redakcji, ta na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej zasypała starostę wnioskami o sprawy ukryte pod dywanem. By więcej nie pytał, wysłano mu podpisaną jednostronnie umowę, by zechciał podpisać i więcej nie pytał o potencjał intelektualny przybocznych pana starosty. Po skasowaniu pierwszego przelewu odmówił mi opublikowania powodów mojej honorowej rezygnacji z funkcji przewodniczącego komisji rewizyjnej”.
Przyznają Państwo, że od strony reporterskiej są to wydarzenia w żargonie reporterskim zwane „mięsem”. Tylko, że nie o reporterów tu idzie, a o to, że Państwo z tym musicie codziennie żyć. I codziennie to opłacać. Gdyby wszystko poddać metodycznej analizie, tysiące ludzi poczułoby się obrażonymi. Bo wszyscy przecież „święci”. Podobnie jak i święte krowy.
Tadeusz Nosel