Rodzina Zawadzkich - jedna z pierwszych w Gryficach
(GRYFICE) Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej, pod opieką pana Jacka Lwa, w obecnym wydaniu Gazety Gryfickiej chce przypomnieć czytelnikom historię rodziny Zawadzkich, jednej z najstarszych polskich rodzin w naszym mieście.
Historia ta była już publikowana na łamach Gazety, jednak udało się nam dotrzeć do nowych dokumentów, które przedstawiają dalsze losy wdowy po panu Władysławie Zawadzkim. Udało się nam również znaleźć nowe, wręcz unikatowe zdjęcia kamienicy przy ul. Kościuszki 17. Wykorzystując te nowe informacje chcemy opisać dalsze losy rodziny Zawadzkich. Ponieważ prezentowany tekst został przygotowany przez kilku uczniów Gimnazjum nr 1 w Gryficach, za jego autorów należy uznać wszystkich członków Koła Miłośników Ziemi Gryfickiej.
Na przedstawionych zdjęciach widzimy pana Władysława Zawadzkiego i jego syna Janusza. Zdjęcie małego Janusza Zawadzkiego wykonane zostało na podwórku kamienicy przy ul. Kościuszki 17. W tle widzimy poniemiecki basen i ogródek, dziś już nie istniejący, ale część widocznych budynków istnieje do dziś. Wyraźnie zobaczyć możemy charakterystyczny budynek przy bramie, do której wejście znajduje się przy obecnej ulicy Księdza Stanisława Ruta.
Władysław Zawadzki urodził się 15 listopada 1911 roku w Wysokiej. Razem z rodzicami mieszkał w Warszawie, gdzie dorastał i kształcił się. W roku 1932 ukończył naukę w systemie korespondencyjnym w następujących przedmiotach: w rachunkowości kupieckiej - wynik dobry, w korespondencji handlowej - wynik dobry, w prawie handlowym - wynik dobry, nauce handlu - wynik dobry, w towaroznawstwie - wynik dobry. Dyplom ukończenia szkoły podpisany został przez Dyrektora Panią Teresę Sekułowiczową w Warszawie.
Podczas okupacji zostaje w łapance aresztowany przez Niemców i osadzony w obozie pracy w Zakroczymiu, gdzie na terenie Fortu nr 1 przebywają więźniowie. Obóz zapełnia się po Powstaniu Warszawskim, wówczas znajdowało się w nim 30 tysięcy mężczyzn.
W trakcie uwięzienia Władysław Zawadzki ucieka od rzeczywistości tworząc poezję. W jednym z zachowanych wierszy - „Na jedność tułaczy” - napisał: Lud bez ojczyzny to drzewo bez korzeni (...) Lud bez Ojczyzny to łódź bez wiosła, Którą gdzieś burza na skały poniosła (...) Jedyny lud Polski! Jedną Polską ziemię! O Polsko! - Matko błogosław nam zdala.
Po uwolnieniu Władysław Zawadzki wraca do stolicy, gdzie zastaje tylko ruiny dawnego miasta. Władze komunistyczne kierują go (pod przymusem) jako osobę wykształconą na tzw. Ziemie Odzyskane.
Rusza na zachód i trafia do Zagórza [Gryfice]. Tutaj 5 czerwca 1945 roku otrzymuje zezwolenie na osiedlenie. Zachował się dokument potwierdzający tę decyzję, wystawiony przez: Zarząd Miejski, Referat Mieszkaniowy w Zagórzu, Nr 663, na mocy którego - obywatel(ka) Zawadzki Władysław (...) otrzymuje zezwolenie na zajęcia mieszkania w Zagórzu przy ulicy Kościuszki nr 17 (...) budynek frontowy składający się z 4 pokoi 1 kuchni, oraz do tego należących ubikacji pobocznych. Na Obywatela nakłada się obowiązek dokonania spisu nieruchomości znajdujących się w mieszkaniu i przedłożenie go w terminie 3-dniowym w Zarządzie Miejskim. Podpisano: Referent Mieszkaniowy - Kubicki.
W ten oto sposób Władysław Zawadzki znalazł się w Zagórzu, obecnych Gryficach. Dwa lata później jego sąsiadem i przyjacielem zostanie były żołnierz, zdobywca Berlina - Michał Lew.
Zawadzki od początku rozpoczął działalność na rzecz zorganizowania życia gospodarczego i społecznego w mieście. Do jego głównych zadań należało uruchamianie zakładów produkcyjnych w Gryficach i w powiecie. Powszechnie, jako osoba wykształcona, uznawany był za wykwalifikowanego księgowego i taką pełnił funkcję.
Po zakończeniu organizacji życia polskiego w Gryficach Władysław Zawadzki postanawia otworzyć własną działalność gospodarczą. Na tyłach domu przy ulicy Kościuszki 17 otworzył zakład zajmujący się wyprawą skór. Jako osoba przedsiębiorcza szybko rozwinął interes i w trakcie kilku lat zatrudniał u siebie aż 13 osób. Małe przedsiębiorstwo ciągle się rozwijało. Sam stał się osobą rozpoznawalną i szanowaną w mieście, zwłaszcza za szacunek jakim darzył innych. Prowadził aktywne życie społeczne i towarzyskie, jego dom otwarty był dla wszystkich. Został ojcem - dwóch synów i córki. Wydawało się, że wreszcie po latach okupacji, obozu i wyrzeczeń można żyć normalnie.
W 1950 roku zachorował na zapalenie wyrostka, co wymaga operacji, lecz w Gryficach nie są w stanie jej przeprowadzić. Składa podanie do władz o umieszczenie go w innym specjalistycznym szpitalu. Otrzymuje odpowiedź odmowną. Chcąc ratować swoje zdrowie (i życie) 19 sierpnia 1950 roku składa ponownie prośbę do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gryficach, o wyjazd do Polski centralnej. Motywuje ją: „z powodu chronicznej choroby w tutejszym morskim klimacie mych trojga dzieci, na co posiadam zaświadczenie komisji lekarskiej, jestem zmuszony wyjechać”. Jednocześnie stara uratować się część majątku: „chcę zabrać meble, które nabyłem w Urzędzie Likwidacyjnym w Gryficach, otrzymałem na nie tytuł własności”. Odpowiedź urzędu była negatywna. Choroba postępowała, pogarszał się stan zdrowia i Władysław Zawadzki zmarł. Pogrzeb, na który przybyła olbrzymia ilość mieszkańców Gryfic, przedstawicieli zakładów pracy, pracowników i wszystkich znajomych odbył się 1 kwietnia 1953 roku.
Dlaczego osoba znana i szanowana w Gryficach nie otrzymała zgody na leczenie, czy też pozwolenia na wyprowadzkę z powodu chorych dzieci? Odpowiedzi możemy się tylko domyślać. Rok 1950 to okres, w którym władze komunistyczne rozpoczęły likwidacje drobnej przedsiębiorczości. Najprawdopodobniej Pan Zawadzki nie chciał zlikwidować swojego przedsiębiorstwa i stanowił element wywrotowy w oczach władz. Więcej światła na jego śmierć rzucają wspomnienia syna, który wspomina, że ojciec raz w tygodniu na ulicy Grunwaldzkiej grał w karty z Kazimierzem Borzęckim (pełnomocnikiem obwodowym i późniejszym burmistrzem miasta). Udział w tych spotkaniach brali również miejscowi funkcjonariusze UB. Wydaje się, że Władysław Zawadzki mógł za dużo wiedzieć o wielu osobach, i o tym co zrobili, do tego był prywatnym przedsiębiorcą i stąd zablokowano mu możliwość leczenia lub wyjazdu z Gryfic. Lokalne władze wykonały swój rozkaz - zniszczono kułaka, jednocześnie zachowały własne tajemnice o których my się już nigdy nie dowiemy.
Tło do przedstawionej historii stanowiły zdjęcia rodziny Zawadzkich wykonane na podwórku przy ulicy Kościuszki 17. Na jednym z nich zobaczyć możemy dzieci z psem. Co ciekawe ze wspomnień mieszkańców wiemy, że na podwórku tym leżały zniszczone karabiny bez zamków, którymi bawiły się dzieci. Widoczny pies pozostawiony został przez ewakuowanych Niemców i przygarnięty został przez rodzinę Zawadzkich.
Po śmierci Pana Władysława rodzina Zawadzkich nie zaznała spokoju ze stronu lokalnych władz. Jedno z dzieci pani Otyli zachorowało na gruźlice płuc, na dodatek otrzymuje ona nakaz opuszczenia dotychczas zajmowanego mieszkania przy ulicy Kościuszki 17. Mieszkanie to przydzielone zostało w 1945 roku jej mężowi. po skierowaniu go do pracy na Ziemiach Odzyskanych. Decyzją Prezydium MRN (Miejska Rada Narodowa) w Gryficach, wszyscy mieszkańcy kamienicy musieli ją opuścić i przeprowadzić się do gorszych lokali. Sytuacja mieszkaniowa w Gryficach w tym czasie stawała się coraz bardziej tragiczna. Napływ nowych mieszkańców i rozbudowa administracji publicznej zaowocowały tym, że każdy lokal był dosłownie na wagę złota. Mieszkania były przeludnione, a często zdarzało się, że w jednym lokalu mieszkało kilka rodzin, łazienki, kuchnie czy ubikacje były wspólne. Należy również pamiętać, że najlepsze lokalne mieszkaniowe zostały zajęte już w 1945 roku przez pierwszych osadników i urzędy państwowe. Znana jest również historia rozbiórki dobrych domów w Chomentowie. Władze powiatu nie mogąc zebrać odpowiedniej ilości cegieł rozbiórkowych, nakazały zburzyć domy przeznaczone dla osadników, a gdy ci przybyli, okazało się, że nie mają gdzie zamieszkać.
W sierpniu 1955 roku pani Otylia Zawadzka otrzymuje pismo nakazujące jej opuszczenie mieszkania, ponieważ cała kamienica ma zostać wyremontowana. Po wykonaniu remontu miały zostać do niej przeniesione Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych i Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. W zamian otrzymała przydział mieszkania przy ulicy Rokossowskiego 60, składającego z dwóch pokojów i kuchni. W razie niedopełnienia obowiązku opuszczenia starego mieszkania w terminie 14 dni, dokonać miano przesiedlenia na drodze eksmisji.
Wdowa po Władysławie Zawadzkim i inni mieszkańcy podejmują próbę zachowania swoich dotychczasowych lokali lub otrzymania lepszych od tych, które im zaproponowano. Zwracają się do Prezydium P.R.N. w Gryficach (Powiatowa Rada Narodowa), która odpowiada, że sprawę przekwaterowania Obywatelki jak i Ob. Lwa załatwiać będzie Wojewódzka Komisja Lokalowa w Szczecinie. Do tego czasu cała rodzina miała zamieszkać w wyznaczonym wcześniej lokalu. Pani Otylia odmawia, zwracając uwagę dla P.M.R.N. w Gryficach, że zaproponowane jej mieszkanie przy ul. Kościuszki 53 nie spełnia wymogów. Jest to mieszkanie wspólne, w którym mieszka już 6 osób, brakuje dostępu do wody i zlewu. Kuchnia zajmowana jest przez inną rodzinę, brakuje dostępu do podwórza. Proponowane mieszkanie było ponadto mniejsze od dotychczas zajmowanego. Pani Otylia zwraca się z prośbą o przyznanie jej nowego lokalu, który spełniałby jej oczekiwania. Miały być to lokale przy ulicach: Kamieńskiej 1, Podwiejskiej 18, Kościuszki 10 lub 23. Wdowa nie otrzymuje żadnego z zaproponowanych przez nią mieszkań. W zamian otrzymuje odpowiedź Zastępcy Przewodniczącego Prezydium M.R.N. ob. Świdra, w którym ten oświadczył, że są ważniejsi od niej na te mieszkania.
Nie rezygnując pani Otylia Zawadzka prosi Prezydium o przyznanie jej mieszkania przy ulicy Kościuszki 53, które od kilku miesięcy stało puste, a składało się z 5 pokojów, kuchni i łazienki. Prośbę swoją złożyła wspólnie z panią Filipek, która miała dwójkę dzieci i mieszkała w jednym pokoju u rodziny. Obie kobiety chciały ze swoimi dziećmi zamieszkać razem. Przewodniczący Prezydium Krajniak wyraził zgodę. Niestety przeciwko był jego zastępca Świder, który stwierdził, że do mieszkania tego wraca rodzina, która tam mieszkała przedtem.
Okazało się to nieprawdą. Na polecenie Świdra wprowadziła się tam inna rodzina mieszkająca na drugim piętrze. Przeprowadzka była tak szybka, że zapomniano zabrać swoje sprzęty domowe. Na skutek działania władz jedna rodzina zamieniła swoje mieszkanie na lepsze, zaś wdowa z chorymi dziećmi miała opuścić swoje dotychczasowe lokum zajmowane przez ostatnie 11 lat. Z postepowania władz widać wyraźnie, że działały one celowo, chcąc udręczyć panią Otylię. Potwierdziła to rozmowa ze Świdrem, który oświadczył w obecności Teresy Wanielczyk, że „mi już nic nie pomoże, nawet Szczecin, Warszawa, ani nawet sam Bierut, ale my się za Obywatelkę teraz weźmiemy i pokażemy Obywatelce, co możemy zrobić”.
Długo nie trzeba było czekać na reakcję władz. Wkrótce wdowie odebrano najsuchszy z pokoi przeznaczony dla dzieci, a zaraz po tym otrzymała pismo, na mocy którego anulowano przydział na mieszkanie otrzymane w 1945 roku. Pani Otylii nie pomogło złożenie skargi do Prezydium W.R.N. (Wojewódzka Rada Narodowa) i Rady Państwa. Lokalne władze wytłumaczyły się, że nie przyjęła ona żadnego z proponowanych ładnych mieszkań. Te ładne mieszkania wyglądały następująco; lokal przy ulicy Stalina bez wody, zlewu, a przed oknami z dwóch domów porozbijane ustępy, w czasie deszczu doły się przepełniały, a kał podpływał pod sam próg. Stare mieszkanie zostało odebrane. Walka o lepszy lokal trwała nadal, podobnie jak szykany władz. Ostatecznie cała rodzina Zawadzkich zamieszkała w domu przy ulicy Kościuszki 53.
Szkolne Koło Miłośników Ziemi Gryfickiej Gimnazjum nr 1 w Gryficach
Zdjęcia w kolejności: ul. Kościuszki 17, rok 1955; Janusz Zawadzki; Otylia Zawadzka; podwórko na ul. Kościuszki 17.