(ŚWIDWIN) Generał Roman Abraham jest już oficjalnie patronem ronda na skrzyżowaniu ulic Szczecińskiej i Energetyków. Uroczystość nadania rondu imienia odbyła się w czwartek, 21 listopada 2013 roku.
Z inicjatywą nazwania ronda wystąpiło świdwińskie Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich. Nieprzypadkowo zaproponowano na patrona właśnie generała Romana Abrahama (1891–1976). W jego życiorysie Lwów odgrywa ogromną rolę. Urodził się w tym mieście, wychował, wykształcił i zasłużył się w czasie walk o Lwów w roku 1918. Uczestniczył także w wojnie polsko-bolszewickiej w roku 1920, następnie w okresie międzywojennym był dowódcą wielu jednostek i piął się po szczeblach wojskowej kariery. Uczestniczył również w kampanii wrześniowej, gdzie nie poniósł żadnej porażki. Wojnę spędził w niemieckiej niewoli. Po wojnie także pozostał aktywny – między innymi zaangażował się w walkę o przywrócenie chwały niszczonemu cmentarzowi Orląt we Lwowie i opublikował wiele prac.
Generał Roman Abraham trwale zapisał się także w dziejach Świdwina. Komunistyczne władze nie pozwoliły mu wstąpić do wojska, był natomiast przez pewien czas delegatem przy generalnym pełnomocniku rządu ds. repatriacji w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym. W tej właśnie roli został skierowany w 1946 roku do Świdwina, aby rozwiązać problem z grupą zbuntowanych przesiedleńców z Krotoszyna pod Lwowem. Władze namawiały ich do pozostania tu na stałe, oni jednak chcieli jechać na Śląsk, gdzie już wcześniej dotarła inna grupa krotoszynian. Wcześniejsze próby negocjacji nie przyniosły rezultatu, a ogromny transport składający się z około 60 wagonów blokował ruch na dworcu. Generał Roman Abraham podjął się roli mediatora. Znalazł wspólny język ze swoimi pobratymcami z ziemi lwowskiej, wśród których byli także jego dawni żołnierze. Dzięki jego namowom osiedlili się oni w Świdwinie i w okolicznych wsiach, gdzie zajęli gospodarstwa rolne. Pozostali tu już na stałe, a kolejne pokolenia ich potomków żyją tu nadal.
Postać generała przypomniano podczas uroczystości na rondzie. Wspominał go między innymi dr Leszek Laskowski z Koszalina, który napisał o nim pracę doktorską. Tablicę odsłonili: burmistrz Jan Owsiak, przewodniczący Rady Miasta Henryk Klaman, inicjator nadania imienia, prezes towarzystwa lwowskiego Mieczysław Kostur, syn jednego z przesiedleńców dr Antoni Cieśliński oraz prezes Miejskiej Energetyki Cieplnej, Jan Szołdra, który jako dziecko również był w transporcie zbuntowanych mieszkańców Krotoszyna. Poświęcenia dokonał proboszcz Parafii Wojskowej ks. mjr Andrzej Migała.
Jak wspominał dr Antoni Cieśliński, gdy przyjechał tym transportem z liczną rodziną, miał 8 lat. Nam Krotoszyn kojarzy się z miastem niedaleko Poznania, ale „ich” Krotoszyn to wieś znajdująca się w pobliżu Lwowa.
- Do Lwowa było blisko. Mój ojciec chodził piechotą do pracy do miasta. To była spora wieś, liczyła ponad czterystu mieszkańców. Część wtedy wyjechała na Śląsk. Nasz transport skierowano do Świdwina. Rzeczywiście ludzie nie chcieli tu zostać, chcieli jechać do na Śląsk, do swoich. Koczowaliśmy na stacji chyba z dziesięć dni. Dopiero generał Roman Abraham namówił mieszkańców na osiedlenie się tutaj – wspominał dr Cieśliński, który zachował, przekazany mu przez ojca Franciszka, odręczny zapis generała na niemieckim druku, jego adresu w Warszawie. Byli krotoszynianie osiedlili się wówczas w Świdwinie, Brzeżnie, Rzepczynie, Oparznie, Słonowicach, Pęczerzynie, Przybysławiu i Wilczkowie. (r)