(SŁONOWICE, GM BRZEŻNO) Czy istnieje ciągłość kulturowa naszego regionu? Stan dialogu polsko-niemieckiego oraz wspomnienia wojenne Kresowian - to główne tematy panelu dyskusyjnego, zorganizowanego 18 lipca 2013. w Słonowicach (powiat świdwiński), dla Niemców uczących się języka polskiego i zainteresowanych polską kulturą oraz Polaków uczących się języka niemieckiego.
W ramach niemieckiego projektu ProPolska, w którym Niemcy uczą m.in. się naszego języka i poznają naszą kulturę, odbyło się spotkanie grupy sąsiadów zza Odry i ich polskich partnerów z mieszkańcami naszej gminy. Spotkanie poprowadzili redaktor Kazimierz Rynkiewicz, który naświetlił tło przemian, jakie zaszły na Pomorzu w związku z II wojną światową oraz Halina Müller z Berlina - organizatorka przedsięwzięcia.
Spotkanie to jest pewnego rodzaju odpowiedzią na asymetrię w znajomości wspólnej historii. Jest to poniekąd zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę skalę emigracji Polaków do Niemiec oraz niemiecką spuściznę materialną tych terenów, skłaniającą do poznawania przeszłości tych ziem i losów jej mieszkańców oraz trudną historią Niemiec i pewną rezerwę w pogłębianiu wiedzy o własnej historii tego okresu.
W trakcie dyskusji K. Rynkiewicz postawił tezę, że o ile Pomorze do 1945 r. było wielokulturowe, poprzez wielowiekowe mieszanie się wielu kultur (Pomorzan, Niemców, Polaków, Szwedów, Kaszubów), to po wojnie, wraz z wysiedleniem Niemców, ta wielokulturowość zniknęła. Zastąpiła ją kultura polska z wieloma tradycjami regionalnymi (Galicja, Wielkopolska, Kresy). Pomorze zasiedlili ludzie o różnych tradycjach i doświadczeniu wojennym.
Jako przykład podał losy zaproszonych na spotkanie gości - Sybiraka Stanisława Żurawskiego z Łobza, który będąc na zesłaniu w Kazachstanie nie doświadczył okupacji niemieckiej oraz Władysława Majewicza z Rynowa, który będąc wywiezionym z rodzicami na roboty przymusowe do Rienow (Rynowa) nie doświadczył okupacji sowieckiej. Obaj pochodzą z Kresów, ale jeden został wywieziony przez jednego okupanta na wschód, a drugi przez drugiego na zachód. Mają więc zupełnie inne doświadczenie wojny i okupacji. To są dwie różne pamięci, co skutkuje odmiennym postrzeganiem siebie, ludzi i świata, a przecież jest to wspólna historia Polski. To rozczłonkowanie wspólnej pamięci tworzy problemy z tożsamością.
Sytuacja na Pomorzu Zachodnim w 45 r. wyglądała inaczej niż np. na Śląsku gdzie pozostało wielu Ślązaków i Niemców, którzy cenę podpisania deklaracji polskości mogli pozostać w swoim Heimat - ale już jako Polacy. W 1945 r. ludność niemiecka, przerażona informacjami z Prus o okrucieństwie wojsk sowieckich, uciekała na zachód, zanim na tereny te weszły wojska radzieckie wraz z 1 AWP.
Polscy osadnicy przybyli na te ziemie, poza wyjątkami, nie mieli szansy zetknąć się z kulturą niemiecką, dlatego też trudno mówić o ciągłości kulturowej i przenikaniu się tradycji na tych terenach. Odwrotna sytuacja ma miejsce na Śląsku, zwłaszcza na Opolszczyźnie, gdzie Polacy przybyli ze wschodu sąsiadują z ludźmi, którzy żyli na tych ziemiach od stuleci. Inaczej jest w naszym regionie, gdzie zastaliśmy tylko kulturę materialną, którą bardzo szybko starano się zniszczyć. Do dziś zresztą… Bardziej już bezmyślnie, niż intencjonalnie, ale ze skutkiem podobnym .
Druga część spotkania była poświęcona wspomnieniom ludzi, którzy wojnę widzieli własnymi oczami.
- Bo byliśmy dla nich nieodpowiedni - tak na pytanie o przyczyny wywózek Polaków na Syberię odpowiedział Stanisław Żurawski, wywieziony, jak tysiące Polaków, z całą rodziną w głąb ZSRR. Sowieci wywozili przede wszystkim osoby związane z aparatem państwowym lub weteranów walki o niepodległość z lat 1918-20. Ciężko było uczestnikom spotkania zrozumieć rzeczywistość, w której ośmiolatek idzie zimą do pracy w syberyjskim lesie, a trzylatek, Władysław Majewicz, urodzony na obecnej Ukrainie, musiał zostawać sam pod nieobecność pracujących rodziców, robotników przymusowych.
Padło wiele pytań o warunki życia na Syberii i wywiezionych do Rzeszy, o rekompensaty i drogę do Polski, a nie była ona łatwa, skoro rodzina p. Stanisława miała zostać zsowietyzowana i nigdy do Polski nie wrócić. Mimo tych traumatycznych przeżyć, nieznanych przecież Niemcom do tej pory, co widać było po ich zainteresowaniu i konsternacji, ludzie ci nie żyją w poczuciu żalu.
W opowieści zesłańca jest i bezwzględny, zbrodniczy aparat w postaci funkcjonariuszy NKWD i zwykli Rosjanie, dzielący ten sam los i dzięki którym lżej było przetrwać. To częsty motyw sybirskiej historii, który może skłaniać do stwierdzenia, że nie ma złych narodów - są tylko źli ludzie, którzy czasem to zło instytucjonalizują w postaci zbrodniczych reżimów, organizacji i całych państw, jak było w przypadku ukonstytuowania dyktatury Hitlera w drodze demokratycznych wyborów. Otwarte pozostaje pytanie, o poparcie dla nich szerokich mas.
- Nie gońcie za pieniędzmi, bo one szczęścia nie dają. A jedyne co po nas zostanie to tylko wspomnienia. - W ten sposób zakończył opowieść o swej tułaczce Stanisław Żurawski, a obaj panowie zebrali brawa, po których dyskusja toczyła się w indywidualnych rozmowach.
Spotkanie udowadnia że ten dialog jest potrzebny i możliwy, jeśli toczy się w atmosferze empatii i zwykłego ludzkiego zrozumienia. Dotychczasowe próby uczynienia go żywotnym niestety nie przekładały się na szerszą znajomość polskiej historii wśród Niemców, a tym bardziej znajomość przyczyn, dla których Polacy znaleźli się na tych ziemiach. Jest to problem szerszej natury. Wojenna historia Polski i Polaków jest wśród Niemców niemalże nieznana, lub mówiąc bardziej oględnie, traktowana marginalnie. Obecnie - niestety - bodaj tylko w kilku niemieckich landach program nauczania przewiduje zajęcia obejmujące historię Polski tego okresu. Nie należy więc oczekiwać radykalnego zwrotu w tej kwestii i spodziewać się, że kiedykolwiek to zainteresowanie wojennymi losami sąsiadów urośnie do rangi pierwszoplanowego problemu w stosunkach obu krajów. Zdominowanie dyskursu przez sprawy przeszłości nie wpłynęłoby zresztą pozytywnie na kwestie teraźniejszości i przyszłości - a one są przecież najważniejsze dla nas żyjących tu i teraz. Nie da się jednak przejść do teraźniejszości bez zrozumienia przeszłości.
Mówiąc o słabej znajomości tej problematyki i niskiej świadomości problemu trzeba zaznaczyć, że nie chodzi tu zresztą li tylko o koncentrację na problematyce polskiej w polskich i niemieckich mediach. Zainteresowanie historią we współczesnych społeczeństwach jest generalnie niskie i trudno wymagać, aby było inaczej w czasach skrajnej ich merkantylizacji, ale chodzi bardziej o to, aby przynajmniej tym, którzy potrzebę takiego zbliżenia i poznania historii sąsiada czują, stworzyć ku warunki do realizacji tych zamierzeń. Organizatorzy słonowickiego spotkania na szczęście poradzili sobie sami… R.B