Samochód spłonął na oczach właściciela i strażaków
(GRYFICE) Prawie w samo południe (godz. 11:35 byliśmy na miejscu) vis a vis Biblioteki Miejskiej w Gryficach, 16 czerwca, spalił się samochód dostawczy marki Transporter T4.
O akcji zawodowej straży pożarnej mówi właściciel auta:
- Jechaliśmy spod Kołomącia i tutaj, na wysokości tego bloku (ul. Wojska Polskiego 8 - przyp. red.) buchnął mi dym i ogień spod konsoli, stanąłem po lewej stronie ulicy. Kazałem ludziom ewakuować się z samochodu, zdążyli wysiąść i wynieść kilka paczek, ulotek reklamowych, ja zabrałem tylko dokumenty. Straż przyjechała szybko. I daję sobie rękę uciąć, że ugasiliby ten samochód w trakcie zapalenia, tutaj pod maską. Ale oczywiście mieli wadliwy sprzęt, nie zadziałał i spaliło się całe auto przez niechlujstwo straży pożarnej. Jestem przekonany, że jest to wina wyłącznie straży pożarnej. Tak, tej załogi, bo wyszli z wężem i nagle widać, że z węża nie leci woda. A gdzie są gaśnice? Czy na stanie samochodu straż ich nie ma? Ja swoją gaśnicę wykorzystałem, jakiś gość był tu obok i też swoją gaśnicę wykorzystał. To gdzie oni mają sprzęt, ci strażacy i jaki mają sprzęt? To przecież zawodowa straż, za sprawne działanie biorą nasze pieniądze, publiczne pieniądze. My wszyscy na to pracujemy, żeby oni mieli wypłaty. To oni są winni. To oni ponoszą pośrednią winę za spalenie tego pojazdu - powiedział zbulwersowany właściciel.
- Palił się przód auta - mówi świadek zdarzenia - przyjechała straż. Zawodowa straż. Nie mieli czym gasić, nie mieli kompletnie nic. Dopiero, jak zacząłem krzyczeć, że ich wszystkich wysłać na kuroniówkę, to wyciągnęli gaśnicę i strażak psiknął trochę. I się wycofał. Nie mieli wody ani piany, bo nie użyli ani wody ani piany do gaszenia. Mówili, że mają awarię sprzętu. Jak już całe auto stało w ogniu, to przyjechała druga jednostka i dogasiła wrak samochodu. To całe towarzystwo powinno pójść na bezrobocie. Przyjdą inni i będą wiedzieli, jakie spoczywają na nich obowiązki. To auto można było uratować. Ja widziałem, jak się auta palą i to nie takie, jak to jak wtedy zachowują się strażacy - dodał świadek.
Kolejną osobą, która wypowiedziała się w tej sprawie byłą kobieta współpracująca z właścicielem pojazdu. - Jeden ze strażaków szyderczo się śmiał z tego, że przyjechali bez wody i mówił, że wodę mają, ale mają awarię sprzętu. Samochód się palił a oni stali i gapili się. I jeszcze do mnie powiedział, że trzeba było samochód sprawdzić przed wyjazdem, toby się nie zapalił - powiedziała.
Spalony samochód był narzędziem pracy kilku osób prowadzących firmę zajmującą się kolportażem ulotek reklamowych. Nie podajemy nazwisk ani inicjałów naszych rozmówców, ponieważ cała sprawa znajdzie swój epilog w sądzie.
O stanowisko w tej sprawie poprosiliśmy rzecznika prasowego KP PSP Gryfice Dariusza Sobczyka. W odpowiedzi otrzymaliśmy wyjaśnienie poniższej treści: Stanowisko Kierowania Komendanta Powiatowego w Gryficach (SKKP) dnia 16.06.2013r. o godzinie 11.22 otrzymało zgłoszenie od Dyżurnego Policji KPP Gryfice o palącym się samochodzie dostawczym marki Transporter T4 na ul W. Polskiego w Gryficach. Dyżurny SKKP zgodnie z obowiązującą procedurą dotyczącą dysponowania podmiotów ratowniczych KSRG do zdarzeń natychmiast zadysponował jeden zastęp ratowniczo-gaśniczy do zdarzenia pod wskazany adres. Zastęp straży pożarnej po 2 minutach znalazł się na miejscu zdarzenia i przystąpił z marszu do działań gaśniczych. Jak się okazało, strażacy nie mogli skutecznie ugasić palącego się pojazdu, gdyż w samochodzie strażackim awarii uległ system sterujący pracą przystawki odbioru mocy. Strażacy nie stali jednak bezczynnie. Przy pomocy gaśnicy śniegowej podjęli próbę gaszenia. Ale pożar samochodu był już na tyle rozwinięty, że nie przyniosło to pożądanego rezultatu. Kierownik Działań Ratowniczych polecił zadysponować drugi zastęp SP, który przybył na miejsce po 4 minutach, natychmiast podano prąd wody gaśniczej na palący się samochód celem jego ugaszenia.
Pozwoliłem sobie na przedstawienie akcji ratowniczo-gaśniczej na podstawie informacji ze zdarzenia sporządzonej przez SKKP Gryfice.
Z mojej strony: Gdyby nie usterka samochodu nie powstałby pożar, gdyby nie awaria samochodu gaśniczego - działania ratownicze w oczach obserwatorów byłyby efektowne.
Bryg. Dariusz Sobczyk
Niezmiernie łatwo w takiej sytuacji wskazywać winnych zarówno po jednej, jak i drugiej stronie, poddając się emocjom. Jednak warto zwrócić uwagę, że tak naprawdę człowiek w tym wypadku okazał się bezsilny wobec techniki. Z jednej strony teoretycznie sprawny samochód ulega zapaleniu z drugiej - teoretycznie sprawny samochód gaśniczy ma usterkę i to taką, której w trybie zwykłej kontroli nie można wykryć. MM