Kulturę na Pomorzu tworzyli ludzie z odwagą upominający się tu o polskość
(DRAWSKO POMORSKIE) W Powiatowej Gazecie Drawskiej, niegdyś dzielny opozycjonista, a obecnie waleczny żołnierz opłacany przez byłą nomenklaturę komunistyczną, w postaci publicznych pieniędzy na zaczernianie papieru, zabrał głos w sprawie kultury na Pomorzu.
Pan Waldemar Rogal, bo o nim mowa, w dwóch artykułach czyni aluzje do mojego artykułu i mnie osobiście, bo ani razu nie pada tytuł Tygodnika Pojezierza Drawskiego i moje nazwisko. Ujmuje to tak: w pewnej gazecie jej redaktor coś napisał, z czym pan Rogal podejmuje polemikę. Trzeci tekst, w tej samej sprawie, to list anonimowego „Czytelnika”. Jest w nim coś, co upodabnia go do stylu pisania pana Rogala, to ten sam zwrot: „w jednej z lokalnych gazet ukazał się artykuł” itd. Ten wysyp polemik wokół moich tez, zawartych w artykule „Pomorze – perspektywa miejsca czy kultury”, powitałbym z zainteresowaniem, gdyż każda polemika kształci czytelników, gdyby nie stek bzdur, jakie w tych artykułach zawarto.
Anonimowy „czytelnik” (PGD nr 7 z 01.04.2013) ogłosił, że: „Polska kultura na Pojezierzu Drawskim (Pomorze Zachodnie) datuje się od 1991 roku. Poprzedzały ją: niemiecka do 1945 roku i okupacyjna sowiecka. Ta druga (1945-1991) zawarta jest w zbiorach Muzeum PGR w Bolegorzynie (...)”. Czytelnik opisuje tę kulturę na podstawie obserwacji stacjonujących na Pomorzu wojsk sowieckich oraz PGR-ów. Napisał: „Polityka tego pegeerotworu rodem ze wschodu, miała na celu wbić człowieka w gumowce na 24 godziny, dowieźć mu taniego wina i obserwować jak reaguje. Ten sposób uprawiania kultury przetrwał do dziś, na szczęście już formie pojedynczych przypadków”. I dalej: Czy podoba się to redaktorowi czy nie, nie tylko jesteśmy kontynuatorami niemieckiej kultury na Ziemiach Odzyskanych (wszystkie ważniejsze ośrodki życia publicznego w powiecie mieszczą się w budynkach poniemieckich), ale przy pomocy tej nacji, nazywanej przez wielu ograniczoną, finansujemy jej kontynuację”. Dalej „Czytelnik” opisuje, ile to, pracując w Niemczech, zarabiamy i przywozimy euro, by coś tam kontynuować. I kończy: „Szabelką możemy sobie pomachać, panie redaktorze, ale dzięki kontynuacji nie grozi nam na razie druga Grecja czy Irlandia”.
Te przydługie cytaty służą temu, by pokazać, że dzisiaj każdy bełkot można opublikować, wystarczy, że gazecie zapłacą ci, którzy kiedyś te „pegeerotwory” ideologicznie wspierali. Pecunia non olet (pieniądze nie śmierdzą)? „Czytelnik” albo jest dzieckiem jakiegoś sowieckiego żołnierza, albo „pegeerotworu” lub wolksdojcza, z jego umiłowaniem do kontynuacji tu niemieckiej kultury. Skąd takie wnioski? Jeżeli ktoś uważa, że nie było tu kultury polskiej po 1945 roku, to znaczy że jej nie zaznał. Matka nie czytała mu bajek polskich, w szkole nie uczono go Mickiewicza, Słowackiego i Norwida, więc widocznie mieszkał w ruskiej zonie. Albo w PGRze, i jako dziecku cały świat wkoło jawił mu się jako jeden wielki PGR. O jego dorosłe życie dbał pewien sekretarz partii, który nakazywał dowozić tanie wino i obserwować, jak reaguje. Reagował prawidłowo i wyrósł zgodnie z planem. Dzisiaj na ulicy, na widok byłego sekretarza ślini się i spija mu z ust każde jego słowo, czapkuje, bierze jałmużnę i pluje na PGRy, bo tacy jak on, którzy tam zostali, nie chcą budować razem z nim świetlanej przyszłości, a przecież mogliby chociaż zostać, jak napisał, „gastarbaiterami”. A oni, jak na złość byłemu sekretarzowi, nabijają statystykę bezrobotnych.
Według „Czytelnika” polska kultura na Pomorzu „datuje się od 1991 roku”, wraz z upadkiem systemu totalitarnego i wyprowadzeniem okupacyjnych wojsk sowieckich z Polski. To największy idiotyzm, jaki ostatnio przeczytałem. To znaczy samo upadło i samo się wyprowadziło, lub w najlepszym wypadku zrobił to w pojedynkę Lech Wałęsa. Zastanawiam się, w jakim świecie żyje „Czytelnik”, że nie dostrzega, że poza ruskimi zonami i PGRami były kościoły, byli indywidualni rolnicy, żyli normalni, przyzwoici ludzie. To za ich sprawą i postawą nie udała się w Polsce kolektywizacja i sowietyzacja. Także za ich sprawą i postawą nie będzie tu kontynuacji kultury niemieckiej.
Jeżeli dzisiaj próbuje ją tu ktoś kontynuować, to byłe „internacjonały”, którym zabrano stolicę w Moskwie i dzisiaj szukają jakiejś nowej idei, by wypełnić pustkę po utraconej. Normalni ludzie niczego nie utracili, więc nie muszą kręcić się za własnym ogonem, nie mają kompleksów niższości i przez to nie muszą się nikomu wysługiwać. By dyskutować o sprawach publicznych i tworzyć kulturę, najpierw trzeba nabrać odwagi i zacząć podpisywać się własnym nazwiskiem. To warunek wstępny. Może anonimowy „Czytelniku” wyszedłeś z PGRu, ale PGR nie wyszedł z ciebie.
Kazimierz Rynkiewicz
Śmiechu warte, prowincjonalny celebryta podejmuje polemikę. Żeby polemizować to trzeba mieć argumenty i wiedzę. A ten "obdarowany" amnezją czytelnik to pewno w 91r. z jakiegoś zapomnianego gułagu wrócił.
~Ina
2013.04.25 09.06.30
Zgadzam się z tezami przedstawionymi przez autora tekstu.
~`
2013.04.24 19.28.39
gdyby PGRy były własnościa kościoła to było by wszystko OK?
~
2013.04.21 11.22.29
drugi "niezależny gazeciarz" bierze jeszcze więcej z publicznych pieniędzy.
~
2013.04.19 18.49.14
he,he, "niezależna gazeta" za publiczne pieniądze
~brygadzista
2013.04.17 14.37.16
Za "judaszowe srebrniki" można się wyrzec nawet własnej historii, tylko że czytelnik chyba za to forsy publicznej nie bierze? Słoma objgu wyraźnie z butów wystaje, to PGR-y wam życie uratowały.