(RESKO) Rozmowa z burmistrzem Reska Arkadiuszem Czerwińskim.
Redakcja: - Wiceminister resortu cyfryzacji Magdalena Młochowska, szukając oszczędności w funkcjonowaniu samorządów lokalnych, proponuje łączenie się małych gmin w większe jednostki. Zachętą mają być większe wpływy z podatku. Idzie kryzys?
Burmistrz Reska Arkadiusz Czerwiński: - Małe jednostki czasami mają problem z wypełnianiem swoich zadań samodzielnie. Nie wydaje mi się, aby to dotyczyło Reska. W ogóle nie wydaje mi się, aby to dotyczyło miast. Gmina Resko jest bardzo dużą gminą, rozległą. Już obecnie jest 20 kilometrów do centrum, a gdyby ludzie mieli dojeżdżać jeszcze dalej? Te pomysły już kiedyś były znane. Jeśli zachętą jest to, że połączone gminy dostaną 5 procent więcej z PIT, to powiem, ile to jest. Dzisiaj jest 37 procent z PIT. W naszym przypadku, gdybyśmy połączyli się z inną gminą, to taka wspólna jednostka dostałaby około 500 tysięcy złotych. To nikogo do niczego nie zachęci. 500 tysięcy to wpływ z podatku, o którym decydują radni, podejmując jego wysokość. Nikogo to nie ratuje. To każdy powie, że lepsze są trochę wyższe podatki, niż łączenie gmin. Po co nam się łączyć, by nasi mieszkańcy musieli dojeżdżać dalej? Największe oszczędności można znaleźć w powiatach.
- Ministerstwo proponuje możliwość wyprowadzenia na zewnątrz obsługi księgowej i administracyjnej podległej jednostki np. w ramach centrum usług wspólnych.
- Teoretycznie jest to możliwe, ale jeśli nawet z zewnątrz ktoś będzie robił nasze zadanie, to i tak my za nie odpowiadamy. Najbardziej newralgicznym punktem jest właśnie księgowość, ona jest najbardziej kontrolowana. Głównie chodzi o to, aby wszystko było zaksięgowane pod odpowiednim paragrafem. Nie za bardzo wiem, dlaczego ktoś miałby to za nas robić, skoro to my za to odpowiadamy. Wszystko musiałoby być zunifikowane, musielibyśmy pracować na tych samych programach co ci, którzy by nas obsługiwali. Nikt nie zrobił żadnej przymiarki, czy można byłoby na tym zaoszczędzić. Przy dużych przetargach, gdy jest bardzo skomplikowany, czasami zleca się zadanie na zewnątrz, ale odpowiedzialność i tak spada na nas. Dlatego tego nie widzę. Firma byłaby z zewnątrz, a tutaj i tak musiałaby być osoba kontrolująca, zatrudniona na etacie. Dodatkowo przekaz dokumentów, faktury, muszą przechodzić przez system ewidencji, muszą być skanowane. Czyli musiałaby być podwójna księgowość.
- Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji alarmuje, że kondycja gmin ciągle spada. Z czego to wynika, że jest coraz gorzej, zamiast coraz lepiej? Wskazuje się na rosnące zadłużenie gmin.
- To jest nieprawda, że jest coraz gorzej. Gdyby porównać poprzednie lata, można powiedzieć, że nie było zadłużeń. No dobrze, nie było zadłużeń, ale i też nic nie robiliśmy. Gmina prawie nie inwestowała. Dzisiaj gminy robią bardzo dużo, wszystko zmienia się. Są gminy, które gorzej sobie z tym radzą, ale ludzie już nie mówią, że nic się nie robi, tylko – po co? Dochody są różne. U nas dochody są dobre. Oczywiście to od radnych zależy, na jakiej wysokości ustalą podatek. Zasady, które są, uczą oszczędności, jeszcze w wielu dziedzinach powinniśmy i w wielu gminach. Oszczędności trzeba szukać tam, gdzie pieniądze są wydawane nieefektywnie. Przykładowo są zakłady budżetowe, powinny one być polikwidowane, bo to nie jest miejsce oszczędzania pieniędzy. Musi być spółka, która rozlicza się według prawa handlowego, musi na siebie zarobić, nie ma czegoś takiego, że zwraca się do gminy po dotacje. To jest najgorsze, co może być. Właśnie na tym można zaoszczędzić. Przekazywanie zadań np. stowarzyszeniom. Jeśli zrobi się analizę, to za stosunkowo nieduże pieniądze wiele się dzieje. Tam są ludzie, którzy nie liczą czasu, godzin, etatów, trzynastek. Trzeba iść w tym kierunku ze wszystkim, co się da.
- Jednak jednym z problemów, z jakimi borykają się samorządy, to niewystarczająca subwencja oświatowa.
- Gdyby zasady finansowania były inne, to ci ludzie zapewne zarabialiby też dużo, oczywiście wymagania też byłyby większe. Gdyby tam zaoszczędzić 10 procent, to nie wiedzielibyśmy co z pieniędzmi robić. Powinniśmy mieć większy wpływ. Dzisiaj jest tak uregulowane, że pieniądze są tylko przekazywane przez nas i dodajemy z budżetu. Przy tym mamy niewielkie możliwości egzekwowania tego, co za te pieniądze jest robione. Ani my, ani dyrektorzy, bo zasady są tak sztywne.
- Kareta Nauczyciela...
- Nie chodzi o złośliwość, ale jeśli ktoś ma pracować 40 godzin, to powinien tyle czasu na pracę poświęcać. Nie chodzi o to, aby cały czas był na miejscu. Jeden wójt czy burmistrz chciał skontrolować, czy rzeczywiście 40 godzin poświęcane jest na pracę. Nie było takiej możliwości. Nie wolno mu. Tym samym zapis jest martwy, skoro nie można go egzekwować.
- Czy nie lepiej w takim razie zostawić funkcjonowanie gmin tak jak jest, dając lepsze możliwości inwestowania, większą elastyczność, póki są środki unijne, a nie szukać oszczędności?
- Każda gmina ma swoje możliwości. Wiem jak jest u mnie, pobieżnie jak jest w innych gminach. Często robi się w gminach coś pod publikę, coś, co zadowoli ludzi. Można porobić wszystkie chodniki, aby było ładnie, dzisiaj są w płytkach betonowych, mogą być w polbruku. Będzie ładnie, ale czy to jest najważniejsze, tym bardziej, że to zadanie gminy najczęściej robią za swoje pieniądze, czyli inwestują w stu procentach. Za swoje to żadna sztuka zrobić. Mam pieniądze i je wydaję. Sztuką jest te pieniądze pozyskać. Zamiast chodników więc, powinno robić się to wszystko, gdzie pozyskujemy pieniądze: halę, boiska, świetlice, infrastrukturę, czyli wodę i kanalizację – to jest pierwsze. To, co jest ładne, to później. Dla mnie chodnik też jest ważny, ale najpierw musi być światło. Jak można mieszkać, żyć i czuć się bezpiecznie, jeśli jest ciemno? A i na to, jak pokazaliśmy, można było pozyskać pieniądze. Zawsze będzie ta granica, jeśli nawet dobrze samorząd będzie wydawał, dojdzie do tego punktu – stop. To jest oczywiste. Jeden wcześniej, drugi później. Myślę, że na dzisiaj nie jest bardzo źle. Gorsze jest to, że niektóre przepisy prawne, obowiązki nakładane na gminy powodują wydatkowanie dużych pieniędzy, a co jest od nas całkowicie niezależne. Podam przykład. To jest dobre, ale skutkuje dużymi wydatkami. Ci, których umieszczamy w domach pomocy społecznej. Za to płaci dzisiaj gmina. Jeśli ktoś ma dużą rentę, to raczej rodzina nie umieszcza go w domu pomocy społecznej. Natomiast jeśli ktoś nie ma nic albo prawie nic to najczęściej jest umieszczany i płaci gmina. Najczęściej idą tam ci, za których płaci gmina w większej części albo w całości. My mamy w tym roku na ten cel już ponad 200 tys. zł. To są już duże pieniądze. To są rzeczy niezbędne, konieczne, takie są zasady i tego się boję – wpływa do nas coraz więcej obowiązków, na które my nie mamy już żadnego wpływu, nie zaoszczędzimy. Żadna siła już niczego tutaj nie zmieni.
- Na oświacie też się nie zaoszczędzi.
- Teoretycznie powinno być tak, że jeśli jest subwencja, to powinna ona wystarczyć, a jeśli chcemy dołożyć, to powinien być jakiś powód, np. chcemy wprowadzić coś więcej. Ale my musimy dołożyć, aby to funkcjonowało. Podobnie jest w opiece społecznej.
- Kolejną sporą pozycją w wydatkach gminy jest pomoc społeczna. Czy można ją - wzorem pomysłu ministerstwa - włączyć w strukturę urzędu bez powoływania osobnej jednostki?
- Nie wiem, gdzie mogłyby być te oszczędności. Dzisiaj ośrodki pomocy społecznej wydają ogromne pieniądze. Nasz - rzędu kilku milionów. Nie da się oszczędzić na przykład na księgowości, aby była w urzędzie, przy takich pieniądzach. U nas było tak przez wiele lat i zmieniłem to w momencie, gdy doszły nowe zadania, między innymi świadczenia rodzinne. Weszły stypendia szkolne, są to stypendia socjalne. W ustawie zapisane było, że nie mogą być oddane do ośrodka pomocy społecznej, tylko muszą być w gminie. Teraz w gminie trzeba było stworzyć stanowisko i potrzebowaliśmy dokumenty, które są w ośrodku pomocy społecznej. Wszystkie pisma musiały krążyć drogą urzędową. Zmieniono to w końcu.
- Co powinno się zmienić, aby gminy, które funkcjonują dobrze, funkcjonowały jeszcze lepiej?
- Najlepiej za dużo zmian nie robić, nie dokładać nam kolejnych zadań, na które muszą znaleźć się pieniądze w budżecie, a takich zadań jest coraz więcej.
- Ile lat zajęło wam uporanie się z największymi zadaniami i od kiedy ruszyły inwestycje?
- Oczyszczalnia była oddana w 1998 roku i funkcjonuje do dzisiaj. Inwestycje zaczęły się, gdy weszliśmy do Unii. Zanim to wszystko ruszyło się, to tak naprawdę od 2006 roku. Dotacje unijne w znaczny sposób pobudziły rozwój, bez nich nie zrobilibyśmy tego. Zaletą jest, że urząd jest blisko obywatela. Rzucone pomysły uważam za zbyt teoretyczne.
Wy tylko wiecie jak żerować na biednych ludziach i wyciągać od nich ostatni grosz z portfela. Tam gdzie występuje poważny problem to wyrywacie sobie włosy z głowy i nie wiecie co macie mówić i zrobić to jest największa wasza przeszkoda, gubicie się w prostej sprawie. KONIEC TO PISAŁEM JA ANTONI
~smutek
2013.02.11 11.04.56
Wypowiedź popielowego burmistrza trktuje jako wydaje mu się,lub nie wydaje.A tak wogóle i w szczególe ćmok nie sięga nawet płycizny z podstaw ekonomii społecznej, bo co to jest dla takiej grubej ryby 500 tys. złotych w budżecie wspólnym.Lepiej przypieprzyć w podatkach lokalnych bratyńkom rękoma radnych i nie pytać z czego to zapłacą, a nie dzielić się władzą lub ją utracić niż podjąć marne 500 tys. złotych z kasy państwowej i to w imie pseudo oszczędności na dojazdach mieszkańców, ale chyba tych co pracują w urzędzie.Jego kreatywnośc polegająca jedynie na propozycji szukania oszczędności w powiatach pobudza wyłącznie niepamięć, że tam też pracują ludzie wykonujący inne zadania. Czy takiemu popielowemu bumistrzowi opłaca się aktywnie uczestniczyć w tworzeniu nowych miejsc pracy? NIE! Poniewarz uzyskując marne 37 procent z PIT to nikogo do niczego nie zachęca.Przysłowiowy Kowalski z utworzonego miejsca pracy do kasy gminy miesięcznie wniesie tylko około 100 złotych co rocznie da jedyne 1200 złotych dla gminy.Zaś na 500 tys.złotych tych Kowalskich musiałoby pracować ponad 400.Gdzie tu sens w tworzeniu nowych miejsc pracy....? Takich WACKÓW po gminach mamy bez liku,którzy to za ogromne wynagrodzenia bezproduktywnie siedzą na społecznym organiźmie powodując jedynie frustracje. Starzy ludzie powiadają....jak masz mówić słowo głupie lepiej jęzor trzymaj w dupie...