(ZŁOCIENIEC) Pierwszy telefon w tej sprawie we wtorek, drugiego stycznia. Dzwoni Ireneusz Kornaś. - Biały Dom splajtował. Lekarz rodzinny nie przyjmuje. Odsyłają do Przychodni na placu 650-lecia. Panie, jak tak można postępować z ludźmi? Niechże prasa lokalna to opisuje. –
Do wydania kolejnego numeru Tygodnika mamy, ze względu na przerwę świąteczną, sporo dni. Odwiedzam kilkakrotnie Biały Dom. Ludzie bez zniecierpliwienia wysłuchują informacji udzielanych przez panią zza kontuaru, akurat w tych dniach pełniącą chyba najtrudniejszą funkcję w mieście. Zwraca uwagę przede wszystkim cierpliwość ludzi. Bez zbędnych uwag, bez mocniejszych słów, jakby nawet z dużą doza wyrozumienia. Czy ludzie rzeczywiście są do tego stopnia wykończeni tuskolandem, że nawet chorzy z wyjątkowo utrudnionym dostępem do lekarza rodzinnego kładą uszy po sobie, bo może być jeszcze gorzej? A nie ma przecież gwarancji, że nie będzie!
Do tej pory między innymi
Biały Dom oferował blisko dwu tysiącom ludzi podstawową opiekę zdrowotną. Od nowego roku ci ludzie muszą już na własną rękę szukać sobie lekarzy. Biały Dom automatycznego przeniesienia ich do lekarzy spółki MEDICA przy placu 650-lecia miasta nie dokonał. Czy Biały Dom splajtował? Czy w ogóle to możliwe? Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że lekarz rodzinny z tej placówki miał już dość w niej pracy. Powodów tego rodzaju odczuć nie chciano nam wyjawić. Z innego źródła usłyszeliśmy, że Biały Dom nie potrafił wywiązać się z podstawowych obowiązków wobec lekarza. Podkreślmy, to tylko informacje do potwierdzenia.
Widząc, co się dzieje, w innym jeszcze miejscu zadajemy pytanie: - Czy Biały Dom nie mógłby tak zadziałać, by na czas tych perturbacji uruchomić rezerwowego lekarza, by ten mógł przyjmować od zaraz chorych akurat potrzebujących pomocy? Słyszymy, że gdyby placówka była do tego zdolna, wówczas przecież nie zrywałaby umowy z dotychczasowym lekarzem. Błędne koło.
Od nowa
Ludzie bez szemrania załatwiają sprawy dokumentacji, wypełniają nowe zgłoszenia, rejestrują się na wizytę u nowego lekarza. - Nie ma tak, by na placu 650-lecia nie zarejestrowano chorego do lekarza. Tam przyjmuje doktor Tadeusz Cieślak, i przyjmuje każdego. Nikt nie zostanie bez opieki lekarza rodzinnego – informuje pani z Białego Domu. Idę jeszcze raz na plac 650-lecia. Na chodniku przed budynkiem widzę panią gorączkowo komuś tam przez komórkę opowiadającą o tym, co ją spotkało w Przychodni na placu 650- lecia Miasta. Gdy wyłącza urządzenie proszę, by mi o wszystkim jeszcze raz opowiedziała. - Moja znajoma przed świętami zachorowała na zapalenie płuc. Z ledwością, bo z ledwością, ale do lekarza się dostała. Choroba była znacznie zaawansowana. Dzisiaj przyszłam, by ją powtórnie zarejestrować. Mamy poniedziałek, a znajoma została zarejestrowana na piątek. - Upewniam się jeszcze: leki, wskazania lekarza? - Tak, to wszystko mamy. Tyle, że znów do lekarza dopiero w piątek, a gołym okiem widać, i słychać, że z nią jest nadal bardzo niedobrze. -
Pani nie tylko chętnie o wszystkim opowiada, ale i zgadza się na zrobienie zdjęcia. Czuję, że kobieta wie, iż swoją postawą i opowieścią służy dobrej sprawie. Ta pani, to Wanda Chudoba, mieszkanka Złocieńca.
Bez łączności telefonicznej z szefem Białego Domu
Idę jeszcze raz do Białego Domu. Proszę o telefon do szefa tego Zakładu. Otrzymuję numer, ale tylko taki, jaki jest w książce telefonicznej. Domowy, złocieniecki. Proszę o numer, który rzeczywiście umożliwi mi kontakt z doktorem. Słyszę, że takiego numeru nie otrzymam. Doktor ma być w Złocieńcu w najbliższym weekendzie. Pracuje w Niemczech.
Pod płot?
Nim to wszystko się unormuje, minie nieco czasu. A dlaczego to wszystko dzieje się tak, jak to w naszej służbie zdrowia mamy w całym kraju codziennie. Kilka dni temu zmarł znany w kraju lekarz, a mieszkaniec Białogardu. Niegdyś poseł. Za minionych rządów pełnił nawet funkcje zbliżone do ministerialnych. W owym czasie odwiedził też Złocieniec. Spotkał się ze swymi wyborcami w auli ZOK-u przy Wolności 6. Oto jedna z jego wypowiedzi: - Jeśli w służbie zdrowia będzie się działo tak, jak to zaczyna już być widoczne, to zamiast w szpitalu będziesz zdychać pod płotem. - Przepraszam za dosłowność, ale doktor by mi chyba nie wybaczył, gdybym jego wieszczenie na gazetowe potrzeby spłaszczał.
Po wizycie doktora na naszym terenie, dyrektorem szpitala w Drawsku Pomorskim został gość mocno z nim spowinowacony. O doktorze potem prasa pisała, że kolejną posadkę – zagraniczną – zawdzięcza Aleksandrowi Kwaśniewskiemu.
W świecie zdrowia lekarze już na swoje zarobki nie narzekają, wszelki personel tak, albo ucieka do normalnych krajów. Chorzy są zapisywani na wizyty u specjalistów na kilka lat do przodu. Nie ma środków – to oficjalna wersja. Ostatnio jednak prezydent Bronisław Komorowski poinformował o zamiarze budowy u nas urządzeń militarnych, i to za własne złotówki, w wysokości do stu miliardów złotych. Poprzednio jeszcze Miller z Kwaśniewskim wysłali polskie wojska do Iraku i do dziś nie wiadomo - i po co, i co my z tego mamy? A płacić trzeba codziennie. Wygląda na to, że i obecne rządy ktoś nam narzucił przy pomocy naszych wyborów. A więc my to miejsce „pod płotem”, cytuję doktora, sami sobie wybraliśmy. Nasi przedstawiciele nie podpisali Karty Praw Podstawowych w Traktacie Lizbońskim, bo są w niej podstawowe prawa człowieka. I to są chyba te wałęsowskie plusy ujemne. (N)