Mocnym głosem na reportera zza stołu prezydialnego
(ZŁOCIENIEC) W wyjątkowo wycofanym kulturowo samorządzie złocienieckim panuje głęboko ugruntowane przekonanie, że owemu wycofanemu przysługują wszelkie prawa, nawet i te z obszaru jakby bezprawia.
Och, jakam pokrzywdzona
Oto pożal się Boże jakaś samorządowa persona gaduli do mikrofonu swą skargę na reportera Tygodnika. Skargę kieruje z Trybuny Obywatelskiej do radnych, do Pani Przewodniczącej, do Pana Burmistrza. Dyrdymały są tak żałosne, że aż niewarte odpowiedzi. Mimo to reporter też bierze mikrofon, by nie być posądzonym o lekceważenie samorządowo wynagradzanej persony. Po kilku słowach przewodnicząca odbiera mu głos nie motywując swego czynu. Widać waaadza wszyyyystko może. W chwili wolnego czasu podam czytelnikom zapis tego wydarzenia, z którego jasno wynika, że waaadza w Złocieńcu zawsze wkracza tam, gdzie mogłoby być ujawnione to, co w grajdołku koniecznie musi być utajnione. Reporter Tygodnika nie z taką waaadzą miał już do czynienia, to teraz owe padoły tamtych wzorów nie robią na nim większego wrażenia, ale mimo to nie są to przygody dobre. Tyle, że kolejne doświadczenia.
Ach, aż podskoczyłem cały w strachu
Na ostatniej sesji, ni z gruszki ni z pietruszki, do reportera zza stołu prezydialnego zakrzyknął sam burmistrz Waldemar Włodarczyk. Jak zwykle dość niewyraźnie, ale sens wypowiedzi był taki, że nie życzy sobie zdjęć, bo jedno z takich zdjęć posłużyło do skomponowania propozycji znaczka pocztowego. Urzędnik ani o głos nie poprosił, ani nawet na koniec „rozkazu” nie przeprosił za spontanicznie porwany mikrofon. Uśmieszki aprobaty pojawiły się na niektórych twarzach radnych, na okrąglutkich i błyszczących twarzach prezesów, dyrektorów - ależ to mamy burmistrza!
Przewodnicząca jakby pod stołem?
Dlaczego o tym piszę - ano dlatego, że znów przewodnicząca nie stanęła na wysokości zadania. Jakby nie prowadziła obrad, gdyż nie wiadomo z jakiego to powodu burmistrz może kiedy chce strofować prasę z pomocą samorządowego mikrofonu. W tego rodzaju wycofanej kulturowo enklawie samorządowej, nie ukrywam, reporterom pracuje się wyjątkowo ciekawie; gdzież by tego rodzaju hałasy były możliwe, ale - chodzi przecież o opinię o naszym samorządzie, która i bez tego jest - jak się zdaje fatalniutka. A tu jeszcze takie hałaśliwe kwiatki!
Kiedy wreszcie koniec z tym Falkenburgiem? Na Kresy nam przecież!
Kiedy dyrektor ZOK-u Romana Kowalewicz poprosiła o pomoc w nagłośnieniu pomysłu na wystawę kartek świątecznych Bożonarodzeniowych ze wszystkich epok, ktoś zażartował w nawiązaniu do niedawnego „znaczka pocztowego” - czy z Falkenburga też mogą być? W naszej niszy kulturowo samorządowej znów na wiele twarzyczek wypełzł wiadomy uśmieszek. Nie chcąc wchodzić w tę dziwną mieszaninę intencjonalności i chyba zwykłej głupoty, w tym i nieuctwa, dyrektor bardzo dzielnie powiedziała: nie zamierzam propagować nazistowskich idei. Żałujcie Państwo, że nie widzieliście tych gasnących uśmieszków na tych błyszczących twarzyczkach. Jak zeschłe liście. Tylko do pozmiatania?
Jeszcze Polska nie zginęła
Do tej pory sekretarz gminy Leszek Modrzakowski nie napisał do Tygodnika, dlaczego to Złocieniecka Orkiestra Dęta podczas obchodów rocznicy napaści ZSRR na Polskę nie mogła na Cmentarzu Komunalnym odegrać Hymnu Narodowego, do czego była pieczołowicie przygotowana. Napisze?
Tadeusz Nosel
Ps.
Dyrektor ZOK-u zaprosiła też do zapisywania się do organizowanego w jej ośrodku chóru gminnego. Może by tak do zespołu nasi radni niemoty, milczący do dziś w sprawie ratunkowych obligacji gminnych.