Niewidzialna ręka rynku tym razem dosięgnęła Zbigniewa Klewicza
(PŁOTY) Z problemem, dość poważnym dla swojej firmy, zgłosił się do nas pan Zbigniew Klewicz, mieszkaniec Płotów. Od dłuższego czasu walczy o przywrócenie połączenia telefonicznego i internetowego.
- Podłączenie telefonu i internetu było od strony domu kultury - mówi pan Zbigniew Klewicz z Płotów. - Kabelek poprowadzili przez taras domu kultury, do słupa energetycznego, stamtąd przez jezdnię na dach, na starą gruszkę, dach i daszek, dalej była linia naziemna, bo kabelek położyli na ziemi, następnie został okręcony na młodym drzewku, znowu na ziemi, w końcu okręcony o balustradę na tarasie mojego domu i pod tarasem podłączony do puszki.
Redakcja - Kto ten kabelek tak fachowo przeprowadził od domu kultury aż do pana posesji? To przecież 100 - 120 metrów bieżących linii napowietrznej i naziemnej.
Zbigniew Klewicz - To zakładała Telekomunikacja Polska, obecnie Orange. W maju br. zgłosiłem do TP awarię. Wtedy też dość szybko przyjechali fachowcy z TP SA i tak prowizoryczną linię założyli, niby na kilka dni podłączyli do puszki na fasadzie domu kultury. Te kilka dni trwa od maja br. do 8 listopada br. W tym dniu przyjechali znowu fachowcy jw., bo dyrektor domu kultury miała dość biegnącego kabla z tarasu domu do słupa energetycznego. Miała rację, bo jak długo ta prowizorka miała trwać. Fachowcy linię odcięli na słupie, kabelek zdjęli z domu kultury i koniec. A ja zostałem bez telefonu i internetu. Nie wiem, co mam dalej robić, jestem zrozpaczony, mam warsztat samochodowy, prowadzę sprzedaż przez internet na przykład opon samochodowych. A teraz, co? Nie mam pojęcia, co mam dalej robić. Zgłaszałem wszędzie, do Telekomunikacji, do nowego operatora Netii, przez 40 lat byłem użytkownikiem TP, pytałem, czy jestem zadłużony. Odpowiadają, że nie, a ja dalej bez kontaktu ze światem. Teraz twierdzą, że mam interweniować u nowego operatora, czyli Netii, do której przeszedłem w czerwcu br. Nowy operator twierdzi, że nowe podłączenie nie jest ich sprawą, tylko TP Oragne i tak w koło Macieju. Awaria była w maju, czyli naprawić awarię powinna TP i nikt inny. No nie wiem, co mam robić, dochody moje maleją, nie ma telefonu, a dla mnie telefon to jakby źródło dochodu, podobnie internet. A teraz, co? Klapa. Odcięty jestem od świata.
Red. - Pan twierdzi, że przez 40 lat korzystał pan z usług oferowanych przez TP, to gdzie przez te 40 lat był pan podłączony.
Zbigniew Klewicz - W ulicy była studzienka telekomunikacyjna, ale sześć lat temu przeprowadzono modernizację ulicy, założono światła, w trakcie robót zalano asfaltem studzienkę i od tej pory mam ciągłe kłopoty. Studzienkę powinni podnieść tj. podmurować do nowego poziomu jezdni, ale po co, skoro można coś zalać asfaltem i spokój. Nie ma spokoju, bo z czegoś żyć muszę, a życie związane jest ze sprawnym łączem internetowym i telefonicznym. Wielokrotnie przyjeżdżali, sprawdzali, mierzyli i nawet w asfalcie zlokalizowali studzienkę. Mieli przyjechać nocą, wyciąć asfalt i usterkę naprawić.
Red. - Dlaczego nocą?
Zbigniew Klewicz - Bo to droga wojewódzka, duży ruch pojazdów i podobno w dzień nic nie można zrobić. Przez sześć lat żyję od awarii do awarii i nie ma nikogo, kto w końcu zrobiłby porządek z łączem. Przez te lata płaciłem rachunki niezależnie od awarii, nawet za tę prowizorkę, bo nie chciało się im załatwić pozwoleń na przebicie kabli pod jezdnią. Teraz twierdzą, że wspólnie poniosą koszty przyłącza, to jest stary i nowy operator. Ale ja już w nic nie wierzę. Tracę klientów, bo jak nie masz połączeń telefonicznych oraz internetowych, to ludzie myślą, że firma splajtowała, a ja chcę pracować i pomagać synowi w prowadzeniu działalności.
Fachowcy od przyłączy mieli przyjechać 16 listopada i usterkę usunąć. Z panem Zbigniewem Klewiczem rozmawialiśmy 22 listopada, fachowcy nie przyjechali. Na zielonej wyspie Donalda Tuska coraz trudniej żyć, dlatego nie zadajemy pytania hodowcy papryki - jak żyć panie premierze, bo jest coraz gorzej, ale nie każdy też chce tę wyspę opuszczać.
Red. - Obawiam się, że my pana problemu tez nie rozwiążemy…
Zbigniew Klewicz - Wiem, ale sprawę możecie nagłośnić.
Nagłaśniamy i pytamy, czy w tym kraju obowiązuje jakieś prawo, czy w tym kraju jest jakiś rząd, czy już zapanowała zupełne bezhołowie nieporównywalne do żadnego innego kraju w UE. W telewizji twierdzą, że jesteśmy krajem rozwijającym się, ale nie wiadomo, za jakim państwem na całym globie ziemskim. Rozwijamy się na tyle, że w dobie internetu powrócimy do epoki wiciowych przesyłów wiadomości. 28 listopada kabelek nadal leżał na ziemi. MJ