Z Księgi Pamiątkowej Szkoły Podstawowej nr 1 w Gryficach Historia... cz. 24
(GRYFICE) Biorąc pod uwagę, że w ostatnich wydaniach Gazety Gryfickiej, my, jako członkowie Szkolnego Koła Miłośników Ziemi Gryfickiej, skupiliśmy się na historii pierwszych polskich osiedleńców w Gryficach, dziś pragniemy przedstawić czytelnikom fragment z Księgi Pamiątkowej Szkoły Podstawowej nr 1 w Gryficach (obecnie Gimnazjum nr 1).
Fragment ten stanowi prawdziwą perełkę, ponieważ jest relacją z pierwszych lat powojennych spisaną przez nauczycieli, którzy na codzień spotykali się z młodzieżą pochodzącą z różnych stron II RP. Fragment ten podany jest w całości i zachowana została oryginalna pisownia. Do artykułu dołączamy zdjęcie gryfickiej drużyny harcerskiej z 1946 r. Przedstawia ono zdjęcie harcerzy przy skrzyżowaniu obecnej ulicy Niepodległości i Brackiej.
* * *
W Szkole Podstawowej nr 1 w Gryficach uczy 27 nauczycieli. Najwyższą klasą jest klasa siódma. Pierwszymi mieszkańcami Gryfic byli Polacy wywiezieni na te tereny przez Niemców na roboty. Jednym z nich był ob. Miller, który pracował w niemieckiej cukrowni jako pracownik fizyczny. Bezpośrednio po (wysiedleniu) wyzwoleniu osiedli się tutaj żołnierze Armii Kościuszkowskiej, wyzwalający naszą ziemię. 6 marca 1945 roku zaczęli napływać osiedleńcy z województw centralnych [poznańskiego, bydgoskiego, warszawskiego]. Od wiosny 1946 roku miasto zaczęli zasiedlać repatrianci za Buga. Największy napływ ludności przypada na lata 1946 - 1950. W tym okresie ruch przesiedleńczy jest nadzwyczaj żywotny, lecz nieustabilizowany, jednostki zmierzające do szybkiego wzbogacenia się przybywały na nowy teren celem zdobycia fortuny. Osiedlały się na pewien czas, wzbogacały i wyjeżdżały w rodzinne strony. Tak postąpił ob. Kubera. Przyjechał do Gryfic w 1945 roku i zamieszkał na ulicy Polnej. W przeciągu roku wywiózł meble oraz urządzenia gospodarskie, a następnie sam wyjechał. Podobnie postąpił ob. Karczewski z ulicy Bydgoskiej. Zamieszkał w budynku, w którym była piekarnia posiadająca wszelkie urządzenia. Piekarnię uruchomił, lecz gospodarzył w niej z myślą jak najszybszego wyjazdu , co wynika z tego, że wkrótce wyjechał sprzedając niektóre urządzenia, inne zaś zabierając z sobą. Ludzie nie zadawalali się tym co posiadali. Często wyjeżdżali z niekorzyścią dla siebie na inne tereny omamieni rzekomym bogactwem krewnych lub znajomych. Po pewnym czasie jednak wracali, straciwszy niekiedy to, co posiadali. Przyczyną ciągłego odpływu i napływu ludności był brak wiary w stałą przynależność ziem tych do Polski. [...] Dość znaczny wpływ na stabilizację wywierali również repatrianci zza Buga, którzy podchodzili do gospodarstw jak do swej własności.
Osiedleńcy, którzy pierwsi przyjechali na teren Gryfic zajmowali nieuszkodzone, ładne jednorodzinne domy z ogrodami warzywnymi i sadami. Rolnicy obejmowali gospodarstwa, rzemieślnicy warsztaty, a ludzie o zmyśle kupieckim otwierali sklepy. Miasto zaczęło pulsować nowym - polskim życiem. Niektórzy z osiedleńców urządzali się bardzo sprytnie, zajmując gorsze mieszkania na lepsze lub z niezamieszkałych jeszcze gospodarstw zabierali sprzęt. Np. ob. Tałat przyznano mieszkanie na ulicy Szewskiej, z którego ewakuowano przedtem Niemców. Ob. Tałat weszła w posiadanie ładnie umeblowanego i dobrze wyposażonego mieszkania. Lecz wejście do domu, otoczenie oraz jego rozkład nie odpowiadał jej wymaganiom. Zamieszkała w nim kilka dni, następnie spakowała wszystkie rzeczy i przeniosła się do budynku przy ulicy Śniadeckich o ładnym wyglądzie i dobrym położeniu. Ob. Wodnicki natomiast wprowadził się do budynku kompletnie zniszczonego, który posiadał piękny ogród i sad. W przeciągu kilku lat dzięki wysiłkowi i systematycznej pracy, dom i gospodarkę doprowadził do należytego porządku. [...] Ziemie zachodnie były dla wielu osób źródłem bogactw. Obejmowali domostwa, gospodarstwa, czy też warsztaty dobrze wyposażone, doprowadzali je do ruiny i opuszczali na zawsze. W ten sposób postąpił np. ob. Rączka, który sprzedał maszyny rolnicze, zniszczył gospodarstwo, a sam wyjechał w nieznanym kierunku [...] Do solidnych gospodarzy należy zaliczyć także ob. Bielińskiego i Lewandowskiego, którzy zastali gospodarkę w ruinie, a zbiegiem czasu stan jej uległ poprawie.
W pierwszych dwóch latach wśród osiedleńców zarysował się antagonizm dzielnicowy. Obywatele z centralnych województw odnosili się z rezerwą do repatriantów za Buga , uważając ich za ludzi o niższej kulturze i niższych walorach duchowych. Natomiast repatrianci nie lubili osiedleńców, gdyż widzieli w nich materialistów dążących do zdobycia jak największej fortuny. Na tym tle dochodziło bardzo często do sąsiedzkich kłótni i nieporozumień. Zawiść doszła do tego stopnia, że żaden z mężczyzn nie ożenił się z panną zza Buga i odwrotnie. [...] W mowie codziennej dało się zauważyć szczególne różnice pomiędzy poszczególnymi grupami osiedleńców. W szczególności wyróżnia się akcent wileński. Osiedleńcy z tego województwa wtrącają do rozmowy wyrazy białoruskie oraz daje się zauważyć niegramatyczne wysławianie się [...] przykłady: ja dzisiaj robiwszy sprzątanie, Ona napiekwszy placek. Osiedleńcy z poszczególnych regionów zachowali zwyczaje związane z obrzędem weselnym i pogrzebowym. Np. osiedleńcy z powiatu Inowrocław w dziewiczy wieczór tłuką nowożęncą, zwłaszcza pannie młodej, dużo szkła tuż przed progiem, które z rannym brzaskiem państwo młodzi winni upstrzątnąć. Od rychłego bowiem uporządkowania urabia się opinie młodej gospodyni. Podobny zwyczaj zachowują Poznaniacy. W przeddzień wesela krewni, znajomi oraz bliżsi sąsiedzi zwożą pod bramę panny młodej najrozmaitszy złom.[...] Osiedleńcy z wileńskiego i stanisławskiego zachowują stary zwyczaj pogrzebowy, zwłaszcza gdy chodzi o pogrzeb młodej panny lub kawalera. W kondukcie pogrzebowym, tuż przed trumną idzie młodzieniec z bukiecikiem w klapie marynarki, niosąc na małej poduszeczce wianuszek mirtowy zmarłej. […]
Kamil Ścisłowski, klasa II A