(FELIETON) Ze zdumieniem słuchałem cmoków dziennikarzy nad liczebnością marszu „Obudź się Polsko”. To już naprawdę musiało być bardzo dużo ludzi, skoro sami dziennikarze mówili o tym w różnych telewizjach, do tej pory skwapliwie fałszujących obrazy protestów pojawiających się w kraju.
Pamiętam niedawny przecież przekaz z Marszu Niepodległości. Ile wtedy wkładali wysiłku, by z pokojowej manifestacji zrobić marsz bojówkarzy i oszołomów, montując odpowiednio klatki filmowe, wyszukując chuliganów i uogólniając taki przekaz na cały marsz. Pisałem wtedy o manipulacji, jakiej dokonano, pozwalając na blokadę marszu przez lewackie środowiska. Policja nie interweniowała, chociaż ustaloną trasę zablokowały właśnie te lewackie bojówki, łącznie z niemieckimi, zwyczajnie naruszając przepisy i zmuszając ludzi do zmiany trasy.
Sobotni protest nie potrzebował nawet ochrony policji, bo przebiegał bardzo spokojnie, i to było kolejne zaskoczenie dla macherów od przyprawiania gęby PiS-owi. Z zażenowaniem słuchałem polityków PO i wielbiących ją dziennikarzy, którzy mówili, że przecież kilkadziesiąt tysięcy zgromadzonych ludzi to wcale nie tak wiele. Jednak każdy przyznawał, że to największy protest społeczny od bardzo wielu lat. Pod różnymi hasłami, od obrony wolności słowa i mediów, po głośne mówienie, że w kraju dzieje się po prostu źle, zarówno w sferze społecznej jak i gospodarczej.
Co robi lewica w Polsce, czyli niech żyje bal
Zaobserwowałem pewien zbieg okoliczności, dość charakterystyczny dla III RP. Zanim go opiszę, przypomnę, że od przynajmniej stu lat protesty w obronie najbiedniejszych były domeną środowisk lewicowych. U nas tak się złożyło, że te środowiska utożsamiane są z byłą PZPR, a obecnie SLD. Dlaczego więc SLD nie organizuje marszów protestu, by zwrócić uwagę na postępującą biedę wielu grup społecznych w Polsce? A skoro nie organizuje, to czy jest jeszcze partią ludzi pracy i partią lewicową, czy może jednak już od dawna jest czymś innymi? I czym w takim razie?
Odpowiedź przynosi samo życie, poprzez swoistą koincydencję, czyli jednoczesne wystąpienie kilku zjawisk lub zdarzeń w tym samym czasie. Oto dokładnie tydzień przed Marszem „Obudź się Polsko”, również w sobotę, odbywa się w Warszawie ślub Aleksandry Kwaśniewskiej. Kościół, gdzie się odbywa, oblegają warszawiacy, celebryci (m.in. Ryszard Kalisz i Kuba Wojewódzki) oraz media, które relacjonują ceremonię w każdym szczególe. Takie relacje pojawiają się również z wesela. Zacytujmy za Super Expresem.
„Na ślub prezydentówny zjechały istne finansowe rekiny. Pojawili się nie tylko najbogatsi Polacy, lecz nawet ukraiński oligarcha i polityk Wiktor Pinczuk (52 l.), stary znajomy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (58 l.). Jego majątek szacowany jest na prawie 14 mld zł.
Miliarder Wiktor Pinczuk przyjechał na ślub z żoną Jeleną Franczuk, córką byłego prezydenta Ukrainy. W tegorocznym rankingu najbogatszych ludzi na świecie tygodnika „Forbes” Pinczuk został sklasyfikowany na 255. miejscu z majątkiem wartym 4,2 mld dol., czyli niecałe 14 mld zł. Co go łączy z Aleksandrem Kwaśniewskim? Otóż Pinczuk finansował fundację Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae, która organizuje międzynarodowe konferencje polityków i biznesmenów. Do tego były polski prezydent zasiada w radzie fundacji Yalta European Strategy założonej przez tego oligarchę.
Na ślubie prezydentówny pojawił się także najbogatszy Polak Jan Kulczyk (62 l.), którego majątek wyceniany jest na 9,7 mld zł. Dr Kulczyk specjalizuje się w inwestycjach energetycznych, infrastrukturalnych oraz nieruchomościach. W uroczystości wzięła udział także jego córka Dominika Kulczyk, która już dorobiła się pokaźnego majątku - 165 mln zł.
Życzenia nowożeńcom składali także inni polscy bogacze, np. Anna Woźniak-Starak i jej mąż Jerzy Starak, którzy są właścicielami największej w Polsce firmy farmaceutycznej Polpharma. Starak zajmuje 6. miejsce na liście najbogatszych „Wprost” z majątkiem 3 mld zł. Świadkami ślubu stulecia byli także: Zbigniew Niemczycki (65 l.), który ma majątek szacowany na 1,7 mld zł, Ryszard Krauze (56 l.) - ponad miliard złotych - oraz Dorota i Wojciech Soszyńscy, właściciele firmy kosmetycznej Oceanic, których majątek szacowany jest na 450 mln zł”.
Ufff, to teraz już wiemy, co robi lewica. Nie w głowie jej marsze i protesty, gdy dzielą frukta i można pokazać, jak zarobiło się na transformacji ustrojowej. Patrzcie obszczymurki, tacy jesteśmy sprytni, czytaj - genialni. Wicie rozumicie, zrobilibyśmy dla was jakiś protest, ale - wicie rozumicie - nie mamy czasu.
Pamiętam jedną z analiz socjologicznych dotyczących ostatniego, najmłodszego pokolenia wstępującego do PZPR. To była końcówka lat 70. XX wieku. Młodzi partyjniacy już zaczynali rozumieć, że ten cały komunizm i socjalizm to o kant tyłka, więc należy otworzyć się na Zachód i żyć. Wielu, jak np. Włodzimierz Cimoszewicz, wyjechało na studia do Francji, USA lub Anglii, ale oczywiście nie po to, by przenosić tamte wzorce (Margaret Thatcher) do Polski, ale po to, by nauczyć się nowej socjotechniki rządzenia. To okazało się przydatne w transformacji. Szczególnie w transformowaniu majątku upadającego państwa do prywatnych kieszeni. Nie bez przyczyny na późniejszych rautach furorę robił przebój napisany przez byłą żonę ówczesnego komunistycznego publicysty Daniela Passenta, Agnieszkę Osiecką, „Niech żyje bal” (bufet jest zaopatrzony, a drugi raz nie zaproszą nas wcale). Nie bez przyczyny właśnie ta piosenka została wykonana 1 lipca 2011 roku w Warszawie z okazji rozpoczęcia polskiej prezydencji w UE. Sentymenty jak korzenie.
Olek, Olek...
Młody Kwaśniewski startował w PRL od ministra sportu. Później starzy komuniści zobaczyli w nim Mesjasza, który wyprowadza partię z upadej PRL i wprowadza na salony III RP. Dla kobiet był ładny, dla młodych swój, dla głupich mądry (kto dziś pamięta kłopoty z jego dyplomem), a dla całej lewicy wybawicielem. Został nawet prezydentem tej III RP. Gdy jakiś czas temu pojawił się pomysł PiS-u na rząd fachowców, TNS zapytał respondentów, kogo widzieliby na jego czele. Najwięcej pytanych wskazało na... Aleksandra Kwaśniewskiego. Już widzę te transparenty na lewicowych marszach: Olek, Olek... Oddaj kasę. Podziel się kawiorem.
Prawdziwy kandydat na premiera rządu fachowców
Prof. Piotr Gliński: - Jestem przerażony stanem naszego państwa. Ale czy sobie obecnej sytuacji nie wyobrażałem? Obserwując wydarzenia polityczne od wielu lat, będąc świadkiem zupełnej przemiany ludzi z obozu władzy - niektórych zresztą kiedyś dobrze znałem, przyjaźniłem się z nimi nawet - mogę stwierdzić, że nic mnie już nie zaskakuje. Oni dawno przeszli już na drugą stronę. W sensie moralnym przede wszystkim. Cel - naga władza - uświęca rzeczywiście wszystkie środki. W ogóle żyjemy w świecie, w którym już jakiś czas temu dokonano zupełnego przewartościowania standardów funkcjonowania w polityce, sposobów jej uprawiania - mówił w lipcu prof. Gliński w rozmowie z portalem Niezależna.pl.
I to tyle koincydencji.
Kazimierz Rynkiewicz