Hycel do kotów w worku, czyli rzecz o ochronie zwierząt
(RESKO) Burzliwa dyskusja podczas obrad Rady Miejskiej dotyczyła ochrony zwierząt, a raczej - jej braku. Wzywanie rakarza do bezdomnych psów i brak wiedzy o tym, co dalej się z nimi dzieje, żadną ochroną nie jest. Sprawa umowy gminy z panem wyłapującym psy trafi do prokuratury, brak uchwały o ochronie - do sądu.
Sala posiedzeń, za którą w sierpniu służyło pomieszczenie w tutejszym Gimnazjum była wypełniona gośćmi, którzy przybyli tu, aby wziąć udział w dyskusji na temat ochrony zwierząt.
Dyskusję na ten temat podjęła radna Edyta Klepczyńska. Wyjaśniła, że na ostatniej sesji przed wakacjami poprosiła burmistrza o przekazanie kserokopii umowy, jaką gmina Resko zawarła z panem Zbigniewem Kossewskim.
- Jest to pan, który zajmuje się wyłapywaniem i rzekomo opieką nad wyłapanymi zwierzętami. Kserokopię otrzymałam wraz z pismem podpisanym przez komendanta straży miejskiej Roberta Bogdańskiego. Zadawałam pytania, czy strażnicy posiadają wiedzę o tym, co tak naprawdę dzieje się z naszymi zwierzętami. Wielokrotnie monitowałam, że organizacje zajmujące się ochroną zwierząt na swoich portalach internetowych zamieszczają informację, że działalność tego pana budzi wiele kontrowersji. Że dalszy los zwierząt jest nieznany, to są setki psów. Toczyły się w poprzednich latach postępowania, które z powodu braku dostatecznych dowodów winy zostały umorzone. Ale jeśli są pewne wątpliwości, jeśli organizacje zwierząt biją na alarm, że coś tutaj jest nie tak... Ja również wielokrotnie proszę i podkreślam, abyśmy przyjrzeli się temu tematowi, abyśmy zmienili coś, co będzie lepsze dla naszych zwierząt. Nie musimy mieć umowy z kimś, czyja działalność budzi jakiekolwiek wątpliwości. Ku mojemu zdumieniu, gdy poddałam w wątpliwość los naszych zwierząt, pan burmistrz 2 lipca podpisuje umowę z panem Kossewskim ponownie, lekceważąc to, co mówię i moje sygnały. Dla mnie ta umowa jest skandaliczna. Nie ma w niej mowy o tym do jakich hotelowych klatek, gdzie będą trafiały nasze zwierzęta - rozpoczęła wypowiedzieć radna.
Nie wnikajmy, co się z nimi dalej dzieje
Wyjaśniła, że gmina Resko podpisała umowę z Animal Control z siedzibą w Policach reprezentowaną przez właściciela Zbigniewa Kossewskiego zwana dalej zleceniobiorcą o następującej treści: \"Przedmiotem niniejszej umowy jest wyłapywanie, transport oraz opieka nad bezdomnymi zwierzętami z terenu gminy Resko. Transport będzie odbywał się do klatek hotelowych Animal Control z siedzibą w Policach.\"
- Jaki tu jest paradoks! Na przedostatniej sesji, gdzie też była rozmowa na temat tego pana, usłyszałam od pana burmistrza, że \"my się mamy cieszyć, że wydaliśmy na to 20 tys. zł, bo inne gminy wydają na to więcej i nie wnikajmy co się z nimi dalej dzieje.\" Wtedy powiedziałam, że to, co pan do mnie mówi, jest niehumanitarne, a o innych rzeczach już nawet nie wspomnę. Zostałam zmuszona do tego, że skoro nie mam siły przebicia tutaj, to zainteresowałam tym organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt, między innymi prężnie działające Biuro Ochrony Zwierząt z Warszawy. 16 sierpnia pokusiłam się o to, aby z przedstawicielami organizacji zwierząt m.in. z Warszawy udać się w rzekome miejsca, gdzie pan Kossewski miałby zapewniać opiekę bezdomnym zwierzętom. Państwo z tych organizacji oparli się, aby było łatwiej nam do tego dotrzeć, na dwóch przypadkach jakie miały miejsce na terenie naszej gminy 24 lipca. Ktoś podrzucił pod gminę 5 kotów zawiązanych w worku. Te koty zostały położone w holu budynku, do czasu przybycia tu pewnej pani. Do kotów został wezwany hycel ze Szczecina. Jaka oszczędność dla Gminy płacić za hycla, poza tym w świetle ustawy koty są zwierzętami wolno żyjącymi, a zapobiegamy ich bezdomności przez sterylizację. Strażnik miejski powiedział, że koty zostaną zabrane przez tego pana do schroniska w Szczecinie. Jak schronisko w Szczecinie może przyjąć nasze koty, skoro my nie mamy ze schroniskiem podpisanej umowy? A w naszej umowie na wyłapywanie i opiekę nad bezdomnymi zwierzętami nie ma mowy o żadnym schronisku. Pani z organizacji pytała jednego ze strażników o psa. Byłam świadkiem zdarzenia. Zapamiętałam tamtego psa. Na pytanie przedstawicielki organizacji ochrony zwierząt ten pan nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dał telefon komórkowy do pana Kossewskiego. Oczywiście ta pani zadzwoniła. Wybrałam się razem z nimi. Mieliśmy ze sobą ukrytą kamerę, wszystko zostało nagrane, będziecie mogli sobie to obejrzeć, zostały tym zainteresowane media ogólnopolskie. W pierwszej Kolejności pan Kossewski skierował nas do Sierakowa, to mała wioska koło Polic, gdzie rzekomo pracownik pana Kossewskiego powiedział, że tam pies zostanie zabrany. Psa nie znaleźliśmy. Pan, który jest szefem schroniska, powiedział: \"proszę panią - nie ma takiej możliwości - pokazywał dokumenty - żeby jakikolwiek pies kiedykolwiek trafił z gminy Resko do Sierakowa. Nie ma takich możliwości. Proszę państwa, nie mam z państwem podpisanej umowy\". Ten pan pytał się mnie, gdzie jest Resko, w jakim to powiecie. Więc pan Kossewski zdenerwowany kazał nam przyjechać do schroniska do Szczecina, gdzie psa nie znalazłyśmy. Bardzo zdenerwowany dzwonił do pana Gajdzisa, to również będziecie państwo mogli usłyszeć w nagraniach. Poszliśmy porozmawiać z pracownikami schroniska. Pracownicy schroniska, twierdzą, że nigdy żadne psy ani koty nigdy nie trafiły do schroniska do Szczecina, bo to jest schronisko tylko dla Szczecina i dla gminy Police. Choćby chcieli zawrzeć z nami umowę, to oni takiej umowy z nami zawrzeć nie mogą. Wezwaliśmy na miejsce policję, ponieważ organizacja zwierząt była przekonana już, że zostało popełnione jakieś przestępstwo. Przy policjantach pan Kossewski doznał olśnienia! Przypomniał sobie, że tego psa uśpił, bo był agresywny. Przy takim stanie rzeczy, jak zastaliśmy, nie był innego wyjścia jak złożyć zawiadomienie o popełnionym przestępstwie. Zostało to zawiadomienie złożone. Mało tego, powiem państwu, że są przygotowane pozwy do sądu i umowy z panem Kossewskim zostaną unieważnione. Unieważnienie umowy zgodnie z artykułem 58 kodeksu cywilnego wiąże się z tym, że gmina będzie musiała odzyskać wyłapane zwierzęta i odzyskać koszty zapłacone temu panu. To jest nierealne. Wiem, że organizacja zwierząt na pewno wyśle taką informację do RIO, bo są to publiczne pieniądze. I dla mnie prowadzenie gospodarki opieki nad zwierzętami w ten sposób, to jest po prostu skandal. Skandalem jest w ogóle ta umowa. Nie wiem czy ktoś, jakiś prawnik ją w ogóle widział. Podpisujecie umowę z człowiekiem, który oferuje wam użycie broni - karabinek usypiający wobec zwierząt agresywnych. To jest czym zarezerwowany wyłącznie dla lekarza weterynarii. Tylko i wyłącznie. Więc co my tutaj podpisujemy? Dziwię się, że nikt nie pokusił się, aby zorientować się. o co tutaj chodzi, tylko podpisujecie taką samą umowę. Mało tego wzrastają stawki z 15 zł dobowego utrzymania na 17 zł, transport ze 1,50 zł do 2 zł. Na podstawie tych kotów, które zostały tu podrzucone, pytam się dlaczego nie podpiszemy umowy z żadnym gabinetem weterynaryjnym? Dlaczego w innych powiatach strażnicy mogą sami wyłapywać zwierzęta, dlaczego walczyłam m.in. o samochód dla straży - by zejść z takich kosztów. Jeśli ten pan ma siedzibę w Policach i sobie liczy w jedną stronę ponad 200 zł, jeśli w ogóle odwiózł te koty, a nie sądzę i kolejne 200 zł, to już macie państwo ponad 400 zł na samym paliwie, to za te pieniądze wysterylizowalibyśmy kolejnych kilka kotów. Wiadomo, że jeśli podpisuje się umowę z gabinetem weterynaryjnym na jakąś masową sterylizację, to pewnie weterynarze zaoferują preferencyjne stawki. Nie rozumiem, kto i jaki ma cel w tym wszystkim. Na czym wam zależy? Na zwierzętach czy na tym by pan Kossewski miał zarobek? Dla mnie jest skandaliczne, to co się dzieje, my podpisujemy program opieki nad zwierzętami, ustanawiamy nadzorami panów strażników, ale momentami zadaję sobie pytanie, czy panowie mają chęć w ogóle pomagać tym zwierzętom - dodała radna E. Klepczyńska.
Radna wyjaśniła również, że na stronie internetowej powinny znaleźć się informacje na temat miejsca i godziny złapania danego psa, powinno być wskazane schronisko, do którego został odwieziony wraz ze zdjęciem czworonoga. Jest przepis, który mówi, że w każdej gminie powinien być wyznaczony dyżurny gabinet weterynaryjny, który udziela pomocy rannym zwierzętom. Rada Gminy w ramach programu opieki nad zwierzętami ma obowiązek zapewniać całodobową opiekę weterynaryjną dla zwierząt poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych. Dopytywała do kogo mieszkańcy gminy mają się w takich wypadkach zwrócić.
- Nie ma czegoś takiego i państwo nie wykazujecie żadnej chęci, aby to zmienić. To, co ja mówię, to jak grochem o ścianę, nikt mnie nie słucha tu. Zmusiliście mnie do podjęcia takich, a nie innych działań. Teraz trudno, konsekwencje tego będą, jakie będą. Mam pytanie teraz do panów strażników, kto opiekował się tymi kotami, do czasu przyjazdu hycla, aż on odbierze je w tym worku? - dodała radna.
Strażnik miejski wyjaśnił, że w tym czasie był na urlopie, ale z tego co się orientuje, to koty zostały odwiezione i wypuszczone koło dworca w Resku. Był również problem w ustaleniu po ilu dniach koty znalazły się w tym miejscu, czy w ciągu dnia, czy też trzech dni. Radna dopytywała również, w którym gabinecie były sterylizowane koty. Okazało się jednak, że ta kwestia nie była akurat w trosce komendanta straży miejskiej, aczkolwiek przyznał, że są to jego kompetencje.
- Opieka nad zwierzętami w gminie Resko przypomina sytuację faceta, który ma wkręcony narząd rozrywkowy w imadło i stoi w płonącej chałupie. Pytanie co ma ratować, życie czy narząd? - wyjaśnił komendant, wywołując tymi słowami oburzenie osób zebranych na sali. Rozbrajająco wytłumaczył, że użył takiego porównania, aby długo nie tłumaczyć sytuacji w Resku. W kolejnych słowach zwrócił uwagę na to, że od wielu lat starał się zmienić sposób ochrony zwierząt w gminie. W tym celu prócz wysyłania raportów o ochronie zwierząt do Towarzystwa Ochrony nad Zwierzętami w Warszawie starał, prosił również o pomoc w rozwiązaniu problemów, o jakiekolwiek wskazówki. Nie otrzymał z Warszawy żadnej odpowiedzi. Starał się również zaangażować władze gminne i powiatowe w budowę schroniska dla zwierząt. Bez rezultatu, albowiem Unia nie sfinansuje budowy schroniska. Przyznał, że nie ukrywa zdumienia, że nowa ustawa o ochronie zwierząt nie nakazuje chipowania psów, co znacznie ułatwiłoby odnalezienie właściciela. Przyznał też, że strażnicy nie są w stanie sprawdzić czy pies posiada chip elektroniczny, by ustalić właściciela.
Dodał także, że zgodnie z umową psy, które były wyłapywane i wskazywane przez straż miejską, bądź sołtysów były wyłapywane i po zrobieniu im zdjęć odwożone przez wymienionego pana do Szczecina. Na pytanie radnej Edyty Klepczyńskiej - „gdzie do Szczecina”, komendant nie udzielił rzeczowej odpowiedzi, zamiast tego stwierdził: „jak podpisuję umowę z kimś, kto ma koparkę, że będzie mi kopał dziurę w ziemi, to ja nie będę jechał i sprawdzał”. Na pytanie radnej odpowiedzieli jednak zgromadzeni na sali słowami - „jak to gdzie? Na ulice”.
Uchwała łamie prawo
W głos komendantowi weszła przedstawicielka Towarzystwa Ochrony nad Zwierzętami.
- Do nas się pan nie zwrócił. To tak jakby zwracał się pan w sprawie uchwał do prezydenta Komorowskiego, tak pan się zwraca do Warszawy. prawa trafi do prokuratury, bo tu została złamana ustawa o ochronie zwierząt, a uchwala, która miała być podjęta na temat bezdomności zwierząt, nie wiem, jaką ma moc, ponieważ nie wróciła z powrotem do powiatowego inspektora weterynarii, który zaopiniował ją negatywnie. Macie jakąś uchwałę, a tutaj wyraźnie w ustawie jest napisane, kto to opiniuje i dopiero wtedy tę uchwałę podejmuje się. Nie wiem, dlaczego państwo nie wskazaliście miejsca, tu jest wypisane jak w elementarzu, co należy zrobić, że należy znaleźć miejsce dla zwierząt gospodarskich, schronisko, jak tymi zwierzętami zająć się: sterylizacja, leczenie, dokarmianie.... to wszystko jest. Inspektor weterynarii powiedział, że jedna jedyna gmina w powiecie łobeskim nie przysłała poprawionej uchwały. I państwo podjęli tę uchwałę. To jest fikcja. Jakaś uchwała została tu podjęta niezgodnie z ustawą. Ja mogę tej ustawy nie znać, ale każdy urzędnik ma obowiązek ją znać, jeżeli dyskutuje na ten temat.
Sprawa z panem Kossewskim, my go nazywamy hycel, bo tak się nazywa ten zawód. Pan Kossewski na jednym psie potrafi zarabiać dużo. On go podrzuca z gminy do gminy i tak jeździ, to są bardzo cenne psy, bo trudno określić ile pies może kosztować, jeśli on go tak przewiezie - powiedziała.
W następnych słowach omówiła warunki bytowe oraz cenniki w wybranych schroniskach. Nawiązała również do Z. Kossewskiego, stwierdzając, że zapewne jego praca nie potrwa już długo, a gmina pozostanie z problemem.
- Leki, których używa pan Kossewski może kupować tylko lekarz weterynarii, to tak samo, jak leki chorych na raka - są tylko na receptę. A pan Kossewski strzela te strzałki. Nie wiem czy państwo chcielibyście, żeby kosmetyczka państwa usypiała przed operacją. Weterynaria wojewódzka będzie dochodziła - skąd ten pan kupuje te leki, dlaczego dokonuje iniekcji, której nie ma prawa, ja nie mogę zrobić koleżance zastrzyku. Powinnam zrobić państwu sprawę administracyjną, ponieważ państwo podpisujecie umowy, które są niezgodne z ustawą, po drugie naruszają prawo. Po prostu trzeba do NSA to zgłosić. To są tylko zwierzęta, ale takie rzeczy dzieją się w innych sprawach, zaczynamy od zwierząt. Tak być nie może przyjeżdża hycel ponad 100 km w jedną i w druga stronę, pies nie dojeżdża. Tak jak powiedziała pani radna - żaden pies od państwa tam nie trafił.
Psy jak statki widmo
W dyskusję włączyła się również dyrektor schroniska w Stargardzie Szczecińskim, która wyjaśniła, że Z. Kossewski miał podpisaną umowę z gminą Dolice i twierdził, że zwierzęta trafiają do schroniska w Stargardzie. Oświadczyła, że żadne zwierzęta od pana Kossewskiego nie były przyjmowane w schronisku w Stargardzie, bo nie miał i nie ma podpisanej z nimi umowy. Powiedziała również, że szuka gminy, z której pochodzą dwa podrzucone na ulice Stargardu kaukazy, które jak twierdzi, w ich przywiezieniu tam miał udział Z. Kossewski. Dodała, że podrzuca tak psy z gminy do gminy.
Z dalszej dyskusji wynikało, że zawiadomienie do prokuratury o popełnionym przestępstwie złożyła Fundacja Argos.
W rozmowę włączyła się pani Banach z Gardzina, która oświadczyła, że sama szuka domów dla porzuconych zwierząt i sama je sterylizuje odciążając gminę. Podała dwa przykłady zniknięcia psów, które trafiły w ręce hycla. Głos zabrał również Krystian Klepczyński, kierownik posterunku policji w Płotach. W krótkich słowach wyjaśnił w jaki sposób sąsiednia gmina rozwiązała problem, ponosząc przy tym minimalne koszty. Zwrócił szczególną uwagę na fakt iż na terenie gminy są kojce, poszukiwanie przez strażników domów dla zwierząt, fakt iż to strażnicy sami wyłapują psy, przez co gmina nie ponosi związanych z tym kosztów, ale i na ochronę zwierząt dzikich, o czym podczas sesji nie było mowy.
Ale o co chodzi?
Okręgowy Inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Daria Żyto dodała, że Ustawa o ochronie zwierząt obowiązuje w RP od 25 lat. I ona również ostrzegła przed osobą, z którą gmina ma podpisaną umowę. Komendant
Gdy już wydawało się, że wszystkie kwestie dotyczące zarówno uchwały, jak i podpisanej umowy zostały wyjaśnione, radny Jan Czaban poinformował, że w ubiegłym z gminy wywieziono 44 psy, a tylko jednego szukał właściciel. Poprosił o poinformowanie, jakie najważniejsze uchybienia zostały zawarte w uchwale. Na to przedstawicielka TOZ kolejny raz, tym razem w skrócie powtórzyła, że powinien ją zaopiniować inspektor weterynarii, powinno być wskazane gospodarstwo rolne. Po tych słowach zebrani na sali dowiedzieli się, że właścicielka wskazanego w uchwale gospodarstwa o niczym nie wiedziała, bo nikt jej o zdanie nie pytał. Przedstawicielka Towarzystwa dodała, że musi być również umowa ze schroniskiem - tego wszystkiego gmina Resko nie ma.
Błędną uchwałę przygotowali urzędnicy i podjęli radni. Na temat wymagań w programie ochrony nad zwierzętami gazety lokalne pisały szeroko. Wystarczyło sięgnąć do artykułów, bądź zadzwonić do sąsiedniej gminy. Nie zrobiono tego. Zamiast tego wezwano hycla do kotów w zawiązanym worku. Zarówno urzędnicy, jak i radni wykazali się całkowitym brakiem wiedzy na ten temat, choć ustawa o ochronie zwierząt nie jest nowa, tylko znowelizowana.
Chronią wzorcowo
Jako wzór do naśladowania odnośnie opieki nad zwierzętami warto podać gminę Łobez, która od lat intensywnie i z doskonałymi wynikami działa na rzecz ochrony i opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Nieobca społeczeństwu łobeskiemu jest sterylizacja bezdomnych kotów. Warunek jest taki, że należy ową bezdomność udowodnić. Gmina ma podpisaną umowę ze schroniskiem w Białogardzie, nim jednak do podpisania umowy doszło kierownik wydziału ochrony środowiska Ewa Ciechańska, pracownik tego wydziału Piotr Dynowski oraz wiceburmistrz Ireneusz Kabat udali się na miejsce, aby sprawdzić, w jakich warunkach przetrzymywane są zwierzęta i jakie usługi na ich rzecz prowadzi schronisko. Do marca bieżącego roku gmina płaciła jednorazową opłatę za umieszczenie psa w schronisku w wysokości 700 zł. Od kwietnia opłata ta wzrosła o 300 zł. Schronisko szuka dla psa rodziny. Gmina ma również podpisaną umowę z lecznicą dla zwierząt w Łobzie, która posiada hotel. Trafiają tam nie tylko bezdomne koty w celu sterylizacji i psy, ale różne zwierzęta potrzebujące pomocy. W tym roku np. był to bocian, który zderzył się z trafostacją i konieczna była amputacja nogi. Ptak został umieszczony w azylu dla ptaków w Szczecinie. Dodatkowo miasto stawia domki dla bezdomnych kotów, aby miały gdzie schronić się przed deszczem i chłodem. W roku ubiegłym do schroniska w Białogardzie trafiło 20 bezdomnych psów, z pewnością byłoby ich więcej, gdyby nie zaangażowanie lecznicy i pracowników UM w adopcję i nie otwartość społeczeństwa łobeskiego na przyjmowanie bezdomnych zwierząt. Dodatkowo gmina zakupuje karmę dla bezdomnych kotów. Gmina nie płaci za to osobno za wyłapywanie zwierząt z terenu gminy. To zadanie należy do pracowników schroniska w Białogardzie. W ubiegłym roku gmina Łobez wydała na schronisko 14 tys. zł na pokrycie jednorazowych kosztów przetrzymywania zwierząt (20 psów), dodatkowo 12 tys. zł na podniesienie standardu schroniska, na wykonanie domku dla kotów - 400 zł, na karmę dla bezdomnych kotów - 630 zł, dla Eco-Wet w Łobzie (lecznica i hotel) - 5.570 zł, łącznie na kompleksową ochronę bezdomnych zwierząt w roku ubiegłym gmina Łobez zapłaciła 32 tys. zł.
Jednorazowa opłata w schronisku obejmuje sterylizację, wyłapanie zwierzęcia oraz utrzymanie go w schronisku.
Z kolei na stronie Urzędu Miejskiego w Węgorzynie co jakiś czas pojawia się zdjęcie bezdomnego psa z prośbą o adopcję. Wystarczy tylko chcieć, czytać i słuchać o tym, co dzieje się u sąsiadów, aby wiedzieć jakie dokumenty stwarza się i co się uchwala.
Magdalena Mucha
w koncu ktoś się wziął za tego hycla, to co on wyprawia z tymi zwierzakami....,u nas w gminie Police również jest problem ze zwierzakami, głośno się mówi już od dawna, że p. kossewski ma niezły biznes na zwierzakach. w miejscowości Karpino jest hodowla robaków prowadzona przez pana x, no i zgadnijcie kto mu dostarcza pożywienia dla robaczków?? no pewnie p. kossewski, byly widziane beczki wiezione z martwymi zwierzakami. Gmina Police totalnie ma w d... co się dzieje ze zwierzakami, facet nie może rozliczyć się z ponad 1000 psów ale gminę to w ogóle nie interesuje. chwała takim ludziom, którym jeszcze zależy na losach czworonogów. mam nadzieje że ktoś w Policach weźmie się za to wszystko a zwłaszcza za tych urzędników bezdusznych.