(POŁCZYN-ZDRÓJ) Kilka tygodni temu miałem okazję poznać Panią Jadwigę Wiszniewską, która jest repatriantką z Kazachstanu. Już krótka rozmowa ukazała, że jej historia życia jest niezwykła i warto podzielić się nią z czytelnikami.
Pani Jadwiga mieszka w Połczynie razem z koleżanką z Kazachstanu Panią Ewą Zonenberg (nazwisko panieńskie Szymańska). Obie zawdzięczają swoją repatriację do Polski księdzu Bolesławowi Jewulskiemu.
Historia obu Pań jest podobna i zaczyna się przed ich narodzeniem, kiedy to Stalin zaproponował coś, co można nazwać „Ostatecznym rozwiązaniem kwestii polskiej w ZSRR”. W roku 1936 rodzice obu pań zostali deportowani do Kazachstanu z okolic Żytomierza, który znalazł się na wschód od granicy ryskiej. Mama Pani Ewy, Józefa, mieszkała przed deportacją w Nowogradzie Wołyńskim, a ojciec Kazimierz nieopodal w miejscowości Kuka-Huta. Rodzice Pani Jadwigi, Stanisław i Józefa, z domu Staśkiewicz, w miejscowości Uwarówka koło Żytomierza.
Deportacja wyglądała podobnie w obu przypadkach; 24 godziny na spakowanie i zabranie niezbędnych rzeczy. Kilkutygodniowa gehenna podróży w bydlęcych wagonach w nieznane, wysadzenie w szczerym stepie, niemal bez środków do życia, mieszkanie do nadejścia zimy w namiotach i budowa w tym czasie ziemianek z darni, by przeżyć surową zimę. Kopanie studni wiaderkiem, które przywiezione zostało ze sobą, gdyż nie było innych narzędzi.
W przypadku Pani Ewy czworo jej rodzeństwa zmarło przed jej narodzeniem, w 1940 roku. Przez 20 lat Polacy i Niemcy z Powołża nie mieli prawa opuszczania miejsca zamieszkania, byli pod tzw. komendanturą. Gdy wybuchła wojna z Niemcami, kobiety zostały same, gdyż mężczyzn zesłano do łagrów. Ciężka praca w kołchozie i rekwirowanie większości płodów rolnych z przydomowych działek oraz mleka od krowy, którą można było posiadać na własność, powodowały śmiertelne żniwo szczególnie wśród dzieci.
Mieszkanie w ziemiankach trwało do śmierci Stalina. Dostępny opał stanowiła trawa i toczące się po stepie kule buranu, które powstawały na stepie w następstwie silnych wiatrów. Obie panie wspominają wilki, które nocą szarpały poszycie dachów ziemianek, zrobione z trawy, i zaglądały do środka. Zdarzało się, że wilki zagryzały czasem jakieś dziecko. Sytuacja poprawiła się dopiero po 1956 roku, można było kupić węgiel i drewno na budowę domów. Również w 1956 roku dotarł do miejscowości Podolskoje, gdzie mieszkały, katolicki ksiądz Józef Kuczyński, który w ukryciu chrzcił, bierzmował i udzielał innych sakramentów. Wieść o przybyciu księdza przekazywana była potajemnie ze wsi do wsi.
Wspólny los Polaków i Niemców spowodował, że wśród przesiedleńców powstawało wiele małżeństw mieszanych. Tak było w przypadku Pani Ewy; poznała Daniela Zonenberga i w 1960 roku pobrali się. Mieli sześcioro dzieci. Mąż jednak zmarł w 1980 roku i Pani Ewa została w wieku 40 lat wdową z 6. dzieci na utrzymaniu. Ciężka praca w kołchozie i problemy z utrzymaniem rodziny były czasem ponad siły, jednak modlitwa i zawierzenie Bogu pozwalały przetrwać ciężki czas.
W okresie pieriestrojki nadszedł czas, że nastała możliwość wyjechania z Kazachstanu. Państwo niemieckie, w odróżnieniu od polskiego, potrafiło ściągnąć niemal wszystkich zesłańców pochodzenia niemieckiego i ich rodziny. W przypadku Pani Ewy 4. jej dzieci zdało egzamin z języka niemieckiego i uzyskało możliwość wyjazdu i pracy w Niemczech, dwojgu synom nie udało się zdać tego egzaminu, ale wydostali się z Kazachstanu i zamieszkali w Kaliningradzie. Na 70 urodziny do Pani Ewy w 2010 r. zjechali się wszyscy do Połczyna Zdroju. Pamiątką tego jest fotografia A-3, stojąca na biurku. Z dzieci tylko jedna z córek jest w Polsce i mieszka w Szczecinie, jeden z synów jest zawodowym żołnierzem w Niemczech. Cdn.
Bogusław Ogorzałek
Na zdjęciu od lewej: pani Ewa z fotografią rodziców, z prawej pani Jadwiga z fotografią rodziców.