(FELIETON) W Połczynie-Zdroju wydarzyła się w ubiegłym tygodniu rzecz warta większej uwagi; oto 7. radnych nie poddało się presji burmistrza i pozostałych radnych, a wysłuchało i przychyliło się do głosów mieszkańców kilku wsi w dwóch sołectwach, którzy nie godzili się na zamknięcie szkół w Toporzyku i Bolkowie.
Pisałem już o tym, że rząd zrzuca odpowiedzialność za brak własnych działań w sytuacji kryzysu na samorządy, a te z kolei na mieszkańców. Rząd woli budować stadiony i orliki, niż na przykład dopłacać do szkół we wsiach. Woli likwidować małe, ale dostępne, sądy, niż ciąć wydatki na administrację. Przyzwala na prywatyzację szpitali, bo nie ma pieniędzy, ale nie likwiduje agencji, co obiecał już 5 lat temu. Woli zlikwidować Stocznię Szczecińską, dającą pracę tysiącom ludzi, ale powołuje spółki do budowy stadionów, autostrad, kolejne agencje i agendy rządowe do czegoś tam. Jedno z ostatnich państwowych przedsiębiorstw Poczta Polska chce zlikwidować małe placówki, bo nie ma pieniędzy. Ten rząd - mówiąc krótko – zwija nam państwo i nie bardzo wiadomo, co w rezultacie tego zwijania ma się wyłonić.
Z zażenowaniem słuchałem, jak na jednej z rocznych odpraw pewien komendant powiatowy policji dziękuje władzom samorządowym za... pomoc przy remoncie komendy (PUP dał kilku pracowników interwencyjnych, może kilka puszek farby itp.). Remont ciągnie się już drugi rok metodą chałupniczą. Stan większości komisariatów jest fatalny, ale to rządu nie interesuje. Taki jest stan naszego państwa. Jak znowu zaczęli kraść samochody, to policja okazuje się bezradna, wzrosła liczba wypadków i śmiertelność na drogach, więc nawet w tej sferze następuje regres.
Rok 2012 dopiero się rozpoczął, a zapowiada się gorąco. Wydaje się, że rząd przerzucający ciężar kryzysu na społeczeństwo wyczerpał najprostszą z rezerw – sięganie do kieszeni podatników. Pisałem o buncie samorządów, które mają już dosyć cięcia swoich budżetów, by starczyło im na inwestycje. Zaczynają myśleć o sferze społecznej, której zwinąć i skurczyć się już nie daje, bo to grozi wybuchami społecznymi własnych mieszkańców. Przez kraj przewala się fala niezadowolonych z zamykania szkół. No dobrze, zamkniemy szkołę w tym roku, a co zamkniemy w przyszłym, by spiąć kolejny budżet? Sprzedamy jakiś zakład lub spółkę komunalną. Ale co sprzedamy za dwa lata, by znowu spiąć budżet?
Pozostanie ciąć, zmniejszać, inwestycje. To z kolei oznacza, że będzie mniej zamówień na roboty publiczne i mniej firm zarobi. Oczywiście rząd będzie podtrzymywał tezę, że jesteśmy „zieloną wyspą”, bo PKB wzrosło o 4,3 proc. Warto jednak zastanowić się nad strukturą tego budującego się dobrobytu.
Od jakiegoś czasu przymierzam się do pokazania zmian w tej strukturze, które to zmiany odzwierciedlają sytuację mieszkańców. GUS podał dane dotyczące 2011 roku, w tym eksportu. Okazuje się, że na 100 proc. „polskiego” eksportu, 60 proc. stanowi eksport firm zagranicznych, które w Polsce ulokowały swoje zakłady! Tu produkują, bo jest „tania siła robocza”, a eksportują i to często do własnego kraju, gdzie za takie pieniądze, jakie płacą Polakom nikt u nich nie chciałby pracować.
Tym oto sposobem na przykład eksportujemy samochody, których Polska nie wytwarza, bo nie mamy własnej marki. Polski przemysł motoryzacyjny został zdegradowany do montowni obcych marek. Dla porównania; Niemcy, kraj 80-milionowy, posiada przynajmniej 6 marek samochodów. Porównując kraje co do wielkości i potencjału, Polska, kraj 40-milionowy, powinna posiadać ich 3 albo chociaż 2. Nie posiada żadnej.
A czy na wzrost PKB w inwestycjach nie wpływają na przykład inwestycje dotyczące budowy farm wiatrowych, choćby na Pomorzu? Oczywiście, że nabijają nasze PKB. Portal Polskiego (?) Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej podał, że w ostatnich latach firmy wiatrowe zainwestowały w naszym kraju ponad 1 miliard euro. To ponad 4 miliardy złotych w PKB. One chcą mieć coś z tego, a my co będziemy mieć? Dobre wskaźniki produkcji „zielonej” energii. Dla zwykłego mieszkańca nie będzie to miało żadnego wpływu na poziom jego życia.
Niedługo całe Pomorze zastawione będzie wiatrakami i będziemy jeździć slalomem między potężnymi wiatrakami (do 150 m wysokości). Od kręcenia będzie można dostać oczopląsu. Takie farmy już stoją wzdłuż części wybrzeża, a zapowiadane są budowy w gminach: Drawsko Pom., Łobez, Resko, Dobra, Radowo Małe, Płoty, Gryfice, Karnice, Trzebiatów, Świdwin, Rąbino, Brzeżno i wielu innych. To praktycznie obszar całego naszego Pomorza. Można będzie pożegnać się turystyką i gospodarstwami agroturystycznymi, bo kto będzie chciał wypoczywać w cieniu szumiących wież wiatrakowych. W Goleniowie, w parku biznesowym (zwolniona z podatków), powstała nawet fabryka śmigieł. Nabija polski PKB? Nabija. Co z tych wiatraków będą mieć mieszkańcy Pomorza? Niewiele. Trochę wpłynie do budżetów gmin, ale to nie przełoży się na jakość życia, nie licząc spadku wartości nieruchomości, bo kto będzie chciał je kupować w takim sąsiedztwie.
Pokazane tu zaledwie w zarysie przykłady ujawniają zmiany zachodzące w strukturze polskiej gospodarki. Wskaźniki sobie, a życie na prowincji sobie. I nagle wybuchają protesty; w sprawach ACTA, cen ropy i benzyny, podwyżki wieku emerytalnego. I nawet nie da się już tego zagłuszyć hucznym otwarciem stadionu narodowego. Coś tu pęka.
Czyżby rodziła się w końcu demokracja uczestnicząca – nic o nas bez nas? Mam nadzieję, że powoli, ale jednak. Rządy zmieniają się, a państwo jest - nasze.
Kazimierz Rynkiewicz