(ŁOBEZ) 12 stycznia 2012 r. w Łobeskim Domu Kultury odbyło się spotkanie opłatkowe Sybiraków. Uroczystość uświetnił występ dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Łobzie.
W spotkaniu prócz osób, które powróciły z „nieludzkiej ziemi”, uczestniczyli m.in. syn Sybiraczki starosta powiatu łobeskiego Ryszard Brodziński, burmistrz Łobza Ryszard Sola, proboszcz ks. kanonik Józef Cyrulik, dyrektorzy palcówek oświatowych i kulturalnych.
W tym roku uroczystość uświetniły swoimi występami dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Łobzie. Zachwyceni Sybiracy okrasili występ najmłodszych rzęsistymi brawami i nie pozwolili im tak szybko odejść. Przede wszystkim na ręce opiekunek przekazali upominki dla małych artystów.
Prezes Koła Sybiraków w Łobzie Zofia Majchrowicz bardzo ciepło podziękowała dzieciom za ich obecność oraz część artystyczną. Do mikrofonu, tradycyjnie już podczas takich spotkań, zaprosiła tych, którzy chcieliby zabrać głos. Jako pierwszy wystąpił burmistrz Łobza Ryszard Sola, który podziękował dzieciom, nauczycielom oraz dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 za występ.
- Jako burmistrz cieszę się, że przy takiej uroczystości jak dzisiaj są z nami dyrektorzy placówek oświatowych i kulturalnych. To bardzo dobrze świadczy o nich, ale to też bardzo dobrze wróży na przyszłość, przez pryzmat występów tych dzieci. Nasze dzieci i młodzież są wszędzie widoczne, one występują, pokazują, śpiewają, tańczą, biorą udział w różnego rodzaju konkursach i olimpiadach np. przy okazji święta państwowego pod pomnikiem. Jeśli to się utrzyma, jeśli nadal dzięki swoim dobrym nauczycielom, opiekunom i wsparciu ze strony naszych dyrektorów będą to rozwijać i kontynuować, to ta tradycja, historia, kultura i dobre obyczaje nie umrą, tylko będą pielęgnowane, kontynuowane, wszyscy obecni państwo razem ze mną będziecie tego świadkami i będziecie cieszyć własne oczy, widząc nasze dzieci wnuki i prawnuki, przecież one występują też m.in. dla nas – powiedział burmistrz.
Włodarz podziękował wszystkim członkom Związku, sympatykom i wszystkim, którzy pomagają Sybirakom, za zorganizowanie spotkania. Złożył przy okazji kondolencje rodzinom Sybiraków, albowiem wciągu roku aż kilkunastu z nich odeszło na zawsze.
Głos zabrał również starosta łobeski Ryszard Brodziński.
- Jestem tu przepełniony radością i smutkiem, bo siedzę pośród ludzi, którzy mieli szczęście wrócić z zesłania z Syberii. Syn Macieja Płażyńskiego kontynuuje pracę swojego ojca, który zginął w katastrofie smoleńskiej, kończy już pracę nad ustawą obywatelską nadająca prawo powrotu. Szkoda, że dopiero teraz... To szansa dla tych, którym nie udało się wrócić 60 lat temu, czy później. Miejmy nadzieję, że część osób będzie mogła dzielić radość życia wśród nas, wśród ojczystego języka na polskiej ziemi. Życzę, by udziałem was wszystkich był uśmiech, pogoda ducha i ciepło, które bije nieustannie z osoby pani Zofii Majchrowicz – powiedział starosta.
Tradycyjnie podczas spotkania opłatkowego Sybiracy dzielą się wspomnieniami, refleksjami, czasami też i poezją. Tak też było i tym razem. Korzystając z faktu, iż dzieci były jeszcze obecne na sali, do mikrofonu podeszła Mirosława Bednarczyk.
- Chciałam powiedzieć o naszych czarnych Wigiliach bez opłatka. Takie Wigilie mieliśmy na zesłaniu. Nie było choinek, był sam step, po stepie leciał krzak, łapaliśmy go, wieszaliśmy na sznurek. Łańcuch i aniołki robiliśmy z gazety i wieszaliśmy na tym krzaku. To była nasza choinka. Na Wieczerzę Wigilijną mieliśmy: kisiel z owsa, ziemniaki w obierkach, buraki w obierkach i kaszę - to było wszystko. Gdy chcieliśmy mieć 12 potraw, to musieliśmy doliczyć: kubeczek, spodeczek i rondelek; wtedy było 12. Nawet chleba nie było, tylko po malutkim kawałeczku. Kolęd nie mogliśmy śpiewać, tylko cichuteńko, żeby nikt nie słyszał, bo nie wolno było. Zaraz nas zabierali do więzienia. Na Nowy Rok dyrektor kołchozu zabierała nas na choinkę do swojego domu, w którym stała sosna – drzewko przywiezione z lasu odległego o 100 km. Dopiero u dyrektor kołchozu były prawdziwe bombki i łańcuszki. Musieliśmy wziąć się za rączki i śpiewać rosyjskie piosenki. Jedna była taka: „pomniat psy atamany, pomniat polskie pany, konnarmiejskije naszy klinki”, („Pamiętają psy atamany, pamiętają polskie pany krasnojarskie nasze szable” - przyp. red.). A my dzieci wiedzieliśmy o tym, że to jest niedobre dla nas, dla Polaków, że nie wolno nam myśleć, że jesteśmy gorsi, dlatego wtedy nie śpiewaliśmy w ogóle. A jak wracaliśmy do baraków, to wszyscy powtarzaliśmy: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy” i takie to były nasze święta – powiedziała Mirosława Bednarczyk.
Gdy już dzieci opuściły salę, ksiądz Cyrulik odmówił modlitwę za zmarłych Sybiraków, po czym pozostawił Sybiraków spiesząc się na kolędę.
Na stołach nie brakowało barszczyku ani pasztecików oraz słodkich przysmaków i kawy. Spotkania Sybiraków to również dzielenie się opłatkiem i tak też było tym razem, uczestnicy życzyli sobie przede wszystkim zdrowia, aby móc spotkać się wspólnie w przyszłym roku. MM