Wspomnienia ostatniej mieszkanki Wyspy Bielawy na jeziorze Drawsko
(POŁCZYN-ZDRÓJ) Na listopadowe wieczory i tzw. szare godziny, które kiedyś wypełnione były opowieściami starszych ludzi, a atmosfera migającej świecy lub lampy naftowej podkreślająca tajemniczość sprawiała, że zasłuchane dzieci z otwartymi ustami słuchały opowieści dziadków, chciałbym przedstawić czytelnikom wywiad - wspomnienia z ostatnią żyjącą mieszkanką wyspy Bielawy na jeziorze Drawskim Panią Władysławą Terlecką, zamieszkałą obecnie w Połczynie-Zdroju.
Wywiad stanowiący odpowiedzi na przedstawione przeze mnie na piśmie pytania, został przeprowadzony przez wnuka, ucznia klasy I b ZSZ w Połczynie-Zdroju Kacpra Kopaczewskiego. Spisane odręcznie notatki postarałem się wiernie zaprezentować państwu. Nie zawierają one postawionych pytań, jedynie same odpowiedzi Pani Władysławy. Uznałem, że są na tyle ciekawe, żeby nie nanosić na nie żadnych poprawek i po prostu przenieść tekst w wersję elektroniczną. Według mojej wiedzy, wyspa Bielawa była jedynym przypadkiem w Polsce, gdy ktoś zamieszkiwał na stałe na jeziornej wyspie. Zaprezentowane zdjęcie jest zeskanowaną wersją wersji papierowej, więc jakość może nie być najlepsza. Mimo tego zapraszam państwa do lektury. Być może pozwoli państwu doświadczyć przedstawionej na wstępie atmosfery zasłuchania.
Bogusław Ogorzałek, nauczyciel ZSP w Połczynie-Zdroju
Opowieść pani Terleckiej
Nazywam się Terlecka Władysława, urodziłam się w 1923 roku w miejscowości Białe Błota pod Warszawą.
Na wyspie Bielawa zamieszkałam w 1967 r. Głównym powodem mojej przeprowadzki ze Starego Drawska był fakt, iż jako wdowa z czwórką dzieci powtórnie wyszłam za mąż za zamieszkałego na wyspie Terleckiego Stanisława.
Wspólnie z mężem prowadziliśmy gospodarstwo rolne. Uprawiana była 15. hektarowa ziemia, hodowaliśmy też zwierzęta, dokładnie 20 krów, 50 owiec, 15 świń, 2 konie, kozy, a także drób tj. gęsi, kaczki, indyki, perliczki i kury. Ja zajmowałam się głównie przygotowaniem gleby do siewów zboża, sadzenia ziemniaków, buraków.
Życie na wyspie było dużo trudniejsze niż lądowe. Różniło się właściwie pod każdym względem. Nie mieliśmy prądu, w związku z tym wiele lat korzystaliśmy z lamp naftowych. W późniejszych latach czerpaliśmy prąd z akumulatorów i żarówek 12 V. Ponadto brakowało nam maszyn, takich jak kombajn czy ciągnik, zmuszeni więc byliśmy uprawiać ziemię ręcznie i tak zboże koszone było kosą (dopiero w późniejszych latach kosiarką konną), orka również odbywała się konno. Konie zastępowały nam lądowe ciągniki i kombajny.
Plony takie jak zboże czy ziemniaki były sprzedawane, handlowaliśmy także nabiałem, tak więc mleko oraz przetwory mleczne własnej produkcji (śmietana, masło, twaróg, jajka) były sposobem zarobkowania.
Życie na wyspie to były codzienne zmagania z wodą. Pomimo różnych pór roku, pomimo chłodu, gęstych mgieł, wysokich fal, czy też tafli lodu, na jeziorze, pomimo tych wszystkich niebezpieczeństw, co rano pokonywaliśmy 700 m do najbliższego lądu w Starym Drawsku, gdzie uczęszczały dzieci do szkoły. Przed drogą powrotną robiłam codziennie zakupy (głównie pieczywo i cukier, gdyż jak już wspomniałam, byliśmy w dużym stopniu samowystarczalni), a także zostawiałam mleko w mleczarni.
Jeśli chodzi o święta, to niewiele różniły się od dnia codziennego, zbyt wiele obowiązków nie pozwalało nam na świętowanie.
Dzikich zwierząt na wyspie nie było, jedynie zające i dziki. Latem 90-tego roku miałam na ganku niespodziewanego gościa. Był to jenot, którego sama pokonałam, broniąc drobiu, a także siebie. Przyznaję że sprawiło mi to wiele kłopotu, ale udało się i był to jedyny nieproszony dziki gość przez te wszystkie lata.
Mieliśmy tylko jednego sąsiada, który zaczynał tak jak my od rolnictwa, jednak ponieważ sobie nie radził, zajął się agroturystyką. Sąsiad był człowiekiem dość rozrywkowym, dlatego też wspólnych zainteresowań i tematów nie mieliśmy, jednakże, gdy tylko zaszła potrzeba poważnej pomocy, to nigdy nie było problemu.
Wodę czerpaliśmy ze studni, jedynej zresztą na wyspie, stojącej pod naszym domem. Sąsiedzi wodę czerpali z jeziora, gdyż tak było im bliżej.
Co lato na wyspę przyjeżdżali wczasowicze. Ich domki rozsiane były po całej wyspie, tak więc ludzi było wiele, jak w teraźniejszych kurortach wczasowych i to od wczesnej wiosny po późną jesień. Wyspa Bielawa to wspaniałe miejsce do wypoczynku, jednak wówczas było zbyt tłocznie. W latach 90. wczasowicze (byli to głównie Poznaniacy) zmuszeni byli swe domki rozebrać, gdyż gmina Czaplinek dopatrzyła się, że ich istnienie jest nielegalne. W ten sposób wyspa Bielawa po latach powróciła do stanu pierwotnego i nic dziwnego, że stała się Drawskim Parkiem Krajobrazowym.
Jeśli chodzi o nas i nasze ostatnie lata na wyspie spędzone, to w 1989 roku przeszłam na emeryturę i wspólnie z mężem uprawialiśmy 30. arową przysługującą nam działkę. Gdy w 1991 roku mąż zmarł, wysprzedałam zwierzęta i kupiłam ciągnik ogrodowy, aby choć w ten sposób ułatwić sobie uprawę ziemi. I tak spędziłam na wyspie jeszcze sześć lat. W 1997 roku uległam namowom dzieci i przyznałam rację, że najwyższa pora sprzedać dorobek życia i zamieszkać z którąś z córek w mieście.
Tak więc na wyspie Bielawa mieszkałam przez równe 30 lat. Pozostawiłam tam dom, ogród i budynki gospodarcze w świetnym stanie, jednak z tego, co mi dziś wiadomo, nie wszystkie są w całości.
Dziś mam 89 lat i pracując całe życie, nie potrafię bezczynne siedzieć. Jedyne co mogę robić to swetry, skarpety itp. robótki ręczne, tak więc robię, aby tylko zająć ręce i wypełnić czas...
Kiedy skończyła sie druga wojna śwatowa moi rodzice zamieszkali na wyspie Bielawie.Przyjechali z woj. kieleckiego. Na wyspie mieszkał równiez brat mojego ojca z żoną oraz siostra ojca z mężem i dziecmi. Siostra ojca z rodziną zajmowała budynek, w którym później mieszkał pan Kujawski. Moi rodzice oraz brat mojego ojca z żoną, zajmowali część budynku głównego. Na wyspie mieszkali jeszcze Niemcy z 16 letnią córką Helgą, z którą się bawłam. Niemcy byli bardzo życzliwymi ludżmi.Wyjechali do Niemiec i nie nawiązaliśmy już ze sobą kontaktu.Dzis, podobnie jak moi rodzice, pewnie nie żyją. Bylam małym dzieckiem. W pamięci pozostał mi okazały buk, dom z czerwonej cegły z zielonymi okiennicami, zabudowania gospodarcze, z zasłaniającą widok na wyspę stodołą,węglowa kuchnia z zielonych, błyszczących kafli i duża szafa z lustrem.Stodoły już od dawna nie ma. Zieleń, chyba od tych kuchennych kafli i blasku ognia. jest moim ulubionym kolorem, a jezioro Drawsko budzi we mnie miłe wspomnienia.Rodzice na wyspie zajmowali się rolnictwem. Pług przy oraniu ziemi ciągnęły woły. Brak kontaktu ze stałym lądem był wielką uciążliwością.Przy wysokiej fali, ojciec wióżł łódką do porodu moją matkę. Połamały mu się wiośła. Wisłował szuflą i, wtedy zadecydował, że jeśli szczęśliwie dotrze do brzegu i urodzi się dziecko to wyprowadzimy się z wyspy. Urodziła się moja siostra. Poród odebrała niemiecka akuszerka w Czaplinku, gdzie ojciec ze Starego Drawska dojechał już furmanką.Był sierpień 1946 roku. Wkrótce opuściliśmy wyspę i zamieszkaliśmy w Starym Drawsku. W Starym Drawsku, w czerwcu 1948 r. na świat przyszedł mój brat. Poród odebrała ta sama niemiecka akuszerka. Do przeprowadzki z wyspy użyto tratwy.Ze Starego Drawska rodzice wyprowadzili się do Czaplinka, gdzie w domu, w roku 1950, przy pomocy tej samej niemieckiej akuszerki, przyszła na świat moja druga siostra.Ta dzielna niemiecka kobieta pomogła przyjść na świat wielu polskim dziecom, w tym trojgu mojego rodzeństwaq.Był wtedy wyż demograficzny, rodziny były wielodzietne.Najmłodszy brat urodził się w 1956 r, w porodówce mieszczącej się przy głównej ulicy Czaplinka. Rodzice juz nie żyją, ich grób znajduje się na czaplineckim cmentarzu. Od czasu do czasu bywam na wyspie. Rozmawiałam kiedyś z pania Terlecką. Mieszkała jeszcze na wyspie, ale nie żył już jej mąż.Opowiedziałam.
pani Terleckiej historię zamieszkiwania na wyspie mojej rodziny.Zaprosiła nas, bo byłam z rodzeństwem do domu,w którym kiedys mieszkaliśmy. W kuchni, w rogu, zaraz przy wejściu po lewej stronie, stała ta sama kuchnia z zielonych błyszczących, poniemieckich kafli...Zmieniono w niej jednak piekarnik, z czarnego stalowego, na biały. Szkoda,że obecny właściciel budynku nie może dogadać się z władzami Czaplinka i, niszczeją znajdujące się tam budynki. Władza powinna wspierać, a nie znechęcać ludzi do działania i cieszyc się, że ktoś chce w tak trudnym do życia terenie budować swoją przyszłość i dbać o historię tego miejsca.
~Mirosław
2012.10.02 08.52.37
Wyspa Bielawa ma swojego właścieciela, który z tego co wiem bezustannie walczy z głupotą urzędników. Mimo wielu starań zainicjowania życia chociażby turystycznego na tejże wyspie, ciągle spotyka się z odmową ze strony gminy Czaplinek. Bardzo często pływam po jeziorze drawskim i zauważyłem, że wyspa jest zamieszkiwana w okresie letnim.
~Adam Wagemann
2012.05.10 20.33.35
Z przyjemnością przeczytałem wywiad z panią Terlecką. Na Bielawę jeździłem co roku od 1964 aż do likwidacji w/w domków letniskowych. Panią Władysławę znałem jak i jej męża. Moi rodzice mieli domek po stronie drugiego z gospodarzy, pana Jana Kujawskiego (byłego więźnia Mathausen) i jego towarzyszki życiowej Lusi (Aleksandra Łapoń). Oboje już dziś nie żyją. Niewielu wie, że na tej wyspie gromadzili się solidarnościowi opozycjjoniści. Niektórzy z nich zajmowali później prominentne stanowiska w rządzie RP z wicepremierem włącznie. Oj działo się na Bielawie, oj działo ! Bielawa za moich-naszych czasów była miejscem zadbanym, radosnym, szczęśliwym dla wielu tam przyjeżdżających. Kiedy władze Czaplinka postanowiły usunąć "prominentów" - tak nas wówczas nazywano, a byli to nauczyciele, kolejarze itp.- pan Bronisław Ż. (zmarł niedawno) wyraził taką oto myśl zwracając się do radnych : "Chcecie mieć nic ? To będziecie mieli nic!" Tak też się stało. Dzisiejsza Bielawa w niczym nie przypomina tej Bielawy z lat 60, 70 czy choćby 80. Wiem co mówię bo jestem tam co roku. Gmina tak jak nie miała na nią pomysłu wtedy nie ma go i dzisiaj. Pani Władysławo być może pamięta pani trzech facetów, którzy w ramach działalności Stowarzyszenia Miłośników Wyspy Bielawy (dziś już zlikwidowanego) nakręcili film o mieszkańcach Bielawy - taki protest song przeciwko likwidacji dorobku prominentów. Przeprowadziłem wówczas wywiad z panem Terleckim i panem Kujawskim. To było w roku 1990-1991. Wyspa Bielawa z pomnikowym BUKIEM to kawał pięknej historii ludzi. Nie ma już dziś między nami wielu z zacnych wyspowiczów. Ostatnio odszedł pan Bronisław, a po nim mój brat Mariusz. Pisze ten post ku przestrodze przeciw urzędniczej bezmyślności - tak łatwo jest psuć. Trzeba wiedzieć, że nie tylko my ucierpieliśmy, mieszkańcy St. Drawska także.
Szanowna Pani Władysławo !
Z całego serca życzę Pani dużo zdrowia i ciągłego zajęcia - bo jak dobrze pamiętam - tego nigdy pani nie brakowało.
Z wyrazami szacunku
"Wyspowicz" Adam Wagemann/Szczecin
10 maja 2012
a.wagemann@wp.pl
~~/Jerzdna
2011.12.21 09.22.06
Tak, poznałem wyspę Bielawę i nawet odwiedzałem właśnie te pozostawione budynki - mieszkalny i gospodarcze i studnie.
Szkoda,że to tak się skończyło, bo widać, że istniało tam życie, a miejsce dzisiaj wymarzone do spędzania wolnego czasu i nasycenia się ciszą, widokiem krajobrazu wolnego od zgiełku ludzi i miejskiego tłoku. Przyznam, że z ciekawością przeczytałem opowieści pani Władysławy, choć za mało jeszcze szczegółów, np. czym i jak codziennie z dziećmi dostawała się na ląd do Drawska St. Widziałem tam na wyspie dosyć dużą łódź, zarośniętą chwastami, na której widać ząb czasu i zachodzi pytanie czy to był ten środek transportu. Po wielkości łodzi widać, że można było przewozić choćby hodowane bydło - słyszałem o tym, ale brakuje potwierdzenia. Wiele innych ciekawostek widać w pozostawionych budynkach; w jednym z nich była prawdopodobnie wędzarnia mięsa - coś niesamowitego. Dzisiaj człowiek zastanawia się czy gdyby był zmuszony tam zamieszkać to czy poradziłby sobie? Dzisiaj jest to wszystko opuszczone i zdewastowane przez miejscowych, bo na pewno nie przez turystów, a zwłaszcza z Niemiec, którzy przyjeżdżają na Bielawę z "Draturu" Czaplinek i z podziwem zwiedzają. Słyszałem też o historii, w której zmarł mąż pani Władysławy; ale o tym jakoś dziwnie cicho.
Do kogo dzisiaj należy Bielawa i jaki będzie los pozostawionego gospodarstwa?
~tonio
2011.11.18 13.43.17
ciekawa historia, chociaż mogłaby się jeszcze rozwinąć. byłem 2 raz w tym roku na wyspie i faktycznie miejsce ma swój klimat. widziałem opisywane zabudowania, zastanawiam się tylko czy gospodarstwo ma aktualnie swojego właściciela, bo z tego co widziałem w zeszłym roku, to nic się tam nie działo. może ktoś coś wie na ten temat, to niech się dopisze.