(DRAWSKO-CZAPLINEK) W lutym bieżącego roku z drawskiego Sądu Rejonowego wyprowadzano skutego Bogdana B., rzekomego sprawcę mordu, dokonanego 21 lat wcześniej na swoim koledze.
Do morderstwa Bogdan B. przyznał się sam. Wówczas usłyszał zarzut: podejrzenie zabójstwa dokonanego 27 stycznia 1990 roku na mieszkańcu Czaplinka, wówczas 56.letniego Z. B. Po półrocznym śledztwie okazało się, że Bogdan B. kłamał, aby w areszcie spędzić resztę zimy. Za kratkami spędził pół roku, czy teraz pozwie Skarb Państwa o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie?
W lutym br. bezdomny Bogdan B., mieszkający od kilku lat w Słubicach, przyszedł do tamtejszej prokuratury podczas dyżuru w ramach tygodnia pomocy ofiarom przestępstwa. Wyznał wówczas, że 21 lat wcześniej w Czaplinku nad jeziorem Drawsko, zabił swojego kolegę. Do prokuratury miały go przywieść wyrzuty sumienia.
Osobą, która miał rzekomo zabić, był zaginiony i poszukiwany Z.B.,z którym przebywał niegdyś w jednej celi za drobne przestępstwa. Po wyjściu z więzienia obaj prowadzili warsztat motoryzacyjny w Czaplinku. To właśnie tam miało dojść do kłótni, po której Bogdan B., jak zeznał, namówił swojego kolegę na spacer. Wspólnika w interesach zabił łopatą ukrytą wcześniej w zagajniku. Dla pewności miał go jeszcze udusić. Następnie, jak twierdził, zakopał ciało. Wiarygodność zeznań potwierdzał fakt, iż rzeczywiście Z. B. jest osobą zaginioną i nikt nie wie, co się z nim stało. W tej sprawie po zaginięciu, Bogdan B. również był przesłuchiwany, zeznał wówczas, że znajomy wyjechał za granicę za pracą.
Podczas przesłuchań i wizji lokalnej nie potrafił jednak wskazać dokładnego miejsca zdarzenia, albowiem po 21. latach zagajnik zamienił się w las. Georadary również niczego nie wykryły. Zaczęto więc powątpiewać w prawdziwość słów Bogdana B. Badania wariografem wykazały, że mężczyzna całą historię „wyssał z palca”, albowiem zależało mu na spędzeniu w ciepłym kącie końcówki zimy. Był osobą bezdomną i nie miał na życie. Owo „przyznanie się do winy” było więc czystą, zimną kalkulacją; dzięki temu miał zapewnione: dach nad głową, bezpieczeństwo i ciepłe posiłki.
Wprawdzie Bogdan B. opuścił już areszt, jednak za wodzenie za nos prokuratorów prawdopodobnie zostanie wszczęte postępowanie w sprawie złożenia fałszywego zawiadomienia o przestępstwie. Za to grozi mu do dwóch lat więzienia. Będzie miał więc wikt i opierunek na koszt podatników przez kolejne dwa lata. Na koszt podatników prowadzone było również śledztwo i badania.
Inna rzecz, że w areszcie spędził pół roku. Kluczowym dowodem w sprawie miały być szczątki Z. B. Szczątków nie ma, historia zmyślona, więc tym samym – w areszcie siedział niesłusznie. A skoro tak – czy będzie żądał odszkodowania?
MM