Woda w kranie - ze spółki komunalnej, czy prywatnej?
(CHCIELI UTAJNIĆ DYSKUSJĘ!) (ŁOBEZ). W miniony piątek miało miejsce kolejne spotkanie robocze w sprawie dalszej koncepcji zarządzania wodociągami oraz oczyszczalnią.
Kierownik wydziału Infrastruktury Komunalnej i Ochrony Środowiska zwróciła uwagę (nie do nas bezpośrednio niestety), że nie jest to żadne kombinowanie wokół wody (odnosząc się do tytułu z poprzedniego tygodnia), tylko rozpatrywanie różnych możliwości.
Radny Chojnacki za utajnieniem
Posiedzenie robocze rozpoczęto więc rozpatrzeniem możliwości utajnienia posiedzenia. Z takim wnioskiem i dość szeroką argumentacją wystąpił przewodniczący Rady Miejskiej Kazimierz Chojnacki. Optował za utajnieniem przynajmniej drugiej części spotkania, w której miał uczestniczyć Józef Misiun, prezes spółki Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Łobzie.
- Niektóre rzeczy powinny być poufne ze względu na kontrahentów, którzy do nas mogą zgłosić się, jeżeli wybierzemy jakiś wariant w sprawie dzierżawy, przetargu itd., dlatego też proponuję, abyśmy te dzisiejsze obrady objęli klauzulą poufności – stwierdził Chojnacki.
Podobnego zdania był wiceburmistrz Ireneusz Kabat, który powiedział, że są to spotkania robocze. A jeśli będą już wypracowane jakieś koncepcje, to wtedy oficjalnie można je prezentować.
Radny Henryk Stankiewicz przypomniał, że gdy na jedno ze spotkań zaproszona była firma z Koszalina, wówczas żadnej tajności nie było.
- Powiedzieli oficjalnie, co ile ma kosztować. Wszystko było legalnie, na głos powiedziane, żeby nie było jakiegoś oszukaństwa. A teraz my zaczniemy coś tu utajniać. Wszystko ma być jawne, póki nie została wybrana żadna propozycja – powiedział.
Na pytanie przewodniczącego Rady Miejskiej kto jest za utajnieniem części spotkania, tylko jedna ręka uniosła się do góry - była to ręka przewodniczącego Rady Miejskiej Kazimierza Chojnackiego. Szansa na utajnienie pozostawała jeszcze, gdyby wszyscy radni wstrzymali się od głosu. Wstrzymali się jednak jedynie radny Antoni Kużel oraz Bogdan Górecki. Zdecydowana większość, czyli sześciu radnych była za ujawnieniem i poinformowaniem mieszkańców o tym, jakie koncepcje brane są pod uwagę.
Naliczyli 28 etatów
Grupa radnych opowiedziała się za powołaniem samorządowego zakładu budżetowego, który następnie miałby być przekształcony w spółkę komunalną. W związku z tym magistrat przygotował wyliczenia dotyczące kosztów powołania i utrzymania zakładu.
Z wyliczeń tych wynikało, że w takim zakładzie musiałoby być 28 etatów. Pensje zostały wyliczone na bazie funkcjonujących jednostek organizacyjnych. Brutto więc pracownicy mieliby otrzymywać średnio około 3.300 zł łącznie z tzw. trzynastką i pochodnymi płatnika. Na rękę pracownik otrzymywałby 1.500 zł (ten najniżej zarabiający). Część radnych zauważyła, że taka kwota jest zbyt wysoka, szczególnie dla pracowników niewykwalifikowanych i bez doświadczenia. Wówczas przewodniczący rady oraz wiceburmistrz I. Kabat zwrócili uwagę, że to wcale nie jest wysoka pensja. Przewodniczący Chojnacki wprost spytał radnego Stankiewicza, czy chciałby za taką pensję w ogóle pracować. B. Górecki dodał, że to jest niezwykle śmierdząca praca i wymaga codziennego prania odzieży oraz używania różnych środków dezynfekujących itd. Nie było zastrzeżeń odnośnie pracowników doświadczonych i znających się na tej pracy.
Pensja 2100 zł. Kto chciałby pracować za niższą?
- Co zrobić z jednostkową pensją jednostkowej osoby, np. operatora oczyszczalni ścieków. Czy dać mu 2.100 zł, czy 1386 zł (pensja minimalna - przyp. red.)? Trzeba znaleźć tu jakiś kompromis. Przyjęto zasadę, że to jest 2.100 zł. Heniu chciałbyś pracować za niższą pensję? - pytał K. Chojnacki.
Wywołany do tablicy radny spostrzegł, że wyliczenia zostały zrobione nie od tej strony, co trzeba. Nie było schematu organizacyjnego, na bazie którego można byłoby je dokonać ani regulaminu wynagrodzeń.
Część radnych tłumaczyła, że nowi pracownicy bez wykształcenia nie mogą dostać takiej samej pensji jak pracownicy doświadczeni. Przy takim założeniu znaleziono już 20 tys. zł oszczędności. A poszukiwano ich, albowiem z wyliczeń magistratu wynikało, że nie opłaca się powoływać samorządnego zakładu budżetowego. Radny Stankiewicz ponownie nawiązał do schematu organizacyjnego. Wyjaśnił, że rozmawiał z fachowcami, którzy się na tym znają i podważają zasadność powstawania aż 28 etatów. W wyliczeniu zostały również uwzględnione jednorazowe koszty konieczne do powstania zakładu budżetowego. Jest to kwota około 500 tys. zł na zakup wyposażenia, typu: komputery, programy, meble itp.
Radny Bogdan Górecki zadeklarował, że będzie wspierał rozwiązanie, jakie obecnie funkcjonuje, to znaczy dzierżawę sieci przez PWiK, bo jak wyznał, to nieźle funkcjonuje, „należałoby tylko w niektórych miejscach posmarować parę śrubek i to wszystko by bardzo dobrze szło”. Dodał, że jego najbardziej interesuje, ile zapłaci za m. sześc. dostawy wody i odbioru ścieków.
- Powinniśmy się ukierunkować na PWiK w tym sensie, w jakim pracuje. Ustalić priorytety. Jestem za tym, by nasze firmy łobeskie mogły się w naszym mieście rozwijać, nie Nowogard itd., bo wszyscy nas tak wyczyszczą ze środków, że my się nie pozbieramy - stwierdził B. Górecki.
Radny Lech Urbański wyraził przekonanie, że na wodzie nigdy nie będzie strat. Podał przykład Świdwina, miasta, w którym wodą zarządza spółka komunalna. Poparli go pozostali radni, którzy wybrali się w odwiedziny do sąsiedniego miasta i tam rozmawiali z prezesem spółki, dopytując o zasady działania. Okazało się, że spółka ta zarządza siecią bardzo sprawnie, zyski są kierowane w rozwój sieci. Tym samym obecnie świdwinianie mają 97 proc. nowej sieci, gdy Łobez ma niemal wszystko stare. Urzędnicy ze swojej strony zauważyli, że nie można przekładać przykładów jednego miasta na inne, tym bardziej, że Świdwin podzielony jest na miasto i gminę. Prezes więc, u którego byli, zarządza tylko miastem, a straty przynoszą wioski i tu podali przykład innej gminy – mniejszej od Łobza.
Dwie opcje
Radni proponowali dwie opcje – 100 proc. udział gminy w spółce lub mniejszościowy udział firmy, która chciałaby wejść w spółkę. Nie wykluczano firmy PWiK. Wiceburmistrz powątpiewał, by jakakolwiek firma chciałaby wejść w spółkę z mniejszościowym udziałem. Podał też kolejny przykład na to, że u nas spółki nie da się stworzyć – inwestycja, jaka ma powstać na Zatorzu.
- Ze spółką komunalną jest tutaj problem. Jest złożony duży wniosek wodno-kanalizacyjny. Trzeba byłoby przekazać to później do spółki, nie byłoby własnością gminy, a to nie jest możliwe przy pozyskiwaniu środków unijnych. Jest obawa, że jeśli nastąpi przekazanie spółce, to może okazać się, że gmina nie otrzyma dofinansowania. Wtedy będziemy musieli wykonać to zadanie z własnych pieniędzy – powiedział.
Po krótkiej dyskusji okazało się, że byłaby jednak możliwość dzierżawy.
Radna Bogucka za spółką komunalną
Radna Krystyna Bogucka uznała, że ta forma, w jakiej jest obecnie majątek gminy, nie ma dalszej racji bytu.
- Jestem za tym, by powstała spółka komunalna. Niech wchodzą z całym swoim majątkiem do spółki, ale żebyśmy mieli większość, żebyśmy nie musieli się kłócić na każdej sesji o to, że tu nie tak, tam nie tak. Dziwię się panu, że pan musi dawać pracownika, żeby chodził na kontrolę, i tak nikogo nie skontroluje w ten sposób. Jestem sześć lat w radzie i pierwsze czym się zajęłam, to przeanalizowanie sprawozdania i było 20 proc. kosztów ogólnozakładowych i nasi mieszkańcy płacili więc znacząco więcej, aniżeli wynikałoby to z rozliczeń – powiedziała.
Z tym zdaniem nie zgodził się wiceburmistrz Kabat, który wyznał, że przez 12 lat pracy w magistracie wie, jak było i jak jest. Zapewnił, że gdyby gmina w 100 proc. prowadziła zakład, koszty byłyby wyższe.
Co z zyskiem?
Radni zaczęli dopytywać o to, co dzieje się z zyskiem. Tłumaczono urzędnikom, tutaj pełna cierpliwości była radna M. Pokomeda, która powtórzyła to kilkakrotnie, że spółka komunalna wypracowując zysk, inwestowałaby w sieć, a nie w prywatną kieszeń. Wówczas byłoby to z korzyścią dla miasta. Obecnie bowiem jest tak, że żadnych większych inwestycji nie robi się w mieście. Obecnie administruje się siecią, ale nie inwestuje w nią.
Mniej więcej w połowie spotkania radni dowiedzieli się, że nie trzeba powoływać samorządowego zakładu budżetowego, ale od razu można stworzyć spółkę komunalną, którą była zainteresowana większa część radnych uczestniczących w zebraniu. Wiceburmistrz jednak nadal starał się ostudzić zapał radnych. Uświadomiał ich, że gmina nie może poręczać kredytów własnym majątkiem, bo zadłużenie jest bliskie 60 proc., tym bardziej, jeśli wejdzie w projekt budowy sieci na Zatorzu. Radny Stankiewicz wyjaśnił, że banki udzielą kredytu na bazie wartości majątku oraz 600 tys. podatku, który obecnie wpływa do gminy.
W dyskusji głos zabrała kierownik Wydziału Infrastruktury Komunalnej i Ochrony Środowiska Ewa Ciechańska.
- Wszystko opiera się na cenie wody i ścieków. Jeżeli my w cenie wody i w cenie ścieków ujmiemy remonty i wymianę sieci, to ta cena pójdzie w górę. Za to wszystko muszą zapłacić mieszkańcy. O jakim zysku my mówimy? Mówimy o zysku, który jest we wniosku taryfowym. Za ubiegły rok, tam było 15 tys. zł zysku dla przedsiębiorstwa na wodzie i ściekach. W tym roku, jeszcze tego nie weryfikowałam, jest 56 tys. zł – powiedziała.
Czemu prezes Misiun tak się upiera dla 15 tys. zł zysku rocznie?
Ta informacja wzbudziła zdziwienie i niedowierzanie wśród radnych. Radna M. Pokomeda spytała wprost, czy kierownik „chce powiedzieć, że dla 15 tys. zł zysku pan Misiun tak bardzo się upiera?” Kierownik z pełnym przekonaniem odparła, że tak. To wzbudziło jeszcze większe niedowierzanie wśród radnych.
Kierownik wyjaśniła, że taka działalność daje spółce pewną gwarancję funkcjonowania, płynność finansową. Pod kątem zarządzania siecią, mają zakupiony sprzęt za własne środki. Wiceburmistrz dodał, że wprawdzie firma prowadzi działalność na obiektach gminnych, ale przecież mają też swoją działalność, prowadzą inwestycje, na których zarabiają.
Tych wyjaśnień nie mogła przyjąć radna Krystyna Bogucka.
- Naprawdę już nie mogę. 2 miliony 700 tysięcy złotych przychodów z wody daje 15 tys. zł zysku, a 500 tys. zł przychodów z pozostałej działalności daje tyle zysku, że można kupić nowe koparki, sprzęty, nieruchomości. To ja nie wiem jak prowadzone są te koszty. Dla mnie jest niepojęte, że kupiony w tamtym roku zestaw komputerowy, wliczony do taryf, wrzucony w koszty – ponad 13 tys. zł i dziś my nie mamy zestawu i praw do tego. Tylko o to mi chodzi o zdrowe myślenie, zaangażowanie, naliczania poszczególnych składników kosztowych. Skoro przez tyle lat niepłacony był podatek, dlatego, że było 27 etatów bezpośrednio w taryfach, była realizowana cena polityczna wody. Wprowadziliśmy zmniejszenie zatrudnienia i to za weryfikacją radnych wprowadzony został podatek. Teraz jak są pieniądze - 600 tys. zł - to po to radni w ten sposób zrobili, żeby inwestować prostą linią, nie naliczając żadnych dodatkowych składników w tej strukturze taryf, to jasne – jest 600 tys. zł, to robimy kawałek linii, albo odkładamy na konto. Chodzi mi o zdrowe zasady, bez żadnych tajemnic. Był komputer kupiony, szalunki, kosiarki – nie mamy nic. Dlatego optuję za całkiem inną formą zarządzania całością infrastruktury – tłumaczyła.
Głos w dyskusji zabrał też radny Bogdan Górecki.
- Oczekiwałbym, że pan burmistrz przedstawi własną koncepcję. Chciałbym wiedzieć, czy pan burmistrz jest za dzierżawą, czy za spółką. Wydaje mi się, że pana zdanie, czy pana burmistrza Soli, jako burmistrzów, byłoby dla mnie bardzo dużym ułatwieniem przy podjęciu decyzji, choć też mam swoje spostrzeżenie i od dawna je wygłaszam. Za nikim i nad nikim nie użalam się i nie lobbuję. Wierzę, że wiele można poprawić - powiedział B. Górecki
Wiceburmistrz Kabat - po staremu
Wiceburmistrz uznał, że dzierżawa, czyli stan obecny, to dobry kierunek, tym bardziej, gdyby firma zaoferowała, że robiłaby etapami modernizację oczyszczalni z własnych środków. Przypomniał, że przy inwestycji na Zatorzu gmina nie będzie miała zdolności kredytowej. Był przeciwny spółce komunalnej.
- Myślę o spółce komunalnej, która nie będzie miała żadnego zapasowego kapitału. Wszystko będzie musiała poręczać gmina, to będzie wchodziło w dług. Może być tak, że nic spółka nie zrobi, bo nie będzie miała możliwości wzięcia kredytu. Jeśli spółka, która teraz jest dzierżawcą, zrobi to, to jest ich ryzyko, oni to biorą i nam do długu to nie wchodzi.
Utworzenie spółki to nie tak szybko, przynajmniej rok. To są duże pieniądze na dużą analizę finansową, wycenę majątku, analizę stanu sieci itd. Nasze stanowisko to przedłużenie umowy dzierżawy, bo wtedy nie stracimy dotacji, a jak stracimy, to wszystko musimy z własnych środków robić. 2015 rok jest rokiem granicznym. Jeśli będzie spółka komunalna, to gmina musi poręczyć kredyt, a zdolności gmina mieć nie będzie. Spółka nic naprawdę nie będzie mogła zrobić. Uważam na dzisiaj, że umowa dzierżawy działa prawidłowo, to dobry kierunek. Przy spółce nie mamy wszystkich kosztów, choćby rady nadzorczej. Jeszcze do tego dochodzi trzynastka. - argumentował wiceburmistrz.
Nie wspomniał wiceburmistrz o tym, że firma dotychczas chyba nie brała kredytu na inwestycje, a modernizacja oczyszczalni zaplanowana jest na 2014 rok. Radni przypomnieli po raz kolejny wiceburmistrzowi, że w spółce obligatoryjnie żadnych trzynastek nie wypłaca się.
W drugiej części nie uczestniczyliśmy, choć głosowanie radnych dawało takie przyzwolenie.
* * *
Sięgnęliśmy jednak po opinię do gminy Trzebiatów. W tej gminie bowiem, podobnym do gminy Łobez pod względem liczby mieszkańców i sołectw, zbiorowym zaopatrzeniem w wodę i odprowadzaniem ścieków zajmuje się Zakład Wodociągów i Kanalizacji Trzebiatów Sp. z o.o., który w 2007 r. przekształcono z zakładu budżetowego w spółkę komunalną. Spółka obsługuje miasto oraz wioski i... wykazuje zyski.
Jak nam wyjaśnił Henryk Bogusz, kierownik Referatu Gospodarki Nieruchomościami i Rolnictwa w Urzędzie Miejskim w Trzebiatowie, pewne zadania, jak np. uzbrojenie terenu pod sprzedaż działek gmina zleca spółce. Gmina nie poręcza kredytów, albowiem spółka działa tak, jak każda inna spółka prawa handlowego. Jeśli dana inwestycja jest inwestycją spółki, wówczas to ona występuje po środki, bądź bierze kredyt. Jeśli z kolei okaże się, że to gminie jest łatwiej pozyskać dofinansowanie, wówczas inwestorem jest gmina. Po zakończonym zadaniu oddaje spółce nową sieć w dzierżawę. Nadmienić należy bowiem, że spółka dzierżawi majątek gminy, a nie otrzymuje go w użyczenie. Przy użyczeniu bowiem, jak wyjaśnił kierownik, nie ma zwrotu podatku VAT. I nie ma innej możliwości jak właśnie dzierżawa. Przy takim układzie gmina może zawsze wystąpić o środki zewnętrzne. Nie może jednak dawać spółce pieniędzy na działalność w formie dokapitalizowania. I tutaj opłaca się, inwestuje, buduje sieć, ceny wody i ścieków nie są porażająco wysokie, a gmina niczego poręczać nie musi. I można...
Magdalena Mucha
łobuzianko trzymaj sie faktów a nie pomówień? skąd masz te info?
~Łobezianka
2011.07.30 08.10.10
Wodociągi mieliby większe zyski gdyby nie to, że zarząd podwyższa sobie co roku tylko dla siebie wynagrodzenia. Tajemnicy nie ma ile zarabiają prezes i główna księgowa wodociągów, a pracownikom płace stoją w miejscu, woda coraz to droższa i ścieki, a modernizacji sieci jak nie było tak nie ma. Nic tylko grabież społecznych pieniędzy po przywilejach i przy korycie.