Jest szansa, abyśmy mogli to poustawiać w sposób logiczny ...
O sukcesie w rankingu „Rzeczpospolitej” i przejęcieu szpitala w Resku z dyrektorem SP ZZOZ
w Gryficach Jackiem Pietryką rozmawia Kazimierz Rynkiewicz.
- W tegorocznym siódmym już Ogólnopolskim Rankingu Szpitali „Bezpieczny Szpital 2010” odbierał pan dyplom za zajęcie ósmego miejsca w kraju. Jest to ogromne wyróżnienie dla gryfickiego szpitala, a jest pan dyrektorem zaledwie od trzech lat.
- W Gryficach pracuję cztery lata, z tego jako dyrektor trzy, wcześniej byłem bowiem dyrektorem do spraw ekonomicznych. Przedtem jeździłem po całym świecie, pracowałem w różnych branżach: przemysłowych, ale też i usługowych.
Dopiero jesteśmy na początku drogi do sukcesu, a uwarunkowań zewnętrznych jest tak dużo, że każda prognoza jest obarczona zbyt dużym błędem, żeby ją prezentować. Na ten sukces przez wiele lat pracowało kilku dyrektorów.
Przeżyłem różnego rodzaju procesy restrukturyzacyjne i uważam, że jestem w stanie docenić to, co jest w takich procesach trudne, jakie decyzje są podejmowane. Pierwszą decyzją strategiczną, jaka została podjęta, to fakt, że ten szpital został szpitalem samorządu wojewódzkiego.
- Pamiętam dyrektorowanie dyrektora Krzysztofa Kozaka, byłem tu na spotkaniu, gdzie było sporo pielęgniarek, gdzie toczyły się walki. Doszedłem do wniosku, że im dalej od polityki, tym lepiej szpital wygląda.
- Niewątpliwie firma, która nie działa w branży politycznej, jeśli oprze swoją strategię o polityków, to przegra. Wyborcy tych polityków zmienią. Politycy sprzedadzą wieloletnie przyjaźnie dla swoich doraźnych celów i wtedy firma, która nie pilnowała własnych produktów, jakości czy kosztów, zostaje z niczym. Będzie poddana konkurencji rynkowej, której nie podoła. Gdy zostaje zdjęta osłona polityczna, okazuje się, że zaczynają działać mechanizmy powodujące, że w pewnym momencie jest ciężko...
- Ale wróćmy do rankingu. Jakie są pana wrażenia po odebraniu wyróżnienia. Przyznam, że dla mnie bardzo pozytywnym wrażeniem było, gdy okazało się, że w roku ubiegłym szpital był na 11 miejscu. To było dla mnie coś niesamowitego. W tym roku jest na ósmym.
- Centrum Monitorowania Jakości (jest to organizacja certyfikująca służbę zdrowia) łącznie z „Rzeczpospolitą” robią ranking. Punkty przyznawane są za zarządzanie, jakość usług, finanse, infrastrukturę, kapitał ludzki. Centrum Monitorowania Jakości Służby Zdrowia zwraca uwagę na to, w jakim szpitalu pacjent czułby się bezpiecznie. Jeśli szpital ma pieniądze, to wiadomo, że pacjent jest bezpieczniejszy w tym szpitalu. Jeżeli mamy kadrę zgodnie z wymaganiami, to jest to bezpieczniejsze, niż wówczas, gdy tej kadry nie ma, podobnie ze sprzętem. Nie ma tu oceny dotyczącej świadczonych usług w sensie medycznym – że tu robią lepiej wyrostek, a tu gorzej. To są oceny subiektywne, tego nie da się wycenić. Tak naprawdę na ten temat mogliby wypowiedzieć się pacjenci. Bada się natomiast kwestię związaną z monitoringiem skarg pacjentów. Nie ocenia się w ten sposób, że gdy skarg jest dużo, to jest dobrze czy źle, natomiast ocenia się czy skargi te są notowane, prowadzone, w jaki sposób są rozpatrywane – ogólnie czy pacjent może skorzystać ze swoich praw. Ranking ten buduje pewną reputację szpitala. W zeszłym roku zachodniopomorskie drużynowo było najlepsze, w tym roku w pierwszej dziesiątce są trzy szpitale. Dwa lata temu byliśmy na dziesiątej pozycji. Wcześniej było to miejsce chyba trzydzieste. Zaczęliśmy od około setnego. Zbliżamy się sukcesywnie do najlepszych. Samo wejście w ranking daje podstawy do oceny. Widzimy też, jak jesteśmy oceniani, ale i co jeszcze musimy zmienić. Systemy jakości też podnoszą bezpieczeństwo pacjenta.
Generalnie ranking ten nie jest dla równorzędnych podmiotów, on jest i dla szpitali powiatowych, wojewódzkich, klinicznych i niepublicznych.
- Jak wyglądało samo wręczenie wyróżnienia?
- To jest spotkanie organizowane w redakcji „Rzeczpospolitej”. Był wiceszef Narodowego Funduszu Zdrowia, szef Sejmowej Komisji Zdrowia, był wiceminister i oczywiście redaktorzy. Wszystkie szpitale są prezentowane z pierwszej setki. Trwa to około dwóch godzin. Później jest czas na wymianę zdań, informacji. Wiele spośród wyróżnionych szpitali współpracuje ze sobą. Na pewno jest to budowanie prestiżu i pokazywanie naszym pacjentom, że jesteśmy szpitalem bezpiecznym. Jeżeli narzekamy na służbę zdrowia w Zachodniopomorskim, to miejmy świadomość, że jest to najlepsza służba zdrowia w Polsce, a dlaczego odbieramy ją tak, a nie inaczej? To już każdy z wyborów musi sobie zadać podobne pytanie i wrzucić kartkę tam, gdzie trzeba, bo to są rzeczy, których my nie zmienimy.
- Trzy lata to bardzo krótki okres. Jak rok po roku budował pan jakość?
- Wprowadzaliśmy System Jakości, System Zarządzania Środowiskiem, System Zarządzania Bezpieczeństwa Informacji. Jest to bardzo trudny do uzyskania certyfikat, w tej chwili posiada go kilka szpitali w Polsce na 800 - 900 zakładów lecznictwa zamkniętego. W tej chwili przeszliśmy proces uzyskania certyfikacji Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, dotyczy to też certyfikacji naszych laboratoriów. Dodatkowo oczywiście wchodzą kwestie związane z inwestycjami.
- Jednym z kryteriów certyfikacji była liczba oddziałów?
- Szpitale monooddziałowe mają oddzielny ranking. Są to oddziały wielospecjalistyczne i onkologiczne.
- Zwiększyliście oddziały przez te trzy lata, czy bazujecie na tych, które były?
- W tej chwili jest ten sam układ oddziałów. Niektóre pododdziały zostają zamienione np. pododdział alergologii na oddział alergologiczny, pododdział urologiczny na oddział urologiczny. Jeśli jakaś dziedzina zaczyna się rozwijać, nabiera doświadczenia, to wtedy zostaje usamodzielniona w postaci oddziału. Musi to być też zgodne z polityką zdrowotną województwa i NFZ. Z Akademią Medyczną zorganizowaliśmy warsztaty alergologiczno-anafilaktyczne. Anafilaktyka, to nadwrażliwość. Nie każdy, kto posiada nadwrażliwość, jest alergikiem. Jest to jedna z metod współpracy z Akademią Medyczną. Od nowego roku będzie poradnia alergologiczna dla dorosłych. Była dla dzieci, a już niebawem będzie ogólna.
- Jesteście szpitalem II stopnia, czyli wojewódzkim. Jaki jest wasz udział w leczeniu pacjentów z własnego powiatu, a jaki z województwa. Oparzeniówka stała się głośna po tym, gdy przywieziono tu generała i dziewczynki z Iraku...
- Są to spektakularne sukcesy. Część oddziałów obsługuje osoby z terenu powiatu, a np. oparzeniówka już jest ofertą dla kraju. Trudno byłoby mi wskazać oddział, który ma pacjentów tylko z powiatu gryfickiego. W większym czy mniejszym stopniu są to pacjenci z całego województwa np. oddział ratunkowy, który sięga od Drawska aż po Świnoujście. Są dwa oddziały, które można nazwać oddziałami ponadwojewódzkimi, to jest właśnie oparzeniówka, która ma ponad połowę pacjentów spoza województwa i drugi oddział, to neurochirurgiczny, który ma około 16 proc. pacjentów spoza województwa. Są to bardzo wysoko specjalistyczne oddziały. Na pewno dużym ograniczeniem jest kontrakt z NFZ. Dużo pacjentów trafia do nas w sezonie letnim. Zdarzają się wypadki, zatrucia – statystycznie kwalifikowani są jako pacjenci spoza województwa. Corocznie jest około 15.tysięcy hospitalizacji i 60-70 tysięcy badań laboratoryjnych. Jest to w miarę stabilna, stała liczba. Pacjenci znaleźli tutaj drogę do szpitala, byłoby super, gdyby za nimi przyszły jeszcze pieniądze.
- Wciąż jest problem z wypłacaniem nadlimitów?
- Nie jest to problem wynikający ze złej woli NFZ czy złego gospodarowania szpitalem, to jest problem systemowy. Państwo nie da tyle pieniędzy, by zaspokoić wszystkie potrzeby. Nie ma takiej możliwości. Są różnego rodzaju sztuczki, że NFZ obraża się i nie daje kontraktu, albo coś robi, ale tak naprawdę ten system ma tę wadę, że nigdy nie wystarczy pieniędzy. Stąd są ograniczenia. NFZ nie zauważa tego, że znajdują się u nas np. wczasowicze. Jest określona pula pieniędzy na populację i to wszystko.
- To powodowało kiedyś zadłużanie się szpitali. Jak to się stało, że jesteście na plusie?
- Po prostu lekarze nie mają płacone za procedury, za które nie zapłacił NFZ. W związku z tym każdy stara się podchodzić w sposób racjonalny. Nikt nie chce pracować za darmo.
- Dochodzi się do takiej sytuacji, że lekarz mówi, nie mam za to płacone, to nie pracuję.
- Tak. Natomiast gdy jest zagrożenie zdrowia i życia, to oczywiście pacjent jest przyjęty. Za takich pacjentów NFZ musi zapłacić. Jest to w jakimś sensie ograniczenie dostępu, ale nie całkowite. Pacjent patrzy na to z innego punktu. I słusznie. Przychodząc uważa, że nie może czekać, bo coś mu się dzieje i jest zaniepokojony. A stwierdza, że może poczekać i zaczynają się problemy. Niewielkie na szczęście.
- Wspominał pan też o inwestycjach.
- Po wielu trudach rozpoczęliśmy wykopy pod fundamenty oddziału intensywnej terapii z pododdziałem toksykologicznym, czego w naszym województwie nie ma. Jeśli będą zatrucia, wówczas pacjent będzie trafiał do nas. Oczywiście łóżka nie będą stały puste i nie będą czekały. Oddział ma 12 łóżek, z tego dwa są wyposażone w taki sposób, że w razie potrzeby będzie można przyjąć pacjentów z zatruciami. Do tego jesteśmy przygotowani kadrowo. Otwarcie planujemy w połowie przyszłego roku. To będzie dobudówka. Weszły nowe normy związane z ilością metrów na łóżko, na pacjenta, z dostępem do łóżka. Nasze doświadczenia praktyczne pokazują, w jaki sposób powinno to być poukładane i poustawiane. Zwiększyliśmy też powierzchnię oddziału ratunkowego i w styczniu będzie otwarcie. Oddział ratunkowy jest oddziałem szybkiego ratowania; pierwszym. Ale ten oddział z uwagi na swoje funkcje, musi mieć w miniaturze wszystkie funkcje szpitala: dwa łóżka intensywnej terapii, salę operacyjną, swoje własne laboratorium, wszystkie funkcje mini. Ważny jest bowiem czas reakcji.
- Skąd pomysł, by przystąpić do przetargu na prowadzenie szpitala w Resku?
- O Resko staraliśmy się od ośmiu lat. Sam składałem chyba trzy projekty. Pierwszy w 2006 roku, kiedy likwidator próbował sprzedać to w całości. Projekty dotyczące zakupu musiały uzyskać akceptację naszego organu w Gryficach. Z różnych względów, m.in. takich, że nasza sytuacja ekonomiczna nie była najlepsza, projekt musiał poczekać. W tej chwili jesteśmy uporządkowani, w związku z tym ryzyko związane z takim projektem jest znacznie mniejsze. Szpital publiczny w swojej działalności nie może zakładać fikcji. Nie możemy postępować tak, że nie będzie tam lekarza, np., że będziemy udawali, że coś tam robimy. Projekt w tej chwili zostaje realizowany.
- Do czego wam był potrzebnyten szpital? Przecież to więcej obowiązków, problemów.
- My badamy migrację pacjentów. Czy pacjenci do szpitala trafiają ze szpitala drawskiego, łobeskiego, gryfickiego, kamieńskiego, świdwińskiego i z gminy Nowogard. W Świnoujściu, w Kamieniu Nowogardzie i w Resku są szpitale. Ale ci pacjenci trafiają też do nas. Bardzo duży problem był związany z Reskiem, ponieważ tam szpital był albo przekazywany, albo likwidowany, więc tak naprawdę ci pacjenci i tak stamtąd przychodzili. Później, jak była kwestia związana z działalnością ZOZ-u, to ci pacjenci, którzy stamtąd trafiali, nie byli, zdaniem naszej kadry lekarskiej, prawidłowo zaopatrzeni. Może nie tyle pod względem medycznym, ale pod względem organizacyjnym, np. nie mieli badań. To kwestia NZOZ-u. NZOZ, jako spółka prywatna, kieruje się innymi kryteriami, niż szpital publiczny. Było to dla nas bardzo kłopotliwe, właśnie w kontekście nadlimitów. Stwierdziliśmy, że jeśli już raz pacjent trafił do szpitala w Resku, to powinien być tam zaopatrzony w całości, poza oczywiście sytuacjami wyjątkowymi, które zdarzają się w sytuacji np. rzadkich schorzeń, dla których utrzymywanie infrastruktury jest nieopłacalne. Znajdują się one w klinikach i tam w przypadkach szczególnych odsyłamy pacjentów. Oddziały, które znajdowały się w Resku były w zasadzie takie same, jak u nas. Nie możemy powiedzieć, że my w dziedzinie chirurgii czy w oddziale wewnętrznym mamy tutaj ogromne kompetencje. Jesteśmy normalnym szpitalem. Jednak było tak, że pacjent trafiał do Reska, z Reska do nas, a my kierowaliśmy do kliniki. Wolałbym, aby od razu po diagnozie trafiał do kliniki, żeby nie wędrował po całym województwie, co oczywiście powodowało podwójne koszty, podwójne płacenie przez NFZ, dla pacjenta było to uciążliwe, mogło być niebezpieczne. Jeśli jest szansa, abyśmy mogli to poustawiać w sposób logiczny, z punktu widzenia pacjenta, to za tą logiką pójdzie też organizacja i ekonomia. Pacjent z Reska po diagnozie przyjdzie do nas od razu. Gdy będzie taka potrzeba, zostanie skierowany bezpośrednio do Szczecina, albo zostanie zaopatrzony na miejscu. Nie będzie jeździł pomiędzy szpitalami ze szkodą dla siebie.
- Jaki jest pomysł na Resko?
- Tam będą oddziały zamiejscowe i zgodnie z umową ze starostwem mamy obowiązek przez 20 lat utrzymać tam oddział wewnętrzny i chirurgiczny. Dodatkowo złożyliśmy ofertę na Izbę Przyjęć i Oddział Opiekuńczo-Leczniczy, czyli te rzeczy, które tam były. I to jest początek naszej działalności. Musimy oczywiście zrobić bilans działalności przynajmniej przez rok. Część funkcji, które w tej chwili są w Gryficach, przejdzie do Reska. Resko obsługiwałoby powiat gryficki, łobeski i całe województwo, czyli to, co my w tej chwili robimy z Gryfic. Jeżeli jakiś oddział mógłby być przeniesiony do Reska, to tak się stanie. Nie mogę prowadzić takiej polityki jak NZOZ, że udaję, że jest rentgen, że jest sala operacyjna w Resku. Wszystkie wymagania muszą być spełnione.
- Dziękuję za rozmowę.
Jak to jest że dyrektor Gryfic pracuje tam od 4 lat, a myslał o przejęciu szpitala w resku od lat 8-iu? A może od kołyski? A może redakcja zadałaby sobie trudu i dowiedziała sie czegos więdej o" menadżerskiej "przeszłości supermenedżera? Czy generał nie był przypadkiem pacjentem Gryfic, bo np. jest mieszkańcem pobliskiego Kołobrzegu ? A co dalej z losem irackich dzieci ? Bo ponoć nie było dalszych etapów ich leczenia, tylko poprzestano na I-ym i to najłatwiejszym?
~Bożena
2010.10.28 07.07.06
Pracowałam w szpitalu w Resku 34 lata i zostałam zwolniona.Myśle ze od stycznia 2011r.jeszcze będę mogła wykazać sie w swoim zawodzie.Wypowiedzi w artykułach są bardzo optymistyczne.Ciesze sie bardzo.B
~
2010.10.28 06.51.47
Mamy nadzieje ze szpital w Resku od stycznia 2011r przejdzie w ręce dyrektora Jacka Pietyka.Szpital w koncu będzie,ludzie będą mieli i prace i opieke medyczną.Mamy nadzieje ze bedzie laboratorium i rtg i na miejscu bedzie mozliwość zrobienia badań.Czekamy na artykuł z otwarcia szpitala w Resku. P.L