W czwartek 1. kwietnia w Urzędzie Miejskim w Drawsku Pomorskim na wniosek mieszkańców protestujących przeciwko budowie kopalni żwiru w Mielenku Drawskim odbyło się spotkanie mieszkańców z inwestorem Michałem Dolatą.
Miesiąc temu burmistrz Zbigniew Ptak spotkał się z protestującymi mieszkańcami Mielenka by zapoznać ich ze swoim postanowieniem odnośnie warunków, na jakich zostanie wydana pozytywna decyzja o budowie kopalni. Choć były one korzystne dla mieszkańców, złożyli oni wniosek do burmistrza o zorganizowanie spotkania konfrontacyjnego z inwestorem, by wspólnie opracować warunki, które byłyby satysfakcjonujące dla obu stron sporu. Mieszkańcy bali się, że inwestor będzie się odwoływał od tej mało dla niego korzystnej decyzji i cały proces trzeba będzie powtórzyć. Ku zdziwieniu mieszkańców, Michał Dolata nie został poinformowany o postanowieniach z poprzedniego spotkania. – Nie ma podstaw, by burmistrz konsultował swoje racje przed wydaniem decyzji. – wyjaśnił burmistrz.
Początkowo atmosfera spotkania była bardzo napięta i nie obyło się bez drobnych spięć i słownych utarczek. – Panie Michale, my tutaj przyszliśmy, żeby się dogadać. A Pan nie chce z nami rozmawiać. – powiedziała Renata Kowalczyk. - Najpierw obsmarowaliście mnie w prasie, a teraz chcecie siadać i rozmawiać nie wiadomo o czym. – odpowiedział wzburzony inwestor powołując się na artykuły znalezione w Internecie.
Pracownik Urzędu, Radosław Głuchowski odczytał postanowienia burmistrza z poprzedniego spotkania z mieszkańcami. Konfliktowe okazały się punkty dotyczące długości pasa ochronnego od strony zabudowań i jeziora Wilże ustalonego na 250 m, co automatycznie zmniejszyłoby możliwości eksploatacyjne inwestora z ponad 40 ha na 10 ha. Mieszkańcy obawiają się również obniżenia poziomu wód gruntownych i ryzyka wysychania studni. - Jak dotąd nawet geolog wojewódzki nie może nam zagwarantować, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Przeciwnie – mieszkańcy żyjący na drugim końcu wsi, w pobliżu innej kopalni żwiru, zostali w ten właśnie sposób pozbawieni wody – powiedziała Renata Kowalczyk.
O dynamicznym przebiegu spotkania świadczyć może pytanie jednego z uczestników. – Proszę Państwa, jest tutaj w pobliżu kilka kopalni żwiru. Czy ci ludzie, którzy mieszkają obok tych żwirowni umarli? Świat im się zawalił? Domy im się zawaliły? – zapytał Daniel Danielewski, który przyjechał na spotkanie wraz z inwestorem.
Spotkanie zostało zorganizowane by wspólnie dojść do porozumienia, wynegocjować warunki, które dla obu stron byłyby satysfakcjonujące. Choć początkowo inwestor nie chciał brać udziału w dyskusji, to jednak w końcu udało się wypracować konkretne ustalenia. – Gdyby udało nam się ten konflikt dzisiaj rozwiązać, byłoby super. – powiedział pan Danielewski. – Bo niestety, taka jest prawda, że ani my nie uciekniemy od was, ani wy od nas. – dodał. Po tych słowach rozpoczęły się negocjacje.
Najbardziej spornym punktem było ustalenie szerokości pasa ochronnego od jeziora i zabudowań. Mieszkańcy chcieli by odległość kopalni od ich domostw była jak największa, inwestor zaś nie chciał tak radykalnie zmniejszyć wydobycie ze swoich złóż. Michał Dolata zaproponował kompromis polegający na ustaleniu pasa ochronnego szerokości 50 m od działek aktualnie znajdujących się w sąsiedztwie kopalni w zamian za zmianę trasy przejazdu samochodów z transportem z kopalni oraz rozpoczęcie wydobycia z miejsca najbardziej oddalonego od zabudowań. Transport kruszywa odbywać się będzie wyłącznie drogami wewnętrznymi inwestora z możliwością przejazdu w poprzek drogi gminnej celem wyjazdu na drogę wojewódzką. Czas pracy kopalni ustalono na osiem godzin dziennie w godz. 7-18.00 z wyłączeniem sobót, niedziel i świąt. Pozostałe punkty z poprzedniego spotkania pozostały bez zmian.
Obie strony podpisały ustalenia i w pokojowych nastrojach uczestnicy spotkania wrócili do domów.
- Przyjmuję wszystkie ustalenia. – powiedział po spotkaniu inwestor Michał Dolata. Wprawdzie po tych wszystkich dodatkowych kosztach, (jak budowa nowej drogi, zmiana miejsca odkrywki – przyp. red.), taniej bym kupił działkę w Paryżu, ale przynajmniej nie będziemy się kłócić. – dodał. Mieszkańcy jednak chcieli być pewni, że inwestor nie zaskarży decyzji burmistrza. – Daję państwu moje słowo. – powiedział Dolata. – Dla mnie też będzie o wiele przyjemniej, jak zamiast się kłócić, będę mógł przyjść do sąsiadki, usiąść na tarasie i wypić z nią piwko. – powiedział na koniec.
- Serdecznie państwu gratuluję, że udało wam się dojść do porozumienia. – powiedział po podpisaniu ustaleń burmistrz. – Teraz tylko czekać, aż powstanie kopalnia i obie strony przetną wspólnie wstęgę na otwarcie. Czego serdecznie państwu życzę. – dodał.
My również życzymy stronom, by ich porozumienie nie było wyłącznie pisemne, a ich konflikt został zażegnany. Do sprawy jeszcze powrócimy po zatwierdzeniu decyzji burmistrza. M. Braniecka
Bo sołtysowa ma na wzgledzie tylko swój rodzinny interes. Teraz wyjazd z kopalni przewidziano bliżej wsi, więc kurz i hałas będzie docierał i do sołtysowej. Może (jak doświadczy) to zmieni zdanie co do tej inwestycji.\"Ale to już po Ptakach\"
~wieśniak
2010.04.09 08.24.49
A jak to się stało ,że naszej kochanej sołtysowej nie nie było na zebraniu ? To nie wiadomo ile miejsc pracy utargowała dla mieszkańców naszej wsi ? Znowu L I P A -tak jak darmowe wysypisko śmieci...