Drawsko Pomorskie, w czwartek, 23 stycznia tego roku, około godziny piętnastej, wracaliśmy z wizyty lekarskiej i skromnych zakupów. Następnego dnia mieliśmy jechać do lekarza w Koszalinie. Mąż, Włodzimierz Grzybicki, zawrócił do centrum, żeby ze swojego banku pobrać gotówkę.
Kim był Włodzimierz Grzybicki? Młodym chłopakiem ze śródmieścia Warszawy, śniącym o własnym skrawku ziemi w kraju, który tak kochał. By zrealizować to marzenie wyjechał w Bieszczady, gdzie udało mu się zarobić parę groszy na kupno swojego małego Raju.
Wysłał mnóstwo listów z podaniem o zakup gospodarstwa. Odpowiedział mu naczelnik gminy Drawsko Pomorskie, pan Nowicki. Osiedlił się więc we wsi Zagozd. Prowadził tam wzorcowe gospodarstwo, za które otrzymał nagrodę „Złotej Wiechy”. Jako młody, 25 letni rolnik, został Radnym Wojewódzkiej Rady w Koszalinie, jednakże po kilku sesjach nie został więcej zaproszony na jej posiedzenia, więc nazwał sam siebie: „Radnym bezradnym”.
W latach 80-tych, nastąpiły wielkie zmiany. Włodzimierz Grzybicki był współzałożycielem Związku Zawodowego Solidarność Wiejska. Piastował stanowisko wiceprzewodniczącego wojewódzkiego. Został zatrzymany w stanie wojennym i osadzony w obozie dla internowanych w Wierzchowie. Został zmuszony do opuszczenia kraju, a władza zostawiła mu trzy miesiące na podjęcie tej decyzji. Wyemigrował z rodziną do Francji.
Były to lata ciężkie, lecz przyniosły ogromne doświadczenie. Wciąż jednak ten kawałek polskiej ziemi tkwił w jego sercu jak zadra. Po upadku komunizmu, postanowił powrócić do kraju.
W 1997 roku z małych oszczędności kupił wraz z żoną gospodarstwo w małej miejscowości w powiecie drawskim. I właśnie wtedy, gdy myślał, że dożyje spokojnie końca swoich dni w wolnej Polsce, zdarzyło mu się coś, czego nikt chyba nie zrozumie.
W ostatni czwartek, gdy wjeżdżaliśmy na Plac Konstytucji, Straż Miejska z Drawska zatrzymała go włączonym kogutem, chcąc wlepić mandat 100 złotych za parkowanie w miejscu niedozwolonym. Włodek odmówił, zgodnie z przeświadczeniem, że zatrzymał się tylko i wyłącznie na żądanie, więc strażnik zaczął wypisywać wniosek o skierowanie sprawy do Sądu Grodzkiego. Podczas dopełniania formalności zadawano mężowi mnóstwo pytań nie dotyczących bezpośrednio sprawy, np. ilości dzieci i ich wieku, miesięcznych zarobków itp.
Cały ten incydent był obserwowany przez oko kamery i mieszkańców Drawska. Po całym zajściu Włodek udał się do Urzędu Miasta i Gminy z prośbą o wgląd w nagrania monitoringu miejskiego, ale było po piętnastej i nikogo nie zastał. Bardzo zdenerwowany tą absurdalną sytuacją, wrócił do domu. Wypił szklankę herbaty… i historia Włodka Grzybickiego kończy się z tą właśnie szklanką w ręce. 100 złotowy mandat oraz podejście Straży Miejskiej skończyło życie tego skromnego człowieka, który tak bardzo chciał tu mieć swój kawałek ziemi.
Żona Anna