(ŁOBEZ.) O trudnej sytuacji Nowamylu i nadziejach na poprawę mówi prezes łobskiego zakładu Leszek Kaczmarek.
Łobez obiegła informacja, że Nowamyl ma kłopoty. Czy krochmalnia podzieli los innych zakładów, ludzie stracą pracę, a w miejscu po zakładzie urosną chaszcze? To byłby dramat dla miasta, bo to jeden z największych pracodawców. Spróbowaliśmy odpowiedzieć na te pytania w rozmowie z prezesem zakładu Leszkiem Kaczmarkiem.
PPZ „Nowamyl” S.A. jest jedynym przedsiębiorstwem w całym województwie zachodniopomorskim, które zajmuje się przetwórstwem ziemniaków przemysłowych. O kondycji zakładu decyduje aura, ale i dramatyczny w ostatnim czasie spadek cen skrobi ziemniaczanej, z około 2 500 zł za tonę do około 1300 zł. Do tego zagraniczne zakłady proponują cenę skrobi znacznie poniżej kosztów, chcąc w ten sposób wykończyć konkurencję. Od przyszłego roku na rynek mają wejść Chińczycy, a znając ich ekspansywność i ceny, jest się czego obawiać.
Skrobia musi być koszerna
Produkcja skrobi jest ograniczona limitami. Polska może wyprodukować 144 985 ton skrobi ziemniaczanej rocznie, jednak limit ten nigdy nie został wykorzystany. Dla porównania Niemcy mają 650 tysięcy ton, Holandia 500 tys., Francja 250 tys., mała Dania ma 170 tys. ton.
W Łobzie sprzedaż skrobi nie zapewnia nawet zwrotu kosztów jej wytworzenia. Ceny światowe skrobi wynoszą 210–220 euro za tonę, a koszty wytworzenia po zakupie surowca i energii - prawie 210 euro kosztów podstawowych. Nie ma w tym robocizny, materiałów i amortyzacji. Krochmalnia zanotowała około 3 miliony zł strat w tym roku. Dlaczego?
- Cykl pracy Krochmalni wyznacza przyroda, zbiór ziemniaków. - mówi prezes Kaczmarek. - W tym roku od 7 września do 23 listopada mieliśmy przerób ziemniaków na skrobię. Prócz skrobi produkujemy maltodekstrynę, jest to słodki produkt, który rozpuszcza się w wodzie. Produkujemy jej od 1,5 do 2 tys. ton, co oznacza że około 15 proc. naszej skrobi przerabiamy na maltodekstrynę. Główne zastosowanie nasza maltodekstryna ma w produkcji przysłowiowego barszczyku, większości zupek błyskawicznych, niektórych odżywek dla sportowców. 400 ton maltodekstryny produkujemy dla francuskiej firmy. Firma z Francji zażyczyła sobie, że produkt musi być koszerny. W miniony czwartek gościłem u siebie po raz trzeci pana Michaela Szudricha - Naczelnego Rabina Polski. Przyjeżdża do mnie na kontrolę do zakładu i sprawdza, czy produkt nie nic wspólnego z wieprzowiną, z krwią, nie ma innych dodatków. Mamy atest koszerności i na maltodekstrynę i na skrobię. Dwa miesiące temu gościłem muzułmanina z Egiptu, doktora chemii. Wraz z nim przyjechali przedstawiciele pewnej niemieckiej firmy. Oczywiście wymagał, aby nie było niczego odzwierzęcego, niczego z krwią i alkoholem. Poprzez tę firmę eksportujemy już nasz produkt do Australii.
Umowy konraktacyjne z rolnikami zakład zawiera do maja. W Łobzie zakład może wyprodukować 13 tysięcy ton skrobi, to 2/3 możliwości produkcyjnych zakładu. Wynika to tylko ze względów przyrodniczych i takiego rolnictwa jakie mamy: albo jest sucho albo mokro.
Zakład skupuje ziemniaki od 358 plantatorów. Najmniejszy plantator dostarcza 20 ton ziemniaków, natomiast największy - 5 tys. ton. Z powiatu łobeskiego do Krochmalni trafia 12 tys. ton ziemniaków, z rejonu nowogardzkiego - 28 tys. ton, z powiatu świdwińskiego około 18 tys. ton pozostali plantatorzy przyjeżdżają z Gryfic, Goleniowa, Trzebiatowa, powiatu kołobrzeskiego. - wylicza prezes.
Jak tych Polaków traktują
- Podobno koncern holenderski już się chwieje. My wiemy, że za te pieniądze, za które Niemcy i Holendrzy sprzedają, nie można wyprodukować skrobi, jest to niemożliwe. Uważam że jest to dumping (sprzedaż po cenie niższej od kosztów produkcji, celem takiej polityki jest wyeliminowanie konkurencji – przyp. red.). Poszli na to, by zniszczyć konkurencję. W części im się to udaje i uda się. Są to wielkie, ogromne zakłady, zmechanizowane, zautomatyzowane z rozwiązaną ochroną środowiska. My jesteśmy malutkim zakładzikiem. Mam satysfakcje jednak, że Włosi, Czesi, Turcy, Hiszpanie mogą kupić w Holandii i w Niemczech tańszą skrobię, a przyjeżdżają tu i kupują droższą ode mnie. Mam tu cały szereg wizyt, zakład jest oglądany, mamy certyfikaty jakościowe. W ten sposób zdobywamy klienta. Ważny jest też sposób porozumienia z klientem. W czerwcu miałem tu Amerykanina z Kalifornii. Kupuje tysiące ton skrobi dla przemysłu papierniczego. Zawieźliśmy go do Bełcznej, nocował w tam w dworku, do Kołobrzegu, cały dzień siedzieliśmy tu i rozmawialiśmy o jego interesach, o moich. Powiedział mi „ja byłem w Niemczech, w fabryce i tam parę minut mi poświęcili, a pan poświęcił mi dwa dni i ja będę od pana kupował”. A ja mu na to - w tej Ameryce jak wy nas traktujecie? To jest takie upokarzające, te wizy. Napisał list do mojej pani z działu handlowego, że on ze swoim senatorem już tę sprawę poruszył. – mówi.
Świat skrobi
Azjaci produkują milion ton skrobi tapiokowej, dużo tańszej. W Polsce zbiera się 10 -11 milionów ton ziemniaków, w Niemczech podobnie, jednak Chiny w przyszłym roku będą zbierać już 70 milionów ton ziemniaków. Mają nowoczesny przemysł ziemniaczany, skrobiowy itd. Są ogromną konkurencją. Jeszcze dwa lata temu krochmalnia eksportowała do Chin, teraz zamknęli się, stworzyli bariery celne, niebawem oni zaleją nas swoją skrobią, a polskie zakłady padną. Już w tej chwili dwa polskie zakłady są zamykane. Dobre czasy dla krochmalni kończą się, chociaż może tylko na jakiś czas. W ubiegłym roku zakład wyszedł z niewielką nadwyżką, w tym roku ze stratami, przyszły rok zapowiada się równie ciężko.
- Od 10 lat, odkąd jesteśmy zarejestrowani jako Przedsiębiorstwo Przemysłu Ziemniaczanego w Łobzie Spółka Akcyjna, mieliśmy własne kapitały, trochę inwestowaliśmy, zachowywaliśmy się bardzo racjonalnie i oszczędnie. Przez ten czas nie braliśmy żadnych kredytów. W tym roku potrzebny był nam kredyt w wysokości 5 milionów. W banku BGŻ, gdzie jesteśmy i gdzie chyba my im pomagaliśmy, potraktowali nas bardzo źle. Dwa miesiące musieliśmy prosić i błagać o niewielki kredyt na lichwiarskich warunkach. BGŻ jest dzisiaj praktycznie holenderskim bankiem. Patrzył co się w przemyśle teraz dzieje, jesteśmy powiązani z Luboniem, bo on jest głównym akcjonariuszem, popatrzyli na to, co się dzieje w Holandii, a to takie niewiarygodne, więc musiało być zabezpieczenie na majątku, dwukrotne zabezpieczenie w magazynie na produkcie i dodatkowe uwarunkowania, że wskaźniki finansowe muszą być na określonym poziomie, bo inaczej mogą nam zmienić stopę oprocentowania itd. - wspomina prezes.
Dla rolników bardzo dobrze
Jak zauważył prezes Nowamylu dla rolników miniony rok był bardzo udany. Zakład miał zakontraktowanych 55 tys. ton ziemniaków, a skupił 58 tys. ton, czyli skupił 15 proc. więcej skrobi. Dodatkowo w tym roku była wyjątkowo wysoka skrobiowość ziemniaków.
- Na ilość zaplanowanej produkcji skrobi wystarczyłoby nam 50 ton ziemniaków. U rolników zostałoby 8 tys. ton. Przecież zgniłyby im. Przyjęliśmy od nich te ziemniaki, ale powiedzieliśmy, że zapłacimy po sprzedaży, być może nawet do końca czerwca 2011 roku. W umowach kontraktacyjnych zapisaliśmy, że będziemy płacić do 90 dni za ziemniaki, wtedy sprzedaż nie była zbyt ciekawa, została nam skrobia z roku ubiegłego. W tym roku kredytowaliśmy jeszcze w części rolników: nawozy, środki chemiczne, sadzeniaki w pewnym procencie. Jest umowa kontraktacyjna, my musimy zapłacić rolnikowi 22,5 euro za kg skrobi, jak euro jest korzystne, a w tym roku było korzystne, to dla rolników jest bardzo dobrze. Rolnik ma gwarantowaną cenę. I bardzo dobrze, ale my nie mamy żadnych gwarantowanych cen. – mówi.
Jednak w miesiącach jesiennych ruszyła sprzedaż. Zrobiło się miejsce w magazynie, wpływy pieniężne i niewielki kredyt na 40 proc. potrzeb surowcowych. 18 grudnia zakład skończył wypłacać rolnikom za ziemniaki zakontraktowane za listopad. Za wrzesień i październik zapłacono wcześniej. Na ziemniaki wydano w sumie 9 milionów zł, pozostał milion do zapłacenia do 30 czerwca 2011 r.
- Być może tę kwotę, nie chcę obiecywać, zapłacimy już w przyszłym roku. Według wyliczeń ODR z Barzkowic uprawa ziemniaka skrobiowego była najbardziej opłacalna spośród wszystkich upraw. Przy założeniu 360 dt z hektara i 18 proc. skrobi czysty dochód z hektara wynosi 2 tys. zł. Buraki - 1700 zł, rzepak - 1300, zboża - 400-500 zł. Dla rolnika to jest korzystne bowiem 1/3 w stosunku do tego, co dostaje od nas, otrzymuje dopłatę od Agencji Rynku Rolnego, dopłaty produkcyjne i obszarowe.
Produkcja ze stratą
- Byłoby bardzo pięknie, tylko pracujemy ze stratą. W 2007 roku zabrano nam dopłaty do eksportu. Gdyby nie było dopłat dla rolników do ziemniaka i tej niewielkiej premii produkcyjnej dla nas, to skrobi ziemniaczanej nie byłoby – mówi.
Wprawdzie nasiliła się sprzedaż, bowiem w tym roku zakład sprzedał 12 tys. ton wyrobów, gdy w roku ubiegłym zaledwie 7 tys. 70 proc. sprzedaży, to eksport m.in. do Ukrainy, Czech, Turcji, Włoch, Hiszpanii, USA, Korei Południowej, Wietnamu, Australii, Peru. Koreańczycy i Wietnamczycy odwrócili się od Chin, ich interesuje jakość, czystość chemiczna, czystość mikrobiologiczna. Jednak za 12 tys. ton do zakładu wpłynęło 18 milionów zł, natomiast za 7 tys. ton - 15 milionów zł! Za 5 ton więcej sprzedanej skrobi wpływy powiększyły się tylko o 3 miliony zł. Oznacza to, że skrobia bardzo staniała.
- Jesteśmy w Unii Europejskiej, świat jest globalną wioską. W Polsce zakładów jest niewiele, dwie z mniejszych firm już padają, jest syndyk. Rok przyszły będzie rokiem prawdy i będzie wiadomo, kto następny.
Mamy 3 miliony strat, ale ja mam kapitał na pokrycie tej straty. To nie jest tak, że firma się przewróci.
Mam płynność finansową. Nie mam żadnych zadłużeń, co miesiąc jest wypłata, były bony - średnio po 400 zł na święta dla pracowników. W magazynie mam 11 tys. ton do sprzedaży. Zaczynam wybierać, komu sprzedać. Pewnej firmie powiedziałem, że za 1050 zł nie będę sprzedawał, ponieważ Azjaci już chcą kupować po 1200 zł i to bardzo duże ilości. Poza tym przyjęliśmy strategię, że ten zapas w magazynie będziemy sprzedawać w równych partiach, miesiąc w miesiąc – 1200 ton, czekając na koniunkturę, a jak się nie doczekamy, to trudno. Nie musimy robić wyprzedaży. Po drugie, kredyt mamy do sierpnia przyszłego roku – spłacimy go. Jeśli nie wzrosną ceny, to będzie generowała się strata i rok będzie trudny. Nie stać nas na inwestycje, co jest niedobre. W niewielkim zakresie będą prowadzone remonty. 12 lat temu była identyczna sytuacja, potem przyszły susze, nieurodzaj, to sprzedawaliśmy po 3 tys. zł i była kolejka, żeby kupić. Dzisiaj sprzedajemy za 1000 - 1200 zł – wyjaśnia przyczyny trudnej sytuacji prezes Leszek Kaczmarek.
Szansa poza skrobią
Prócz skrobi zakład produkuje maltodekstrynę. Wrócił duży odbiorca. Krochmalnia od stycznia ruszy z jej produkcją. Będzie odbywać się w ruchu ciągłym, czterobrygadowym, z sobotami i niedzielami, z małą przerwą na Wielkanoc. Być może rozpocznie się dodatkowo produkcja prebiotyków, ale to jeszcze nic pewnego. Póki co, nie braknie zamówień na maltodekstrynę.
- Cały czas będzie obłożenie zamówieniami. Nie wiem, jak będzie z produkcją skrobi w przyszłym roku, bo o tym zdecyduje aura. Oczywiście przyszły rok będzie rokiem trudnym. Musimy liczyć pewnie na siebie. Patrząc co się dzieje w Polsce, nawet u konkurencji, mogę powiedzieć, że u nas jest dobrze. Gdyby to się przedłużało poza rok 2010, to może być nieciekawie.
Nie jest sztuką podjąć jakąś nierozsądną decyzję, że zwalniam, albo ograniczam zatrudnienie. Ja nie chcę, żeby ci ludzie rozeszli się. To są ludzie z dużym stażem, niezbyt młodzi. Mam nadzieję. Obserwowałem te cykliczne trendy i po prostu urodziły się ziemniaki w Europie, nie urodziła się kukurydza w Stanach czy pszenica w Argentynie lub Australii - wszystko ma na to wpływ. Staramy się tu jakoś działać, ale niesprzyjające zachowania europejskich potentatów, to jest nóż w plecy – mówi prezes.
Na ceny ogromny wpływ mają również koszty produkcji. Łobeski zakład zatrudnia 120 osób, w sezonie dodatkowo 80. Na zachodzie w o wiele większych zakładach pracuje 20 ludzi, bo wszystko jest zmechanizowane. Polski na to nie stać. Nie stać nas również na większe bezrobocie. Czy jednak dzięki bezlitosnemu rynkowi łobeski zakład ziemniaczany zniknie z naszego krajobrazu, może okazać się już niebawem. Póki co, należy mieć nadzieję, że jednak wygra jakość i elastyczne podejście do klienta.
Rozmawiała Magdalena Mucha