(ZŁOCIENIEC.) Czy grypa jest problemem w Złocieńcu? Odpowiadamy między innymi rozmowami na ulicy, wizytami we wszystkich aptekach, kilkoma chwilami w poczekalni „do doktora” na Placu 650-lecia Miasta, wpadliśmy też do przychodni Biały Dom.
WYPRZEDZAMY GRYPĘ ULOTKĄ
W Białym Domu puściutko. Za kontuarem recepcji nie ma nikogo. Na kontuarze ulotka „Wyprzedzić Grypę”. Dane - dokąd, jeśli chcesz się zaszczepić. Z piętra dochodzi odgłos wyciszonej rozmowy. Szum słów i nic więcej.
Na ulicy pani, o której wiemy, że jest tu pielęgniarką środowiskową. Pani Ewa. - Tak, problem jest odczuwalny, ale w skali raczej „mikro”. Podobnie, jak każdego roku, nic więcej. Teraz w przychodni na Placu ludzi dużo nie będzie, ale rano ogromne liczby. Przychodnia pracuje tak, że nie ma mowy o tym, by kogoś nie przyjęto. Lekarze wychodzą do domów po obsłużeniu wszystkich pacjentów. Ot, jak to w listopadzie. Ale mam córkę pracującą właśnie w Warszawie. Komunikuje stamtąd, że w stolicy grypa zaatakowała mocno. Jest naprawdę problemem. -
W APTECE
W aptece w przychodni na Placu pani Danuta twierdzi, że nie jest źle. A ona przecież wie to doskonale, bo chorzy bezpośrednio z gabinetów lekarskich zmierzają do niej, do apteki. Owszem, więcej sprzedaje się leków przeciwko grypie, ale tak jest każdego roku w sezonie grypowym. Pani aptekarka pracując w poprzedniej aptece zaszczepiła się ze skutkiem pozytywnym. Teraz preferuje sposoby domowe: miód, czosnek.
Do długiego korytarza przychodni wchodzi Anna. Może z osiemnaście lat. Bladziutka, oddycha w widoczny sposób, brązowe duże oczy jakby z gorączką, lśnią. - Tak, podejrzewam, że mam grypę. Nie niepokoję się. Spokojnie. Żadnego strachu. Dam radę. Przepraszam, ale już moja kolejka, miałam zajętą. -
W aptece na Trakcie Marszałka dwie kolejki. Każda po trzy osoby. Cichutko, o atmosferze jakiejkolwiek epidemii nawet nie wspominajmy. To samo w aptece na Adama Mickiewicza i Wyzwolenia. Po kilka osób, albo wcale.
NIE MAM NA SZCZEPIONKĘ
DLA DZIECKA
Na 11 Listopada młodziutka mama z synkiem. Może z trzy latka.
Dagmara Jung, synek Sebastian
Tak, jestem mocno świadoma tego, że grypa panuje, ale nie ulegam zbytnim niepokojom. Korzystam z domowych sposobów przeciwko chorobie. Piję mleko z czosnkiem. A jak ból głowy, to etopiryna. Synkowi podaję rutinoscorbin dla dzieci. Takimi sposobami, bo na żadne strzykawki nas nie stać. W Ośrodku szczepionka dla dziecka kosztuje dziewięćdziesiąt osiem złotych. O koszt szczepionki dla siebie nawet nie pytałam, bo przecież najbardziej chodzi o dziecko.
- Proszę pani, co myśli mama, której nie stać na szczepionkę dla ukochanego dziecka?
Jest mi przykro. To jest straszne. Bo nie daj Boże dziecko zachoruje, a ja wtedy nie opędzę się od myśli, że jest to i moja wina, że nie miałam tych dziewięćdziesięciu ośmiu złotych. -
Czesław Osiński, lat 71
Ja się tej grypy nie boję. Grypa każda jedna jest groźna. Na każdą grypę ludzie umierają. Choroba przychodzi sama i sama odchodzi. To nie jest tak, że pan uniknie jakiejś choroby. Będzie tak, jak ma być. Czosnek owszem spożywam, ale to nie jest zabezpieczenie pewne na sto procent. A lekarstw to nie biorę żadnych.
GRZEGORZ KURIATA, lat 19, uczeń szkoły ponadgimnazjalnej
W tym roku na grypę jeszcze nie chorowałem. Ja się tym wszystkim nie przejmuję. Bardzo rzadko choruję. Puszczam strachy bokiem. Żaden tam czosnek, miód, leki zabezpieczające. Zupełnie mnie to nie interesuje.
U MISTRZA FRYZJERSTWA
W najpopularniejszym zakładzie fryzjerskim w mieście, mistrz Henryk z małżonką akurat mają chwileczkę wolnego. Pan Henryk nie chce fotografii, małżonka również. - Tu u nas o grypie nie słychać. Ani nas nie dotyka, ani nasza klientela nie ma z tym kłopotu. Nikt o epidemii nie wspomina, paniki się nie wyczuwa. Spokój, cisza. Tylko politycy straszą grypą i nic więcej. Media narzucają chorobę, a jej przynajmniej w Złocieńcu, i dzięki Bogu, nie widać. Nie ma się co bać.
Kazimierz Lewicki, emeryt
Starszy pan, emeryt, którego nie tylko w sezonie można spotkać na ścieżce rowerowej. Akurat wyszedł z apteki z torebeczką pełną leków.
Tak, zaszczepiłem się. O tu w niedalekim ośrodku zdrowia. Niespełna trzydzieści złotych. To szczepionka przeciwko zwykłej grypie. Skutek jak na razie dobry, bo jak pan widzi, trzymam się nieźle. A leki w torebeczce to mam różne. Przeciwko przeziębieniu, nasercowe, na wszystko, co tylko dolega człowiekowi.
UZDROWICIEL GRYPY JESZCZE
NIE BRAŁ
Henryk Lazer, niegdyś strażak ogniowy ochotnik, z gminnymi odznaczeniami za wieloletnią służbę.
No i na koniec zdarzenie autentyczne. Do idącego z przychodni zdrowia na Placu 650 lecia podchodzi mężczyzna, przedstawiając się, że jest uzdrowicielem. Reporter starannie poprawia ostatni guzik przy kurtce i stara się zachować zimną krew. Informuje uzdrowiciela, że właśnie skończył ostatnią rozmowę na temat grypy w Złocieńcu. Pyta, czy również leczy z grypy. Dowiaduje się, że uzdrowiciel jeszcze tego nie brał. Ma przy sobie jak najbardziej tajemne akcesoria, choć tylko pod postacią zwykłej łyżeczki do herbaty i bodajże noża kuchennego. Jako referencje podaje, że z ochotniczej straży pożarnej uzdrowił był jednego z aktualnie radnych Złocieńca. By pochwalić się sukcesem, już dawno myślał o odwiedzinach reportera. Nie tylko ten radny, ale i jeszcze dziesięciu innych, ale nie radnych. Leczy wszystkie choroby, w tym głowy. A grypa, to na razie nie wie. Uzdrowiciel demonstruje swe niebanalne siły – łyżeczka samoistnie trzyma się dłoni ustawionej pionowo do ziemi. To samo, gdy uzdrowiciel przytknie ją do czoła. Ma też łyżeczkowy sposób na porozumiewanie się z ludźmi niemymi. Trzeba ludzi uzdrawiać, i to za darmo – mówi.
Akurat mamy kraj już na takim stopniu rozwoju, że tego zdania nie usłyszy nikt. Uzdrowiciele pozostaną z nim osamotnieni. Uzdrowiciel zapytany, dlaczego idzie akurat do przychodni lekarskiej powiedział, że po odbiór rodziny. Nie do uleczenia.
MAŁGORZATA I MARTA
By nie poddać się manipulacjom ślepego losu, który tak niespodziewanie postanowił zakończyć reporterski rajd po „złocienieckiej grypie”, jeszcze panie – Małgorzata i Marta - w cukierni nad Wąsawą. Pani Marta z delikatnie zaokrąglonym kształtem przyszłej mamy. - Nie ma tam żadnej mowy o grypie czy o czymś takim. To gruba przesada, robota mediów. Ale uważać trzeba. Wspomagam organizm domowymi sposobami. Takimi jeszcze od babci, a ona przecież doskonale wie, co jest dobre. Nie tracić dobrego humoru. A jak go, bywa, zabraknie, to do nas na ciasteczko, a tych tu nie zabraknie nigdy. -
Tadeusz Nosel