„Ja nie mogę tego tak zostawić. Ciągle o tym myślę. Obraz mordowanego psa ciągle powraca, a wyobraźnia podsuwa obraz wnuka, który też mógł tak zginąć”.Do redakcji zgłosiła się mieszkanka Płotów, która opowiedziała nam wstrząsającą historię, jaka przydarzyła się jej kilka dni wcześniej. Oto jej relacja.
* * *
W sobotę, 8 sierpnia, już po godz. 21.30 wracaliśmy z działki. Jak zawsze towarzyszył nam nasz piesek rasy jamnik. Piesek ten zawsze i wszędzie nam towarzyszył. Gdzie należało go na smyczy trzymać, to był na smyczy prowadzony. Z działek przechodzi się obok łąki. Przy łące jest posesja ogrodzona drutem. Skąd mogłam wiedzieć, że drut jest pod napięciem? Sama do psa mówię - idź sobie pobiegać na tę łąkę, bo już nikt z tobą wieczorem wychodzić nie będzie. Pies nawet za bardzo nie chciał odejść. Ale ja mówię do niego; no draniu, idź pobiegaj. I poszedł. Naraz krzyk. Nie wiem co sie zdarzyło, ale nasz pies krzyczał ludzkim głosem, ała, ała... Ja myślałam, że on na jeża wpadł, czy coś takiego. Skąd mogłam wiedzieć, że ktoś sobie ogrodził posesję, bo ma stawy rybne. Niechby grodził sobie pod prądem stawy, a nie posesję.
Pierwszy zareagował wnuk (3 lata), ruszył w kierunku psa, zdążyłam złapać wnuka, oddałam go córce i biegnę do psa sama. Córka krzyczy - mamo, tam jest prąd. Patrzę na psa, a nim rzuca na wszystkie strony, normalnie rzuca. Jak ten pies krzyczał! To nie było wycie, to był normalny ludzki krzyk.
Ja nie mogę tego tak zostawić. Ciągle o tym myślę. Obraz mordowanego psa ciągle powraca, a wyobraźnia podsuwa obraz wnuka, który też mógł tak zginąć, nie tylko on przecież, bo wtedy córka nie krzyczałaby – mamo, tam jest prąd - tylko sama biegła na ratunek.
Wracając do zdarzenia. Krzyczę do córki, żeby pobiegła do mieszkańców posesji, żeby wyłączyli prąd. Nikt nie wyszedł, mimo że w oknie za firankami widziałam kobietę przypalająca sobie papierosa. Nie wyszła, może gdyby wyłączyła prąd, pies by żył do dziś. Przyszliśmy do domu spłakani. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, zresztą nikt z nas, bo ani wnuk ani córka i syn, którego na miejscu zdarzenia nie było. Boże, gdyby wnuk doszedł do tego psa, to już nawet myśleć nie mogę. Przecież ten pies chował się razem z dziećmi, moimi wnukami. W domu płacz niesamowity. Przyszła sąsiadka. Po wysłuchaniu naszych relacji zauważyła, że ona i inni mieszkańcy Płotów też nie wiedzą o tym, że posesja jest ogrodzona drutem, przez który przepływa prąd. I tej sprawy nie można ot tak sobie pozostawić. Chociażby dlatego, że tam nie ma tabliczek ostrzegawczych, a przecież obowiązują nawet wtedy, gdy po terenie posesji biega pies, niekoniecznie z tych groźnych. Tam nie było nic. Sąsiadka powiedziała, aby zadzwonić na Policję.
Odezwała się policja z Gryfic. Rozpłakałam się do telefonu i mówię, że zginął pies. I pytam, czy może być napięcie w ogrodzeniu posesji? Policjant był bardzo miły. Po wysłuchaniu mojej opowieści powiedział, że wysyła patrol policji z Płotów. Faktycznie przyjechali szybko. Byli bardzo mili. Pojechałam z nimi na miejsce zdarzenia. Dzwonili do mieszkania. Nikt nie otwierał. Dopiero jak włączyli sygnał w radiowozie, to wyszła kobieta. Była chyba w stanie wskazującym na spożywanie alkoholu, ale nikt tego przecież nie mógł sprawdzić. Była u siebie, była sobota wieczór, każdy może robić co chce we własnym domu. I nie jest to istota sprawy. Pani zaczęła ubliżać. Policjant prosił, żeby się uspokoiła, ale nie można się było z nią dogadać. Zapytali, czy w domu jest mąż. Odpowiedziała że jest i jak poszła po niego, tak już nikt z domu nie wyszedł. Pojechaliśmy zobaczyć psa, bo przecież tam został. Ja nie puściłam do psa wnuka, a córka mnie i tak żeśmy go tam zostawili. Pies leżał na ziemi. Policjant mówi, że to mógł być zwykły pastuch (takie urządzenie pod napięciem, rozstawiane na łąkach, ograniczające poruszanie się bydła na pastwisku). Ale jak może być zwykły pastuch przy posesji? Albo, jak pies może zginąć od zwykłego pastucha? Druty szły nad takim murkiem. Pies miał w pysku drut. Widocznie leżał na ziemi, być może celowo rzucony. Nie był zerwany, zwyczajnie leżał na ziemi, jakby celowo rzucony na łąkę. Moim zdaniem, to był celowo rzucony drut pod napięciem. Druty na murku nie były uszkodzone. Dziś myślę, że on był celowo puszczony na ziemię. W sobotę było gorąco, pies biegł i miał pysk otwarty. Drutu nie zauważył i tak prawdopodobnie w jego pysku się znalazł. Nasz pies umierał w niesamowitych męczarniach. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. On z drutem w pysku i owinięty jeszcze drutem, bo tak go rzucało, że okręcił sie tym drutem. Ten jego ludzki krzyk słyszę do dziś.
Policjant, po obejrzeniu miejsca i psa stwierdził, że należy zawiadomić Prokuraturę w Gryficach. Co prawda było późno i było widać, że chcą swoją pracę wykonać super. Zrobili zdjęcia, odcięli tego psa. Ja przy tym już nie byłam, bo mnie strasznie rozbolała głowa i poszłam do domu. Zapytali, czy mam jakieś miejsce, w którym można położyć tego psa. Ustaliliśmy, że położymy go na działce. Policjant poszedł ze mną na działkę, była już północ. Powiedział, że jutro po południu, pomimo, że to niedziela, przyjedzie druga zmiana policji i wezmą psa do badania. Dzwonili, porozumieli sie z prokuratorem. Prokurator nakazał wziąć psa do badania. Słyszałam jak mówili, że sekcje przeprowadzą w klinice weterynaryjnej p. Urbańskiego w Gryficach.
W niedzielę około godz. 18. przyszło dwóch policjantów. Trzymali jakiś papier w rękach. Zapytali, czy mam możliwość utylizacji psa. Niby skąd mogę mieć taka możliwość. Jedyne co mogę zrobić, to go zakopać. Zapytałam jednak, dlaczego mówią o utylizacji, skoro miał być badany? - Proszę panią, prokurator orzekł, że był to nieszczęśliwy wypadek. - Jak to? - mówię – to nie pytacie nawet jakie napięcie było w tym drucie? Dlaczego – mówię – o godz. 16. nikt nie przyjechał? Bo prokurator orzekł – odpowiedział policjant. No jak tak można? - pytam. A jakby tak dzieci tam były? Bo przecież tam chodzą dzieci, żeby się kąpać. Jest tam niedaleko rów, po tej łące chodzą dzieci. Od lat tam chodzą. Sama jako dziecko tam chodziłam, a dziś mam przecież wnuki. A jak wnuk by podbiegł do tego podłączonego już do prądu psa, a ja za wnukiem, to też byłby tylko nieszczęśliwy wypadek? - Ojej, nie daj Boże – powiedział tylko policjant.
Naszemu psu nic już życia nie zwróci, w domu był traktowany jak członek rodziny. Dlatego pytam – jak można ten przypadek tak zlekceważyć, jak zlekceważyła go nasza Policja. Jak tak można? A jakby to było dziecko? To też uznano by, że to był nieszczęśliwy wypadek? Nieszczęśliwy wypadek, że drut podłączony do prądu leżał na ziemi? - Ale pani nie jest na prawie, bo pani puściła psa bez smyczy- odpowiedział mi policjant. Na łące mam psa na smyczy trzymać? Przecież to łąka była! A pies rasy jamnik, nie jakiś amstaf, czy inny groźny. Nikomu na posesje nie wszedł. Dlaczego nie zbadano pod jakim napięciem był drut? Trzęsę się na samą myśl, że zamiast psa mogło tam być dziecko. Zresztą nasz pies wychowany był w domu od malutkiego i taktowany jak członek rodziny, on wszystko rozumiał, tylko nie mówił ludzkim głosem, choć umierając krzyczał ludzkim głosem, bo na pewno nie wył jak pies. Czy to można sobie ot tak puścić prąd? Czy policja mogła nie zbadać, jaki to był prąd? Jaki to był prąd - pytam policjanta? A on mówi, że dopiero będzie przywieziony elektryk i będzie badany prąd. Dobre sobie. Do tej pory, 9 sierpnia, to przy posesji może już nie być śladu po drucie. Poza tym, w posesji właściciela nie ma, a bez niego żadnych czynności wykonać nie można. - Przykry wypadek – dodaje policjant. Nie, dla mnie to nie jest wyłącznie przykry wypadek. Byłam w Straży Miejskiej w Gryficach, powiedzieli mi, że to nie mógł być zwykły pastuch. Zwykły pastuch odstrasza, ale nie zabija. Znajomi poradzili mi zawiadomić Telewizję Szczecin albo Głos Szczeciński. Przyszłam do waszej redakcji. Sądzę, że sprawę nagłośnicie i może zajmie się nią Towarzystwo Ochrony Zwierząt w Gryficach, bo nie wiem, gdzie mają swoją siedzibę.
* * *
Od Redakcji.
Sprawę przekazujemy pod osąd naszych czytelników. Oczekujemy również na stanowisko Policji w tej sprawie. Bo przecież czytelniczka złożyła oficjalne zawiadomienie o przestępstwach – stworzenia zagrożenia dla życia i zdrowia ludzkiego oraz o zabiciu ze szczególnym okrucieństwem psa, a jedyną reakcją Policji było stwierdzenie, że to nieszczęśliwy wypadek. Nie zostały podjęte nakazane prawem czynności. W tle tego zdarzenia brzmi pytanie – co by było, gdyby dziecko złapało leżący na ziemi drut, czy też ograniczono by się do stwierdzenia – no, przykry wypadek!
Przykrym wypadkiem było przed laty, też w Płotach, gdy mieszkaniec Mechowa wywiózł psa do Prusinowa i tam go porzucił. Mieszkańcy Prusinowa zapisali numer samochodu i jego markę. Po nagłośnieniu sprawy w naszej gazecie, właściciel, na polecenie Policji, po psa przyjechał. Ale kary żadnej nie poniósł, chociaż porzucenie psa jest karalne, zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt. Czy w tym przypadku będzie podobnie? O reakcji Policji i innych właściwych organizacji powiadomimy czytelników. m
sąsiadów to ma głupich od tak sobie kabel pod napięciem sobie położyć to dopiero jest człowiek nie poważny policja też
~
2009.09.22 14.35.08
zginął pies Ci co mają sumienie napewno ta sprawa poruszyła ,ale zastanawiam sie czy mogę swoje ogrodzenie podłączyć pod prąd ot tak sobie bez żadnej odpowiedzialności ?!
~Nieważne
2009.09.14 21.11.14
Ojejku straszne, urzekła mnie ta historia, jestem znajomym tych państwa co mają pastucha na ogrodzeniu, przychodzę do nich z małymi dziećmi i jakoś jeszcze do tej pory żyją, a kilkakrotnie dotknęły druta (pastucha). A pani która opisała to wydarzenie jest chyba niespełna rozumu tego co pisze. Poprostu śmiać mi się z tej kobiety chce hahaha