(ZŁOCIENIEC). Przy ulicy Piaskowej wyraźnie już zarysowana siedziba ZWiK. Głównym jej elementem pomieszczenia garażowe i warsztatowe. Nie da się jednak przy tej okazji nie poinformować, że do tej pory w gminie niezbyt wiadomo, czy jest zasadnym utrzymywanie tu tylu spółek gminnych. Raportu na ten temat do tej pory nie ma.
Każde dziecko w gminie jednak wie (pisząc na ogromne skróty), że tylu spółek i zakładów podatnik w gminie nie potrzebuje, a są one potrzebne tylko tym, którzy w warunkach starania się o pensje zarabiane w warunkach konkurencji rynkowej, nie poradziliby sobie. Słowem - w czasie kampanii wyborczej do nowej Rady trzeba będzie zwracać uwagę na to, jak przyszli radni zamierzają odzyskać pieniądze podatników idące na utrzymywanie, wydaje się, zbędnych niektórych spółek i zakładów budżetowych.
Reporter Tygodnika był zapoznawany z warunkami, w jakich przychodzi działać ZWiK-owi. To rzeczywiście istny koszmar. Miejsce dla firmy z prawdziwego zdarzenia było wręcz niezbędne. Dlaczego jednak Rada do tej pory nie rozwiązała pokazywanego tu dylematu? Korzysta z ogólnej inercji państwa, w którym do tej pory nie rozwiązano generalnych jego problemów, i dobrze wie, że nie ma mocnych, by mogło być inaczej. Dotyka to między innymi i ludzi, których do niedawna jeszcze przed osądem społecznym chroniły legitymacje wrogiej Polsce partii.
NASZE RURY POWSZEDNIE
A codzienność jest taka.
Wtorkowe popołudnie. Przychodzi nadzwyczaj rzęsisty, ciepły deszcz. Uliczka 11 Listopada cała spływa deszczówką. Woda nie mieści się w przewodach jej przeznaczonych. Jedna z rynien jest tak umieszczona, że woda z niej jest jakby nawet celowo skierowana wprost na przechodniów. Tak w tym miejscu jest już kilka lat. Wiele też lat woda z rynien na 11 Listopada leje się wprost na chodnik z polbruku. Chodnik oczywiście już zrujnowany.
Pod niebywale obfitym deszczem ruszamy nad Drawę. Z samego rana mieliśmy sygnały od okolicznych mieszkańców, że woda z kanalizacji wybija ze studzienek w piwnicach.
Woda z 11 Listopada kieruje się na ścieżkę biegnącą wzdłuż brzegu rzeki i po kilkudziesięciu metrach przebija się do niej. Tuż przed koszmarną studnią przykrytą betonową płytą. Ależ - tu to się dopiero dzieje! Spływająca woda do studzienki wręcz rozsadza ją. Ale to, co wypływa na wierzch, to już nie jest woda. To jakaś maź. Czarna, smolista, cuchnąca na wiele metrów. Nim wleje się do rzeki, przemierzy kilkadziesiąt metrów po gruncie tuż pod starą stanicą. Groza, zgroza, niewiarygodne. Po tym wszystkim codziennie chodzą dziesiątki ludzi.
NA WIEKI WIEKÓW?
Pokazywany tu stan trwa wieki. Po prawie każdym deszczu powstaje tu nawet chyba zagrożenie epidemiologiczne, ale do tej pory szczęściem żadnej epidemii jeszcze nie było. Jaka jest granica smrodu i wodnego brudu, którą ludzie stąd mają jeszcze wytrzymać?
Problem do tej pory nie do rozwiązania też i dlatego, że w gminie nie rozwiązuje się generalnych problemów – w tym: dlaczego podatnik ma każdego miesiąca łożyć na pensje we wspominanych tu zakładach i spółkach. Reformy tych skamielin przecież pozwolą też na odzyskanie pieniędzy tak potrzebnych choćby i na to, by czarna cuchnąca maź nie zalewała brzegów Drawy, nie przedostawała się do ludzkich pomieszczeń. Nie ma w mieście siły, by postawić miasto na nogi? Ile jeszcze rad nadzorczych potrzebuje ZWiK, by ludzi nie zalewała czarna maź??? (N)