(ZŁOCIENIEC - CIESZYNO). Ten wypadek samochodowy był w Złocieńcu komentowany kilka dni. Chyba dlatego, że wydarzył się w bezpośrednim sąsiedztwie popularnej plaży Gęsia Łączka na jeziorze Siecino. W wypadku były dwie osoby. Jedna z nich zmarła w szpitalu w Drawsku Pomorskim.
AKCJA RATOWNICZA
Powiatowe Centrum Ratownictwa w Drawsku Pomorskim zostało powiadomione o wydarzeniu 24 lipca, o godz. 1.37. W Cieszynie okazało się, że Fiat Uno czołowo uderzył w drzewo. Zabezpieczono miejsce zdarzenia, oświetlono teren działań. Przy pomocy narzędzi hydraulicznych wykonano dostęp do poszkodowanego uwięzionego w pojeździe. Osobę poszkodowaną ewakuowano z wraku pojazdu pod nadzorem lekarza Pogotowia Ratunkowego. W wyniku wypadku poszkodowane zostały dwie osoby. W działaniach ratowniczych udział brały dwa zastępy starzy pożarnej. - Tyle suchy komunikat.
POLICJANT PRYWATNIE
Tygodnik był na miejscu po zdarzeniu. Spotkał tam znanego w Złocieńcu policjanta, który powiedział, że udało mu się prywatnie ustalić ewentualne przyczyny nieszczęścia. Policjant wskazał na ślady kół samochodu, którego kierowca nie uniknął zderzenia z drzewem. Ślady opon łagodnym łukiem prowadziły na drzewo, kilka metrów przed nim rysunek łuku dramatycznie się zaostrzył.
Tadeusz Nosel
ROZMOWA ZE STRAŻAKIEM Michałem Jakubowskim
Po oględzinach miejsca reporter rozmawiał ze złocienieckim strażakiem, który uczestniczył w nocnej akcji, Michałem Jakubowskim.
- Na miejscu byliśmy wedle mej rachuby czasu około - za piętnaście druga. Były już dwie karetki pogotowia. Była też policja. Jeden z poszkodowanych był już wyciągnięty z samochodu przez ratowników medycznych. W samochodzie był drugi. Zakleszczony żelastwem. Musieliśmy użyć nożycorozpieracza. Trzeba było ciąć dach samochodu. Wreszcie udało się nam wydostać człowieka. Ociekał krwią. Było podejrzenie połamania nogi. Nie był przytomny. Przednie siedzenia samochodu były tuż przy tylnych. Kolega na komórkę przysłał mi wiadomość, że jeden z uczestników wypadku nie odzyskał przytomności i zmarł. -
Reporter pytał złocienieckiego strażaka: opowiadasz o nocnej akcji bardzo spokojnie, a przecież była nad wyraz dramatyczna. Jesteś w tej relacji bardzo wyważony, domyślam się, że już nie raz byłeś przy tego rodzaju tragediach. Jak to jest, kiedy jest się w tego rodzaju wydarzeniach?
MICHAŁ:- Od razu adrenalina. Nawet coś w rodzaju lekkiego szoku. I błyskawiczne opanowanie takich stanów psychicznych, bo się wie, co ma się robić. Od tego są ćwiczenia, one dają pewność profesjonalnego postępowania. A do tego – poczucie, że się jest potrzebnym, jak mało kto w takich chwilach. -
Reporter:Są takie chwile, w domu, odpoczywasz, nie przychodzą wspomnienia z takich akcji, może nawet strach jakby po czasie? Michał: - Nie mam takich problemów. Tylko cieszę się, że mogę być pomocny. To satysfakcja. -
Praca naszych strażaków ogniowych jakby ginie w tle przeróżnych działań w gminie. Mimo, że każde z dzieci marzy, by być strażakiem, to później jest ich w końcu niewielu. Ciężko pracują, za dnia i po nocach. Rocznie mają po kilkaset interwencji. Są strażakami ochotnikami i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie ich statut mógł ulec zmianie. Za swoje działania, jeśli są wynagradzani, to nad wyraz skromnie... Rozmówca Tygodnika Michał z zawodu jest technikiem ochrony środowiska, a znalazł sobie miejsce w społeczności jako strażak ogniowy, ochotnik. Lat dwadzieścia.
Ludzie co wy wygadujecie .... ludzkie zycie jest cenniejsze od jakiegokolwiek smsa czy mmsa ktory zawiera bledne informacje .... W dodatku dla mnie to zadna atrakcja pisac takie smsy a tym bardziej głupoty.... Gazeta Drawska wiecej wymysla niz prawdy napisza a ten jakubowski niech sie ogarnie !!!!!