(ZŁOCIENIEC. ) Ulica Boczna to trakt na Osiedlu Gronowskim. Słowo ulica tu nie pasuje, bo to tylko jezdnia dla samochodów bez chodnika dla pieszych. To problem pierwszy. Jest na Bocznej i kilka innych. Reporter na Osiedle został poproszony przez panią Grażynę Skrabę wprost z ulicy w centrum. W czym problem? Z jezdni dla samochodów jest pożytek, wiadomo. Ale chodnika brak. Samochody potrafią pędzić aż do setki. To niewiarygodne, ale Grażyna Skraba stanowczo twierdzi, że właśnie do setki. Gania nimi najczęściej młodzież, na uwagi młodzi ludzie nie zważają, nie słyszą ich. Nie ma żadnych znaków drogowych, nie ma znaku o dozwolonej prędkości.
Oddajmy głos pani Grażynie: - Nie wierzy pan? Jeżdżą nawet ponad sto. Nieustanny pisk opon. A są i tacy, którzy siedzą za kierownicami pojazdów po kieliszku. To u nas na porządku dziennym. Taki samochód sygnalizuje swój zamiar przebycia Bocznej na ryczącym silniku wyjeżdżając z Placu Walki Młodych. Sygnał, że nie będzie się liczył z niczym, to ryk silnika i pisk opon. Zatrzymuje się dopiero po przejechaniu całej ulicy. Tu, gdzie o wszystkim opowiadam, nie ma żadnego znaku ostrzegawczego, że to tor wyścigowy. Ani znaku, że chodzą tu piesi, a chodnika nie ma. Nieopodal, z uliczki Równej, dzieci wyjeżdżają na rowerkach. Z przerażeniem patrzymy na tutejsze płoty, bo mało brakuje, aby doszło do tego, by ktoś z tych płotów był zeskrobywały szpachelką. Niedawno był przypadek, że na wyjeżdżający z Równej samochód wpadł pędzący Boczną „wyścigowy”. Zdarzeniu nie nadano normalnego biegu, bo kierowcy dogadali się. Tu nad nami mieszkańcami wisi taki strach, że trzeba koniecznie zainstalować na Bocznej jakieś garby. Na Jasnej podobnie. Niedawno dużo nie brakowało, by wyścigowiec walnął w domek. Nazwisko tej pani tylko do pana wiadomości. Jeżeli Rady nie stać na zainstalowanie tu regulaminowych spowalniaczy, to można by wziąć przykład z Drawska Pomorskiego. Tam w wielu miejscach spowalniacze są wykonane z polbruku. Tu też mogłoby być podobnie. A w Złocieńcu spowalniacze za Białym Domem są położone. I tam się nikt nie rozpędza. Na Cieszyńskiej są dwa. Są na Osiedlu Czaplineckim. -
SKOMPLIKOWANIE
PIĘTROWE
Problem ma skomplikowanie piętrowe. W domkach, po dwóch stronach uliczki, w każdym są małe dzieci, niektóre w roli wnucząt. Nie sposób dziecka utrzymać w podwórkowych ryzach. Wyskakują na jezdnie. Wiele z nich na tej ulicy hasa sobie na rolkach. No, istna groza. Inna mieszkanka dodaje: - Powiem panu szczerze, sama boję się wyjechać z bramy własnego domku na ulicę. Bo wiem, co i kto może być przed maską mego samochodu za ułamek sekundy. To są chwile w wielkim strachu. Człowiek nie wie, czy zdąży nacisnąć na hamulec, czy będzie z późno. -
Rozmówczyni nie miała orientacji w tym, kto jest radnym z tych uliczek. Powiedziała tylko – oni się tu nie pokazują. I to nawet podobno – absolutnie.
SAMI SOBIE,
NO BO Z KIM?
Zimą mieszkańcy sami sobie odśnieżają miejsca, którymi winien biec chodnik. Odśnieżają też ulicę, mimo, że jak powiedziała nasza rozmówczyni, „za odśnieżanie płacimy”. Była rozmowa z radnym z ZUK-u Zbigniewem Janiszewskim, by na chodniki na Boczną dać polbruku. A po co? Bo mieszkańcy się skrzyknęli i postanowili we własnym zakresie chodniki wybudować. Do tego stopnia są zdeterminowani, że uradzili, że w miejscach, które do wykonania przypadłyby osobom starszym, uliczna młódź roboty wykonałaby we własnym zakresie. Zbigniew Janiszewski powiedział: - Oni sobie zrobią, a drugi sobie nie zrobi. A poza tym nie stać nas na to. I to tak właśnie wygląda. A chodnik nam się marzy ciągle. -
Inna pani też włącza się do rozmowy. - Nasze dzieci są już za duże, by siedziały sobie grzecznie na trawce. Już interesuje je świat. Opuszczają rewiry podwórek. A tu – samochodowe wyścigi. Jak tak można? A do tego uliczka bez chodnika. Dziecko chce pobiec na plac zabaw, a tu problem – którędy. Jest ciekawe świata wokół, chce go poznawać, ale jak. Jak przejść tę groźną jezdnię? A gdzie jeździć rowerkiem? Po trawie na podwórku nie da się. Samochody szaleją. Za kierownicami młodzież. Niech pan słucha – motory! Co się tutaj wyprawia, nie sposób wytrzymać. Strach codziennie pęta człowieka. A radni – powiem szczerze, nawet nie wiem, kto tu teraz radzi. Pogubiłam się już zupełnie. Radni stąd mało co nam pomogli. A radny z Osiedla – Jarosław Kiełkiewicz, tak. Dzięki niemu mamy tę drogę, bo i jej nie było. Dzięki temu człowiekowi mamy też tu kanalizację. Pytałam człowieka, pan jest z osiedla, nie ma pan tam dla siebie roboty? A on na to, że tam już prawie wszystko porobione. Pomógł nam obcy radny. Teraz tym się już za bardzo nie interesuję, bo mieliśmy nawet nieporozumienia z radnym do niedawna na punkcie jego pieska, który był przez tego radnego wyprowadzany nie na jego trawnik. No i się poróżniliśmy. Radny miał do wyboru las i olbrzymie wielkie pole, a z pieskiem przychodził na mój prywatny trawniczek. Od tego czasu radni mnie nie interesują. -
JUŻ CZAS NA KILKA
MILIONÓW GMINNYCH
OSZCZĘDNOSCI
Nie da się tego rodzaju problemów rozwikłać także i bez opracowania oszczędnościowego programu dla gminy. Rząd niedawno musiał znaleźć dwadzieścia miliardów. I znalazł. Kolej na następne dwadzieścia. To w tych dniach. Tych poszukiwań dokonuje rząd Platformy, która wygrała wybory też i w Złocieńcu. Za tym zwycięstwem muszą iść też i działania w duchu aktualnego rządu. Tylko, że w takich środowiskach, jak mieścinkowate złocienieckie, głosowanie na Platformę to ma być glejt na – żadnych zmian, żadnych oszczędności, „jeszcze raz” to samo. Tylko jak wytłumaczyć tego rodzaju gminne rządy dzieciom po pokazywanej tu jezdni spacerującym, zdążającym na plac zabaw, jeżdżącym na wrotkach. No, jak? (N)