„Kolejny nudny koncert
i do tego trwający dwie godziny”. „No nic, przynajmniej będzie czas na powtórkę i przygotowanie się do sprawdzianu”... „Jarek... jak?... nie pamiętam, ale był wokalistą tej kapeli, którą tak lubi mój tato… Nooo właśnie! Oddział Zamknięty!”.
Z takimi myślami większość z nas szła na koncert Jarka Wajka, trochę niechętnie, trochę zmęczeni całym tygodniem szkoły. Gdy już wszyscy usiedliśmy na miejsca trochę dalej lub trochę bliżej zaimprowizowanej sceny i p. Jarek zaczął mówić, po pierwszych dwóch - trzech zdaniach książki od biologii przestały być interesujące, a powtórka do sprawdzianu dziwnie mało ważna. Na sali zapadła cisza spowodowana wsłuchiwaniem się w każde wypowiedziane słowo.
- Jeżeli myślicie, że jestem tu po to, by was zabawiać, a to jest koncert, to muszę wam powiedzieć, że się mylicie, bo nie po to tu przyszedłem. - powiedział na samym początku i miał rację. To było coś znacznie więcej niż koncert. Przywołał wiele ilustracji ze swojego życia, z tego co minęło i co było dobre, ale również mówił nam o błędach, tak swoich, jak jego przyjaciół, min. Ryszarda Riedla i kolegów z zespołu. Opowiadał o tym, jak starał się te błędy naprawić. To przy nas - młodzieży, którą widział pierwszy raz, otworzył się i rozdrapał wiele starych ran, aby pokazać nam, jak to jest błądzić i jak można znaleźć drogę powrotną. Szczerość jego wypowiedzi trafiła do wszystkich na sali, ponieważ rozumieliśmy przesłanie i wiedzieliśmy, że to nie jest zwykły kolejny profilaktyczny występ. To było wyznanie człowieka, które naprawdę trafiło do naszych serc. Usłyszeliśmy, że można nie tylko wygrywać, ale i przegrywać, po czym stawać na nogi z kolejnym doświadczeniem.
Wszyscy byliśmy poruszeni rozmową z Jarkiem Wajkiem i wynieśliśmy z niej wrażenie, które wzmocniło nasze postanowienia i plany. Artysta udowodnił nam, że nawet porażki są źródłem doświadczenia i mogą ocalić nas od dalszych błędów.
W moich oczach prawdziwi wielcy ludzie, także muzycy, właśnie tak wyglądają. Potrafią zejść ze sceny, trafić do „prostego człowieka” i opowiedzieć o własnych przeżyciach.
Każdy z nas wyniósł z rozmowy osobiste wrażenia i zapamiętał to, co dla niego ważne. Były to doświadczenia, które dotyczyły wszystkich, ale i każdego z osobna.
Zapytałem parę osób, co sądzą na temat występu i oto co usłyszałem.
- Uważam, że jego historia dotyczy każdego z nas, ale nie każdy umie się do tego przyznać, dlatego podziwiam go tym bardziej. Niewielu spotkałam ludzi, którzy potrafią tak szczerze i otwarcie mówić o problemach, o których reszcie wygodniej jest milczeć; ludzi, którzy nie tworzą idealnego obrazka swojej rodziny, czy siebie samego, którzy mają pasję w życiu i robią coś dla ogółu, nie tylko dla siebie, dla kasy, czy rozgłosu. - powiedziała Anna Motylińska.
- Wyszedłem jako lepszy człowiek. Chciałbym, żeby więcej było na tym świecie takich ludzi jak Jarek. Od początku do końca zainteresował mnie swoją wypowiedzią i słuchając go, czułem… trudno nazwać to uczucie..., ale było to coś naprawdę wyjątkowego. W jego słowach po prostu było czuć, że jest prawdziwy, niezjedzony komercją i monotonią codziennego życia. Zaimponował mi i to bardzo, teraz żałuję tylko, że nie uścisnąłem mu dłoni. - mówił z kolei Mateusz Porębski.
Jednym słowem - Jarek Wajk zaimponował nam wszystkim jako muzyk i jako człowiek, ale przede wszystkim jako nauczyciel, który dał nam kilka dobrych rad. Zrozumieliśmy, jak przejść przez życie, nie czując wstydu, kiedy oglądamy się za siebie. Za to mu dziękuję całym sercem, tak ja, jak i cała nasza szkoła!
Bartosz Dienst
Wokalistą Oddziału Zamkniętego był jest i będzie Jary ! a to była jakaś popierdułka, która zagrała kilka koncertów. Ludzie Oddział to kultowy zespół nie szmaćcie go. A gazeta mogłaby sprawdzić teksty a nie bezmyślnie klepać. Red. MNaczelny chyba jest z pokolenia, które znało OZ jak grał na żywca Krzysztof Jary Jaryczewski