Do redakcji wpłynął list od pana Tomasza Jędrycha ze Złocieńca, który występując w imieniu wszystkich, podkreślam – wszystkich mieszkańców ul. Tkackiej w tym mieście, przedstawił problem, z którym od trzech lat zmagają się mieszkańcy i czekają na jego rozwiązanie.
Otóż na trawniku przed budynkiem mieszkalnym przy ul. Tkackiej 1 rosną trzy 20-letnie modrzewie. Zasadzili je sami mieszkańcy, w nieświadomości, jakie będą mieć z nimi później problemy. Jakie? Oddajmy im głos. W prośbie o ich wycięcie napisali:
„Korzenie tych drzew skutecznie wysadzają płyty chodnikowe i krawężniki narażając poprzez penetrację korzeni na uszkodzenie instalacje gazowe, kanalizacyjne i wodociągowe. Instalacje te są bowiem ułożone wzdłuż budynku i wzdłuż linii rosnących drzew.
W okresie jesiennym zeschnięte igliwie grubą warstwą zaściela ulicę stanowiąc utrapienie dla mieszkańców, którzy nie nadążają z uprzątaniem klatek schodowych i mieszkań. Opadające olejki eteryczne i kapiąca żywica z owych modrzewi w sposób trwały uszkadzają lakier parkujących samochodów, zaś butwiejące w zamkniętych przestrzeniach pojazdów igliwie – przyspiesza ich korozję”.
Zdjęcia wyraźnie pokazują, że parkowanie na ulicy kończy się zasypaniem aut przez opadające igliwie. Jak twierdzą mieszkańcy - największe szkody wyrządza spadająca żywiczna smółka, która niszczy karoserie.
Gdyby ktoś chciał porównywać pracę przy sprzątaniu opadających liści do pracy z igłami modrzewia, to jest ona o wiele trudniejsza i na to nie trzeba dowodów. Igły wciskają się we wszystkie szczeliny i wbijają się w podłoże, ubranie, wcisną się nawet za kołnierz.
Od 2005 roku mieszkańcy dwukrotnie podejmowali starania o usunięcie drzew, do tej pory bezskutecznie. Dodatkowym problemem jest to, że drzewa co prawda rosną przed budynkiem, ale już na gruncie gminnym, więc to urząd miejski musi je wyciąć. By mógł to zrobić, decyzję gminie musi wydać starostwo w Drawsku Pomorskim, po zasięgnięciu opinii gminy. Tak regulują to przepisy. I o ile burmistrz Złocieńca Waldemar Włodarczyk rozumie problem i wydał opinię pozytywną, to za pierwszym podejściem starostwo odmówiło zgody na wycięcie drzew. Mieszkańcy odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Koszalinie, ale ono odrzuciło sprawę z powodów formalnych. Nie uznało mieszkańców za stronę w tej sprawie. Stronami są urząd miejski w Złocieńcu, na którego gruncie rosną drzewa i starostwo.
W roku ubiegłym ponownie zwrócono się do starostwa w tej sprawie. Pan Tomasz Jędrych napisał nawet list do starosty, zwracając uwagę, że: „Nie może być bowiem w demokratycznym państwie tak, żeby decyzja o utrzymaniu kilku drzew, była dla urzędasa siedzącego na ciepłym stołku w Starostwie wartością nadrzędną nad wolą WSZYSTKICH mieszkańców naszej ulicy. Jesteśmy pewni, że gdyby mieszkał na Tkackiej ktoś z urzędu miasta albo starostwa, owe piekielne modrzewie mielibyśmy tylko we wspomnieniach i na zdjęciach”.
Na list skierowany imiennie starosta odpowiedział, ale... decyzji do tej pory starostwo nie wydało, a przynajmniej nie dotarła ona do zainteresowanych. Stąd list do redakcji.
Mieszkańcy budynku zapewniają, że w miejsce wyciętych modrzewi posadzą inne drzewa, lub krzewy – w uzgodnieniu z miejskim konserwatorem przyrody. Więc jeżeli chodzi o ochronę przyrody, to zostanie zachowana równowaga, niczego nie ubędzie. Przypuszczam, że mieszkańcy gotowi byliby posadzić np. dwa razy więcej drzew, niż się wytnie. O co więc w takim traktowaniu ludzi chodzi?
Czas upływa, a odpowiedzi brakuje. Styczeń jest odpowiednią porą na wycięcie tych drzew, bo niedługo przyjdzie wiosna, drzewa puszczą soki i pączki i ktoś stwierdzi, że w tym okresie drzew wyciąć nie można. Ludziom znowu przyjdzie czekać kolejny rok walcząc z igliwiem. Czy ktoś w starostwie chce zbadać granice ich cierpliwości, czy też po prostu brakuje komuś odwagi do podjęcia oczywistej w tej sprawie decyzji. Panie starosto – czas na męską decyzję.
Kazimierz Rynkiewicz