Chciał tylko pomóc synowi, dziś pomaga setkom dzieci
(RADOWO WIELKIE). Ta historia nadaje się na scenariusz filmowy. Pokazała że miłość i determinacja, by pomóc najbliższej osobie, doprowadzić może do stworzenia ośrodka przynoszącego pomoc setkom dzieci i ich rodzinom. Czesław Frost z niewielkiej szkółki stworzył enklawę szczęścia. Pracujący tu ludzie, mając najtrudniejszych klientów, stworzyli coś niesamowitego - Ośrodek Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczy (OREW) prowadzony przez Stowarzyszenie na Rzecz Walki z Niepełnosprawnością Intelektualną Ruchową i Autyzmem.
Motorem napędowym
był mój synek
O tym, jak wielki potencjał tkwi w nas, dowiadujemy się najczęściej wówczas, gdy los zrzuci na nas ciężar z pozoru nie do pokonania. Gdy okazało się, że syn Czesława Forsta jest autystą, ten starał się znaleźć dla swojego dziecka ośrodek, który byłby w stanie mu pomóc.
Poszukiwania okazały się bezowocne. Tłumaczono się słabym rozpoznaniem tematu. Jeśli już przyjęto chłopca efekty pracy nad nim nie zadawalały jego ojca.
- Mojego synka starałem się ratować w różnych ośrodkach. Nie spełniało to moich oczekiwań, nie w sensie edukacji ale pobytu. W mojej ocenie praca z dziećmi autystycznymi powinna wyglądać inaczej. Zacząłem szukać nowych rozwiązań, by tylko mu pomóc, syn był całym motorem napędowym. Dziś Wojtek włada trzema językami, gra na klawiszach, jest komputerowcem, nagrał dwie płyty – nie wiem czego Wojtek nie robi, a nie było komunikacji w ogóle, tak jak jest z autystami.
Zainwestowaliśmy z rodziną wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy. Inwestowaliśmy tylko w Wojtka, tylko on mnie motywował do tego, żeby to robić. A że korzysta z tego ileś tam osób, to chwała Bogu, to już tak jest, samemu nic się nie da zrobić. Chciałem Wojtka oddać gdzieś, gdzie by mu pomogli, to mi go odrzucano. Tłumaczono się tym, że autyzm jest jeszcze w powijakach. Było bardzo ciężko, dalej jest ciężko. Dzieci autystyczne są postrzegane dziwnie. Tak, ludzie boją się tego problemu. A przecież to są przecudowne dzieci bez względu na to w jakim są stadium, to nie ma żadnego znaczenia. To są bardzo inteligentne osoby, trzeba tylko znaleźć sposób, by do nich dotrzeć, bo każdy z nich jest indywidualistą. Mamy taki sposób, wiemy jak to się robi – powiedział Czesław Frost.
Nie otrzymał pomocy
– stworzył więc stowarzyszenie
Brak rzetelnej pomocy doprowadził w konsekwencji do tego, że we wrześniu 2003 roku Czesław Frost założył Stowarzyszenie na Rzecz walki z Niepełnosprawnością Intelektualną Ruchową i Autyzmem.
Wójt Radowa Małego Józef Wypijewski ofiarował nieodpłatnie starą szkołę w Radowie Wielkim. W trakcie około 3 miesięcy został tam wykonany remont i od stycznia została otwarta szkoła dla 12. dzieci.
- Na samym początku największym moim druhem był Wiesław Mały. Dzięki jego osobie dotarłem do starostwa, pomógł mi skomunikować się z ówczesnymi włodarzami: panią Haliną Szymańską i z panem Wiesławem Bernackim, poprzez tych państwa poznałem dyrektora PUP Jarosława Namaczyńskiego i pana Piotra Ćwikłę – dzięki tym ludziom, w tym pierwszym okresie, dostałem tak wielkich skrzydeł. W życiu się nie spodziewałem tak ogromnej pomocy. Z PUP-u dostałem kilkunastu ludzi z robót publicznych, które były w pełni finansowane. A pieniądze, które otrzymaliśmy, mogliśmy inwestować w to, co zaczęło tam powstawać. To był bardzo ogromny zastrzyk, ten rok był niesamowity, dzięki tym wszystkim, którzy uznali, że to się uda. Ja sam nie do końca wierzyłem – wspomina przewodniczący Stowarzyszenia.
Głównym celem Stowarzyszenia jest wszelka edukacja dzieci niepełnosprawnych, również z normą intelektualną. Generalnie ośrodek nastawiony jest na edukację dzieci sprawnych inaczej.
- U autysty nie stwierdza się uwstecznienia umysłowego, bowiem nie ma takiej możliwości, jeśli już, to przy okazji jakieś niepełnosprawności dysfunkcji fizycznej. Ale tak, to każdy autysta jest normą intelektualną. Tak samo było z Wojtkiem, tylko my nie potrafiliśmy do niego dotrzeć – dodał.
W tej chwili, po kilku latach pracy, ośrodek uważany jest przez poradnię szczecińską za najbardziej wiarygodną, w województwie zachodniopomorskim, jednostką diagnozującą autystów.
Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta. Standardowa metoda diagnozująca autystów trwa dwie godziny. W ośrodku w Radowie Wielkim diagnoza trwa dwa miesiące przy współpracy pełnej gamy terapeutów. Każdy z nich wyraża swoją opinię na spotkaniu diagnostycznym.
Ale nie tylko sposób diagnozy różni się od innych.
- Znaleźliśmy eksperymentalnie, jak to mówią niektórzy naukowcy, sposób dotarcia do nich. Nie jeden na jeden, nie białe ściany, nie na krzesełku i za to, że usiadł po dwóch latach dostaje rodzynek. U nas siada w ciągu dwóch tygodniu, zaczyna jeść sztućcami po pół roku, komunikuje się po roku. Komunikuje się... Jakie to są osiągnięcia, to rodzice wiedzą. Stąd jest nas tak dużo i cały czas przyrasta.
Ci ludzie, którzy tam pracują są najcudowniejszymi ludźmi, jakich zdarzyło mi się spotkać. Oni ocalili od niebytu całą tą 90. dzieci, które obecnie są w ośrodku. Te wszystkie dzieci, to są moje dzieci. Powtarzałem to rodzicom wielokrotnie. Oddają mi je przecież w zaufaniu, że coś dobrego będzie się z tymi dziećmi działo. I tak jest. Przykładowo byliśmy na turnusie w Zakopanem. Pojechał z nami chłopak, który wcześniej nie jadł chleba, nie znał smaku lodów, 12 latek w ciągu dziesięciu dni, przeszedł taką metamorfozę pod okiem naszych terapeutów, że jego mama nie poznała własnego syna. Przyszedł usiadł, poprosił o poszczególne potrawy, co mu się nie zdarzało. Powiedziała później do nas, że wyjechał chłopak a wrócił mężczyzna.
Gdzieś była jakaś zapaść, nikt nie wiedział jak do niego podejść, a u nas są już ludzie, którzy mają doświadczenie. Te pięć lat, to jest przeogromny warsztat wiedzy, jaką osiągnęliśmy. Są u nas autyści, którzy nie powinni mieć upośledzenia intelektualnego a mają, ale my to naprawimy. Źle zdiagnozowane dzieciaki w poradni, to tylko krzywda dla nich. To są cudowne dzieciaki – dodał.
Więcej chętnych
niż miejsca
W ośrodku zdecydowanie przeważają dzieci niepełnosprawne umysłowo. Po latach działalności jest tu 90. wychowanków, jednak liczba dzieci autystycznych nie przekracza dziesięciu. Są tu dzieci zarówno z głęboką niepełnosprawnością intelektualną, jak i znaczną oraz umiarkowaną. Przyjechali tu z pięciu powiatów, z terenu 8. gmin. Zapotrzebowanie na taką placówkę jest jednak zdecydowanie większe. Jak powiedział przewodniczący, codziennie po dwie, trzy osoby dzwonią z zapytaniem czy jest miejsce. W tej chwili rodzice nie mogą liczyć na umieszczenie swoich pociech w tym ośrodku. Niebawem jednak ma się to zmienić.
Już dobudowano piętro, ale okazało się, że to za mało choć w tej chwili ośrodek posiada 900 metrów powierzchni użytkowych wraz z gospodarczymi. Obecnie jednak rozpoczęto potężna inwestycję wielkości 1.500 metrów powierzchni użytkowej. Czesław Frost dotarł do Europejskiego Banku Inwestycyjnego, skąd otrzymał przeogromne środki na rozbudowę ośrodka. W nowym obiekcie będzie 11 sal. To, zgodnie z wyliczeniami, ma umożliwić przyjęcie kolejnych 80. dzieci. Planuje się bowiem, by ośrodek mógł pomieścić około 150-160 dzieci. Już teraz jest to największa tego typu jednostka w województwie zachodniopomorskim, niebawem będzie jeszcze większa. Jaka jest tajemnica sukcesu i dlaczego to właśnie tutaj rodzice chcą umieszczać swoje pociechy? Odpowiedź jest prosta.
Poprzez terapię do życia
W tej chwili w instytucji zatrudnionych jest 50 osób na pełnych etatach i troje na częściowych.
- Nasze dzieci jeżdżą w góry, przyjeżdża do nas filharmonia, co tydzień dwa autobusy jadą do Świdwina na basen, mamy bardzo dużą sanatoryjną rehabilitację z laserami, krwioterapią, hydromasażem, lampami itd. Robimy ponad 3600 zabiegów miesięcznie na własnych dzieciach, mamy swoich fizjoterapeutów. Dzieci codziennie przechodzą zabieg. Dwa razy w roku przyjeżdża do nas ortopeda i robi dzieciom badania. W zależności od tego czy istnieje potrzeba dalszej rehabilitacji czy nie - ustalamy grafik zabiegów. Niektóre dzieci mają po trzy zabiegi, niektóre mniej, niektóre tylko uzupełniające. Powołaliśmy trzy placówki szkolno-oświatowe. Mamy ośrodek rehabilitacyjno-edukacyjno-wychowaczy, dla dzieci ze sprzężeniami i dla dzieci bez sprzężeń, mamy szkołę podstawową, gimnazjum, od września otworzymy szkołę z normą z przysposobieniem do pracy. Dzieci nasze kończą 18, 20 czy 25 lat i wracają do swoich rodzin. Uważamy, że mimo iż ich wiek edukacyjny się skończył, mają prawo u nas zostać. Planujemy ogrodnictwo, jest to najprostsza forma, jaką można zaoferować dzieciakom i którą mogą wykonywać po zakończeniu szkoły. Myślimy o szklarni wielkości 500 metrów, myślę że sprzedamy nasze produkty – powiedział.
Zespół fachowców
W ośrodku rehabilitacyjno-edukacyjno-wychowawczy jest 14 grup. Każda z nich liczy po cztery osoby, nad nimi czuwa jeden wychowawca i opiekun. Są dwie grupy objęte zajęciami rehabilitacyjno-wychowawczymi, w których znajdują się dzieci z głęboką niepełnosprawnością. Mają one zajęcia w sali „Doświadczania świata” - najbardziej adekwatnej dla ich potrzeb. Wszelkiego rodzaju zabiegi, jakie są prowadzone, mają za zadanie pomóc w przyswajaniu ich nowych umiejętności i dostarczaniu nowych bodźców. Z dziećmi pracują m.in.: pedagodzy, pedagodzy specjalni, logopedzi, glottodydaktycy (glottodydaktyka - metoda nauki czytania i pisania), psycholog, która należy do zespołu terapeutycznego. Dla każdego ucznia zespół terapeutyczny opracowuje indywidualny program, z którym pracuje się przez cały rok. To sprawia, że dzieci zaczynają mówić, chodzić, czytać a nawet rozwiązywać zadania z tekstem.
Oprócz ośrodka istnieje również szkoła, a w niej oddział drugiego etapu klasy IV-VI i oddział klasy gimnazjum. W klasie podstawowej w tej chwili uczy się ośmioro uczniów, a w klasie gimnazjum jest pięcioro uczniów (ze względu na brak miejsca).
- W ciągu tych pięciu lat, były chwile, gdy opadały ręce z ogromu potrzeb, nawet sobie tego nie wyobrażałem – dodał Czesław Frost.
Mimo wszystko udało mu się znaleźć ludzi, którzy wspólnie potrafią czynić niemal cuda. A wszystko dlatego, że kiedyś chciał tylko pomóc swojemu synowi. Dziś pomaga innym, bo znalazł sposób na podarowanie uśmiechu i szansy na lepsze życie – zarówno dzieciom, jak i ich rodzinom. mm
Jeśli chodzi o Panią Luchowską to lepsza nie jest - taka sama jak Frost. Wmawia rodzicom chorym dzieciom swoje głupie niczym nie potwierdzone racje. A oni słuchają jakby była Bogiem hahahah Kasa leci - rodzinny biznes - mąż budowlaniec masuje chore dzieci mama również za masaże się wzięła. Najważniejsza kasa. .. Ciekawe czemu owa Pani wszędzie z pracy była zwalniana. Zobaczyli wszyscy ile kasy stoi za dzieckiem z autyzmem to jest zarabianie na chorych dzieciach
~
2009.12.26 17.46.10
Akurat pedagodzy z wieloletnim stażem, którzy znają zawód nauczyciela od podszewki to tam nie pracują Mario i przedstaw się swoim prawdziwym imieniem, bo jedynym nauczycielem z wieloletnim stażem, którą nazwałbym pedagogiem to pani, która pracuje u Was zaledwie od września i nie ma pojęcia o czym wcześniej napisano. Chyba że jesteś jednym z prywatnych nauczycieli synka prezesa, zatrudniona z pobliskiej szkoły do nauczania w prywatnym gabineciku po logopedzie. I droga Mario, czytaj tekst ze zrozumieniem, bo nigdzie nie napisałem, że praca w OREW to charówka, to Ty chcesz w swoim patosie aby chylić przed Tobą głowę, bo myślisz,że robisz coś więcej gdyż Czesław Ci wmawia jakim jesteś wspaniałym człowiekiem a tak naprawdę to manipuluje Wami jak marionetkami. Co za teatr.
~Maria
2009.10.28 19.34.12
Bartku, masz bujną wyobraźnię jakoś ludzie tam pracują i osobiście znam kilka osób z tego zakładu i wręcz przeciwnie chwalą sobie.
Dużo się uczą i pracują,bo chcą. Ty pewnie nie nadajesz się do żadnej pracy skoro twierdzisz, że praca tam to charówa.
Jestem pedagogiem z wieloletnim stażem i znam pracę nauczyciela od podszewki. Nauczyciel aby przekazać wiedzę innym powinien się przygotować do zajeć, wtedy ma wspaniałe efekty.To tak jak lekarz cały czas się uczy aby być dobrym, ale Ty tego nie zrozumiesz, bo- albo jesteś kiepskim pedagogiem albo nie masz pojęcia o tym co napisałeś....
~Artur
2009.10.28 11.39.52
Droga Pani pseudo ANIU.
Jakie niskie instynkty, muszą panią miotać i ta szalejąca choroba w pani malutkiej główce nie pozwala pogodzić sie pani z porażką,takie życie!!! Jakoś ten plugawy, zwyrodniały ślusarz z wakacjami zrobił to bez pani pomocy - i co boli- nie.
~Ania
2009.05.25 13.09.47
Bardzo piękny, bałwochwalczy artykuł, gloryfikujący prezesika o malutkich kompetencjach a przerośniętych ambicjach i wieeeelkim mniemaniu o sobie. Zadajmy sobie proste pytanie, które powinno położyć kres wszelkim dywagacjom na temat wielkiego dzieła malutkiego działacza:czy ślusarz, po zawodówce, której ukończenie krzyżowało się z \"wieloletnimi wakacjami\" (tzw. tajemnica Poliszynela mieszkanców Reska i Łobza)byłby w stanie samodzielnie stworzyć i prowadzić takie placówki??? Jak można tak wybijać się na plecach osób wykształconych, doświadczonych i pomysłowych? Pan prezes skrzętnie korzysta z wiedzy swoich pracowników- swiadczy o tym chociażby słownictwo prezesika,, którego nie bardzo rozumie a stosuje. A czy rozwój placówek to też inwencja prezesika czy tylko kolejny skradziony pomysł innym? Nie cieszmy się tak z rozwoju tej firmy- każde kolejne dziecko to kolejne kilka tysięcy złotych miesięcznie a nie dobro dziecka. A szef lubi pieniążki oj lubi im więcej tym lepiej. A co dla nas - wyzyskiwanych? Mobing, krzyki, groźby i prostackie docinki, nadmiar obowiązków za kiepskie płace, poniżanie w \"świetle prawa\".Oczywiście nie dotyczy to grupy uprzywilejowanej, której działlność opiera się na cenionym u prezesika donosicielstwie i pochlebstwach.To samo odnosi się do rodziców dzieci- kto się nie podporządkuje terrorowi prezesika może mieć problemy albo zostanie zastraszony wyrzuceniem dziecka z placówki.
~Bartek
2009.05.09 19.47.11
Pracowałeś? Jak było Ci tak świetnie, to dlaczego już nie pracujesz w Radowie i co możesz wiedzieć o tym co się dzieje teraz?
~Bartosz
2009.02.04 20.04.43
Ciekawe skąd osoba która, tam nie pracowała ma takie informacje.Ja osobiście tam pracowałem i nie posiadam takiej wiedzy jak osoba która, podpisała się tym samym imieniem.
~Bartek
2008.12.16 18.19.48
Pan Czesław pięknie w tym artykule opowiedział historię ośrodka, szkoda tylko, że nie wspomniał o pierwszej dyrektor p. Loduchowskiej, z którą zaczął to wszystko. Ale widocznie jest mu już nie potrzebna tak jak wiele innych osób, które pracowały lub nadal pracują w tym ośrodku. Pracownicy traktowani są przedmiotowo, upokarzani na zebraniach lub na dywaniku, chwaleni tylko wtedy gdy słyszy to większe grono. Często bywa, że nie mogą prosić o swoje tak jak to było z Funduszem Socjalnym, tak jak jest z wyjazdami na 2 tygodniowe turnusy do Międzywodzia - oficjalnie pojechał rodzic z dzieckiem nieoficjalnie pracownik z trójką podopiecznych lub czwórką. Ludziom kazano podpisać oświadczenia, że pojechali tam dobrowolnie. Nawet córeczka pani dyrektor załapała się na darmowe wczasy w miejsce dziecka, które wyjechało do domu. Praca 24 h na dobę i żadnych profitów dla pracowników. Szeroko stosowany mobbing. Syn prezesa ma prywatne lekcje nauczycieli z Radowa Małego - 1 dziecko z pieniędzy wszystkich, indywidualne nauczanie przedmiotów, jakby tylko on był tam uczniem a inni rzeczywiście przy okazji. Pan Frost zatrudnił nawet swoją żonę. Jeszcze trochę i będzie to rodzinny biznes. Nie wspomnę już o pracy jaką pedagodzy wkładają w domu aby opracowywać książki, przygotowywać się do warsztatów w soboty, pisać codziennie konspekty i stos dokumentacji zabieranej do domu. Praca ciężka i kiepsko opłacana, bez premii, bez ferii, wakacji i przerw świątecznych tak jak jest to w szkołach. I uwierzcie, że nie wszystkie dzieci korzystają na równi z dobrodziejstw ośrodka, kto tam pracował ten wie. Praca z dziećmi tak, praca z Frostem NIE.