O grupie ekologów w Łobzie słyszał niemal każdy. Choć legitymację posiada niewiele osób, to sympatyków oraz osób wspierających jest spore grono. Jednak, wbrew pozorom osoby skupiające się wokół ekologii, działają nie tylko na tym polu.
Wszystko zaczęło się w 2002 roku jesienią. O ekologach zaczęło być głośno w związku z wycinką drzew w parku. Wówczas to osoby, które spotykały się w Klubie Nauczyciela, zaczęły zwracać uwagę na to, co się dzieje i coraz baczniej przyglądać się poczynaniom w leśnym parku za cmentarzem. Im bardziej wdrażały się w zagadnienie, tym bardziej oczywistym było, że to co się tam dzieje, nie jest zgodne z prawem. Larum kilku osób nikt nie słuchał, a prace trwały nadal. W wymiarze sprawiedliwości też niewiele uzyskano, choć teoretycznie racja była po stronie ekologów. Być może uderzono nie z tego paragrafu.
Park stał się zalążkiem wspólnych działań, te z kolei sprawiły, że w ślad za ekologami poszło wielu mieszkańców Łobza. To do ekologów zwracają się ludzie, gdy widzą, że „coś się dzieje nie tak”. Ekolodzy jako pierwsi pokazali, co to znaczy społeczeństwo obywatelskie, że czasem należy powiedzieć „stop”, albo „nie”.
W czasach demokracji byli pierwszą grupą opozycyjną, która się odważyła podnieść głos i sprzeciwić władzom łobeskim.
Początkowo ekolodzy założyli Społeczny Komitet Ochrony Przyrody, później 22 września 2003 roku powstało Koło Polskiego Klubu Ekologicznego.
Ręka rękę myje
Przez pewien czas w gablotach umieszczonych przy ul. Niepodległości (przy skwerze z fontanną) znajdowały się odważne rysunki ekologów komentujące kolejne działania poszczególnych władz, były to m.in. „Układ naczyń połączonych” przedstawiający poszczególne władze w powiecie, do których ekolodzy się zwracali i ich zdaniem nie otrzymali żadnego odzewu. To z kolei zaowocowało całą galerią obrazów.
- „Tańczący z rowerzystami pijącymi piwo”, to krytyka policjantów za to, że mimo iż składaliśmy pisma nie było dochodzenia albo umarzano albo zbywano nas. Policjanci woleli zajmować się rowerzystami, którzy pili piwo, a takie ważne sprawy... W takim małym mieście wiadomo kto pije piwo. „Dama z lisiczką” – kolejny obraz; cwana dama – każdy ją sobie kojarzył, „Chochlik parkowy” – dziewczynka ładniutka, stojąca na pniach w wyciętym parku i ta charakterystyczna fryzurka – od razu wiadomo o kogo chodzi, „Władca lasu i pies liżący mu buty - też było wiadomo kto jest tym psem, „Milczenie 15 owiec” – to przecież radni, którzy nic nie robili w tej sprawie, mimo naszych dokumentów i głosów na radach i na komisjach. Było milczenie i kolejny obraz „Ręka rękę myje”. - opowiadają o broni „satyrycznej”, jaką przyszło im używać.
Obrazy to też wyraz bezsilności, z którą przyszło walczyć młodej grupie, bo trudności były też z nagłośnieniem tej sprawy, nie wszystkie media były tym zainteresowane. W konsekwencji gablotę odebrał im samorząd osiedla. Załatwiły więc gablotę z PSL, ale ktoś regularnie zaczął wybijać w niej szyby...
Mimo wszystko z czasem do ekologów zaczęło zwracać się z problemami społecznymi coraz więcej osób.
- Wśród naszych 12 członków jest mnóstwo osób współpracujących i sympatyków ekologii. Oni nam mówią co się dzieje i doradzają, nawet w dziedzinie prawnej. Bardzo nam pomagała Milena Poczykowska, która była naszym sojusznikiem i prawą ręką. Byłyśmy bez funduszy, nawet bez aparatu. Chodziła z nami po lesie i robiła zdjęcia. Przez jakiś czas sama, na własny koszt wywoływała zdjęcia. Wszystkie nasze artykuły umieszczane w „Wiadomościach Łobeskich” wysłała na konkurs dla redaktorów, prowadzących gazety regionalne poruszające tematykę ekologiczną. Otrzymała za nie nagrodę. Za te pieniądze został zakupiony komputer – mówi Halina Rabiec, jedna z łobeskich ekolożek i działaczek społecznych.
- Gdy w parku został już zakłócony system wodny w wyniku wycinki drzew, przychodzili do nas ludzie i pytali co się dzieje. Na wzgórzach zaczynało bowiem rosnąć sitowie. Tam jest gruba warstwa wody podziemnej, tzw. wododział. Dopatrzyłyśmy się też w starych mapach, że za Polaną Jana, która jest własnością nadleśnictwa, był niegdyś rezerwat. Został wycięty niemal w pień. Fachowcy, którzy powinni się na tym znać, nie widzą podstawowych rzeczy, my niefachowcy już to przestudiowaliśmy i wiemy. Danuta Petelczyc napisała kiedyś artykuł o ochronie przyrody – nadleśniczy zmieszał ją z błotem. Za jej pośrednictwem całe nasze grono. W naszej obronie ripostę napisał Leon Zdanowicz. Od tamtej pory już nie byłyśmy obrażane w prasie – wspomina Wiesława Bogunia.
Uratowali nas niewidomi
- Jako klub współpracowaliśmy z niewidomymi. Pozostały nam na pamiątkę wycinanki po pani Monice Żaboklickiej, która już nie żyje, po pani Romie Kosińskiej - malunki. Bardzo dobrze układała się nam również współpraca z poetami. Piękne poezje pisał nieżyjący już, bardzo dobry niewidomy poeta Jan Wielgus. Bardzo się cieszyli, że z nimi współpracowaliśmy. Powstała też sekcja literacka. Tu się spotykaliśmy. Niewidomi uratowali nam Klub. Mieli swoją uroczystość, na którą przyszedł poprzedni burmistrz wraz z zastępcą. Wiedzieliśmy wszyscy, że mają nam oficjalnie oświadczyć, że zabierają nam to pomieszczenie. Zanim burmistrz to zrobił, pan Wielgus zapytał się czy nam zabiorą, po czym się rozpłakał – wspomina Wiesława Bogunia.
Nie zabrali – wtedy.
Klub Nauczyciela
Ekolodzy działają jako sekcja w ramach Klubu Nauczyciela. Sam Klub Nauczyciela powstał 26 maja 1999 roku. Od tego czasu zorganizował bardzo dużo imprez, w których współuczestniczyły osoby zaangażowane dziś przede wszystkim w ekologię.
Zaangażowanie to przynosiło jednak coraz więcej kłopotów.
- Gdy zaczęliśmy działać i ukazywały się gazetki, dowiedziano się, że urzędujemy tu w klubie. Wtedy postanowiono odebrać nauczycielom klub. Było wiele starć, żeby to zachować, kazali nam płacić za wynajem. Ale jeśli coś dla ludzi za darmo się robi... W domu kultury są instruktorzy, za swoją pracę dostają pieniążki, my to wszystko robimy za darmo. Na początku tych imprez było bardzo dużo ludzi i to w tej małej sali. Nie dość, że za darmo, coś się robi, ludzie przychodzą z miasta, a tu każą płacić. Ważniejsza jest tu sekcja, która sobie przyjdzie i we wspólnym gronie coś pomaluje, niż działania na rzecz ludzi. Członkowie Klubu zagospodarowali to pomieszczenie sami, nosili meble, malowali, by to jakoś wyglądało. Często coś się tu działo, to pożegnanie jesieni, to spotkanie z artystami. Myśleliśmy, że to kameralnie będzie, potem zaczęły przychodzić tłumy z miasta, trzeba było tą dużą salę wypożyczać i tam organizować spotkania. Tu są ludzie zajmujący się kolekcjonerstwem, historią itp. Potem powoli to wszystko zaczęło upadać i wtedy powstała sekcja ekologów. Zaczęto nas wyganiać i przeganiać, biegaliśmy po szkołach i zbieraliśmy podpisy, by ten klub zachować. W tej chwili mamy opuścić to pomieszczenie. Burmistrz wystosował już oficjalne pismo. Tu zamierzono utworzyć studio nagrań, bo chór będzie chciał nagrywać płyty. Chcieli nas przenieść tam, gdzie był kiedyś PTTK - na placu 3 Marca. Ludwik Cwynar z Heńkiem Musiałem byli – poszli to oglądać i stwierdzili, że to się nie nadaje. Burmistrz znowu coś zaproponował. Wyszło, że piętro wyżej mamy się przenieść - tam gdzie byli niewidomi. Jest to jeszcze mniejsze pomieszczenie, niż Klub Nauczyciela – opowiada Danuta Petelczyc.
Obecnie pomieszczenie, które zostało przeznaczone dla Klubu Nauczyciela będzie służyło im tylko w wyznaczonych dniach i godzinach. W pozostałych będzie do dyspozycji Łobeskiego Domu Kultury. Za korzystanie z niego Klub nie będzie płacił, ani za korzystanie z dużej sali, gdy zajdzie taka potrzeba. O tym, że zachodzi każdorazowo, gdy jest organizowane spotkanie zapewniać nie trzeba.
Ekolodzy, to nie tylko
ekologia
Ale działania osób związanych z ekologią i Klubem Nauczyciela nie kończą się tylko na tym. To oni poddali pomysł pomalowania PKP jeszcze poprzedniemu burmistrzowi. Halina Rabiec społecznie przez pół roku dbała o porządek związany z przyjazdami i odjazdami autobusów sprzed gimnazjum w Łobzie. Gdy jeszcze nikt nie widział zagrożenia związanego ze Świętoborcem, to właśnie one zauważyły, że coś jest nie tak – że nie te konie wracają do Świętoborca, które z niego wychodziły i że nie było nadzoru nad ewidencją.
Dzięki działaniom i staraniom Danuty Petelczyc powstała toaleta w mieście. Martwi ich jeszcze dewastacja zabytków i brak wpisywania ich do ewidencji.
Dzięki ekologom na terenie za „Novamylem” nie mamy odpadów, które miały być tu zwożone przez „Drobinex” - jako nawóz...
- Ani ja, ani Halina nie powinniśmy tu działać, bo nie mamy tu przecież dzieci ani wnuków. Problemami małej ojczyzny powinni być zainteresowani rodzice, przecież tu będą mieszkać ich dzieci. Chodzi nam o to, by ekologia nie była tylko na papierku, ale by czynnie się włączyć w ochronę przyrody. Młodzież bardzo chętnie podejmuje temat – mieliśmy z nimi spotkanie i bardzo ich to interesuje. Dlaczego tego się nie wykorzystuje? Jest akcja zbierania zakrętek na rzecz kupna wózka inwalidzkiego dla chorego chłopca – dzieci z pewnością zbierałyby je, a samochody ze śmieciami nie woziłyby powietrza – przecież to takie proste – dziwi się Danuta Petelczyc.
- A dlaczego działamy społecznie? Bo kochamy to miasto. Ktoś wreszcie musi być odważny, bo większość dba o stołki i o pieniądze. Jesteśmy buntownikami przeciw nieprawości – podsumowuje Halina Rabiec.
Klub Ekologów w Łobzie, to społecznicy, pracujący dla dobra miasta. To ludzie, którzy pokochali ten skrawek ziemi na tyle, by nie bać się nie tylko sprzeciwiać działaniom mogącym zaszkodzić naszemu wspólnemu dobru, ale i potrafiący wskazywać rozwiązania trudnych problemów. mm
Szkoda tylko, że te panie nie dochowały się następców. Mogli by tacy zaistnieć choćby w pobliskim liceum ale tam edukacja ekologiczna polega na robieniu jakichś idiotycznych gazetek przez egzaltowane panienki.
Asfalt zwijać od ŁDK
~Lukasz
2008.10.28 08.25.09
kolejny bardzo ciekawy artykul, i wielkie brawa dla tych ludzi za ich odwazna dzialalnosc. Tylko tacy ludzie moga zmieniac swiat na lepsze. Spieprzyc cos albo stchorzyc to kazdy jeden potrafi.