Rozmowa z Wiesławą Łań, Iwoną Jaskułą z domu Łań i Robertem Jaskułą
Emigracja zarobkowa to mało opisany temat. Z Łobza i innych miasteczek zniknęła młodzież. Młodych ludzi z Polski można spotkać na ulicach Londynu lub w odległych brytyjskich wioskach. Kilka dni temu rozmawialiśmy o tym z Iwoną i Robertem Jaskułami, którzy przyjechali do Łobza wziąć ślub oraz mamą Iwony - Wiesławą Łań, która od roku mieszka i pracuje w Anglii. Red. - Jak doszło do wyjazdu?
Iwona - W Polsce trudno było znaleźć taką pracę, jaką by się chciało. Od kandydatów oczekiwano studiów, pięciu języków i doświadczenia. Robert miał kilku znajomych w Anglii, ja miałam kilka koleżanek. Doszliśmy do wniosku, że spróbujemy razem w Anglii. Dwa lata temu, 16 września, wyjechaliśmy sprawdzić czy jest tam lepiej, inaczej. Pracowaliśmy w Polsce, postanowiliśmy, że uzbieramy trochę pieniędzy i wyjedziemy. Mieszkałam w Łobzie, uczyłam się w Szczecinie, Robert pochodzi z Wrzosowa koło Kamienia Pomorskiego. Nie jechaliśmy w ciemno i nikomu tego nie polecam. Pojechaliśmy do Roberta przyjaciela, on nas przenocował.
Robert – W sobotę pojechaliśmy do Anglii, a od poniedziałku miałem już pracę.
Iwona – Nie jechaliśmy w ciemno. Przez półtora tygodnia nie miałam pracy. Gdybym pojechała sama, zaraz obróciłabym się na pięcie i wróciła. Nie to, że jestem miękka, ale samo wejście było przerażające. Jesteśmy w Londynie, jak się wjeżdża do tego miasta ma się wrażenie, że wszystko jest tam takie same. Wyszłam rano odprowadzić Roberta do pracy i przez godzinę szukałam domu. W każdą uliczkę wchodziłam i wszystko było do sibie podobne, nie wiedziałam gdzie jestem, ale człowiek codziennie przyzwyczaja się do jakiś zachowań, do ludzi, do miejsca, do sytuacji. To wszystko jest stopniowe. Teraz już nie zwraca się na to uwagi.
- Znaliście język?
Iwona - Robert w ogóle nie znał języka, do tej pory nie zna. Ja komunikatywnie i rozwojowo – dalej się uczę. Ze względu na znajomość języka jest mi łatwiej.
– Łatwiej jest chyba razem, gdy Polacy mogą rozmawiać po polsku, ale gdy wychodzi się za drzwi, okazuje się, że ten kontakt jest utrudniony. Jak to wygląda w pracy?
Iwona - Pracuję z Polakami, Robert też.
Wiesława - Gdy się wyjdzie na ulicę, to co drugi mówi po polsku. Wokół nas mieszka bardzo dużo Polaków. Dojeżdżam autobusem do pracy, słychać w nim Polaków. Połowa to kolorowi, połowa – Polacy.
Iwona - Nie ma też problemów, jeśli chodzi o załatwianie przeróżnych spraw. Jest bardzo łatwo. Język angielski nie jest konieczny. Polacy pracują w bankach, sklepach, biurach... W Londynie jest mnóstwo Polaków, gdzie się nie zajdzie wszędzie słychać polską mowę. W urzędach również pracuje bardzo dużo Polaków. Mimo tego na początku jest bardzo ciężko. Jeśli nie ma się kogoś, kto pokieruje, pomoże, kto wytłumaczy jakie pierwsze kroki należy zrobić, to samemu trzeba być bardzo odważnym, albo przynajmniej zorientowanym zanim, przyjedzie się z Polski, by wiedzieć, w które miejsce się udać.
- Rozumiem, że w pierwszą noc spaliście u znajomych, a teraz wynajmujecie mieszkanie?
Iwona - Już na drugi dzień znajomi znaleźli nam pokój. W Londynie nie ma problemów ze znalezieniem mieszkania. Jest mnóstwo ogłoszeń na polskich stronach zarówno o mieszkaniach, pracy, sprzedaży, kupna, a nawet towarzyskich. Są tam wydawane darmowe polskie gazety, w których można znaleźć ogłoszenia o pracy, czy o mieszkaniach.
- Gdzie pracujecie?
Robert - W polsko-angielskiej firmie budowlanej. Gdy zacząłem pracować, w firmie było ponad 90. Polaków, teraz jest już trochę mniej. Firma zajmuje się pracami wykończeniowymi mieszkań oraz demontażem starych fabryk i stawianiem mniejszych np. pod hurtownie. Firma miała kilka hal do przeróbki, poza tym bardzo dużo Anglików zmienia swoje mieszkania.
Iwona - Jeśli ktoś robi remont np. kuchni, to wszystkie meble robi na zamówienie. Jeśli chcą zrobić zmianę wystroju, to muszą wszystko zerwać i na nowo kłaść. Ja sprzątam. Trafiłam również do polskiej firmy. Wysłałam smsem ogłoszenie do polskiej gazety, ukazało się po kilku dniach. Zadzwoniła kobieta, podała adres i miejsce spotkania. Od razu zostałam przyjęta. Jest możliwość zmiany pracy, jednak ja szybko przywiązuję się do miejsca. Owszem mogę zmienić. Teraz już ze znajomością języka, to mogłabym chodzić, szukać i przebierać. Mieliśmy jednak inne plany. Zbieraliśmy na ślub.
Wiesława - Ja z kolei pojechałam do Londynu w maju zeszłego roku. Córka mnie ściągnęła. Już wcześniej planowałam, że za nią pojadę. Pracuję już rok w firmie, w której córka zaczęła. Fakt, nie duże są te pieniążki, wszystko zależy od ilości godzin. Nie mam niczego do stracenia, tylko pracować. W Łobzie pracowałam, ale tu mi nie wystarczało z miesiąca na miesiąc. Pracowałam w handlu, podobała mi się ta praca... Pierwszy miesiąc był dla mnie najcięższy. Co chwilę płakałam. Gdyby nie to, że była tam córka, to chyba w ciągu tygodnia bym tu wróciła. W tej chwili przyzwyczaiłam się. Czego tam się nauczyłam? Tu się patrzy, a ten taki, a ten owaki, jakoś ta nasza mentalność jest dziwna. A tam człowiek pozbawia się tych pewnych zahamowań, ale jest obojętne mi, czy ja widzę czarnoskórego czy Azjatę, dla mnie nie ma znaczenia z kim rozmawiam, nie widzę tych różnic. Tam są ludzie bardzo serdeczni, uśmiechnięci. To bardzo pomaga. Ale ja nie mówię o Polakach, tylko o społeczeństwie angielskim. Polacy są jak wszędzie – w większości zazdrośni. Nie potrafią się chyba śmiać.
- Jakie są różnice zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Mówi się, że „wszędzie jest dobrze, gdzie nas nie ma”, ale jak się dłużej pobędzie, to zaczyna się dostrzegać również minusy.
Iwona - Nie potrafimy się cieszyć, że ktoś coś ma, coś osiągnął, tylko myślimy o tym, dlaczego on to ma, a ja tego nie mam. Polacy są zazdrośni i zachłanni. U Polaków właśnie tak jest. To chyba jedyne negatywne odczucie, z jakim się spotkałam w Londynie.
Wiesława - Droga do pracy trwa godzinę, a z powrotem od półtorej do dwóch. Przywykłam. Jeżdżę i autobusem i metrem i pociągiem. Można zmienić miejsce zamieszkania bliżej pracy. Człowiek się jednak przyzwyczaja do miejsca. My mieszkamy w bardzo ładnej i spokojnej okolicy, przy bocznej uliczce. Do głównej ulicy mam 6 minut. To miejsce wydaje się bardzo spokojne, jest jak wioska.
Iwona - Po pewnym czasie nie widzi się różnic pomiędzy kolorowymi a białymi. Na człowieka patrzy się jak na człowieka.
Wiesława - Często zaczepiają, chcieliby porozmawiać, ale ja nie znam języka.
Iwona - Są bardzo serdeczni, można przeprowadzić nawet godzinną rozmowę w autobusie o niczym, bo starsza kobieta wsiądzie i zagada i zaczyna opowiadać o sobie, że np. przyjechała z Irlandii jakiś czas temu i dopytuje co ty robisz.
- Wrócicie?
- Jeszcze nie wiemy.
Dziękuję za rozmowę
Kazimierz Rynkiewicz