Pan Edward Ś. przez lata mieszkał w Wilczkowie. Swego czasu stał się obiektem zainteresowania mediów wojewódzkich tj. „Głosu Szczecińskiego” i telewizyjnej Kroniki Szczecińskiej. Bardzo skromne życie pana Edwarda stało się głośne i znane szerszej publiczności. Wiadomym się stało, że mieszka w trudnych warunkach, że ma na utrzymaniu konia, który już mleka nie wozi, bo czasy się zmieniły i koń z mleczarzem stał się zbyteczny. Konia pan Edward nigdy nie chciał sprzedać, bo wychował go od pierwszego dnia i pierwszego oddechu ziemskim powietrzem. Medialny szum wokoło Pana Edwarda Ś. spowodował, że znaleziono mu jakieś mieszkanie w Rzęskowie. Dziś konia już nie ma, odszedł na drugą, jak mówią, lepszą stronę.
Ale nie pozwolono panu Edwardowi pochować konia tak, jak sam uważał za słuszne, tzn. gdzieś w polu, może pod jakimś drzewem. Jak to uczynił kiedyś, kiedy był młody i inne obowiązywało prawo. Konia zabrano do utylizacji. Ale żal w panu Edwardzie tkwi. I mimo że konia już nie było, że mieszkał w Rzeskowie, to i tak do Gryfic jeździł swoim rowerem i coś tam zbierał; kiedyś suchy chleb dla konia i inne rzeczy. Dziś nie ma konia ani roweru. W sierpniu na wysokości kąpieliska miejskiego został potrącony przez samochód (mówi, że kierowcą była kobieta), ludzie byli blisko, pomogli mu podnieść się z ziemi, przyjechało pogotowie, bo też miało – jak mówi – blisko ze szpitala. W szpitalu przeleżał ponad tydzień. Wypisali do „domu”. Nie dali żadnej recepty ani maści, a dalej boli go noga, która puchnie, bolą go też inne części ciała. To właśnie brak roweru kazał nam zapytać pana Edwarda o to, co się stało. Opowiedział. Na nogach, które go bolą, ma ciężkie, przycięte gumofilce i mimo chłodu (spotkaliśmy się 14 września obok jednego z marketów), miał na sobie, co było widać, podkoszulkę, koszulę i cienką bluzę dżinsową. Pytaliśmy czy był na policji spytać co się stało z rowerem. Nie był, bo jak twierdzi, mogą mu zarzucić, że on spowodował wypadek. Czy był w Ośrodku Pomocy? Nie był. Bo oni chcą, aby zamieszkał w domu pomocy społecznej, a on woli oddychać świeżym powietrzem, a w takim domu - jak twierdzi - go nie ma. Jest pełno spalin, bo ulica, przy których te domy się znajdują jeździ najwięcej samochodów. I tyle. Co by chciał? Nic, no może miód sobie kupi, bo się kończy, a on od lat na śniadanie je miód i pewnie dlatego tak się trzyma.
- W Rzęskowie mam obiady, ale zima się zbliża i tam, gdzie mieszkam, może być zimno. Pewnie, że chciałby mieć jakiś rower na chodzie, bo dziś z Rzęskowa pieszo chodzi, no może jeszcze maść jakąś, żeby noga tak nie bolała i inne kości – powiedział.
Życiu pana Edwarda przyjrzymy się bliżej, ale już dziś mamy apel do tych z SLD, którzy na łamach gazet opowiadają, że są po to, żeby pomagać wszystkim, którzy pomocy potrzebują. Pan Edward potrzebuje, bo nie ma 10 ha ziemi ornej, jak ten rolnik z okolic Ościęcina, który chleb je za 50 gr. I to wtedy, kiedy ma te 50 gr. Zapomniano przy tym dodać, że poza hektarami, które można przekazać na skarb państwa i otrzymać emeryturę, albo wydzierżawić ziemię i też mieć pieniądze. Zapomniano napisać, że ma kury i jajka, że ma ziemniaki itp. Ale w SLD uznano, że bardzo potrzebuje pomocy i szybko pomocy udzielono. Pomocy potrzebuje na pewno Edward Ś. z Rzęskowa, mimo tego, że ma najniższą emeryturę czy też rentę. A może nie ma wcale, tylko nie miał odwagi powiedzieć. Dlatego uwadze „Janosikom” z SLD polecamy zainteresowanie się panem Edwardem, podobnie paniom z Ośrodka Pomocy Społecznej. Bo jeśli ktoś nie chce mieszkać w Domu Pomocy Społecznej, to nie znaczy, że problemu nie ma. Problem jest i pan Edward potrzebuje ciepłej odzieży, butów i zainteresowania się warunkami w jakich mieszka.
W następnym numerze naszej gazety przedstawimy rzeczywisty obraz z Rzęskowa. Gdyby ktoś z Czytelników chciał pomóc np. w dostarczeniu miodu, odzieży i sprawnego roweru prosimy dzwonić na nr interwencyjny podany w naszej gazecie. m