(ŁOBEZ-RADOWO MAŁE ) Firma Tomex w Radowie Małym do tej pory była największym pracodawcą w gminie. Produkuje wyroby z drzewa. Były lata, że zatrudniała ponad pięćdziesięciu pracowników. W ostatnich latach znalazła się na równi pochyłej.
Firma znana jest dobrze członkom Powiatowej Rady Zatrudnienia, która wielokrotnie zajmowała się niespłacanym długiem zakładu wobec PUP, który dał firmie ponad 400 tys. zł na utworzenie ponad 40 miejsc pracy. Większość pracowników i urzędników ma dobrą opinię o właścicielu, stąd przedłużane terminy spłat. Jednak – jak wynika z wyliczeń prokuratury, która postawiła zarzuty właścicielowi firmy - zadłużenie przekroczyło już wszelkie racjonalne granice.
Dlaczego łobeska prokuratura zajęła się właścicielem firmy Tomex Benedyktem B.?
- Zawiadomienie o przestępstwie w ubiegłym roku złożyła córka jednego z pracowników. - tłumaczy szefowa łobeskiej prokuratury Klaudia Karpińska-Gęsikiewicz.
Prokuratura musiała wszcząć dochodzenie i wyjaśnić sprawę. W trakcie wyjaśniania ukazał się fatalny obraz funkcjonowania firmy i prokuratura postawiła właścicielowi cztery zarzuty. Córka zawiadomiła prokuraturę, że jej ojciec, który był tam zatrudniony i uległ wypadkowi przy pracy, nie otrzymuje należnych mu świadczeń z ZUS. Nie mógł otrzymać również odszkodowania z PZU, gdzie niektórzy pracownicy byli dodatkowo ubezpieczeni, a w związku z tym potrącane im były składki.
- To dobrowolne ubezpieczenie wygasło rok wcześniej, ale składki nadal były potrącane. - mówi prokurator. - Jak policja zaczęła badać tę sprawę, to okazało się, że w firmie nie ma list płac, że te składki nie były odprowadzane, że ludziom wynagrodzenia wypłacane są w ratach. Ta sytuacja miała miejsce od co najmniej 2002 roku. To nawet trudno nazwać ratami, bo ile było pieniędzy w kasie, tyle dzielono. Jak ktoś miał ratę do zapłacenia, to musiał pokazać kwitek, że są mu potrzebne pieniądze. Ludzie dostawali po 50 – 100 zł i nie wiedzieli, kiedy dostaną następną część wypłaty. Niektórzy mieli kilkumiesięczne zaległości. - mówi prokurator.
Pracownik pokrzywdzony w wypadku, który zawiadomił prokuraturę, powiadomił również Państwową Inspekcję Pracy. Ta chciała skontrolować zakład, ale uniemożliwiono jej to. W związku z tym również PIP złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
- Po złożeniu przez PIP zawiadomienia, musieliśmy zbadać, czy odprowadzane były składki na ZUS, jak było z pensjami i co stało się z pieniędzmi potrącanymi na dodatkowe składki, tzw. ubezpieczenie grupowe. To ubezpieczenie wygasło, bo nie było opłacone, ale na listach płac widniało, do potrącenia. Zresztą trudno tu mówić o księgowości; nie było list płac, część była na karteczkach, część w komputerze. Jeżeli potraktujemy to jako dokumenty, to księgowość w badanych przez nas latach 2002 – 2006 jako taka nie istniała. Część papierów była w biurze księgowym w Szczecinie, część w domu właściciela, również w Szczecinie, a część w Radowie Małym. To co zdobyła policja i co wydał dobrowolnie, stanowiło podstawę do rozliczenia - mówi prokurator.
Prokuratura powołała biegłego, który ocenił dostępne dokumenty firmy. Zwróciła się również do ZUS o deklaracje podatkowe pracowników. Przesłuchano prawie stu świadków. Zgromadzone dokumenty z postępowania to 36 tomów akt. Na podstawie zebranego materiału dowodowego prokuratura postawiła właścicielowi Tomexu cztery zarzuty.
Pierwszy dotyczy naruszenia praw pracowniczych, drugi dotyczy przywłaszczenia dobrowolnych składek na dodatkowe ubezpieczenie pracowników w PZU, trzeci – uniemożliwienie kontroli PIP, a czwarty, z ustawy o rachunkowości, dotyczy nieprawidłowo prowadzonej księgowości.
Jak wyliczył biegły na podstawie dostępnych dokumentów, Benedykt B., jest winien ZUS ponad 3 miliony 600 tys. zł nieodprowadzonych składek na obowiązkowe ubezpieczenie. Prokuratura doliczyła się ponad 160 pracowników, którzy przewinęli się przez zakład w badanym okresie . Większość z nich już tam nie pracuje.
Oskarżony odmówił składania wyjaśnień. Chce je złożyć na piśmie.
- Co ciekawe, trzy czwarte przesłuchiwanych pracowników uważa szefa firmy za dobrego pracodawcę i wręcz dobrodzieja. - zastanawia się nad tym fenomenem prokurator Karpińska-Gęsikiewicz. KAR