(ŁOBEZ) Głośna przed kilku laty sprawa wyciętych drzew w parku leśnym za cmentarzem ma swój „pogrzebowy” finał. Prokuraturze w Łobzie śledztwo zajęło aż 4 lata. Mimo tak długiego czasu nie udało się jej ustalić, kto wyciął nielegalnie prawie 800 drzew, zaś w uzasadnieniu asesor napisała, że nawet gdyby ustalono, to i tak zarzutu pod adresem podejrzanego Jana B. nie udało by się postawić, gdyż... w świetle umowy zawartej z Gminą mógł wyciąć ile chciał. To jednak nie jest prawdą.
Kiedyś gdzieś napisałem, że nasze państwo to dryfujący wrak po komunie i poniższa sprawa w całej rozciągłości potwierdza taką diagnozę. - Akt oskarżenia trafi do sądu prawdopodobnie na początku przyszłego roku. - mówił Tygodnikowi w grudniu 2006 roku prowadzący sprawę wycinki drzew w parku asesor Bartosz Tymosiewicz. Po dwóch latach nie tylko że nie trafił do sądu, ale w ogóle nie trafi, bo Tymosiewicz wyjechał do Szczecina, a prokuratura sprawę umorzyła.
Przypomnijmy – W lipcu 2002 roku ówczesny zarząd gminy w osobach burmistrza Haliny Szymańskiej i wiceburmistrza Henryka Musiała podpisał umowę w firmą ogólnobudowlaną Jana B. umowę na „prześwietlenie” parku leśnego przy ul. Wojska Polskiego (za cmentarzem). Miał on wyciąć chore, słabe i uszkodzone drzewa i w ramach zapłaty zabrać pozyskane drewno. W umowie nie określono zakresu prac. Kierownik wydziału urzędu miejskiego Ewa Ciechańska uzgodniła z Leśnictwem Unimie, że pomocy udzieli pan Leonard Zieliński, który społecznie oznakował drzewa do wycinki. Pod koniec 2002 r. odbyły się wybory i burmistrzem został Marek Romejko. Na początku 2003 r. ekolodzy łobescy wszczęli alarm, że w parku giną nielegalnie wycinane drzewa. Po ich protestach wycinkę wstrzymano 13 marca 2003 r. Od tamtej pory z tą sprawą działy się różne dziwne rzeczy.
Najpierw Sąd w Łobzie odrzucił apelację ekologów na umorzenie przez łobeską prokuraturę sprawy „spowodowania zniszczenia w świecie roślinnym” stwierdzając, że - owszem - mogli oni złożyć zawiadomienie do prokuratury, ale już nie mogą apelować, bo to mogą czynić tylko strony, czyli oskarżony i pokrzywdzony, a mieszkańców – ekologów Sąd za pokrzywdzonych nie uznał. Owszem – państwo wrak po komunie zapisało w ustawie o samorządzie, że „Mieszkańcy gminy tworzą z mocy prawa wspólnotę samorządową” oraz „Ilekroć w ustawie jest mowa o gminie, należy przez to rozumieć wspólnotę samorządową oraz odpowiednie terytorium”, ale już ci mieszkańcy nie mają żadnych praw względem obrony swojego majątku.
Drugie zawiadomienie złożyła NIK, która po zawiadomieniu ekologów zbadała wycinkę w parku. Był to wątek „urzędniczy”, a dotyczył umowy i formy jej zawarcia, a później jej realizacji. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa przeciwko urzędnikom uznając, że zawierając taką umowę nie przekroczyli uprawnień. Przyjęto nieumyślność w działaniu.
- Trudno zakładać, że władze umyślnie działały na szkodę gminy. - powie później Tygodnikowi prowadzący sprawę asesor Bartosz Tymosiewicz, obecnie urzędujący w Szczecinie, ale też doda: - Wnioski z tej kontroli (NIK) są druzgocące. Apelacja NIK-u nie została uwzględniona.
Pozostała sprawa kradzieży drzewa z parku, którą właśnie, po 4 latach, prokuratura umorzyła. Janowi B. zarzucono, że zabrał w celu przywłaszczenia drzewa (buk, grab, sosna, modrzew, klon, dąb, brzoza, lipa, jesion) o wartości 96.757 zł; dokonał wycinki w większych ilościach, niż wyznaczono i drzewa te zabrał dla siebie, czym działał na szkodę Gminy Łobez.
W uzasadnieniu do umorzenia asesor Monika Sarbiewska odnosząc się do umowy Gminy z Janem B. napisała, że nie określono w niej wartości zleconych robót ani wartości pozyskanego drzewa, nie nakładała obowiązku prowadzenia kontroli przez Gminę nad prawidłowością realizacji robót. W urzędzie odpowiadała za to Ewa Ciechańska. Pracuje do dzisiaj.
Co ciekawe, NIK badają sprawę w 2004 r. stwierdził, że umowa zlecenia z Janem B. nie została przez Gminę wypowiedziana, a prace przez niego wykonane odebrano 24.10.2005 r., co posłuży asesor jako argument korzystny dla podejrzanego.
„Analiza materiału dowodowego zgromadzonego w toku śledztwa wiedzie do wniosku, iż nie sposób jest stwierdzić w sposób pewny i jednoznaczny, czy oraz ewentualnie ile drzew nieoznakowanych usunął i zabrał z parku Jan B. Nadto podnieść należy, że Urząd Miejski w Łobzie nie dopatrzył się w działaniach Jana B. nieprawidłowości. Umowa nie została wypowiedziana w trybie natychmiastowym, nie złożono przeciwko Janowi B. zawiadomienia o przestępstwie kradzieży. Okoliczność, że przedstawiciele Gminy – właściciele parku, nie zakwestionowali prac Jana B. i niejako wykluczyli możliwość dokonania przestępstwa kradzieży przez niego, znanego im z realizacji już wcześniej prac na rzecz Gminy ma również znaczenie w tejże sprawie – korzystne dla podejrzanego”.
Podejrzany Jan B. nie przyznał się do postawionych zarzutów. Jak wynika z uzasadnienia, sam zgłosił na policję kradzież drzewa z parku. „Wskazał, że to Urząd Miejski w Łobzie jako właściciel drzew w parku winien czuwać nad tym, co się w nim działo i inicjować postępowania karne. Podniósł, że na pracach w parku nie zarobił nic, a stracił, głównie w związku z kosztem sadzonek”.
Z całego uzasadnienia wynika, że główną winę za tę sprawę ponosi Urząd Miejski w Łobzie. Jednak asesor pisząc uzasadnienie nie pofatygowała się nawet podać, ile drzew zginęło. Podaje również rozbieżną kwotę, o jaką oskarżono Jana B. Według niej to 96.757 zł, według prowadzącego wcześniej sprawę Tymosiewicza jest to 58 tys. zł.
Jednak już kuriozalna wydaje się końcowa sentencja uzasadnienia, gdzie asesor napisała: „Ponadto wskazać należy, iż nawet w przypadku pewnego ustalenia, że podejrzany Jan B. wyciął i rozporządził drzewami nieoznakowanymi, nie sposób byłoby go pociągnąć do odpowiedzialności karnej za przestępstwo kradzieży. A to z tego względu, iż umowa zawarta z nim przez przedstawicieli Urzędu Miejskiego w Łobzie nie określała, ile drzew ma za zadanie usunąć wykonawca robót oraz stanowiła, że pozyskane w trakcie wycinki drzewo (wszelkie) będzie zapłatą za realizowane prace. Stwierdzić należy, że sformułowana ogólnikowo umowa zlecenia była de facto zgodą, przyzwoleniem dla Jana B., na zabranie każdego uzyskanego w wyniku wycinki drzewa”.
Włos się jeży na głowie, co by po parku zostało, gdyby de facto tak było. To że w umowie nie był wyznaczony zakres prac, nie znaczy, że nie było innych wyznaczników. Było nim stwierdzenie, że mają być wycięte drzewa oznakowane. Te zaś wyznaczył leśniczy Leonard Zieliński w liczbie 1074 sztuki, „na co sporządził dwa raptularze”, o czym pani asesor chyba nie ma pojęcia. Najlepiej całą winę zwalić na urząd, a złodziei niech ścigają obywatele. Urząd w tej sprawie nie popisał się, ale ma przynajmniej szansę uratować twarz składając zażalenie na postanowienie o umorzeniu i powalczyć o mienie gminne, czyli mieszkańców. Ma na to 7 dni. Czekamy na decyzję, panie burmistrzu – leśniczy.
Kazimierz Rynkiewicz
Zwolnić gówniarza w D...e był g...o widział a teraz się wszędzie rzuca a jego postępowania prokuratorskie niewiele się różnią od tych których szuka - szantażuje i manipuluje zeznania 60 lat temu by zrobił karierę w UB a teraz robi w IPN UB a za parę lat stanie przed sądem za to co robił czyli za ubeckie przesłuchania i czepiactwo. gdyby warunki geo-historyczne mu pozwoliły to jebana ubecja przy nich to by była pikuś
~pb
2008.08.13 14.03.57
a sądy badaly już tą sprawę?
~gp
2008.05.09 14.08.07
Z tego co pamiętam, jeszcze w czasie kampanii wyborczej dzisiejszy burmistrz Sola przebąkiwał coś o możliwości wystąpienia przez gminę na drogę sądową.
I echo. Tak to już jest w tym nieszczęsnym powiecie, a zwłaszcza w jego stolicy.
A w Resku jednak można było...
Ręce opadają.