Ogłoszony przez Polskie Towarzystwo Pracowników Socjalnych Oddział Zachodniopomorski z siedzibą w Drawsku Pomorskim otwarty konkurs na najlepszy artykuł dotyczący pracy socjalnej został rozstrzygnięty.
Autorzy mogli wybrać jeden z sześciu poniższych tematów:
1. „Problem wypalenia zawodowego wśród pracowników socjalnych”
2. „Perspektywa rozwoju zawodu pracownika socjalnego”
3. „Interdyscyplinarny charakter pracy z rodziną dysfunkcyjną”
4. „Praca socjalna w Polsce. Zawód pracownika socjalnego niosący pomoc w potrzebie”
5. „Wspieranie rodzin w prawidłowym wypełnianiu ról społecznych”
6. Temat dowolny.
Na konkurs wpłynęło 7 prac.
Jury w składzie: Stanisław Cybula - Starosta Powiatu Drawskiego, Kazimierz Rynkiewicz - Redaktor Gazety „Tygodnik Pojezierza Drawskiego”, Danuta Sycz - Dyrektor Poradni Psychologiczno- Pedagogicznej, Izabela Krężołek - Naczelnik Wydziału Edukacji Starostwa Powiatowego w Drawsku Pomorskim, Maria Półrolnik - Radca prawny Starostwa Powiatowego w Drawsku Pomorskim oraz Anna Tyma - Prezes PTPS Oddział Zachodniopomorski, na zebraniu w dniu 14 kwietnia br. rozstrzygnęło konkurs ustalając następującą kolejność prac.
1. miejsce: „I uczyń mnie dobrym człowiekiem...” - Agnieszka Redmann (33 pkt.)
2. miejsce: „Wypalenie zawodowe pracowników socjalnych” - Grażyna Buczek (25 pkt.)
3. miejsce: „Perspektywa rozwoju zawodu pracownika socjalnego” - Barbara Głowacka (24 pkt.)
4. miejsce: „Wypalenie zawodowe” - Brygida Rossa (22 pkt.)
5. miejsce: „Czy chcę być pracownikiem socjalnym?” - Agnieszka Szyntar (15 pkt.)
6. miejsce: „Problem wypalenia zawodowego wśród pracowników socjalnych” - Inga Moczarska (13 pkt.)
7. miejsce: „Na rozstaju dróg” - Barbara Głowacka (7 pkt.).
Nagrody: I miejsce - 200 zł oraz opublikowanie artykułu w gazecie „TPD”; I i II wyróżnienie - 100 zł oraz opublikowanie artykułu w gazecie „TPD”. Nagrody pieniężne zostaną wręczone podczas II Zjazdu Polskiego Towarzystwa Pracowników Socjalnych Oddział Zachodniopomorski, jaki odbędzie się w dniu 28 maja w Złocieńcu.
Jury wysoko oceniło sam pomysł powołania takiego konkursu, który ma służyć refleksji nad pracą socjalną nie tylko pracowników socjalnych, ale także społeczności, w której ta praca się odbywa. Jury dziękuje autorom za udział w konkursie i mając nadzieję, że będzie on kontynuowany, zachęca do udziału w nim w przyszłości wszystkich zainteresowanych tą społeczną tematyką.
I uczyń mnie dobrym człowiekiem...Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.
Robert Frost Droga nie wybrana
...Wieś, a za nią polna droga. W oddali ściana lasu. Szukam drogowskazu, jakiegoś znaku, który doprowadzi mnie do numeru widniejącego na podaniu o pomoc. Droga pojawia się nagle, by zaraz skręcić w lewo. Może to tu? Na jej końcu stoi dom. Kiedyś musiał być piękny i dostojny. Po zabudowaniach gospodarczych tylko gdzie niegdzie nieśmiałe ślady. Na progu domu pojawia się kobieta. Uśmiecha się zawstydzona: „pani wejdzie...” Pani Helena, bo tak się nazywa, przygotowuje się do I komunii swojego dziecka. Od progu chce się pochwalić świeżo odmalowanym pokojem, „nowymi” meblami podarowanymi przez znajomych. „Za te pieniądze (zaoszczędzone - dopisek autora), kupiłam już wszystko, co trzeba. I na składkę też dałam. Tylko na poczęstunek zabraknie.” Kobieta jest na rencie, choć ma dopiero 43 lata. Jak to mówią ludzie: „z głową ma coś nie tak”. Jej mąż, bezrobotny, jak niejeden we wsi, nie koniecznie chętny do pracy. Mówią o nim: „pijaczyna”. Są tacy we wsi, co kobiety żałują. Nie raz chłop rentę przepije, a potem narzeka, że baba niegospodarna.
Jesteśmy w mieszkaniu same. Mówię do niej, że w domu czysto, odświętnie. Kobieta ożywia się. Opowiada, że stara się, że to dla syna. Nie chce, by czuł się gorszy od innych dzieci. Pytam o zdrowie. Nieco przerażona, ale potwierdza: „dobrze pani, biorę leki”. W jej oczach pojawia się strach. Kiedyś, gdy choroba dała o sobie znać, wezwane pogotowie w obecności policji odwiozło ją do szpitala. Wyjaśnia się, dlaczego nie może sprzeciwić się mężowi. Ten, gdy chce mieć kontrolę nad żoną, „obiecuje jej” kolejną hospitalizację, a tego boi się najbardziej. Nigdy więc nie przyzna się, że jest bita i poniżana. Nie chce, by koszmar się powtórzył. Ludzie proszą: „pomóżcie jej..., ale jak by coś, to świadczyć nie będziemy, nie nasza to sprawa”.
...Wiele lat temu, gdy wszystko było dla mnie nowe i nieznane, nie do końca rozpoznawalne... Pojawił się w biurze pewien samotny mężczyzna, może 50-letni, o twarzy zdeformowanej naroślami. Ktoś przypominający „czarnego luda”. W swoim zachowaniu - ktoś z innej planety, chyba niesprawny umysłowo. Człowiek ten potrzebował pieniędzy na żywność.
Kilka dni po jego wizycie pojechałam do niego. Gdy weszłam do mieszkania - ogromnego pokoju wypełnionego starokawalerskimi przyzwyczajeniami, ten natychmiast zamknął za mną drzwi przekręcając w nich klucz. Czy się przestraszyłam? Skłamałabym, że nie. Dotąd noszę w sobie pamięć tamtego lęku, gdy dosłownie z sercem trzepoczącym w gardle czekałam na dalszy bieg wydarzeń. Mężczyzna ubrany w filcowe gumowce, w kufajce na ramionach, podszedł do szuflady i wyciągnął rachunki. Milcząc podał mi je nieufnie do ręki. Zrozumiałam, że tak właśnie robił, gdy przyjeżdżał do niego poprzedni pracownik socjalny. By ukryć swoją niepewność zapytałam o rodzinę, o sąsiadów, o to jak sobie radzi. Wiedziałam już, że nie ma żadnego stałego źródła utrzymania. Długo nie odpowiadał, wpatrywał się we mnie, jakby badał szczerość moich intencji. Potem wykrzywił usta w bezzębnym uśmiechu, i powiedział: „sąsiady pomagają”.
Jakiś czas potem dowiedziałam się, że człowiek ten za każdym razem zamykał za sobą drzwi do mieszkania, odkąd został w nim napadnięty.
Pan Janek - tak na niego wołano - korzystał z pomocy co miesiąc, przez kilka lat. Wiele razy bywałam u niego. Do końca pozostał nieufny. Zginął tragicznie. Na pogrzebie była garstka sąsiadów. Nie pojawił się nikt z rodziny. Może jej nie miał?...
...Jest wiosenny poranek. Do biura przychodzi kobieta z kilkuletnim dzieckiem. Ma pilną potrzebę. Nie ma pieniędzy na jedzenie i leki. Opowiada roztrzęsiona o swoim ciężkim życiu, braku środków finansowych na podstawowe potrzeby. Płacze przy tym. A z czasem płacz zamienia się w lament. Łkając wyrzuca z siebie, że syn jeszcze dzisiaj nic nie jadł, a ona nie ma pieniędzy, by kupić niezbędne dla siebie leki. Jej syn, może 5-letni, patrzy na to szeroko otwartymi oczami, nie rozumiejąc, co się wokół dzieje. Wyraźnie przestraszony, tuli się do matki. Czuję się niezręcznie. W głowie kotłowanina myśli. Próbuję uspokoić kobietę. Kątem oka dostrzegam wątpiące spojrzenia innych pracowników - obserwatorów zdarzenia. Coś jest nie tak. Podchodzę do chłopca, przykucam i pytam zwyczajnie co jadł na śniadanie. Ten, zerkając na matkę, odpowiada: „chlebek z kiełbaską”. Matka jest wyraźnie niezadowolona, stanowczo zaprzecza, plącze się wyjaśniając, że dziś syn jeszcze nie jadł. Mariusz prostolinijnie jednak przypomina matce o chlebku z kiełbaską skonsumowanym tuż przed przyjazdem tutaj. Kobieta wpada w złość. Wykrzykuje, że pójdzie na skargę. Wyciąga receptę i histeryzując szantażuje, że przyjdzie jej teraz umrzeć.
Przeprowadzony wywiad ujawnił, że zarówno kobieta jak i jej mąż, byli uzależnieni od alkoholu. Jak się wkrótce okazało, lek z recepty kosztował 3,20 zł, ponieważ był zryczałtowany.
Kilka lat później studiując wiedzę na temat choroby alkoholowej, usłyszałam powiedzenie: „to płacze alkohol”. Dziś potrafię odróżnić prawdziwe łzy od tych wywołanych alkoholem, to jednak wymagało czasu.
Wielokrotnie w swojej pracy spotykam się z takimi i innymi sytuacjami życiowymi podopiecznych. Każda jest jednak inna i wymaga indywidualnego podejścia.
Mam pełną świadomość z nieuchronności przekłamań, nieprawdziwych faktów i relacji podawanych przez ubiegających się o pomoc. Pojawia się wówczas smutna refleksja - do czego potrafi posunąć się człowiek, narażając często swoje lub bliskich dobre imię, by uzyskać prawo do świadczeń finansowych.
Po latach doświadczenie podpowiada mi, aby pomagać - trzeba być blisko drugiego człowieka. Trzeba wsłuchać się w jego potrzeby, niejednokrotnie nieporadnie wypowiadane, utajnione lub zapomniane. Trzeba mieć w sobie tyle pokory, by usiąść obok człowieka i popatrzeć w tym samym co on kierunku. Trzeba chcieć przebić się przez jego strach, lęk, złość, zwątpienie, nieufność, czasem po prostu nieprzyjemny zapach. Trzeba schować do szuflady swoje tytuły i zasługi, by nie przestraszyć człowieka i nie zagrodzić mu drogi do siebie. Trzeba też być silnym, stanowczym i kompetentnym, by nie dać zwieźć się pozorom i złudzeniom.
Postrzeganie pracownika socjalnego przez środowisko jako jedynego leku na zło tego świata i czynienie go odpowiedzialnym za życie innych ludzi jest głębokim nieporozumieniem. Skuteczne pomaganie wymaga rzetelnej i uczciwej współpracy z człowiekiem potrzebującym pomocy. To podstawowa prawda, o której nikt nie może zapominać.
Także Ty Czytelniku rzucający czasem we mnie kamieniem.
Agnieszka Redmann
dlaczego aga ma 5 miejsce !! zasługuje na pierwsze. ,..... Aga SZ !!
~Pracownik Socjalny z Belgii - Bachelor Social Work
2009.01.21 08.29.08
Aga, Zakonczenie twojej pracy jest o duzo lepsze niz rozwiniecie lecz tez malo rewelacyjne. To o czym piszesz, mozna znalezc w kazdym podreczniku o pracy socjalnej. Przytoczone przez ciebie przyklady sa z zycia wziete i mysle ze kazdy pracownik socjalny ma z nimi do czynienia, lecz refleksji w nich nie znalazlam, tylko opis. Nie napisalas skad wzial sie np twoj strach, dlaczgo tak a nie inaczej zareagowalas. Rowniez przypisujesz cechy klientom, dodajesz wlasne interpretacje np \'strach byl w jej oczach\' - to jest to co ty myslalas ze widzisz i moze nie byc zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy. Poza tym skaczesz z jednego przykladu na drugi bez polaczen, powiem szczerze, ze nie rozumiem wyboru jury poniewaz nawet nie widze powiazania miedzy tytulem a tym co napisalas. Pisze nie po to by rzucic kamieniem lecz po to by sklonic cie do glebszej refleksji nad wlasnym zawodem.
pozdrawiam
C.Hendzel, Bachelor Social Work Belgia
~teresa
2008.04.22 08.34.04
Agnieszko tylko Ty mogłaś napisać tak piękny artykuł o swojej pracy. Wzruszyłam się. Wróciły wspomnienia ze wspólnej współpracy, którą do dzisiaj wspominam i bardzo sobie cenię.
Agnisiu nie zmieniaj się i zawsze pochylaj nad człowiekiem, szczególnie tym który potrzebuje Twojej pomocy, bo \"wszystko, co piękne musi przetrwać aby świat nie przestał być lepszy\"
Wszystkim pracownikom socjalnym życzę wszystkiego dobrego.