Katyń - trzy spółgłoski i dwie samogłoski - tyle mówiła mi ta nazwa do momentu ogłosze nia konkursu. Była dla mnie nic nie znaczącym dźwiękiem, jednak gdzieś daleko, w podświadomości czułam, że słowo te jest mi bliskie, może z powodu melodyjnego brzmienia przypominającego bicie dzwonów, a może babci, cioci lub wujka, którzy mówili kiedyś o Katyniu? W każdym razie, po ogłoszeniu konkursu przez historyczkę, zajrzałam do encyklopedii. O dziwo, nic nie znalazłam pod hasłem Katyń. Pomyślałam, że nastąpił błąd w druku i chwyciłam następną, i wtedy się zaniepokoiłam, ponieważ i tu nie było informacji. Nie poddałam się jednak. Na półce domowej biblioteki miałam jeszcze jedną encyklopedię PWN, wydaną w 1998 roku. Tym razem znalazłam poszukiwane hasło:
KATYŃ - miejscowość w Rosji, 20 km na zach. od Smoleńska, nad Dnieprem; 11 III-IV 1940 w pobliskim lesie NKWD zamordowało ok. 4,4 tys. pol. oficerów - jeńców z obozu w Kozielsku; po ujawnieniu zbrodni IV 1943 rząd ZSRR wykorzystał pol. starania o jej wyjaśnienie do zerwania stosunków dyplomatycznych z rządem RP na uchodźstwie; 1990 władza ZSRR oficjalnie uznała odpowiedzialność NKWD za śmierć pol. jeńców z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku, zamordowanych w Katyniu, Twerze (pochowanych w Miednoje) i Charkowie; od 1991 ekshumacje w miejscach pochowanych ofiar (udział pol. przedstawicieli); 1992 władze Rosji ujawniły uchwałę Biura Polit. KC WWK(b) z III 1940 dotyczącą zamordowania ponad 20 tys. Polaków.
Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego w tamtych encyklopediach, wydanych w 1974 i 1982 roku, nie wspomniano o tej okrutnej zbrodni. Najbardziej zaintrygował mnie jednak fakt, że definicja ukazała się jedynie w najnowszym wdaniu. Parę dni później dotarłam do „Małej Encyklopedii Powszechnej” PWN, wdanej w roku 1959. Na stronie 407 znalazłam poszukiwane hasło. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam:
KATYŃ - miejscowość w okręgu smoleńska RFSRR, miejsce masowych grobów kilku tysięcy oficerów pol. internowanych od 1939 w ZSRR, a wymordowanych przez hitlerowców po zajęciu tych terenów.
Przetarłam oczy, przeczytałam jeszcze raz: „wymordowanych przez hitlerowców”. W tym momencie uświadomiłam sobie, że muszę sama poznać całą prawdę o Katyniu. Zgromadziłam obszerną bibliografię, dotarłam do wielu ludzi, poznałam historię rodziny, wysłuchałam reportażu Antoniego Szybisty, pt. „Niemy krzyk”, przeczytałam wywiad z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Dzisiaj mogę powiedzieć, że Katyń to dla mnie symboliczne miejsce.
Poznając tę białą plamę naszej historii zrozumiałam, dlaczego tak wielu Polaków niena widzi Sowietów, dlaczego tak ważną sprawą było powstanie „Solidarności”, dlaczego Lech Wałęsa otrzymał pokojową nagrodę Nobla, dlaczego tak ważne jest to, jakie ugrupowania polityczne sprawują władzę w Polsce. Od momentu, kiedy poznałam przerażającą prawdę o Katyniu, inaczej patrzę też na wojnę w Czeczenii, gdzie, podobnie jak kiedyś w Katyniu, pisze Jan Nowak-Jeziorański:
„Ciężarówki wypełnione stosami pomordowanych młodych mężczyzn z rękami związanymi z tyłu. Setki bezładnych trupów spychanych do wykopanych zawczasu masowych grobów, natychmiast zasypywanych koparkami, aby po ofiarach zaginął wszelki ślad. (...) Jedynymi świadkami mordu w Katyniu byli oprawcy. Dzięki telewizji czeczeński Katyń ogląda cały świat i - podobnie jak wtedy - wbrew tym naocznym dowodom odradza się katyńskie kłamstwo. Rzecznik Putina oświadcza, że zdjęcia filmowe nie są żadnym dowodem. Są prowokacją wyprodukowaną przez samych Czeczenów albo zachodnich dziennikarzy.”
Nie mogli mówić
Przeprowadziłam wywiady z ludźmi w różnym wieku, pytając min. jak i kiedy dowiedzieli się o Katyniu.
Pierwszą rozmówczynią była ciocia Halina Gusławska, która uratowała się przed zesłaniem na Syberię. W chwili, gdy Sowieci przyszli po Jej rodzinę, była w sąsiedniej wiosce u zaprzyjaźnionych ludzi. Chciałoby się powiedzieć: „Dzięki Bogu, nie musiała znosić głodu, uratowała się przed cierpieniem”. Jednak było odwrotnie, 14-letnia wówczas ciocia pozostała na wrogiej Ukrainie, wśród wrogich ludzi, którzy zaczęli traktować ją jak trędowatą. Ludzie, u których przebywała, wyraźnie dali do zrozumienia, że jest niemile widziana. Musiała szukać innego noclegu. Pragnęła znaleźć się przy mamie, Tolku, Jerzym Władysławie, Sergiuszu. Chodziła w za małym już białym swetrze i uszytej przez siebie spódnicy, na boso, od domu do domu. Wspomina, że przeszła wtedy 43 kilometry i wycieńczona, zasnęła pod krzakiem. Rankiem dotarła do swojej babci, która żyła w malutkim domku razem z pięcioma innymi osobami. Babcia przyjęła ją. Wiedziała jednak, że już jutro znów zacznie tułaczkę, oferując swoje umiejętności robienia na drutach za nocleg. Tak żyła przez dłuższy czas, aż dostała wylewu i sparaliżowana przeleżała w łóżku pół roku. - W tym momencie myślałam tylko, że nie muszę już szukać noclegu - mówiła. Powoli powróciła do zdrowia i postanowiła odzyskać rodzinny dom w Krzemieńcu. W tej sprawie udała się do urzędu, w którym tylko dzięki temu, że spotkała swojego starego nauczyciela, który był jednym z urzędników, odzyskała go. - Szok, szok, szok - tak zinterpretowała swój powrót do Krzemieńca. Przekroczenie progu domu uświadomiło Jej, że czeka ją ciężka praca. Zaniedbany budynek bez okien i drzwi; pośrodku pokoju panosząca się świnia; jednym słowem - nic nie miała. Jedzenie, spokojny sen, to wszystko, tylko marzenia. Mimo całkowitego osamotnienia, przeżyła, zaciskając zęby.
Całe jej życie potoczyłoby się inaczej, gdyby nie pewien festyn w centrum miasta, który zgromadził tłumy młodzieży. Imprezę tę zorganizowali Niemcy, którzy nieoczekiwanie otoczyli wszystkich i w przeciągu kilkudziesięciu minut zabrali do bydlęcych wagonów .W tamtej chwili ciocia stała się jednym z robotników przymusowych Trzeciej Rzeszy. Jako jedna z nielicznych miała możliwość ucieczki, nie skorzystała jednak z niej, bowiem wiedziała, że tu czeka Ją tylko ciągły głód.
W Niemczech pracowała u pewnej rodziny, zajmując się dziećmi i dbając o porządek w domu. Wspomina jednak ze wzruszeniem pewną starszą panią, która należała do tej rodziny. Zabierała ją do siebie pod pretekstem, że musi u niej posprzątać, a tymczasem dawała do ręki książkę i pozwalała odpocząć. Jednak ciocia nie czytała, tylko płakała, płakała i wspominała.
Tak właśnie przeżyła wojnę moja ciocia. Po jej zakończeniu wróciła do Krzemieńca. Nie pojechała do Polski, ponieważ była przekonana, że Jej matka wróciła do rodzinnego domu. Jednak moja prababcia z dziećmi znajdowała się już w Świdwinie, który jest teraz moim rodzinnym miastem. Na szczęście wszyscy spotkali się dzięki Czerwonemu Krzyżowi, ale wtedy ciocia miała już własną rodzinę.
Wrócę jeszcze do głównego pytania, które wcześniej zadałam, czyli jak i kiedy dowiedziała się o Katyniu? Okazuje się, że bardzo późno, bo dopiero w latach 60. Mieszkała wtedy na terenie ZSSR i informacje na ten temat były sprzeczne z prawdą. Wmawiano im, że zbrodni dokonali hitlerowcy.
Pan W.K., rocznik 1940, na to pytanie odpowiedział krótko: - Od dziadka, gdy byłem mały.
Pani J.K., urodzona w 1946 – macocha opowiadała jej zamiast bajek historie na temat okrucieństwa wojny. Była wtedy siedmioletnią dziewczynką.
O rok starszy Z. Cz. stwierdził, że na ten temat często mówiono w domu, a więc o Katyniu wie praktycznie od zawsze.
Moja mama, rocznik 56, prawdy o Katyniu dowiedziała się, gdy jako ósmoklasistka uczyła się do klasówki z historii. Robiła to na tyle głośno, że Jej ojciec usłyszał to, co mówi i przeraził się. Szybko przerwał jej naukę, mówiąc zdenerwowany: - To nie tak było! - i zaczął jej tłumaczyć prawdę.
Pani A.R, rocznik 55, o zbrodni wyczytała z wydawnictw paryskiej „Kultury”.
Źródłem prawdziwych informacji było także radio Wolna Europa, dzięki któremu wiele osób usłyszało o zbrodni, tak jak na przykład pan A. Sz., urodzony w 1954.
Pan J.K., dowiedział się od swojego nauczyciela historii w szkole średniej; zdaje się, że nauczyciel miał do nich ogromne zaufanie i był odważnym człowiekiem, ponieważ J.K. jest rocznikiem 64, a więc chodził do szkoły jeszcze w latach zakłamania, gdy podręczniki podawały nieprawdziwe fakty.
Reprezentant rocznika 70., pan A.D., prawdę usłyszał od dziadka, gdy był w szkole podstawowej i przygotowywał się do lekcji historii.
Postanowiłam także przeprowadzić sondę w trzech szkołach, zadając pytanie: „Czy wiesz, co to jest Katyń?”
W szkole zawodowej, w rocznikach 81-82, tylko dwóch uczniów, na 60 pytanych, umiało to wyjaśnić, ponieważ ich rodziny są powiązane w jakiś sposób z tą zbrodnią. Natomiast ten sam rocznik z liceum wypadł o wiele lepiej. Na 60 pytanych, o Katyniu wiedzieli prawie wszyscy. W moim gimnazjum na 30 osób tylko 3 potrafiły odpowiedzieć prawidłowo!
Dzięki tym wywiadom uzyskałam jasny obraz naszej wiedzy na temat Katynia. Moi rozmówcy urodzeni w latach 1925-70, poznali prawdę z różnych źródeł. Ci najstarsi doświadczyli zbrodni stalinowskiej na sobie, a roczniki 1940-70 dowiadywały się najczęściej o Katyniu od rodziców, z wydawnictw podziemnych, z radia Wolna Europa.
Uczniowie gimnazjów i szkół zawodowych wiedzę w tej sprawie posiadają niewielką. Nie zaskoczyła mnie niewiedza rówieśników; są oni poszkodowani, ponieważ nie mieli okazji wgłębić się w losy II wojny światowej.
Sonda wykazała, że im niższe wykształcenie ankietowanych, tym mniejsza wiedza o Katyniu i o historii swojego narodu .
Po lekturze listów, wierszy, pamiętników, książek, artykułów prasowych i przeprowadzonej sondzie wśród ok. 105 osób, słowo Katyń, na szczęście, nie jest już dla mnie pustym dźwiękiem, lecz czymś, o czym zapomnieliśmy najpierw za sprawą polityki polskiej, a obecnie zapominamy za sprawą... no właśnie, czego? Słysząc słowo Katyń za każdym razem nasuwa mi się refleksja, że polski naród, do którego i ja należę, mimo że został tak tragicznie doświadczony wojną, nie potrafi kultywować pamięci o tych, którzy zostali bestialsko zamordowani przez Sowietów. Kto ponosi za to winę? Cały naród? Politycy? Media?
Dlaczego tak niewiele wiemy o własnych korzeniach?
Dlaczego jest wojna w Czeczenii?
Dlaczego moi rówieśnicy tak niewiele wiedzą o zbrodni Katyńskiej?
- Dlaczego oprawcy uniknęli kary?
Dlaczego byli tak okrutni?
Dlaczego ...?
Oprócz tych wielu pytań, mam też - podobnie jak podmiot liryczny w wierszu Kazimiery Iłłakowiczówny - prośbę:
O Boże, (...)
zstąp i zamieszkaj, błagam Ciebie
nie w dzieciach, nie w kwiatach,
nie w czystych duszach,
nie w jasnych wodach,
ale w sercach katów.
Katów, którzy stawali za plecami ofiar, krępowali ich ręce sznurem, przystawiali im lufę pistoletu w tył czaszki i... naciskali spust, beznamiętnie, fachowo, precyzyjnie, potem do dołu, potem następny i następni... 22 tysięcy bezbronnych jeńców polskich. Operację przeprowadzono drobiazgowo pod względem technicznym. Nie zapomniano o niczym: o miejscu wyładowania, o rodzaju wagonów, o sposobie transportu, o wapnie, o posadzeniu młodziutkiego lasu, o...
Pamięci nie da się zgładzić
W lutym (2000 r.), w 2 tys. egzemplarzy, w drukarni Katolickiego Ośrodka Wydawniczego „Veritas”, pod zarządem Zygmunta Kotkowskiego, wydano książkę „Czas wojny”. W rozdziale XI, na stronie 125 czytamy, że na Okęciu w 1943 roku zebrała się delegacja złożona z przedstawicieli społeczeństwa polskiego, a dokładniej z dr. Orzechowskiego, dr. Grodzika, Emila Skiwskiego. Edmunda Seyfryda, paru robotników reprezentujących polskie załogi fabryczne oraz Ferdynand Goetla, człowieka, który opisuje całe to wydarzenie w tej właśnie książce. Miała ona za zadanie stwierdzić, czy propaganda hitlerowska podaje autentyczne informacje na temat masowych grobów w Katyniu. Dotarła do Smoleńska, gdzie po nocy spędzonej w hotelu dla sowieckich urzędników, który w tym czasie oblegany był przez delegacje i dziennikarzy z różnych państw interesujących się jeszcze wtedy zagadkową zbrodnią na polskich oficerach, nazajutrz rankiem wyjechała samochodem do Katyńskiego lasu. Goetel opisuje: „Dobrze utrzymana droga wiedzie nas (...) drobną i bujną dość okolicą. Las Katyński, gdy do niego dojeżdżamy, jest to nie wyrosły „głodny” las. Bardzo nowocześnie i rzeczowo brzmi już tabliczka u wjazdu do Kozich Gór z napisem: miejsce wywczasów dla pracowników N.K. W.D. Ogarnia nas jadowity i ciężki cuch trupiego rozkładu”.
Kierownikiem ekshumacji jest profesor medycyny sądowej uniwersytetu we Wrocławiu dr Buhtz, który mówi do polskiej delegacji: „abyśmy wskazali na jakiekolwiek zwłoki w grobie, gdyż chce dokonać przy nas na nich obdukcji. Przekona nas wówczas naocznie, że zwłoki będą miały przestrzeloną czaszkę. Wynoszą ukazanego przez nas trupa. Coś kurczy się w nas i drży, gdyż profesor paru ruchami noża odłącza głowę od ciała i skalpuje ją, aby ukazać na wlot kuli w tyle głowy i wylot jej ponad czołem. A teraz nożyczki tną mundur i poszukują papierów. Są. poklejone i nadżarte jadem, mało czytelne. Wśród nich kartka z częściowo czytelnym adresem wysyłającego: „Zielińska... powiat Grodziec... więc..” - już nie pomnę jaka. I dalej: „Drogi mężu...”
Po wstrząsającym widoku ekshuma cji, delegacja rozproszyła się po lesie, analizując w myślach przebieg mordu i zbierając coraz więcej dowodów, które świadczyły na niekorzyść bolszewików.
„(...) Robota grabarska jest tu (...) dość powierzchowna, a sposób zakamuflowania grobów prymitywny i naiwny, musiałoby minąć dziesiątek lat, aby sosny wyrosły i zmieszały się z lasem”.
Polska delegacja postanowiła oddać hołd pomordowanym: „Zdejmujemy kapelusze. Dr Seyfryd wypowiada słowa: Rodacy! Uczcijmy chwilą milczenia poległych tu Polaków, którzy zginali, aby Polska istniała”.
Istnieje Polska, żyje moja rodzina, moja doświadczona wojną rodzina, która była świadkiem zbrodni stalinowskiej. Mój pradziadek, ze strony ojca, 17 września 1939 roku, gdy Sowieci dotarli do Krzemieńca, został zabrany i sądzony 18 października tego samego roku przez tzw. Trójkę. Trzy osoby zadecydowały o jego losie; był Polakiem, a więc wyrok był jasny: „Rozstrzelać!”.
Jego żona i piątka dzieci mogli się tylko domyślać przyczyny nagłego zniknięcia mojego pradziadka. Po Bożym Narodzeniu przyszła i kolej na nich. Zostali zesłani na Syberię. Przeżyli tylko dzięki temu, że byli silni, choć, gdy zapanowała epidemia tyfusu, to moja prababka napisała w liście do swojej córki, której jako jedynej w rodzinie udało się uniknąć zesłania:
„Wolałabym, aby dzieci umarły, tylko gdzie je pochowam? Ziemia zamarznięta, nie ma trumny, ani desek, z których mogłabym zrobić tę trumnę i siły też nie ma...”
Na szczęście przeżyła. Ona i Jej dzieci. Wrócili do Polski, która miała już inne granice. Ich rodzinny Krzemieniec, ten sam, w którym urodził się Juliusz Słowacki, był już radziecki. Osiedlili się więc w Świdwinie. Tu przyszedł na świat mój Ojciec, jego brat i dwie siostry. Później ja oraz moi trzej bracia.
W ubiegłym roku po raz pierwszy odwiedziłam dom pradziadków - w Krzemieńcu, w którym rozegrała się historia nie tylko mojej rodziny, ale wszystkich Polaków, którzy w poszukiwaniu prawdy o Katyniu, mogą teraz obejrzeć centrum pamięci o wydarzeniach II wojny światowej. Jest Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, w którym otworzono 29 czerwca 1993 r specjalny wydział poświęcony ofiarom zbrodni katyńskiej. Martyrologia naszego kraju przedstawiona jest w pięciu ekspozycjach, opracowanych przez artystę plastyk Marię Irzyk.
Część pierwsza ekspozycji przedstawia dokumenty, które zaważyły na losie jeńców. Druga jest poświęcona jeńcom obozu kozielskiego. Zgromadzono tu fragmenty czapek oficerskich, orzełki, naramienniki, guziki wojskowe, monety, które należały do żołnierzy. Największe wrażenie wywołała u mnie płyta nagrobna, na której znajduje się 1500 fotografii pomordowanych. Część trzecia zawiera gabloty z pamiątkami ofiar: szachy, warcaby, maszynki i pędzle do golenia, grzebienie, szczoteczki do zębów, ołówki, scyzoryki i wiele innych przedmiotów. Część czwarta poświęcona jest policjantom więzionym w Ostaszkowie. Znajdują się tu m.in. elementy umundurowania, przedmioty użytku osobistego i kultu religijnego, dokumenty. Część ostatnia to Sala Pamięci. Pośrodku znajduje się makieta Pomnika Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. Ekspozycję zamyka kalendarium obchodów 60 rocznicy „Golgoty Wschodu”.
Hanna Paprocka,
Świdwin, 2000 r.
Obecnie studentka farmacji
w Gdańsku.