(WERZCHOWO) Rozmowa z kierownikiem Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wierzchowie Piotrem Paszkiewiczem.
Pan Piotr Paszkiewicz od dziesięciu lat pracuje w GOPS w Wierzchowie, a od trzech jest jego kierownikiem. Gmina Wierzchowo liczy 4800 mieszkańców. Średnio jeden pracownik socjalny przypada na dwa tysiące mieszkańców, ale nie mniej, niż trzech w ośrodku. Pracuje ich dwóch, więc powinien być jeszcze jeden, tym bardziej, że statystyka sobie, a teren jest trudny, popegeerowski, więc dużo tu rencistów, niepełnosprawnych, schorowanych, biednych.
Kierownik GOPS potwierdza te spostrzeżenia.
- Kiedyś dużo ludzi pracowało w PGR-ach i Lasach Państwowych. W wyniku transformacji wielu z nich zostało bez jakiegokolwiek źródła utrzymania. Jest bardzo dużo osób niepełnosprawnych. Świadczenia rentowe są bardzo niskie, w granicach 300 - 400 złotych. Z Pomocy Społecznej otrzymują zasiłki, wyrównania, często w granicach 200 – 300 złotych, co nie zaspakaja często potrzeb tych rodzin. Mamy około 200 rodzin stale korzystających z pomocy, z różnego rodzaju form. W zasadzie najczęściej jest to świadczenie pieniężne. Oni cały czas utrzymują kontakt z nami. Można powiedzieć, że nie potrafią bez nas egzystować. Zwracają się też po porady fachowe, żeby pomóc im coś załatwić w urzędach, ZUS-ie, sądzie, bo sami nie są w stanie tego zrobić. Widoczna jest bezradność tych ludzi. Często są to rodziny duże i wielopokoleniowe, po osiem – dziewięć osób, gdzie w skład tej dużej rodziny wchodzą dwie małe, założone przez dorosłe dzieci. Młodzi ludzie mieszkają z dziadkami, babciami i żyją z ich emerytury lub renty, bo nie mają środków do życia.
- Co robi pracownik socjalny, jak dociera do ludzi potrzebujących pomocy?
- Przeprowadza wywiad środowiskowy w miejscu zamieszkania osoby. Zbiera informacje w zależności czego sprawa dotyczy; kontaktując się z sołtysem, sąsiadami lub instytucjami. Pracownik powinien zauważyć, że w rodzinie dzieje się źle, że są na przykład zaniedbywane dzieci, że rodzice piją, że jest przemoc w rodzinie, że dorosłe dzieci znęcają się nad rodzicami, zabierają im pieniądze. Następuje wyraźny wzrost przypadków przemocy w rodzinie. Pracownik jest pierwszą osobą, która dociera na miejsce i podejmuje interwencję. Współpracujemy z kuratorami zawodowymi, z sądem rodzinnym, karnym, policją, strażą gminną. Jak trzeba, to załatwia takim osobom różne sprawy w urzędach.
- Czasami słyszymy lub czytamy o różnych tragicznych zdarzeniach, że ktoś w rodzinie się powiesił, popełnił samobójstwo, albo dziecko było bite i zmarło, albo staruszka zmarła i leżała kilka dni sama. Nasuwa się wtedy pytanie – gdzie była opieka społeczna, czemu nie dostrzegła tych ludzi, nie pomogła im. Może stracił tę czujność, był za mało wśród ludzi... Jak uniknąć takich wypadków, jak pracownik rozpoznaje tę rzeczywistość, jak pozyskuje informacje?
- Boli mnie to, że społeczeństwo zrzuca całą odpowiedzialność na pomoc społeczną. W danej miejscowości najczęściej mieszka ktoś z rodziny, ale umywają ręce – niech to opieka załatwi. Służba zdrowia z powodu prywatyzacji też tymi rodzinami za bardzo się nie interesuje. Są sytuacje, że osoba jest chora, ale tam nie bywa pierwszy lekarz rodzinny lub pielęgniarka środowiskowa, tylko sołtys dzwoni do mnie i mówi do mnie – trzeba coś zrobić bo tam jest chory człowiek. My nie jesteśmy od wszystkiego, ale nigdy nie zostawiamy tego bez reakcji. Kontaktujemy się z pielęgniarką środowiskową, policją. Przekazujemy informacje.
By to lepiej działało tworzone są obecnie w gminach zespoły interdyscyplinarne, złożone z przedstawicieli różnych instytucji. Gdy dzieje się coś złego w szkole, będzie pedagog szkolny, który widzi, że dziecko nie chodzi przez dwa tygodnie do szkoły, że coś jest nie tak, i powinien skontaktować się z nami. Musi być koordynacja wszystkich służb, bo sama pomoc społeczna nie da rady.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał
Kazimierz Rynkiewicz